„Przez nieuwagę po uszy utkwiłam w bagnie. Załamałam się, lecz pomocna dłoń przyjaciółki, pomogła mi się wygrzebać”

Zmartwiona kobieta fot. iStock by GettyImages, StockPlanets
„Całe to zamieszanie sprawiło, że postanowiłam odwiedzić Dorotę. Liczyłam na to, że pomoże mi uporać się z problemem. Na początku nie miała żadnych pomysłów. Wręcz przeciwnie, tylko podgrzewała atmosferę. Uważała, że wszystko będzie naprawdę skomplikowane".
/ 06.04.2024 07:15
Zmartwiona kobieta fot. iStock by GettyImages, StockPlanets

Nie przypuszczałam, że moja Fifi stanie się matką. Podczas spacerów, zawsze była bardzo posłuszna i trzymała się blisko mnie, nie oddalając się na więcej niż kilkanaście metrów. Skutecznie też odpierała amory samców z psiego świata.

Jednak pewnego wspaniałego dnia nagle poleciała gdzieś w krzaki i zniknęła na pół godziny. Gdy wróciła, wyglądała tak samo jak zawsze, więc nie zwróciłam na to uwagi. Ale miesiąc później, gdy zaczęła niepokojąco przybierać na wadze, zdecydowałam się udać z nią do weterynarza. Lekarz przeprowadził badanie USG i stwierdził, że jest w ciąży. Cztery tygodnie później na świat przyszły trzy urocze i słodkie szczenięta.

Nie wiedziałam, co robić

Kiedy na świat przyszły szczeniaki, ogarnęła mnie panika. Zastanawiałam się, co z nimi zrobić. Jestem wielką miłośniczką psów i najchętniej zatrzymałabym je wszystkie u siebie, ale mieszkam w naprawdę małym mieszkaniu. Trzy małe, czworonożne stworzenia to zdecydowanie za wiele na tak niewielki metraż.

Do tego, moje zarobki nie są wysokie i nie byłoby mnie stać na ich utrzymanie oraz opiekę weterynaryjną. Więc stało się oczywiste, że gdy trochę podrosną, będę musiała je oddać. Ale komu? W jaki sposób? Gdzie? Bardzo mi zależało, żeby trafiły do odpowiednich, dobrych domów. Główkowałam, przemyślałam różne opcje, ale nic konkretnego nie przyszło mi do głowy. Schronisko? Absolutnie nie! Sama myśl o tym, że moje szczeniaki mogłyby znaleźć się w klatce, niemal doprowadziła mnie do łez. Może ogłoszenie w internecie ze zdjęciem?

Ich liczba sięgała tysięcy, ale ochotników do adopcji było jak na lekarstwo. Dzwonienie do znajomych? Większość z nich już miała swoich pupili. A reszta? Jeśli dotąd nie podjęli decyzji o przygarnięciu psa do domu, to znaczy, że nie czuli takiej potrzeby. Nie było zatem powodów, aby ich do tego przekonywać. Cała ta sytuacja tak mnie przytłoczyła, że postanowiłam odwiedzić moją przyjaciółkę – Dorotę, szczęśliwą właścicielkę kundelka Kapsla. Podobnie jak ja, miała ogromne serce dla zwierząt, więc liczyłam na to, że pomoże mi znaleźć rozwiązanie tego problemu.

Na początku Dorota nie rzucała pomysłami. Wręcz przeciwnie, zamiast pomagać, tylko podsycała problem. Uważała, że znalezienie nowego domu dla szczeniąt nie będzie łatwym zadaniem. Wszak obecne czasy są trudne i niepewne, a adopcja psów nie jest na liście priorytetów wielu osób. Jednak w pewnym momencie jej mąż włączył telewizję, aby posłuchać najświeższych wiadomości. Reporter prowadził rozmowę z psychologiem. Specjalista mówił, że obecnie aż nie może opędzić się od pacjentów. Dorota słuchała przez moment z zainteresowaniem, a potem nagle jej twarz rozbłysła.

– Mój Boże, jak mogłam tego wcześniej nie wykombinować!– uderzyła się dłonią w czoło.

– Masz coś? – zapytałam z nadzieją w głosie.

– Możliwe. Sądzę, że powinnaś podejść do tego problemu, można by rzec, w sposób naukowy – powiedziała z uśmiechem.

– Czy możesz mi to wytłumaczyć? Bo nie do końca rozumiem.

– Jasne. Wiele osób czuje się osamotnionych i odizolowanych. Prawda?

– No tak.

– I wszyscy z tego powodu są coraz bardziej poddani stresowi. Tak jest, prawda?

– W stu procentach. Ten psycholog powiedział dokładnie to samo.

– Dokładnie. A co najlepiej pomaga na osamotnienie i stres? Pies! Naukowcy już dawno potwierdzili, że obecność psa ma pozytywny wpływ na stan psychiczny człowieka. Pomaga zniwelować napięcie, działa uspokajająco, przynosi ulgę, sprawia, że człowiek czuje się bardziej zadowolony.

