„Byłam dumna z wnuka i widzę, że przed nim świetlana przyszłość. Choć niestety zadaje się z kryminalistami...”

babcia, która jest dumna z wnuka policjanta fot. Adobe Stock, Rido
„Puchłam z dumy, a wszystkie sąsiadki mi zazdrościły. Policjant w rodzinie to jest coś! Zaprosiłam Kajtka na obiad, a jednej niedzieli poprosiłam go nawet, żeby eskortował mnie do kościoła, bo mąż akurat został w domu”.
/ 18.01.2022 12:30
babcia, która jest dumna z wnuka policjanta fot. Adobe Stock, Rido

–  Kajtek dostał się do policji – oznajmiłam mężowi i patrzyłam na jego minę.
– On?! – nie mógł uwierzyć. – Przecież ten chłopak mało się o swoje sznurowadła nie zabijał!

Żachnęłam się, bo może i nasz wnuk te piętnaście lat temu był ciamajdą i łamagą, ale potem wziął się za siebie, zmężniał i postawił sobie za cel zostać policjantem. Byłam dumna, że mu się udało, i denerwowało mnie, że Zenek nie doceniał młodego. Obaj z moim zięciem uwielbiali żartować z chłopaka, na szczęście Kajetan nie brał tego do siebie i po prostu robił swoje.

Zaproponowałam Beatce, mojej córce, że zrobię specjalny obiad z okazji nowej pracy wnuka. Lubiłam gromadzić rodzinę przy stole, a poza tym byłam strasznie ciekawa, co nasz Kajtuś będzie robił w służbach mundurowych.

Puchłam z dumy, że wnuczek będzie stróżem prawa

– Na razie patrolował dzielnicę i jeździł na wezwania – odpowiedział mi kilka dni później. – Mam już partnera, starszego stopniem, ale też młodego. Będzie mnie wszystkiego uczył i wyjaśniał. Patrolowanie to delikatna sprawa, trzeba wiedzieć, gdzie jest większe ryzyko popełnienia czynu zabronionego. Niektóre rejony są bardziej niebezpieczne, gdzie indziej mieszkają osoby mogące potrzebować pomocy… – wyliczał, a ja słuchałam tego poważnego wywodu i puchłam z dumy, że mój wnuczek będzie stróżem praw i bezpieczeństwa.

Przez pierwszy miesiąc jego pracy codziennie wymyślałam pretekst, żeby zadzwonić do Beatki, a kiedy już się z nią nagadałam, prosiłam do telefonu wnuka i wypytywałam, co ostatnio się wydarzyło.

– Dzisiaj mieliśmy interwencję w salonie fryzjerskim – opowiadał mi na przykład. – Fryzjerka zrobiła coś źle i klientka wpadła w szał, zaczęła ją szarpać i grozić właścicielce. Jak przyjechaliśmy, lustro było rozbite suszarką, a kobitka stała na środku i krzyczała, że podpali salon. Musieliśmy ją aresztować…
– Poważnie?! – aż się zachłystywałam z wrażenia.

Innego dnia opowiadał o tym, jak dostali wezwanie, że staruszka z parteru nie wyszła z domu od trzech dni i sąsiedzi martwili się, że coś jej się stało. Kajtek i jego partner najpierw pukali i dzwonili, a w końcu zdecydowali się zajrzeć przez okno. Jeden podsadził drugiego, ten poświecił latarką w głąb mieszkania i zobaczył nogi leżące za łóżkiem na dywanie. Sąsiedzi mieli rację, seniorka upadła i nie mogła się podnieść.

Policjanci wyważyli drzwi i wezwali pogotowie, w samą porę, by ją odratować. Na szczęście Kajetan nie miał do czynienia z poważnymi przestępstwami. Raz tylko był wezwany do splądrowanego po włamaniu mieszkania, zatrzymywał też złodziei sklepowych. Z czasem jego opowieści mi nieco spowszedniały i nie dzwoniłam już tak często, zwłaszcza że wnuk zaczął się martwić „zbytnim spokojem w okolicy”.

– Potrzebuję jakiegoś przestępstwa, któremu mógłbym zapobiec albo ujęcia sprawcy na gorącym uczynku – powtarzał. – Mam dosyć, jak chłopaki na komisariacie się ze mnie nabijają, że jestem „świeżak”. I dziewczyny – dodał po chwili. – Każdy ma jakąś historię na koncie, tylko nie ja.

Te „historie” to były wyjątkowo trafne spostrzeżenia, które doprowadziły do ujęcia sprawcy napadu albo bohaterskie zatrzymanie napastnika z nożem grożącego dziewczynie w ciąży. Kajtek marzył o takiej okazji do wykazania się, żeby zasłużyć na szacunek kolegów i przełożonych. To, że patrolował spokojną okolicę, gdzie rzadko dochodziło do przestępstw uważał za dużą niedogodność.

