„Mnie porzucił mąż, a jego żona. Został z niepełnosprawną córką, którą ja pokochałam. Mam rodzinę, o jakiej marzyłam"

Szczęśliwa rodzina fot. Adobe Stock, Syda Productions
„Złapałam z nią dobry kontakt. Spędzałyśmy razem każdą chwilę. To dla niej zapisałam się na kurs migania, czym wzruszyłam jej tatę... no właśnie. Zaczęliśmy spędzać czas we trójkę i wkrótce bierzemy ślub. Marlenka jest tym zachwycona".
/ 08.07.2021 15:31
Szczęśliwa rodzina fot. Adobe Stock, Syda Productions

A Chciałam wyjechać, uciec jak najdalej, żeby schować się przed światem, przed ludźmi, a zwłaszcza przed widokiem szczęśliwych rodzin z dziećmi. Nie dlatego, że ich szczególnie nie lubię. Nie. Po prostu na ich widok pękało mi serce…

To on nie chciał dzieci. Ważna była tylko jego kariera

– Muszę się wreszcie zabrać za te porządki. Nie wiem, kiedy zdążę to wszystko zrobić… – narzekała Aśka, moja koleżanka z pracy.

– Ja też jeszcze nie umyłam okien tej wiosny – dołączyła się druga, Monika. – Antek mówił, że mi pomoże, ale sama wiesz, jak to jest. Zanim on się do tego zabierze, to ja już dziesięć razy to sama zrobię.

– Mężowie… – westchnęła Aśka.

– A ty, Kasiu, gdzie spędzasz długi weekend? W domu? – padło w moim kierunku pytanie. Drgnęłam zaskoczona. Przez ułamek sekundy zastanawiałam się, co mam powiedzieć, w końcu wydukałam: – Pewnie pojadę do rodziców…

– No tak, w twojej sytuacji… – Aśka i Monika pokiwały głowami i szybko zajęły się swoimi sprawami, jakby speszone tym, że w ogóle mnie o to zapytały.

Moja rodzinna sytuacja nie była dla nich żadną tajemnicą. Chociaż nie jestem zbyt wylewna, nie ukrywałam, że mój mąż odszedł ode mnie po czterech latach małżeństwa. Wszyscy wokoło uważali, że to moja wina, bo nie mogłam zajść w ciążę. A prawda była taka, że to mój mąż nie chciał mieć dziecka. Stale mi powtarzał, że najpierw powinniśmy się czegoś dorobić.

– Przecież nie będziemy z dzieckiem mieszkać w kawalerce! Wykończymy się! – dowodził. Pracował bardzo dużo, a w weekendy odsypiał. Wszystkie koleżanki zazdrościły mi takiego męża – domatora.

„Mój to wiecznie gdzieś by leciał, nie sposób go upilnować! Jak nie do pubu na piwo, to na ryby z kolegami” – narzekały jedna przez drugą. „Taki mąż to skarb i trzeba o niego dbać”. Ich zdaniem najwyraźniej nie dbałam o Benka należycie, skoro mnie zostawił. No i ten brak dziecka…

Wiele razy było tak, że kiedy wchodziłam do pokoju, to nagle milkły szepty. W pracy, w rodzinnym domu… Wiedziałam doskonale, że wszyscy zastanawiali się, czyja to wina, że nie mieliśmy z Benkiem potomstwa. I z pewnością dochodzili do wniosku, że oczywiście moja. Kuzynki mające już po dwoje, a niektóre nawet troje dzieci patrzyły na mnie z wyższością.

– Ja bym już naprawdę chciała cieszyć się wnukami – mówiła moja mama, a ciotki ze współczuciem kiwały głowami. Ależ ja chciałam mieć dziecko! Miałam im wszystkim to powiedzieć? Chciałam być lojalna wobec Benka, bo to przecież były nasze wspólne ustalenia. To znaczy, mój mąż ustalił kolejność rzeczy, w której daleko jeszcze było do dziecka. A potem nadeszła tamta impreza...

Wykalkulował sobie, że tamto małżeństwo będzie dla niego korzystniejsze

Pojechaliśmy na urodziny do szefa Benka. Nie znałam tam nikogo, ale mój mąż uparł się, że musi tam być

 – Takie zaproszenie to wyróżnienie. Nie każdy z pracy je dostał. Wiesz, wydaje mi się, że mam szansę na awans. No tak, awans… To było to, na co mój mąż czekał. może faktycznie powinnam mu się podporządkować? Ten awans przybliży nas do dziecka – uznałam. Ubrałam się elegancko, zrobiłam makijaż, chociaż na co dzień prawie się nie maluję.

– Dobrze wyglądasz – powiedział mój mąż, patrząc na mnie tak, jakby oceniał, czy nie przyniosę mu wstydu. Czułam się głupio pośród tych wszystkich nieznajomych ludzi, miałam wrażenie, że nic a nic ich nie obchodzę i pewnie tak było. Nie wiedziałam, z kim rozmawiać i o czym, oni mieli jakieś swoje tematy. W dodatku Benek po prostu mnie zostawił i zniknął. Co jakiś czas mignął mi tylko to tu, to tam, zajęty dyskusjami. Gdy w końcu dopadłam męża, było już po pierwszej w nocy.