– Rzeczywiście... Kiedy czuję się bardzo przygnębiona lub coś mnie irytuje, to biorę na kolana Fifi. Głaszczę ją, przytulam. I od razu czuję się lepiej i jakoś lżej.

– No widzisz? To nie są jedyne plusy posiadania psa. Mają też więcej przyjaciół. Dobrze, nie będę się nad tym dłużej rozwodzić. Wyślę ci materiały na ten temat, to sama sobie je przeczytasz później.

– Z przyjemnością to zrobię, ale jak to się ma do szukania domu dla maluchów?

– Przecież sama powiedziałaś, że wśród twoich znajomych są osoby, które jeszcze nie mają psa.

– No tak, faktycznie są.

– Czy sądzisz, że teraz są zadowoleni, spokojni, bez żadnych trosk?

– Oszalałaś? Do większości nawet nie odważę się zadzwonić, bo ciągle tylko płaczą i lamentują nad swoim losem.

– Dokładnie. Kiedy im powiesz, że masz dla nich wspaniałe lekarstwo, opiszesz im wszystkie naukowe fakty, to będą walczyć o te twoje szczenięta.

– Hmm... A jeśli te argumenty ich nie przekonają?

– Wtedy zaproponujesz im wzięcie szczeniaka na okres próbny, na przykład na miesiąc. I obiecasz, że jeśli po tym czasie zdecydują, że jednak nie chcą mieć w domu psa, po prostu go od nich weźmiesz.

– I co, jeśli coś pójdzie nie tak, mam dotrzymać obietnicy? To przecież nie jest żadne rozwiązanie.

– Spokojnie, nie będzie trzeba. Żaden normalny człowiek nie pozbędzie się psa. Musisz jedynie dobrze dobrać ludzi. Takich, którzy mają serce.

Wszyscy byli głęboko zdołowani

Doroty pomysł wydał mi się mądry. Po powrocie do domu dokładnie przeczytałam wszystkie artykuły, które mi podesłała, i przystąpiłam do wyboru przyszłych opiekunów szczeniąt. Były to trzy osoby: Ewa, Kasia i Marek.

Ewa po rozstaniu z mężem zamknęła się na świat i przestała wierzyć, że czeka ją jeszcze coś pozytywnego, Kasia przejmowała się o pracę i zdrowie swoich starzejących się, chorych rodziców, a Marek, właściciel restauracji, bał się, że czeka go bankructwo. Chciałam, aby to właśnie oni zostali właścicielami szczeniąt. Znałam ich od bardzo dawna i miałam pełne przekonanie, że są to naprawdę dobrzy ludzie. Tylko że przytłoczeni problemami, które ich niespodziewanie dotknęły.

Tak jak się spodziewałam, osoby, które wybrałam, na początku nie były zainteresowane adopcją szczeniaków. Uważali, że obecnie mają na głowie większe kłopoty i prosili, by nie dobijać ich tym tematem. Ale nie poddałam się. Byłam uparta, naciskałam na nich, bombardowałam argumentami. Oczywiście zapewniłam, że jeżeli będą mieli dość piesków, to ja je odbiorę. Wreszcie się zgodzili. Kiedy szczeniaki dorosły na tyle, że mogłam je zabrać od Fifi, zapakowałam je do kosza i rozwiozłam po nowych domach. Mimo że wszyscy zapewniali, że biorą je tylko na okres próbny, miałam nadzieję, że pozostaną tam na stałe.

To już trzy tygodnie od tamtego dnia. Każdego dnia odbieram telefony od Ewy, Kasi i Marka i cierpliwie wysłuchuję opowieści o przygodach szczeniaków. Początkowo obawiałam się, że ich nieodpowiednie zachowanie spowoduje, że zostaną mi zwrócone, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca.

Mimo narzekań na zniszczone buty, dywany i kanapy, coraz częściej słyszę same zachwyty na temat szczeniaków. Wszyscy są zgodni, że te małe stworzenia zdobyły ich serca, przywróciły im radość życia, optymizm i wiarę w lepsze jutro.

Mam wrażenie, że po zakończeniu okresu próbnego moi przyjaciele nie będą mogli sobie wyobrazić życia bez tych kochanych pupili. Ogromnie mnie to cieszy, ale na wszelki wypadek zarejestrowałam Fifi na zabieg sterylizacji u weterynarza. Bo choć jestem dumna z faktu, że udało mi się znaleźć dobre domy dla jej szczeniaków, to nie chciałabym przechodzić przez to po raz drugi.



Czytaj także:
„Koleżanka z pracy uwodziła mnie dekoltem i zalotnym spojrzeniem. Chciała zrobić karierę przez łóżko”
„Matka zabroniła pochowania jej w jednym grobie z ojcem, bo miała powód. Szukała sobie miejsca na innym cmentarzu”
„Matka twierdzi, że ślub kościelny to chrześcijański obowiązek. Na klęczkach błaga Boga, bym się opamiętał”

Redakcja poleca

REKLAMA