„Właścicielka wiejskiego sklepu usunęła karteczki z cenami. A potem miała pretensje, że pytam ile co kosztuje”

kobieta, która musi liczyć każdy grosz fot. Adobe Stock, Paolese
„Gdy mąż zmarł, zostałam sama z kredytami. Na zakupach liczę każdy grosz. Gdy właścicielka usunęła ceny, o wszystko muszę pytać. To upokarzające, ale nie mogę wybierać produktów w ciemno. Moje pytania stały się jednak dla niej bardzo męczące. W końcu nazwała mnie biedotą...”
/ 13.07.2021 10:51
kobieta, która musi liczyć każdy grosz fot. Adobe Stock, Paolese

Już postanowiłam: za chwilę dzwonię do inspekcji handlowej i składam skargę. Jak właścicielka sklepu zapłaci wysoką karę, to może zacznie przestrzegać prawa. A do tego zrozumie, że każdemu klientowi należy się szacunek. Nawet takiemu biednemu jak ja…

Od ponad 10 lat mieszkam na wsi. Sama, bo mój mąż zmarł wkrótce po przeprowadzce

Gdybym wiedziała, że to się tak skończy, nigdy nie wyprowadziłabym się z miasta. A tak… Zostałam z domem na głowie i mnóstwem niespłaconych kredytów. Chociaż więc pracuję, ledwie wiążę koniec z końcem. Bywa, że na jedzenie zostaje mi zaledwie 200 złotych na cały miesiąc. Pół biedy, gdybym mogła je wydać w jakimś supermarkecie. Tam są zawsze promocje, obniżki… Niestety, z powodu braku samochodu i kłopotów z dojazdem najczęściej robię zakupy w naszym wiejskim sklepie.

A właściwie robiłam, bo moja noga tam więcej nie postanie. Powód? Zachowanie właścicielki. Nie spodobało jej się, że zamiast ładować do koszyka i płacić bez gadania, co pokaże kasa, pytałam najpierw, ile co kosztuje. A jak miałam nie pytać, skoro ani na półkach, ani na towarach nie było cen?

Gdy dwa lata temu ta pani otwierała sklep, nawet się ucieszyłam. Wcześniej nawet po chleb musiałam drałować na piechotę do sąsiedniej miejscowości. A teraz, sklep prawie pod nosem, zaledwie pół kilometra od domu. Moja radość była tym większa, że był także dobrze zaopatrzony. Ceny od początku były wysokie, ale przynajmniej jawne. Mogłam więc policzyć, czy mnie stać na serek albo pasztet w puszce.

Dla człowieka, który pięć razy ogląda każdą złotówkę, zanim ją wyda, to bardzo ważne. Nieraz wkurzałam się w duchu, że za te same pieniądze w supermarkecie mogłabym kupić dwa razy więcej, ale tego nie okazywałam.

Wstydziłam się, że brakuje mi pieniędzy. Muszę liczyć każdy grosz

Nie wszyscy klienci byli tak spokojni jak ja. Niektórzy zaczęli głośno narzekać, że wszystko w sklepie jest zdecydowanie za drogie. I że jak tak dalej będzie, to pies z kulawą nogą tu nie przyjdzie. Liczyłam, że to skłoni właścicielkę do choćby minimalnej obniżki cen. Nic z tego. Za to z półek zniknęły karteczki z informacjami, co ile kosztuje. Jednego dnia były, a drugiego już nie. Początkowo myślałam, że to tylko chwilowa sytuacja – wszak to wbrew prawu konsumenckiemu – ale mijały kolejne dni i nic się nie zmieniało.

Jak już wspomniałam, muszę liczyć każdy grosz. Zanim więc włożyłam coś do koszyka, zaczęłam pytać o ceny. Szczególnie że rosły w zastraszającym tempie. Wolałam już to, niż potem przy kasie czerwienić się i z powodu pustki w portfelu odkładać jakiś towar na półkę. Myślałam, że właścicielka jest przygotowana na takie sytuacje. Okazało się, że nie. Za każdym razem wzdychała, wywracała oczami i odpowiadała opryskliwie, że nie jest komputerem.