– Wracamy do domu? Jestem już zmęczona – poprosiłam go. Spojrzał na mnie zdumiony.

– Źle się bawisz? To faktycznie jedź do domu, ja bym jeszcze został – usłyszałam. Wezwał mi taksówkę. Płakałam w niej przez całą powrotną drogę. A rano obudziłam się w pustym łóżku. Benka nie było. Wrócił dopiero pod wieczór, jakiś nieswój. I wtedy powiedział mi prosto z mostu, że chce rozwodu.

– Dlaczego? – nie rozumiałam.

– Mamy chyba inne cele w życiu. Ty chcesz dziecka, ja wolałbym robić karierę – powiedział.

– Przecież czekam, aż ją zrobisz – byłam zdumiona. Na wszystko do tej pory się zgadzałam!

– No tak, ale… na dłuższą metę… – zaczął się dziwnie plątać.

– Masz kogoś? – wyszeptałam, chociaż mnie samej w tamtym momencie trudno było w to uwierzyć. Przecież mój mąż ciągle siedział albo w pracy, albo w domu. Gdzie tu było miejsce na romans? A jednak było… Zakochał się w córce szefa. Zresztą, sama nie wiem, czy słowo „zakochał” jest tym właściwym. Może raczej powinnam powiedzieć, że wykalkulował sobie, że tamto małżeństwo będzie dla niego korzystniejsze.

Nie chcę mieć dziecka z człowiekiem, który mnie nie kocha

Byłam zdruzgotana i nie zamierzałam walczyć o męża. Moja rodzina uważała, że źle robię.

– Trzeba było zajść w ciążę, tobyś utrzymała chłopa przy sobie – usłyszałam od kuzynek.

– A co ty, nie wiesz, jak to się robi? Mówisz facetowi, że bierzesz tabletki, a wcale ich nie bierzesz. Nagle jest dziecko i wszyscy są szczęśliwi. Wielu facetów boi się ojcostwa, więc je przekłada w nieskończoność, ale jak już im się trafia, to są zadowoleni – pouczył mnie brat.

– Sama wiesz przecież, że ja bym się pewnie nigdy nie zdecydował na małżeństwo, gdyby Kasia nie zaszła ze mną w ciążę. Mądra kobieta, dzięki niej mam dzisiaj rodzinę!

– Jeszcze nic straconego, możesz go jeszcze zaciągnąć do łóżka i przeważyć szalę na swoją stronę – przekonywała mnie przyjaciółka.

– Ale ja nie chcę mieć dziecka z człowiekiem, który mnie nie kocha! – powiedziałam, kończąc dyskusję. Dałam Benkowi rozwód, wszystko rozegrało się tak szybko.

Kłamałam, że jestem po operacji i potrzebuję spokoju

 Tak naprawdę nie chciałam jechać na długi weekend do rodziny. Miałam ochotę zaszyć się gdzieś daleko, jak najdalej od tego całego zamieszania. W dodatku moja bratowa znowu była w ciąży. Patrzenie na jej brzuch, na trzyletniego Mikołaja dokazującego przy stole, na mojego szczęśliwego brata wydało się ponad moje siły. Postanowiłam wyjechać. Ale dokąd?

W czasie długiego weekendu wszędzie przecież pełno jest szczęśliwych rodzin z dziećmi. Roi się od nich w każdym pensjonacie. Jak znaleźć taki, w którym ich nie będzie? Na tydzień przed wyjazdem zaczęłam w desperacji dzwonić w różne miejsca. Szukałam noclegu w jakimś małym pensjonacie w górach, w takich miejscowościach, które są położone daleko od popularnych kurortów.

Liczyłam na to, że jak ktoś ma małe dzieci, to nie będzie się tam wybierał, bo to dla niego zbyt kłopotliwe. Bez skrępowania pytałam, czy przyjadą na weekend dzieci. Kłamałam, że jestem po operacji i potrzebuję spokoju. Udało mi się dopiero za ósmym razem. Znalazłam kwaterę, której właścicielka powiedziała mi, że u niej na pewno nie będzie żadnych rodzin z maluchami.

– Mam jeszcze jeden wolny pokój. Zarezerwować pani?

– Tak! Byłam szczęśliwa, że wreszcie trafiłam na to, czego chciałam. Wiedziałam bowiem, że muszę wyjechać.

Dziewczynka wyglądała jak mały aniołek

Dotarłam do pensjonatu dziękując losowi przynajmniej za to, że mąż zostawił mi samochód, naszego – jak na ironię – rodzinnego SUV-a z napędem na cztery koła. Inaczej pewnie bym się tak łatwo nie dostała do drewnianego domu położonego wysoko w górach. Kiedy dojechałam na miejsce, wokoło panowały spokój i cisza. Pod wiatą stały tylko dwa samochody, więc wydawało się, że faktycznie nie ma zbyt wielu gości. Nie zauważyłam żadnych zabawek, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie ma też żadnych dzieci.

