„Własna siostra chciała wykraść mi córkę. Była zazdrosna o moje życie, więc wmawiała Marlence, że jest jej mamą”

Kobieta, która pragnie własnego dziecka fot. Adobe Stock, bilanol
„W domu Uli było mnóstwo lalek, które kupowała niby to przypadkiem, a także osobna szuflada ubrań dla Marlenki, które były tam tylko na wypadek, gdyby się pobrudziła. Nigdy nie poprawiała dziecka, gdy mówiło do niej >>mamo<<. Wmówiła jej, że jeśli z nią zamieszka to da jej własny pokój!”.
/ 13.10.2021 08:21
Kobieta, która pragnie własnego dziecka fot. Adobe Stock, bilanol

Kiedy zaszłam w trzecią ciążę, byłam załamana. Miałam już dwóch synów, którzy, nie ma co ukrywać, byli bardzo wymagającymi dziećmi. Mimo że skończyli już po 8 lat, wciąż miałam z nimi krzyż pański i byłam notorycznie wzywana na rozmowy do wychowawcy.

Każdy z nich był trudnym przypadkiem na swój sposób – Maciek, straszny niejadek, najchętniej siedziałby całymi dniami przyklejony do komputera. Trudno było z nim nawiązać jakikolwiek kontakt, bo zamykał się w sobie zupełnie jak mój mąż. Drugi, Wojtek, nerwowy i agresywny, bił dzieci, rzucał się w nerwach na podłogę i próbował wszystko wymusić krzykiem. Kochałam ich i starałam się robić wszystko, by zrozumieli, że zarówno ja jak i nauczyciele chcemy dla nich dobrze, ale nie było to łatwe.
Przeszłam z nimi bardzo wiele i nie chciałam przechodzić ponownie z kolejnym dzieckiem. Ciąża była wpadką i totalnym zaskoczeniem zarówno dla mnie, jak i dla Radka.

– Co my teraz zrobimy? Nie wytrzymam z trzecim łobuzem – płakałam, a on starał się mnie pocieszać.

Wiedziałam jednak, że jego prawie nie ma w domu, bo wciąż pracuje, i to na mnie spadnie cała odpowiedzialność. Nie próbowałam nawet udawać, że się cieszę. Nie miałam jednak wyjścia.
Kiedy na badaniach prenatalnych dowiedziałam się, że tym razem będę mieć dziewczynkę, nieco mi ulżyło. Może chociaż ona okaże się grzeczna… Jeśli jest jakaś sprawiedliwość.

Zasługiwałam na aniołka!

Marlenka przyszła na świat wiosną. Pogoda była cudowna, poród przebiegł bez większych komplikacji, a kiedy położna mi ją podała, myślałam, że się rozpłynę. To było najpiękniejsze dziecko, jakie w życiu widziałam! Miała wielkie niebieskie oczy, zgrabny nosek i jasne włoski. Wciąż tylko słyszałam komplementy. Kiedy wróciłam do domu, nie mogłam uwierzyć w to, jak grzeczne może być dziecko. Marlenka była spokojna, przesypiała całe noce i jadła bez żadnych kłopotów.

– Mam bezobsługowe dziecko! – piałam z zachwytu w rozmowach z moją siostrą, która mieszka sama w drugiej połowie domu bliźniaka.

– W końcu! Należało ci się po tych twoich diabełkach!

– Hej! Nie przesadzaj! – broniłam synów, choć wiedziałam, że ma rację.

Nie mogłam jednak skupiać całej uwagi na malutkiej, bo jedyne, co gorsze od rozrabiaki, to rozrabiaka, który walczy o uwagę matki.

– Mogłabyś wziąć malutką na spacer, Ula? – poprosiłam kiedyś siostrę.

Ona nie miała dzieci, więc zgodziła się z przyjemnością. Ja tymczasem starałam się spędzić chwilę z chłopcami, żeby porozmawiać o problemach w szkole (tych nigdy nie brakowało!), pomóc w lekcjach i po prostu chciałam, aby poczuli, że pojawienie się nowego dziecka nie oznacza, że oni są dla mnie mniej ważni. W pewnym momencie spojrzałam na zegarek i zorientowałam się, że minęły już trzy godziny, a Uli nadal nie było. Zadzwoniłam sprawdzić, co się dzieje, a ona powiedziała, że mogę być spokojna, bo wzięła Marlenkę do siebie po spacerze.

– Chciałam, żebyś trochę odpoczęła – powiedziała uspokajająco.

