„Wnuczka zrobiła ze mnie gwiazdę internetu. Okazało się, że można na tym nieźle zarobić, a moja emerytura jest uboga”

Moją przyjaciółkach na studiach była starsza pani fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Madzia powiedziała, że jesteśmy wspólniczkami, więc mnie także należy się dochód. Okazało się, że te pieniądze to był całkiem pokaźny dodatek do mojej skromnej emerytury! Kiedyś nawet raz w sklepie jakiś chłopak zapytał mnie, czy to nie przypadkiem ja jestem babcią Lusią, która uczy gotować młodzież”.
/ 16.03.2023 13:15
Moją przyjaciółkach na studiach była starsza pani fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Z moją wnuczką łączyła mnie od zawsze szczególna więź. Może była to kwestia tego, że odkąd była malutka, spędzałyśmy ze sobą mnóstwo czasu, bo moja córka musiała wrócić do pracy, a ja podjęłam się opieki nad Madzią. A może po prostu jest między nami jakiś szczególny rodzaj porozumienia. Mamy podobne poczucie humoru, no i obie uwielbiamy gotować…

Wszystko zaczęło się, kiedy Madzia miała cztery lata

Uwielbiała asystować mi w kuchni, kiedy piekłam ciasta, lepiłam pierogi i robiłam kluski do rosołu. I nie była pierwsza tylko do pomocy przy wylizywaniu miski po kremie jak większość dzieci. Naprawdę lubiła uczyć się, jak przygotowuje się jedzenie. Mimo że wciąż rozsypywała mąkę, wbijała jajka wraz ze skorupkami i zamiast szczypty soli sypała całą garść, nigdy nie trzymałam jej w kuchni na dystans i pozwalałam uczyć się na błędach.

Tak naprawdę to spędzanie z nią czasu, a nie samo gotowanie, liczyło się dla mnie najbardziej. Z czasem to podejście zaowocowało, bo wnusia stała się naprawdę zdolną małą kuchareczką. Kiedy Magda zdecydowała się iść do szkoły gastronomicznej, moja córka nie była zaskoczona. W końcu Magda już nieraz robiła obiad rodzicom albo piekła sernik czy makowca na święta, a później dzwoniła do mnie, z dumą opowiadając o swoich dziełach.

– I jak ci się podoba w tej szkole? – zapytałam wnuczkę po kilku miesiącach, a ona trochę się wykrzywiła. – Nie chcesz już być kucharką? – dociekałam zdziwiona, a ona odpowiedziała mi, że niestety, spodziewała się po tej szkole dużo więcej.

Tymczasem poziom innych osób z jej klasy był zaledwie początkujący. Narzekała, że uczą się podstaw, a ona się tam strasznie nudzi. Liczyła na wyzwania, ale szkoła ją zawiodła pod tym względem. Było mi przykro to słyszeć, więc namówiłam Madzię, żeby poszukała wyzwań na własną rękę. Tyle jest książek kucharskich i różnych programów…

– Masz rację, babciu. Nie ma co się poddawać! – odparła z zapałem.

Zaczęła oglądać w internecie jakieś filmiki instruktażowe, żeby nauczyć się nowych rzeczy. Pewnego dnia, kiedy wpadła do mnie na herbatkę i nasze ulubione ciasteczka „makaroniki”, pokazała mi na swoim telefonie kucharzy amatorów, którzy samodzielnie nagrywali programy kulinarne i publikowali je w internecie.

– No, proszę! To każdy tak może? Bez żadnych kwalifikacji? – zdziwiłam się.

Wydawało mi się, że do prowadzenia programu kulinarnego bierze się fachowców, ale Magda pokręciła głową i wyjaśniła, że do publikacji filmów nie trzeba nic umieć, ale żeby zdobyć publiczność, trzeba się już czymś wyróżnić. Nie wiedziałam jeszcze, co kombinuje. Kiedy jednak zauważyłam iskierki w jej oczach, domyśliłam się, że to coś związanego ze mną.

– Babciu, nagrajmy taki filmik! Przecież jak oni mogą, to my też!– powiedziała podekscytowana.

– Zwariowałaś, Madzia! Przecież ja się na czymś takim zupełnie nie znam!

– Umiesz gotować i uczyć. To wystarczy. Ja zajmę się resztą! Co ty na to?

Spojrzałam na nią zdumiona

Oczywiście jeśli mogłam jej w czymś pomóc, nie miałam nic przeciwko, choć pomysł wydawał mi się dość abstrakcyjny. Niby kto chciałby oglądać starszą panią lepiącą pierogi?! Magda wpadła na pomysł, żeby było to proste gotowanie dla młodzieży. Chciała, żebym opowiedziała o tradycyjnych potrawach wielkanocnych i pokazała krok po kroku, jak je robić, a ona będzie stała obok i udawała, że się ode mnie uczy.

– Każdy chciałby mieć taką babcię, która wytłumaczy spokojnie, jak coś zrobić. Teraz będziesz mogła to tłumaczyć z ekranu.

