„Zaszłam w ciążę z nieodpowiednim facetem. Nie chciałam mieć na wychowaniu dwóch dzieciaków, wiec odeszłam”

kobieta w ciąży fot. iStock, ilona titova
„Nigdy nie żałowałam, że moje dziecko nie ma ojca. Tak było lepiej i bezpieczniej”.
/ 02.04.2024 14:00
kobieta w ciąży fot. iStock, ilona titova

Największym szczęściem, jakie mnie w życiu spotkało, było przyjście na świat synka, Jasia.  Wychowywałam go sama, ponieważ z jego ojcem przestało mnie cokolwiek łączyć. Norbert okazał się lekkoduchem, nie miał nawet stałej pracy

Na początku naszego związku naiwnie sądziłam, że może przy mnie się zmieni. Niestety. Zaczęłam więc myśleć o rozstaniu i wtedy okazało się, że spodziewam się dziecka. Najpierw przestraszyłam się odpowiedzialności za tę małą istotkę, ale potem... Postanowiłam jednak, że sama wychowam dziecko, a Norbert o niczym się nie dowie.

Zerwałam z nim

Mama, z którą zamieszkałam, we wszystkim mnie popierała i obiecała pomóc. Przez całą ciążę czułam się doskonale! A kiedy przyszedł na świat Jasio, mama zajęła się moim synkiem. Była emerytowaną nauczycielką i mały wnusio zupełnie przysłonił jej świat. Życie upływało spokojnie, bez większych kłopotów czy zmartwień.

Nigdy nie żałowałam, że moje dziecko nie ma ojca. Tak było lepiej i bezpieczniej, a Norbert nie stanowił dobrego materiału na tatusia. Od momentu rozstania nie widziałam go, ponoć wyjechał z naszego miasta. Jasio był nieco podobny do ojca, miał jego oczy i śniadą karnację.

Kiedy skończył cztery latka, kupiłam mu rowerek. Którejś niedzieli wyszliśmy z synkiem na spacer. Przed bramą kamienicy siedział żebrak. Zawołałam do Jasia, żeby chwilę poczekał i zaczęłam szukać po kieszeniach drobnych. Nagle usłyszałam pisk opon i jakiś krzyk!

Kiedy spojrzałam, zobaczyłam Jasia leżącego na chodniku, a o kilka metrów dalej przewrócony rowerek. W ułamku sekundy znalazłam się przy synku, a okrzyk przerażenia uwiązł mi w gardle. Patrzyłam na Jasia, który leżał i nie ruszał się. Świat nagle zawirował i straciłam przytomność. Ocknęłam się w karetce pogotowia, kiedy lekarz mocno poklepywał mnie po twarzy.

– Co się stało? – wykrztusiłam z wysiłkiem. – Gdzie jest mój synek?

– Wszystko w porządku. Nic mu nie jest… – usłyszałam głos lekarza.

– Ale… on leżał na ulicy… – byłam roztrzęsiona. – Chcę go zobaczyć…

– Mamusiu… – doleciał do mnie głosik Jasia i znowu zapadłam w ciemność. Dopiero w szpitalu doszłam do siebie, kiedy zaaplikowano mi zastrzyk. Otworzyłam oczy, Jaś przycupnął obok na łóżku i trzymał mnie kurczowo za rękę.

– Rowerek się popsuł, mamusiu…

– Nic nie szkodzi, synku – powiedziałam. – To nic takiego…

Okazało się, że jakieś auto mocno przyhamowało, kiedy Jaś spadł z rowerka, tuż przed ulicznym krawężnikiem. Ale rowerek stoczył się dalej, na ulicę i samochód w niego uderzył, a nie w moje dziecko. Synek trochę się poturbował, ale badania w szpitalu wykazały, że nic groźnego mu się nie stało…

Gdy opuściliśmy z Jasiem szpital, zobaczyłam... Norberta, nerwowo spacerującego po parkingu! Podbiegł do nas.

– Nic wam nie jest, Marysiu? – zapytał troskliwie. – Wszystko w porządku?

– Norbert?! – wykrzyknęłam zdziwiona jego widokiem. – Ale co ty tutaj robisz?

– No, to ja przecież jechałem tym samochodem… – odetchnął z jakąś ulgą. – Już z daleka dostrzegłem tego małego, jak niebezpiecznie zbliżał się do ulicy… Od razu nacisnąłem mocno na pedał hamulca, aż auto prawie stanęło mi dęba.

– Jakie to szczęście, że zauważyłeś Jasia! – wykrzyknęłam po chwili, gdy przeszedł mi szok.

Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek, a łzy kapały mi z oczu.

