Kiedy mama Mariusza zaproponowała, żebyśmy zamieszkali w jego rodzinnym domu, nawet się ucieszyłam. Nie będziemy musieli brać ogromnego kredytu na własne mieszkanie. Mąż, tak samo zadowolony z tego pomysłu, roztaczał przede mną wizje zaadaptowania na nasze potrzeby strychu, który od lat stał zupełnie nieużywany. Faktycznie dałoby się tam zrobić zupełnie miłe gniazdko.
Niby razem, ale trochę oddzielnie
Początkowo mieszkaliśmy więc na jednym piętrze razem w rodzicami Mariusza, a po pewnym czasie wzięliśmy się za remontowanie poddasza.
– Zrobicie sobie, jak wam się będzie podobało i będziecie u siebie – mówiła teściowa, która nawet dała na remont parę groszy.
Niestety ciągle brakowało nam pieniędzy, materiały budowlane sporo kosztowały, w dodatku trzeba było zatrudnić fachowców. Koniec końców musieliśmy posiłkować się pożyczką. Wtedy właśnie naszły mnie pierwsze wątpliwości.
„Włożymy w ten remont wszystko, co mamy, zobowiązania będziemy spłacali przez jakiś dłuższy czas, a co będzie, jak na dłuższą metę mieszkanie pod wspólnym dachem z teściami stanie się dla nas uciążliwe i jednak trzeba będzie wziąć kredyt?” – zastanawiałam się.
– Ja nigdy bym na coś takiego nie poszła! – mówiła moja siostra, która przez pierwszych kilka miesięcy po ślubie pomieszkiwała u rodziców swojego męża. – Jego matka wtrącała się we wszystko! – kiedy tylko dowiedziała się, że jest w ciąży wymogłam na mężu przeprowadzkę.
– Lepsze ciasne, ale własne – powiedziała
Była taka życzliwa
Ja nie mogłam złego słowa powiedzieć na swoją teściową. Była osobą miłą, życzliwą i bezkonfliktową. W dodatku miała swoje pasje: podróże. Kiedy tylko wpadło jej parę groszy, od razu gdzieś jechała. A to na dwa dni do Kazimierza, a to na weekend nad morze, albo chociażby na chwilę do Krakowa. Była czynna i aktywna jak mało która kobieta w jej wieku.
Między nami też układało się zupełnie nieźle. Bywało, że kiedy Mariusz zostawał w pracy po godzinach, zapraszała mnie do siebie na kawę i ciasteczka. Potrafiłyśmy się porozumieć, a ja przyznam szczerze, że nawet lubiłam te nasze pogawędki. Interesująco mówiła o miejscach, w których była i nieraz namawiała mnie nawet na jakąś wspólną eskapadę.
– Moja teściowa to kobieta do rany przyłóż – powiedziałam z uśmiechem do siostry i postanowiłam raz na zawsze odciąć się od czarnych myśli, które mnie dręczyły.
– Niby dlaczego życie z rodzicami Mariusza miałoby stać się nie do zniesienia, przecież to bardzo sympatyczni ludzie – mówiłam sama do siebie uspokajająco.
Zero spokoju
Remont powoli dobiegał końca. Kiedy przeprowadziliśmy się do naszego mieszkanka, poczułam, że wreszcie jestem u siebie. Wszystko było urządzone tak, jak chciałam. Mała sypialnia była zaaranżowana w moim ulubionym fioletowym kolorze, a resztę stanowiła otwarta przestrzeń z wydzielonym aneksem kuchennym utrzymanym w jasnych barwach.
– Podoba ci się? – pytałam, przytulając się do Mariusza, który całował mnie czule w czoło i odpowiadał, że bardzo.
Byliśmy zadowoleni. Jednak był ktoś, kto zaczął burzyć mój spokój...
Teściowa! Nadal była tą samą ciepłą i życzliwą kobietą. Jednak ta jej towarzyskość... Hm, chyba serio mnie lubiła, bo ciągle szukała okazji do pogawędki. Wystarczyło, że usłyszała, jak wchodzę do domu, już wychylała się na wspólną klatkę schodową i podpytywała, jak minął mi dzień, a często zapraszała na obiad.
– Nie, dziękuję – wymigiwałam się, bo po całym dniu w biurze marzyłam tylko o tym, by wyciągnąć się na kanapie i pooglądać telewizję.
– Jak upiekę babeczki, wpadnę i kilka ci przyniosę – zapowiedziała z uśmiechem.
Musiałam przyznać, że było to bardzo miłe, ale ja miałam już tej życzliwości trochę dość. Ta kobieta nie dawała nam chwili spokoju! Przecież to moja teściowa, a nie przyjaciółka. Chciałam więcej dystansu. Wiedziałam, że nudzi się z własnym mężem, ale żeby u mnie szukać pocieszenia i rozrywki, to chyba przesada!
Zaczęła się wpraszać
Nieraz słyszałam, jak chwaliła się koleżankom, jaką fajną ma synową, z którą może o wszystkim porozmawiać. Cieszyło mnie to, bo wiele kobiet będących na moim miejscu, marzyłoby o takiej pochwale, ale nie chciałam, żeby aż tak bardzo się ze mną spoufalała.
W końcu doszło do tego, że przez nikogo nie zapraszana, przychodziła do nas na górę, rozsiadała się przy kuchennym stole i prowadziła te swoje monologi. Nadal mówiła ciekawie, ale ja chciałam odpocząć w swoich czterech kątach! Chciałam czuć się jak u siebie! Założyć dres, zmyć makijaż i poleżeć. Tymczasem często miałam niechcianego gościa!
Nie mówiłam o moim zmartwieniu Mariuszowi, bo wiedziałam, jak mocno jest związany ze swoją matką i jak byłoby to dla niego przykre. Jednak w duszy coraz częściej przyznawałam rację mojej siostrze, która była zdania, że lepsze mieszkanie ciasne, ale własne. Zaczynałam widzieć, że na dłuższą metę to się nie sprawdzi i wybuchnę. Już chyba wolę jednak ten kredyt i święty spokój.
Czytaj także: „Żona twierdzi, że to zazdrość zniszczyła nasze małżeństwo. Ja tam swoje wiem, wszyscy chcieliby ją zaciągnąć do łóżka” „Zwierzałam się jej z problemów małżeńskich. Wredna franca namawiała mnie do rozwodu bo chciała uwieść mojego męża”
„Po śmierci męża wpadłam w rozpacz. To kochanek z sanatorium sprawił, że znów poczułam, co to miłość”