Nie sądziłem, że Kuba i Julita kiedykolwiek zamieszkają z nami. Jeszcze przed ślubem syn z synową wynajęli mieszkanie i rozpoczęli wspólne życie. I świetnie sobie radzili. Odłożyli nawet trochę pieniędzy. Planowali, że wkrótce wezmą kredyt hipoteczny i pójdą na swoje. Niestety, wybuch wojny na Ukrainie zniweczył te plany. Inflacja i rosnące koszty utrzymania sprawiły, że nie tylko musieli zapomnieć o kredycie, bo stracili zdolność, ale nawet nie byli w stanie płacić za wynajem.
Na początku nie mieliśmy ż żoną pojęcia o ich kłopotach. Oboje są bardzo ambitni i niechętnie przyznawali się do problemów. Milczeli więc, licząc na to, że sytuacja szybko się poprawi. Ale że zamiast lepiej było tylko gorzej, wyznali nam prawdę. I zapytali, czy mogą zamieszkać z nami do czasu, aż to cenowe szaleństwo się nie skończy i znowu będzie można coś wynająć za rozsądne pieniądze. Choć przyzwyczailiśmy się już z żoną do życia we dwoje, zgodziliśmy się. Chcieliśmy pomóc dzieciom.
Krysia gotuje zbyt tłusto i niezdrowo?
Kuba i Julita wprowadzili się na początku lata. Zamieszkali na poddaszu, w dużym, jasnym pokoju z własną łazienką. Spodziewałem się że czasem będzie dochodzić między nami do spięć, bo przecież młodzi już mieszkali oddzielnie i mieli swoje przyzwyczajenia, ale liczyłem na to, że szybciutko się dotrzemy i dogadamy. Tyle że im dłużej mieszkamy razem, tym mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że to chyba niemożliwe.
Do pierwszego konfliktu doszło w kuchni, czyli jedynym wspólnym, poza korytarzem, miejscem w naszym domu. Moja Krysia zawsze była tam panią, więc zaproponowała, że będzie gotować obiady dla wszystkich. Bo tak będzie lepiej i taniej. Myślała, że Julita będzie jej wdzięczna, tymczasem ona zaprotestowała. Powiedziała, że potrawy mojej żony są zbyt tłuste, a więc niezdrowe, dlatego sama będzie przygotowywać posiłki dla siebie i Kuby.
Krysi było bardzo przykro, bo wcześniej synowa chwaliła jej jedzenie, ale, choć z trudem, przełknęła tę zniewagę. Wzięła jednak Julitę pod lupę i gdy były razem w kuchni, wytykała jej kulinarne błędy. Tamtej się to nie podobało, więc coraz częściej się kłóciły.
Teraz w kuchni panuje cisza – nie dlatego, że obie panie się porozumiały, ale dlatego, że schodzą sobie z drogi. Gdy jedna gotuje, druga siedzi w swojej części domu. Na pierwszy rzut oka to dobre rozwiązanie, lecz na drugi już nie. No bo niby dlaczego człowiek we własnym domu ma godzinę czy dwie czekać, żeby sobie herbaty gorącej zrobić czy podgrzać coś do jedzenia?
Na kuchennych potyczkach się nie skończyło. Doszły kolejne „drobiazgi”. Krysi od pierwszych dni nie podobała się – słusznie zresztą – niegospodarność synowej. Uważała na przykład, że Julita zużywa za dużo wody i w ogóle nie oszczędza prądu. Rzeczywiście prała codziennie po kilka rzeczy, choć rozsądek nakazuje włączać pranie dopiero wtedy, gdy bęben jest pełny. Kiedy się kąpała, odkręcała prysznic na full i stała pod nim pół godziny. A gdy zapadał zmierzch, włączała na górze wszystkie światła. Piętro wyglądało jak choinka w Boże Narodzenie – lampka przy lampce.
Nie zanosi się na poprawę sytuacji
Krysia nieraz prosiła Julitę, naprawdę spokojnie, żeby zmieniła przyzwyczajenia. Bo woda i prąd są coraz droższe, bo jak przychodzą rachunki, to jej siwych włosów przybywa. Czy posłuchała? Nie. Za każdym razem odpowiadała, że nigdy nie „zbierała” brudów do kosza na pranie i nie zamierza tego robić, długi prysznic pod silnym strumieniem wody ją relaksuje, a po ciemku siedzieć nie będzie, bo nie chce wpędzić się w depresję.
W końcu żona się wkurzyła i zażądała, żeby w takim razie młodzi pokrywali trzy czwarte rachunków, za prąd, wodę i ścieki, a nie połowę tak jak to było umówione. Zgodzili się, lecz z takimi minami, jakbyśmy chcieli ich okraść. I od tamtej pory korzystają z mediów jeszcze bardziej intensywnie. Na złość czy co?
Na początku starałem się trzymać od tych konfliktów z daleka. Podobnie zresztą jak Kuba. Obaj uważaliśmy, że baby jak to baby, muszą wziąć się za łby. Bo taka już ich natura. Mieliśmy jednak nadzieję, że jak już sobie wszystko wyjaśnią, to w domu zapanują upragnione harmonia i zgoda. Ale zamiast lepiej było tylko gorzej, więc już nie mogliśmy stać z boku. Zwłaszcza że nasze żony po każdej kłótni żaliły się i wylewały łzy.
Ja oczywiście trzymałem stronę Krysi bo uważałem, że we własnym domu ma prawo stawiać warunki, Kuba bronił Julity, twierdząc, że mama się jej za bardzo czepia i niesprawiedliwie traktuje. W efekcie popsuły się nasze stosunki nie tylko z synową, ale i z synem.
– Nie pomyślałabym, że dla własnego dziecka będę kiedyś wrogiem – powiedziała ostatnio żona, łykając łzy.
Zrobiło mi się wtedy bardzo smutno
Przecież jeszcze niedawno mieliśmy z synem i synową taki dobry kontakt. Młodzi wpadali do nas na obiadki. Przy stole śmialiśmy się, żartowaliśmy, opowiadaliśmy sobie, co nas dobrego spotkało. A teraz? Atmosfera jest tak gęsta, że siekierę można powiesić.
Jestem już zmęczony ciągłymi kłótniami. Tęsknię za czasami ciszy i spokoju. I żałuję, że wyciągnęliśmy z żoną do dzieci pomocną dłoń i pozwoliliśmy im zamieszkać z nami. Przecież właśnie przez to wszystko się między nami popsuło. Mam ochotę poprosić, żeby się wyprowadzili, ale wiem, że to na razie niemożliwe. Bo ceny wynajmu rosną zamiast spadać, a banki ciągle odmawiają kredytów. Gdzie więc mają pójść? Pod most? Wygląda więc na to, że jeszcze przez jakiś czas będziemy musieli razem wytrzymać. Tylko jak ten czas przeżyć? Bo tak, jak jest teraz, dłużej być już nie może…
Czytaj także:
„Syn lokalnego krezusa przejechał moją córkę na pasach. Policja rozłożyła ręce, więc sam postanowiłem dać mu nauczkę”
„Mąż zostawił mnie przez SMS-a. Chciałam zemsty, więc nakłamałam córkom, że latami mnie krzywdził, a znajomym, że mnie okradł”
„Szefowa płaci mi marne grosze, a sama pławi się w luksusach. Wstydzę się poprosić o podwyżkę, bo to moja koleżanka”