Moja kochana Madzia. Dobrze wiedziała, jak podejść babcię! Przygotowałam listę potraw i kupiłam wszystkie produkty. Magda ustawiła telefon na statywie i zaczęłyśmy. Myślałam, że to będzie bułka z masłem, ale okazało się, że nagrywanie nie jest takie proste. Nas, owszem, było widać, ale nie dało się już pokazać ze statywu tego, co wrzucałam do miski czy wstawiałam do piekarnika. Potrzebna była asysta. Koleżanka z klasy Madzi zgodziła się więc robić za operatora. W ten sposób moje przepisy na świąteczne mazurki, baby, faszerowane jajka i sałatkę jarzynową trafiły do montażu. Magda siedziała nad nim cały tydzień, wciąż konsultując się przez telefon z kolegami i koleżankami. Kiedy skończyła, zawołała mnie na pokaz jak na premierę filmową. Było kilka jej koleżanek, nasza operatorka i oczywiście moja córka i zięć. Magda, jak na gwiazdę kulinarnego programu przystało, przygotowała dla wszystkich przekąski.

– No, pokaż już, coście tam zmalowały! – zawołała moja córka.

Okazało się, że wnusia dorobiła do filmiku zabawną czołówkę z naszymi zdjęciami i zatytułowała program „Lekcje gotowania babci Lusi”. Niezbyt przyjemnie oglądało mi się samą siebie na ekranie. Dopiero teraz zauważyłam, ile mam zmarszczek i siwych włosów. A na dokładkę mój głos wydał mi się skrzeczący i nieprzyjemny.

Magdusia oczywiście wypadła doskonale

Była urocza i czarująca jak zwykle.

– Powinnaś to nagrać beze mnie. Stara baba jestem! Nie wiadomo po co się na to zgodziłam! – stwierdziłam.

Wszyscy zaczęli mnie jednak zapewniać, że nagrałyśmy świetny filmik, że beze mnie nie miałoby to takiego przesłania. Madzia zapytała, czy pozwolę jej wrzucić filmik do internetu, bo bez mojej zgody tego nie zrobi.

Och, jak chcesz, to wrzucaj. Moi znajomi i tak się nie znają na całym tym internecie, więc tego nie zobaczą. To twoja decyzja! – odparłam, a ona przytuliła mnie mocno.

Przez kilka kolejnych dni Madzia przybiegała podekscytowana i opowiadała o tym, ile już osób widziało film i co o nim napisało. Te wszystkie liczby podawane w tysiącach były dla mnie jakąś abstrakcją. Nie chciało mi się wierzyć, żeby faktycznie aż tylu ludzi to chciało oglądać.

– Musimy nagrać drugi! Nasz film to prawdziwy hit! – cieszyła się Madzia.

Kolejnym jej pomysłem była lekcja lepienia pierogów. Tym razem miałyśmy już nieco więcej doświadczenia, więc i powtórek było mniej. Jakoś poszło, a później cała rodzina zajadała się pierogami z mięsem oraz ruskimi ze śmietaną. To były właśnie benefity tych spotkań. Wtedy jeszcze myślałam, że jedyne. Jednak po tym, jak nasz filmik osiągnął jakiś kolejny rekordowy wynik, Magda namówiła mnie jeszcze na filmik o pieczeniu tortów urodzinowych oraz o tym, jak zrobić prawdziwy rosół bez kostki rosołowej. Miesiąc później przybiegła do mnie z wypiekami na twarzy.

– Zgłosił się do nas producent przypraw. Chce nam zapłacić, żebyśmy użyły jego przypraw w następnym odcinku! – zapiszczała.

– Och, ja nic nie chcę, kochanie. To pieniądze dla ciebie. A może ja bym już skończyła z tą „karierą”?

Madzia powiedziała, że jesteśmy wspólniczkami, więc mnie także należy się dochód. Okazało się, że te pieniądze to był całkiem pokaźny dodatek do mojej skromnej emerytury! Ucieszyłam się więc ogromnie, że nie tylko pomogłam Madzi pokazać się w internecie, ale jeszcze udało nam się coś zarobić. Kiedyś nawet raz w sklepie jakiś chłopak zapytał mnie, czy to nie przypadkiem ja jestem babcią Lusią, która uczy gotować młodzież.

Zaśmiałam się sama do siebie

Kto by pomyślał, że jeszcze będę sławna! Nakręciłyśmy jeszcze kilka odcinków, ale później namówiłam wnusię, żeby spróbowała swoich sił już sama.

Ja już pokazałam wszystko, co potrafię – powiedziałam, trochę już zmęczona tymi atrakcjami.

Jasne, miło było z nią współpracować i trochę sobie dorobić, ale nie zamierzałam robić tego w nieskończoność. Madzia dopiero rozwijała skrzydła, a ja nie chciałam stać się dla niej ciężarem. I faktycznie kolejne filmiki kręciła już sama i radziła sobie doskonale. Do tej pory, gdy wpada do mnie na herbatkę, pokazuje mi na swoim laptopie nowe odcinki i pełne zachwytu komentarze. W szkole stała się prawdziwą gwiazdą i nawet dyrektor pochwalił jej działalność pozaszkolną. Dostała nawet dyplom dla wyróżniającego się ucznia. To był dla niej kolejny zastrzyk energii. Kto wie, może w przyszłości uda jej się wydać książkę kulinarną albo dostać pracę w telewizji? 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA