„Wraz z wypadkiem męża skończyło się moje życie. Przysięgałam mu być w zdrowiu i chorobie, ale on ciągnie mnie na dno”

Kobieta, która ma dość męża fot. Adobe Stock, dragonstock
„Obrażał mnie, wyzywał, krzyczał, że przyprawiam mu rogi. Czasem było mi tak przykro, że aż łzy napływały mi do oczu. Nieraz miałam ochotę walnąć go w łeb albo wrzasnąć, żeby przestał wygadywać bzdury, bo naprawdę poszukam sobie innego faceta, ale milczałam”.
/ 25.01.2022 08:21
Kobieta, która ma dość męża fot. Adobe Stock, dragonstock

Nigdy nie zapomnę dnia, w którym dowiedziałam się, że Darek miał wypadek. To było dokładnie 28 czerwca 2019 roku. Wracał z tygodniowego szkolenia. Gdy po raz ostatni do mnie dzwonił, mówił, że już zbliża się do miasta i najdalej za pół godziny będzie w domu.

Ale minęło godzina, potem druga, a jego ciągle nie było. Komórka też nie odpowiadała. Dzwoniłam raz po raz, wreszcie  ktoś odebrał. Już miałam zapytać, dlaczego mnie tak denerwuje, ale nie zdążyłam.

– Pani mąż miał wypadek samochodowy. Stan jest bardzo ciężki – usłyszałam.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. W tamtym momencie myślałam, że wali mi się na głowę cały świat. Nawet nie wiem, jaki cudem znalazłam się na dole i wsiadłam do samochodu. Jak we śnie jechałam do szpitala, a potem biegłam przez korytarz na oddział.

Na miejscu dowiedziałam się, że mąż jest w stanie krytycznym, że operacja ciągle trwa. Osunęłam się na krzesło i czekałam. Modliłam się tylko o jedno: by Darek przeżył. Moje modlitwy zostały wysłuchane. Mąż przeżył. Choć nawet lekarze mówili, że to cud! Jak ja byłam szczęśliwa! Myślałam, że skoro wywinął się śmierci, to teraz wszystko będzie dobrze i że szybko wróci do zdrowia.

Wierzyłam w niego. Zawsze był taki silny, pewny siebie, waleczny. Mówił, że nie ma takiej siły, która byłaby go w stanie pokonać. Przy nim czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że nawet jeśli pojawią się w naszym życiu jakieś trudności, on stawi im czoła. I pokona je.

Szybko okazało się, że Darek stracił władzę w nogach. I że do końca życia będzie się poruszał na wózku inwalidzkim. Byłam w szoku, ale się nie załamałam. Trwałam przy nim. Pocieszałam go, wspierałam, odwiedzałam w szpitalu i w ośrodkach rehabilitacyjnych.

Robiłam wszystko, by nie popadł w depresję. Tłumaczyłam sobie i jemu, że wszystko się ułoży. Przecież się kochaliśmy! Wierzyłam w nas. Byłam pewna, że to wystarczy, że jego kalectwo nie zniszczy naszej miłości.

Stracił pracę, a razem z nią całą pewność siebie

Na początku było w miarę dobrze. Łatwo nie, ale dobrze. Gdy po kilku miesiącach pobytu w szpitalach i ośrodkach rehabilitacyjnych Darek wreszcie wrócił do domu, rozpoczęliśmy nasze życie od nowa. Musieliśmy zmienić bardzo wiele – od ustawienia mebli w domu, po plan dnia…

Były oczywiście i takie chwile, kiedy Darek milczał i gapił się w sufit albo wściekał się i przeklinał cały świat. A ja uciekałam do kuchni i płakałam nad naszym losem. Bywało też, że wieczorami po prostu ze zmęczenia usypiałam na stojąco. Mimo to nie poddawałam się. Tłumaczyłam sobie, że z czasem będzie lepiej i łatwiej. 

Niedługo po wybuchu pandemii Darek stracił pracę. Gdy był jeszcze w szpitalu martwił się, że szefowie pozbędą się go przy pierwszej lepszej okazji. Ale nie. Zapewnili, że będą czekać na jego powrót. Teraz przysłali wypowiedzenie. Miałam nadzieję, że zabierze się za szukanie nowego zajęcia, ale nawet nie kiwnął palcem.

– Po co mam szukać! I tak mnie nikt nie przyjmie! – krzyczał.

– A skąd wiesz, skoro nie wysłałeś żadnego CV? – pytałam.

– Gazet nie czytasz? Telewizji nie oglądasz? Zdrowi ludzie lądują na zielonej trawce. A co dopiero tacy jak ja – ucinał.

Rzeczywiście wieści z rynku pracy nie były najlepsze, więc dałam sobie spokój z naciskami i pytaniami. Szczęśliwie sama zarabiałam całkiem nieźle, nie mieliśmy dzieci, więc byłam pewna, że jakoś przetrwamy.

Naiwnie wierzyłam, że Darek szybko się otrząśnie i zabierze do działania. Niestety, nie pozbierał się. Zamiast lepiej, było gorzej. Darek zapadał się w jakąś czarną otchłań. Coraz częściej słyszałam, że do niczego już się nie nadaje, że jest nieudacznikiem, że to przez niego mam teraz taki kierat.

Na początku żartowałam, że wkrótce jakoś to sobie odbiję, że kiedyś to on będzie wokół mnie biegał i skakał. Ale z czasem jego uwagi stawały się coraz bardziej przykre. Wszystko go denerwowało. Co i raz słyszałam, że zupa jest za słona, a kotlet przypalony.

Narzekał, że przygotowuję mu złe ubrania, źle robię masaż. Na dodatek stał się potwornie zazdrosny. Zaglądał do mojej komórki, non stop pytał, czy już znalazłam sobie kogoś na jego miejsce. Sprawnego i silnego. Dziesiątki razy tłumaczyłam mu, że kocham tylko jego, ale mi nie wierzył.

Obrażał mnie, wyzywał, krzyczał, że przyprawiam mu rogi. Czasem było mi tak przykro, że aż łzy napływały mi do oczu. Nieraz miałam ochotę walnąć go w łeb albo wrzasnąć, żeby przestał wygadywać bzdury, bo naprawdę poszukam sobie innego faceta, ale milczałam… Wreszcie coś we mnie pękło.

Tamtego dnia umówiłam się w kawiarnianym ogródku z przyjaciółkami. Z powodu pandemii nie widziałyśmy się od bardzo dawna, więc cieszyłam się na to spotkanie jak dziecko. Darek o dziwo przyjął to ze spokojem. Nie odezwał się nawet wtedy, gdy zrobiłam sobie staranny makijaż i włożyłam sukienkę.

Zaskoczyło mnie to, ale i ucieszyło. Pomyślałam nawet, że może wreszcie normalnieje, że wraca mu rozum i rozsądek. Gdy dotarłam do kawiarni, dziewczyny wyglądały na zmieszane. Spoglądały na mnie niepewnie, kręciły się. Potem niby wszystko było jak kiedyś, przywitałyśmy się serdecznie, zaczęłyśmy rozmawiać, ale czułam, że coś wisi w powietrzu…

– Słuchajcie, co jest grane? Bo jakoś tak dziwnie się zachowujecie… – zapytałam.

Pierwsza odezwała się Kaśka.

– Słuchaj, a jak się czuje Darek? – zagaiła.

– Całkiem dobrze – skłamałam, bo nie miałam ochoty opowiadać o swoich problemach.

– Na pewno?

– No, przecież mówię. A dlaczego w ogóle was to interesuje? – zdenerwowałam się.

– Bo… on chyba ma jaką paranoję. Zanim tu przyszłaś, wydzwaniał do każdej z nas…

– Słucham? – wybałuszyłam oczy.

– No tak. Wypytywał, czy rzeczywiście umówiłaś się z nami, czy przypadkiem nie spotykasz się z jakimś facetem, a my cię nie kryjemy. Oczywiście zaprzeczyłyśmy, ale to niewiele dało. Każda z nas usłyszała, że jest kłamczuchą, a on i tak dowie się prawdy – ciągnęła Kaśka.

Kocham go i gotowa jestem zacząć od nowa…

Nie dotrwałam do końca spotkania. Zerwałam się od stolika i ruszyłam do domu. Omal wypadku po drodze nie spowodowałam, tak wszystko się we mnie gotowało. Obiecałam sobie, że tym razem nie popuszczę, nie pójdę do kuchni liczyć do dziesięciu, robić głębokich wdechów. Wygarnę mężowi, co leży mi na sercu. Nie oglądając się na jego kalectwo.

Gdy weszłam do mieszkania, Darek oglądał telewizję. Na mój widok zrobił zdziwioną minę.

– Już wróciłaś? Tak szybko? Spotkanie nie wypaliło? – mruknął.

– A żebyś wiedział, że nie wypaliło! Przez ciebie. Po cholerę dzwoniłeś do moich przyjaciółek?! – wrzasnęłam.

– A co, poskarżyły się?