Podchodziłam więc do lady, podawałam puszkę czy słoiczek, a ona odczytywała cenę na kasie. I podawała informację z taka miną, jakbym jej ojca i matkę zabiła. Kilka razy sugerowałam, żeby nakleiła karteczki z cenami, to wtedy nie będę zamęczać jej pytaniami, ale tylko jeszcze bardziej się krzywiła. Przez długi czas znosiłam jej nadąsaną minę ze spokojem. Choć denerwowało mnie i bolało jej zachowanie, milczałam. Nie jestem skłonna do awantur ani pisania donosów i składania skarg. Ale po dzisiejszej wizycie w sklepie coś we mnie pękło.

W drodze do domu popłakałam się jak małe dziecko

Wczesnym rankiem wybrałam się po chleb i coś na kanapki. W środku, jak nigdy, było tłoczno. Swoim zwyczajem włożyłam do koszyka kilka towarów i podeszłam do lady, by zapytać o cenę. Właścicielka spojrzała na mnie spod oka.

– Nie widzi pani, że jest kolejka do kasy? Proszę ustawić się na końcu! – burknęła.
– Ale ja nie chcę zapłacić, tylko dowiedzieć się, ile co kosztuje – odparłam.
– To musi pani poczekać. Mniej upier…, przepraszam, mniej męczący klienci mają pierwszeństwo – uśmiechnęła się do ludzi stojących w ogonku.

Normalnie poszłabym grzecznie na koniec, ale nagle ogarnęła mnie złość.

– Mniej męczący, czyli jacy? Może mi to pani wytłumaczyć? – nastroszyłam się.
A tacy, którzy biorą, co im potrzeba, i płacą, nie patrząc na cenę. Tak jak ci państwo – znowu uśmiechnęła się do kolejkowiczów.

Ci jak na komendę zamruczeli z zadowoleniem i zaczęli mi się przyglądać z wyższością.

– Ale ja nie chcę robić tak jak ci państwo – nie poddawałam się.
– To niech pani robi zakupy w dyskontach. To nie jest sklep dla biedoty. Do mnie przychodzą ludzie, którzy dobrze radzą sobie w życiu, odnoszą sukcesy! A pani, coś mi się wydaje, do nich nie należy – pokręciła głową, udając współczucie.
– Rzeczywiście, nie należę. I w związku z tym nie będę tu więcej przychodzić. A państwu życzę dalszych sukcesów w życiu. Żebyście mogli nadal kupować w tym wspaniałym sklepie – odparłam, starając się zachować spokój, a potem odstawiłam koszyk i wyszłam.

W drodze do domu popłakałam się jak małe dziecko. Było mi tak przykro, że nie mogłam się powstrzymać. Nie rozumiałam, dlaczego ta kobieta potraktowała mnie w ten sposób? Przecież nic złego nie zrobiłam! Pytałam tylko o ceny! A że nie powodzi mi się tak dobrze jak moim sąsiadom? No i co z tego? Czy w związku z tym może mnie obrażać i poniżać? Przypinać mi łatkę: to jest biedota? I to przy ludziach? Nie!

Awantury robić jej nie będę, bo to i tak nic nie da. Ale darować, nie daruję. Dlatego za chwilę zadzwonię do inspekcji handlowej i złożę oficjalną skargę. Powiem o braku cen na półkach… Kontrolerzy wpadną z wizytą, a za nimi, jak zawsze w takich sytuacjach, skarbówka i sanepid. Sprawdzą wszystko. Jak właścicielka zapłaci wysokie kary, to może się czegoś nauczy. A ja? Cóż… Jak dawniej będę chodzić do sklepu do sąsiedniej miejscowości. Tam przynajmniej jest miła obsługa.

Czytaj także:
Siostra wymusza, żebym oddała mieszkanie jej córce. Wszystko przez to, że nie mam dzieci
Roman załatwił mamie miejsce w domu opieki. Zaczęłam z nim być z wdzięczności
Moja żona nigdy nie zaakceptowała chorego synka. To dlatego od nas uciekła

Redakcja poleca

REKLAMA