– Ale ja muszę ją nakarmić – odparłam zaskoczona.

– Spokojnie, ja już ją nakarmiłam. Kupiłam mleko dla niemowląt i butelkę.

W tamtej chwili nie dostrzegłam jeszcze nic dziwnego w jej zachowaniu. Uznałam po prostu, że chciała mi pomóc i może trochę wyszła przed szereg. Jednak uznałam, że to miłe, że tak się postarała. Wcześniej przy chłopcach moja siostra nie wykazywała takiego zapału do pomocy, mimo że była mi dużo bardziej potrzebna.

Przyniosła Marlenkę w innym ubranku niż to, w którym ją zabrała.

– Pobrudziła się?

– Tak. Właściwie przeze mnie. Dość niezdarnie zmieniałam jej pieluszkę. Wiesz, nie mam doświadczenia. Ale miałam kilka ubranek, które wcześniej dla niej kupiłam, więc założyłam nowe śpioszki, a tamte wyprałam.

– Dzięki, Ula! – zachwyciłam się.

–Chyba i ciebie w końcu dopadł instynkt macierzyński!

Śmiałam się trochę, bo Ula zawsze zachowywała dystans wobec dzieci i w przeciwieństwie do mnie nigdy nie marzyła o tym, żeby zostać mamą. Ale teraz miała już trzydzieści pięć lat, może organizm zaczął się domagać ciąży ostatniej szansy! Problem polegał na tym, że nie miała partnera.

Ula machnęła ręką, mówiąc, żebym nie wymyślała. Pocałowała Marlenkę w czółko i wróciła do siebie. Następnego dnia znów zaproponowała, że ją zabierze. Chłopcy byli w szkole, więc właściwie nie było to konieczne, ale pomyślałam, że mogłabym w spokoju wziąć prysznic i poodkurzać. Ula pojechała z wózkiem do sklepu na drugim końcu miasta i napisała esemesa, że mogę sobie trochę odpocząć, bo będą dopiero za dwie godziny.

– Wiesz, jadę na basen. Może chciałabyś pojechać też z Marlenką? – zapytała po kilku dniach.

Doskonale wiedziała, że nie umiem pływać i boję się wody, ale zaczęła mi tłumaczyć, jak dobrze wpływa basen na rozwój dziecka.

Specjalistka się znalazła! – zaśmiałam się w duchu. Uznałam jednak, że nic nie zaszkodzi, jeśli weźmie ze sobą małą. Wróciły zachwycone. Ula pokazywała mi urocze zdjęcia, które zrobił im ratownik.

Córeczko, to przecież ja jestem twoją mamusią!

– Pewnie myślał, że jesteś jej mamą – zaśmiałam się, a ona z radością odpowiedziała, że tak i że nie wyprowadzała go z błędu, bo było jej miło.

Dzięki pomocy Uli pierwszy rok życia Marlenki minął jak z bicza strzelił. To w żadnym stopniu nie przypominało zmagań z chłopcami. Ula była bardzo czujną i uważną ciocią. Jako pierwsza zauważyła pierwszy ząbek, który wyszedł malutkiej, i była świadkiem pierwszych kroków Marlenki. Czasami aż byłam zła, że to przy niej działy się te najważniejsze skoki rozwojowe. Kiedy Marlenka zaczęła mówić pierwsze słowa, zauważyłam, że do jej ulubionych nie należy słowo „mama” tylko „Ula”. Wciąż chciała iść do cioci na ręce, a gdy wychodziłyśmy na dwór, natychmiast pędziła do jej drzwi. Ulę bardzo to cieszyło, ale ja zaczynałam robić się zazdrosna.

– Chodź, Marlenko, pójdziemy na plac zabaw – proponowałam.

– Z Ulą? – pytała od razu córka, a kiedy odpowiadałam, że tylko ona i mama, tupała nogami i mówiła, że nie chce.

Im była starsza, tym było gorzej. Ula stała się całym jej światem. Wciąż mówiła, że kocha ciocię i że ciocia jest najlepsza na świecie. No tak! Ciocia była w końcu młodsza, pięknie ubrana i uczesana, a na dokładkę zawsze w wyśmienitym humorze. Nie musiała zajmować się dwójką chłopców powoli wchodzących w wiek nastoletni i nastręczających jej dziesiątek problemów każdego dnia.

Nie musiała też wciąż prać, prasować i poświęcać czasu na pomoc w odrabianiu lekcji. Cały swój czas mogła poświęcić Marlence. Poza tym w domu Uli było mnóstwo lalek, które kupowała niby to przypadkiem, a także osobna szuflada ubrań dla Marlenki, które były tam tylko „na wypadek, gdyby się pobrudziła”.

