Nikt nigdy mojej wnuczki Kasi nie uderzył. Dlatego ona nie miała pojęcia, że bicie boli. Patrząc, jak teraz moi synowie wychowują bezstresowo swoje dzieci, pomyślałem, że ten sposób wcale nie jest jakimś nowym wynalazkiem. Ale ja z żoną też staraliśmy się wychować naszych dwóch synów bez krzyków, łajań, a zwłaszcza bez bicia. Pamiętam, że gdy raz starszy z nich, mając chyba z siedem lat, przeskrobał coś poważnego kolejny raz pomimo moich tłumaczeń, że tak nie wolno robić, wziąłem go na poważną rozmowę. I zadałem mu wtedy jedno, ale jakże ważne pytanie.
– Jarek, powiedz mi, co wolisz, żebym przemawiał ci do głowy, czy do tyłka – powiedziałem poważnie. – Bo jak to się jeszcze raz powtórzy, to nie będę cię już pytał, tylko rozmówię się z twoimi czterema literami.
Moje ostrzeżenie, chociaż trochę kontrowersyjne, pomogło i dzisiaj z dumą mogłem stwierdzić, że ani ja, ani żona nigdy nie uderzyliśmy naszych chłopaków. W konfliktowych sytuacjach braliśmy ich na rozmowę i zawsze to wystarczało.
Mała księżniczka potrafi pokazać pazurki...
Z zadowoleniem patrzyłem, jak teraz oni sami wychowują swoje dzieci w podobny sposób. No, może z jednym, małym wyjątkiem, którym była Kasia, rozpieszczona do granic możliwości córeczka Jarka. Gdy przyszła na świat, dwóch jego synów było już prawie nastolatkami, więc ojciec nie posiadał się z radości z narodzin małej księżniczki. No i niestety, rozpuścił ją jak przysłowiowy, dziadowski bicz. A dziewczynka potrafiła wykorzystywać słabość ojca niczym prawdziwa, mała kobietka. Wymuszała na nim wszystko, co chciała, a jak jej się coś nie podobało, lub działo się nie po jej myśli, krzykiem i spazmami godnymi oskarowej aktorki osiągała wszystkie cele.
To jeszcze jakoś mógłbym przyjąć, ale denerwowało mnie bardzo pewne jej zachowanie, z którym nie mogłem się pogodzić. Mianowicie, Kasia gdy zaczynała się złościć podczas zabawy, chociażby przegrywając w warcaby czy grzybobranie, podskakiwała do swojego partnera i z gniewem mocno uderzała go w rękę lub ramię.
A że była zdrową, dobrze odżywioną dziewczynką, więc to jej klepnięcie zazwyczaj musiało zaboleć. Jej rodzice nie zwracali uwagi na zachowanie córki, nie widzieli w tym nic niestosownego. A ponieważ to ja przeważnie grywałem z Kasią w różne gry i najczęściej obrywałem od niej, więc któregoś dnia zwróciłem synowi uwagę, że moja wnuczka jest agresywna i bije.
– Co ty tato opowiadasz, to żartobliwie klepniecie uważasz za bicie? – syn popatrzył na mnie z dezaprobatą. – Nie przesadzaj…
– Ale to klepnięcie, jak to nazywasz, boli – odparłem. – Ona to robi nie w żartach, tylko w złości, bo nie potrafi pogodzić się z przegraną. Powinieneś z nią porozmawiać, póki jeszcze jest czas, bo może być gorzej.
Niestety, syn bagatelizował problem, nie widząc w zachowaniu córki niczego złego.
Postanowiłem więc wziąć sprawę w swoje ręce
W końcu byłem dziadkiem i dobro wnuczki leżało mi na sercu. Wyczekałem najbliższej okazji, gdy Kasia uzbierała w grze o połowę mniej grzybów niż ja. Skrzywiła się wtedy niezadowolona i podskoczyła do mnie ze złością, uderzając mnie mocno piąstką w ramię. Przytrzymałem ją wtedy za rękę i posadziłem naprzeciwko siebie.
– Kasiu, dlaczego mnie uderzyłaś? – spytałem spokojnie.
– Nie wiem – odburknęła mała, nie patrząc na mnie.
– A czy wiesz, że bicie sprawia ból? – podniosłem dłonią jej podbródek tak, żeby mogła mi spojrzeć w oczy.
– Nie wiem – powtórzyła szeptem.
– Bo nigdy cię nikt nie uderzył, prawda? – pokiwałem głową. – No to zobacz, jak to boli, gdy mnie bijesz – przytrzymałem jej rękę i ze spokojem klepnąłem ją w dłoń.
Może to kontrowersyjna metoda, ale skuteczna! Oczy małej zrobiły się najpierw okrągłe ze zdziwienia, a potem zaczęła krzyczeć tak głośno, że o mało co bębenki mi nie popękały w uszach.
– Tatusiu, dziadek mnie zbił – zerwała się z fotela i wybiegła z pokoju.
Po chwili w drzwiach stanął Jarek, trzymając za rękę szlochającą córkę.
– Co tu się stało? – patrzył na mnie zdumiony. – Mała mówi, że ją zbiłeś…
– Nie zbiłem – odparłem. – To Kasia pierwsza mnie uderzyła, więc jej oddałem, żeby dowiedziała się, jak to boli, gdy się kogoś bije i że nikogo bić nie można.
Syn przez chwilę milczał, a potem podniósł małą do góry, otarł jej łzy i powiedział, że dziadek miał rację. Wytłumaczył Kasi, że przecież jej nikt nigdy nie uderzył, ani chłopców też, że trzeba tak żyć, aby nie sprawiać nikomu bólu. Bo to jest bardzo nieprzyjemne, a jak bardzo, to ona sama już wie. I o dziwo, dziewczynka zrozumiała. Co prawda złościła się jeszcze, gdy przegrywała, albo gdy coś się jej nie podobało, raz nawet podniosła na mnie rękę, ale w porę się powstrzymała. I nigdy już nikogo nie uderzyła. W taki to sposób, może trochę kontrowersyjny, ale skuteczny, oduczyłem moją ukochaną wnuczkę bicia innych.
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”