Którejś niedzieli poprosiłam go, żeby poszedł ze mną do kościoła na wieczorną mszę. Zenek leżał przeziębiony, a ja nie lubię chodzić sama, kiedy jest ciemno. Wnuk przyszedł do mnie po cywilnemu i od razu zaczął narzekanie na to, że przez cały tydzień w jego rewirze nie doszło do najmniejszego nawet naruszenia prawa.

– Nuda, babciu! – zżymał się, kiedy zapytałam, co nowego w pracy. – Koledzy mieli na zmianie włamanie do second handu i próbę uprowadzenia ciężarówki kurierskiej, a ja co? Głupie mandaty za parkowanie wystawiałem jak jakiś strażnik miejski!
– Ejże… – zatrzymałam się nagle.
– No co? – przybrał obronny ton. – Wiadomo, że strażnikiem to może zostać każdy, a do policji to trzeba…
– Nie o to mi chodzi! – syknęłam uciszająco. – Patrz tam, na tych dwóch. Dlaczego oni mają trzy rowery?

Kilkanaście metrów przed nami szło chodnikiem dwóch młodych mężczyzn, którzy prowadzili trzy rowery.

– Coś jest nie tak – wnuk poruszył skrzydełkami nosa jak pies gończy wietrzący zwierzynę. – Babciu, pójdę to sprawdzić. Nie ruszaj się stąd i nie zbliżaj do nich, mogą być niebezpieczni.

Zdusiłam wesołość, kiedy usłyszałam to sformułowanie rodem z amerykańskich seriali kryminalnych i przytaknęłam zgodnie. Kajtek wyrwał się do przodu i po chwili obserwowałam, jak dyskutuje z wyrostkami. Nagle wskazał na jeden z rowerów i tamci cofnęli się o krok. A potem jeden z nich wskoczył na siodełko i zaczął pedałować ile sił w nogach. Mój wnuk momentalnie wsiadł na drugi rower i pognał za tamtym.

Skręcili za kościołem i straciłam ich z oczu

Mogłam tylko patrzeć, jak drugi z podejrzanych puszcza się biegiem w przeciwnym kierunku niż pojechali tamci. Moja podejrzliwość i spostrzegawczość na coś się wreszcie przydały! Jakiś kwadrans później minął mnie radiowóz na sygnale. Wciąż stałam nad porzuconym rowerem i usiłowałam dodzwonić się do Kajtka, który uporczywie nie odbierał.

– Nie uwierzysz! – w końcu usłyszałam jego głos. – Właśnie złapałem złodzieja z szajki, która okradała piwnice, i odzyskałem dwa skradzione rowery! Szkoda, że ten trzeci przepadł…
– Nie przepadł, pilnuję go – oznajmiłam.

Okazało się, że wnuk udaremnił kradzież mienia o całkiem dużej wartości, bo rowery były markowe. Przy okazji dopadł złodzieja, który zdecydował się sypnąć kolegów. Finalnie odzyskali jeszcze kilkanaście rowerów i kosiarkę.

– Wreszcie mnie docenili na komisariacie – zaraportował z satysfakcją. – Komendant mi osobiście pogratulował postawy, bo byłem poza służbą. Babciu, ja ci też chciałem podziękować, bo to wszystko dzięki tobie. To ty ich zauważyłaś, a potem przypilnowałaś tego roweru! Powinnaś dostać medal.
– Chyba z ziemniaka – roześmiałam się, ale było mi miło, że wnuk docenił mój wkład w rozbicie szajki. – Lepiej powiedz, skąd ty wiedziałeś, że to złodzieje?

Okazało się, że kiedy zapytał chłopaków, dlaczego prowadzą trzy rowery we dwóch, ci zaczęli się gubić w odpowiedziach. Kiedy tamci nieudolnie przekonywali go, że są członkami zespołu, który trenuje do zawodów kolarskich i właśnie wracają z intensywnego treningu z rowerem kolegi, który miał kontuzję, mój wnuk zauważył coś, co potwierdziło jego podejrzenia.

– Co to było? – zapytałam zaciekawiona.
– Pajęczyny między szprychami – odpowiedział. – Pokazałem im je, a tamten zaczął wiać, więc już wiedziałem, że trafiłem.

Gdyby nie moja podejrzliwość i spostrzegawczość oraz umiejętność wyciągania wniosków Kajtka, pewnie jeszcze długo grasowaliby po okolicy okradając piwnice. Kto wie, może kiedyś przeniosą go do wydziału dochodzeniowo-śledczego? Byłabym dumna z wnuka detektywa! 

Czytaj także:
Radzimir kazał zmienić żonie nawet imię, żeby nikt się nie dowiedział, że to sklepowa ze wsi
Poszedłem na pogrzeb kolegi tylko po to, żeby spotkać swoją dawną ukochaną
Po śmierci siostry adoptowałam córkę. Nie kochałam jej, ani nawet nie lubiłam

Redakcja poleca

REKLAMA