– Ula… czy ty nie przesadzasz? Marlenka pomyśli, że to ty jesteś jej mamą.

– Zwariowałaś? – zaśmiała się nerwowo. – Ona doskonale wie, kto nią jest.

Nie byłam tego taka pewna. Nieraz słyszałam, jak Ula mówi do niej „córuniu”, a kiedy Marlenka nazwała ją raz czy dwa przypadkiem mamą, wcale jej nie poprawiała. Denerwowało mnie to coraz bardziej.

– To ciocia! Nie mama. Ja jestem twoją mamą – wkraczałam natychmiast do akcji, a Ula wzruszała ramionami, jakbym robiła aferę o nic.

Pewnego wieczora, gdy kładłam małą spać, zapytała, czy mogłaby zamieszkać u cioci, bo ją kocha najbardziej na świecie. Poczułam, że pęka mi serce. Nie chciałam mieszać dziecka w porachunki między dorosłymi, więc powiedziałam, że ciocia ma swój dom, a my swój i każdy mieszka ze swoją rodzinką, a ja bym za nią za bardzo tęskniła.

– Mogłabyś nas odwiedzać! Ciocia powiedziała, że miałabym swój pokój z domkiem dla lalek i różową tapetę.

Tego było za wiele. Powiedziałam, że pora już spać i postanowiłam, że czas rozprawić się z tą sytuacją. Ula zastosowała cios poniżej pasa. Dobrze wiedziała, że mamy problemy z wygospodarowaniem miejsca na pokój dla Marlenki. Chłopcy mieli już od dawna swoje pokoje i nie chcieli teraz gnieździć się w jednym, więc Marlenka póki co, spała u nas w sypialni.

Ta decyzja wszystkim wyszła na dobre

Poszłam do Uli. Spojrzała na mnie zaskoczona, bo zwykle nie odwiedzałam jej bez uprzedzenia wieczorami.

– Coś się stało? Marlenka się źle czuje? Mogę pojechać z nią do lekarza! – zareagowała natychmiast.

– Nie. Dobrze się czuje. Musimy porozmawiać – powiedziałam zdecydowanym tonem.

Ula spojrzała zaskoczona, ale zaprosiła mnie do środka. Odbyłyśmy długą i rzeczową rozmowę. Przynajmniej początkowo rzeczową, bo im dłużej trwała, tym więcej emocji wdzierało się między słowa. Skończyło się na tym, że obie płakałyśmy, a Ula powiedziała, że to niesprawiedliwe, że ja mam trójkę dzieci i męża, a ona jest samotna, i to tuż za ścianą; i nie może już tak żyć w moim cieniu. 

Nie mogłam zrozumieć, kiedy tak zmieniła front. Zawsze twierdziła, że życie w pojedynkę jej odpowiada, i współczuła mi ciągłej wojny o poprawę zachowania chłopców. Dopiero pojawienie się Marlenki sprawiło, że także zapragnęła mieć rodzinę.

– Muszę się stąd wyprowadzić – powiedziała w końcu. – Nie potrafię żyć tutaj z boku i patrzeć na wasze szczęście. Muszę zawalczyć o swoje, a tutaj mi się to nie uda. Nie znajdę tu nikogo.

Siedziałyśmy długo, rozmawiając na temat planów, marzeń i pretensji, które narosły między nami. W końcu udało nam się dojść do porozumienia. Ustaliłyśmy, że odkupię od niej drugą połowę domu, spłacając ją w ratach, a tymczasem ona przeprowadzi się do mieszkania w centrum miasta.

Dzięki temu Marlenka dostanie wymarzony pokój, a Ula zacznie nowy rozdział w swoim życiu. Tak się stało. Ula zmieniła pracę i jak się okazało, szybko poznała tam mężczyznę, w którym się zakochała z wzajemnością. Teraz sama jest mamą.

Czytaj także:
„Mój facet okłamał mnie, że stracił pracę, żebym go utrzymywała. Zadłużałam się na jego zachcianki”
„Nie mogłam odważyć się na rozwód. Było piękne mieszkanie, dużo pieniędzy. Nie było kochanki. Ale był nałóg”
„Po trzech rozwodach miałem dość kobiet. Nie chciałem ani kolejnej żony, ani kochanki. Skupiłem się na miłości do córki”

Redakcja poleca

REKLAMA