Mój synek… On jest dla mnie wszystkim…

– Już dobrze, Marysiu… – powiedział Norbert. – Już wszystko jest dobrze…

Ten uspokajający ton i ciepłe spojrzenie ciemnych oczu podziałały na mnie kojąco. Nagle poczułam okropne zmęczenie. Chciałam, byśmy z Jasiem jak najprędzej znaleźli się w domu. Norbert objął mnie ramieniem i poprowadził do auta.

– Odwiozę was…

Nie miałam siły odmówić. Niebawem znaleźliśmy się pod naszym domem. Podziękowałam raz jeszcze Norbertowi i weszłam na klatkę schodową. Mama mało nie padła, kiedy dowiedziała się o wszystkim, a potem niezmiernie się zdziwiła, gdy usłyszała o Norbercie.

– Może los tak chciał… – rzuciła.

„Jaki znowu los?” – pomyślałam.

– Ty znasz tego pana? – zapytał Jasio, patrząc na mnie oczami Norberta.

– To dawny przyjaciel, kochanie – odparłam dziecku, bo też nic innego nie przyszło mi do głowy. Po chwili zasnęłam, tuląc synka do siebie.

Spytał, czy mógłby nam w czymś pomóc…

– Raczej nie… – odpowiedziałam.

– Moglibyśmy się kiedyś spotkać, Marysiu? – zapytał zupełnie nieoczekiwanie.

– Czemu nie? – odparłam i sama się zdumiałam, dlaczego mu nie odmówiłam.

Norbert wyraźnie się ucieszył i zapowiedział, że niebawem znowu zatelefonuje. Mama przysłuchiwała się w milczeniu, ale niczego nie komentowała. A kiedy za kilka dni umówiłam się z nim na mieście, rzuciła od niechcenia, że powinnam mu powiedzieć, iż jest ojcem Jasia.

– Powoli, mamo… – trochę się zdenerwowałam. Nie znosiłam żadnych nacisków. – Zobaczymy…

Norbert już na mnie czekał w knajpce, gdzie się umówiliśmy.

– Wypiękniałaś… – rzucił. Zrobiło się całkiem miło, musiałam przyznać. – Po kilku latach znowu wróciłem do naszego miasta… – powiedział. – Otworzyłem własną firmę i nie najgorzej mi się wiedzie… Trochę się zmieniłem przez ten czas – uśmiechnął się. – A co u ciebie? Wyszłaś za mąż?

– Nie… – odparłam. – Sama wychowuję synka i nadal pracuję w szkole.

Nie wiedziałam, czy powinnam mu powiedzieć o Jasiu. Jednak w końcu doszłam do wniosku, że na to przyjdzie czas. Przyjemnie spędziłam wieczór w towarzystwie Norberta i nie oponowałam, kiedy zaproponował następne spotkanie.

W niedługim czasie przekonałam się, że faktycznie miałam teraz do czynienia z człowiekiem dojrzałym i naprawdę innym niż kiedyś. Prędko ponownie uległam jego urokowi i po prostu na nowo się zakochałam… Pewnego razu, gdy pojechaliśmy za miasto i spacerowaliśmy po lesie, Norbert wyznał mi, że nie umiał o mnie zapomnieć…

– Głupi byłem, że nie potrafiłem cię wtedy docenić – powiedział szczerze. – Potrzebowałem czasu, aby zrozumieć, że jesteś dla mnie najważniejsza… Dasz mi jeszcze jedną szansę, Marysiu?

Było to dla mnie wyjątkowo zaskakujące, ale jakże przyjemne doświadczenie. Oczywiście, zgodziłam się bez wahania. No i miałam mu coś do powiedzenia…

– Jasio jest twoim synem. Nie mówiłam ci tego wcześniej, bo nie byłam pewna…

– Nie wiedziałaś, czy sprawdzę się jako ojciec, prawda? – delikatnie mi przerwał. – Nie miej do siebie pretensji, to tylko moja wina, byłem lekkoduchem. Ale kiedy pierwszy raz zobaczyłem Jasia leżącego na tym chodniku, aż serce we mnie zamarło… – mówił wzruszony. – Właściwie od początku podejrzewałem, że mogę być jego ojcem… Tak bardzo tego chciałem! – przytulił mnie mocno.

To wszystko jest takie niesamowite, że jednak los nas znowu ze sobą zetknął, abyśmy mogli być razem…

Czytaj także:
„Po 30 latach zostawiłem żonę dla kochanki. Po co mi w łóżku stare próchno, jak mogę mieć rumianą Słowiankę?”
„Brat bez hamulców zdradzał żonę ze swoją szefową. Nie mogłam pozwolić, by sprzedał rodzinę dla kilku groszy”
„Teściowie chcieli dla swojej córki księcia z bajki. Na nasze pierwsze spotkanie, poprowadzili swoich kandydatów”

Redakcja poleca

REKLAMA