– Poskarżyły! I stwierdziły, że masz paranoję!

– Jaką paranoję? Chciałem tylko…

– Nie obchodzi mnie, co chciałeś! Przez ostatnie dwa lata świat kręcił się wokół ciebie. Opiekowałam się tobą, utrzymywałam cię, znosiłam twoje humory. Ale koniec z tym! Mam już dość twoich chorych podejrzeń, wiecznych pretensji i użalania się nad sobą. Mam dość łykania łez, gdy mnie obrażasz! Jak się nie zmienisz, to odejdę! Przysięgam, spakuję walizki i się wyprowadzę. Dłużej tego nie wytrzymam! Rozumiesz? – patrzyłam mu prosto w oczy; aż poczerwieniał.

– A wynoś się, choćby zaraz! Nie chcę cię więcej oglądać! I bardzo chętnie pomogę ci w pakowaniu! – wrzasnął, a potem podjechał wózkiem do szafy i zaczął wyrzucać moje rzeczy.

– Wiesz, co mówisz? Naprawdę tego chcesz? Zastanów się, Darek, bo będziesz żałował – dopytywałam się jeszcze.

– Naprawdę! Nie potrzebuję twojej litości, łaski, poświęcenia. Poradzę sobie sam! – zakończył, a potem ustawił się z wózkiem przed telewizorem i włączył głośność na cały regulator, dając mi do zrozumienia, że uważa rozmowę za zakończoną.

Tamtego dnia zrobiłam to, co powiedział Darek

Pozbierałam z podłogi porozrzucane rzeczy, wrzuciłam do walizki i wyprowadziłam się do koleżanki. Tak jak wspomniałam wcześniej, coś we mnie pękło. Gdyby chociaż próbował mnie zatrzymać, obiecał poprawę. Ale on nawet nie spojrzał w moją stronę. Zachowywał się tak, jakbym zrobiła mu wielką krzywdę…

Od tamtej pory nie widziałam się z mężem. Od teściowej wiem tylko, że zaczął pić.

– To przez ciebie. Biedaczek nie wie, co ma ze sobą zrobić… – usłyszałam od niej ostatnio.

– Sam kazał mi się wynosić! – odparowałam.

– Wiem… Ale on wcale tego nie chciał… Tak mu się wymsknęło… W nerwach…

– Jak wiele innych przykrych rzeczy, mamo… Długo to znosiłam, długo tolerowałam. Ale miarka się przebrała…

– Ale przecież przysięgałaś, że będziesz z nim na dobre i na złe…

– Przysięgałam. Ale są pewne granice! I twój syn właśnie je przekroczył.

– Czyli co, nie zamierzasz do niego wrócić?

– Zamierzam. Pod warunkiem że zacznie się normalnie zachowywać…

– Przecież wiesz, jak mu ciężko!

– Mnie też nie było lekko, ale odnalazłam się w nowej sytuacji. Czas najwyższy, żeby on też to zrobił – ucięłam.

Nie mam pojęcia, jak zakończy się ta historia. Przyjaciółka radzi mi, żebym wykorzystała sytuację i rozwiodła się z Darkiem. „Po co ci kaleka w domu? Jesteś jeszcze młoda, znajdziesz sobie zdrowego faceta” – przekonuje. Puszczam te rady mimo uszu, bo nie zamierzam nikogo szukać.

Przynajmniej na razie. Ciągle bardzo kocham Darka i wierzę, że możemy być razem szczęśliwi. Pod warunkiem jednak, że on też w to uwierzy. Może więc jak już wypije, co ma wypić, to pomyśli, zrobi rachunek sumienia i weźmie się w garść.

A potem zadzwoni do mnie, przeprosi i obieca poprawę. Wtedy jestem gotowa zapomnieć o przeszłości i zacząć wszystko od początku. Jeśli jednak będzie uparcie trwał w tej swojej czarnej otchłani, koniec z nami. I to nie dlatego, że jeździ na wózku, tylko dlatego, że z czułego, dobrego męża zmienił się w agresora i złośliwca. A nie za takiego wychodziłam, nie za takiego… 

Czytaj także:
„Uderzyłem szefa żeby zaimponować koleżance z pracy. Chciałem, żeby uważała mnie za samca alfa”
„Byłam dumna z wnuka i widzę, że przed nim świetlana przyszłość. Choć niestety zadaje się z kryminalistami...”
„Macocha traktowała mnie jak Kopciucha, który na nic nie zasługuje. Tylko mnie żaden książę nie wyrwał z tego koszmaru”
 

Redakcja poleca

REKLAMA