Gospodyni poczęstowała mnie kolacją, którą zjadłam w niewielkiej jadalni, a potem od razu poszłam do pokoju, padłam na łóżko i spałam jak zabita do samego rana. Kiedy zeszłam na śniadanie, już na progu jadalni stanęłam jak wryta. Przy stole, tyłem do mnie, siedziała bowiem mała, może sześcioletnia dziewczynka. Poczułam, jak coś dławi mnie w gardle. „Miało nie być dzieci. Zostałam oszukana!” – przebiegło mi przez głowę. Musiałam mieć nietęgą minę, bo gospodyni, która właśnie wchodziła z koszykiem pełnym pokrojonego chleba, spojrzała na mnie i powiedziała.

– To moja wnuczka… Ona nie będzie hałasowała… jest głuchoniema.

– Ach! – z miejsca poczułam ukłucie współczucia. No tak… przecież mówiłam, że nie chcę hałasu, nie wspominałam, że w ogóle boli mnie widok dzieci, bo było mi głupio powiedzieć coś takiego.

– Nie przeszkadza mi. Jest śliczna… – uśmiechnęłam się i do niej, i do dziecka, które odwróciło głowę w naszą stronę. Dziewczynka wyglądała jak mały aniołek.

– Ma na imię Marlenka i przyjechała do mnie na weekend, bo syn wziął więcej dyżurów w szpitalu. Pracuje jak wariat, odkąd opuściła go żona. Zatraca się w tej pracy. Wiem, że to niedobrze, ale co ja na to mogę poradzić? Półtora roku temu matka Marlenki znalazła sobie innego mężczyznę i postanowiła ułożyć sobie życie na nowo. Niestety, on nie chce wychowywać niepełnosprawnego dziecka.

Początkowo była synowa nawet próbowała przekonać go do małej, ale zrezygnowała, gdy zaszła z nim w ciążę. Teraz nowe dziecko stało się dla niej najważniejsze, mała zeszła na drugi plan. Mój syn się załamał. Dla niego odejście żony to był cios. A kiedy jeszcze porzuciła córkę…

Czułam wtedy prawdziwe wzruszenie

Było mi przykro słuchać takich rzeczy. Ja dałabym wiele, żeby mieć szczęśliwą rodzinę. Po odejściu męża zastanawiałam się wielokrotnie, czy jednak nie powinnam była postąpić tak, jak radziła mi rodzina – zajść w ciążę mimo niechęci Benka. Przynajmniej teraz miałabym dziecko, nie byłabym sama w wieku trzydziestu dwóch lat…

Mała Marlenka była naprawdę słodka i już pierwszego dnia zrozumiałam, że wcale nie zamierzam od niej stronić. Porozumiewała się językiem migowym, którego nie znałam, ale mimo to złapałam z nią dobry kontakt. Rysowałyśmy razem, chodziłyśmy na spacery, podczas których ufnie trzymała mnie za rękę, a ja czułam wtedy prawdziwe wzruszenie.

Weekend minął bardzo szybko, a mnie nie chciało się wyjeżdżać. Zadzwoniłam do szefa i poprosiłam o urlop do końca tygodnia. Zgodził się bez problemu. Po raz pierwszy od wielu lat naprawdę wypoczywałam i nawet byłam tym zaskoczona.

Tu na wsi, w górach, czas biegł zupełnie inaczej, leniwie, a moje problemy w obliczu nieszczęścia tego słodkiego dziecka wydały mi się błahe. „Jeszcze kogoś poznam, będę miała z nim dzieci” – pomyślałam sobie. „Na pewno jest przecież gdzieś mężczyzna mi przeznaczony”.

 „Szkoda, że nie jest moja” – pomyślałam z żalem

W sobotę, na dzień przed moim wyjazdem, gospodyni zagadnęła mnie nieśmiało, czy nie zabrałabym jej wnusi. Byłam zaskoczona tą propozycją. Nie miałam pojęcia, że mała mieszka z ojcem w tym samym mieście co ja.

– Syn nie musiałby po Marlenkę przyjeżdżać, to oszczędziłoby mu sporo czasu. Na szczęście zostawił mi fotelik samochodowy, więc nie będzie problemu z przewiezieniem dziecka. Oczywiście, zapłacę za benzynę, nie będzie pani stratna. No i mała panią tak polubiła, że pojedzie z panią z ochotą – gospodyni w sumie nie musiała długo mnie namawiać.

Marlenka faktycznie była bardzo grzeczna, a ja nie mogłam się powstrzymać, aby nie zerkać co chwilę w tylne lusterko i nie sprawdzać, czy wszystko u małej jest w porządku. Martwiłam się, czy jest jej wygodnie, czy nie chce jej się siusiu. Kilka razy zatrzymywałam się na stacji benzynowej. Na jednej z nich kasjerka zachwyciła się Marlenką.

– Jaką ma pani śliczną córeczkę! – powiedziała. „Szkoda, że nie jest moja” – pomyślałam z żalem. Kiedy oddawałam małą w ręce jej taty, od razu zauważyłam, że to po nim odziedziczyła piękne niebieskie oczy. Były też tak samo smutne…

– Naprawdę jestem pani wdzięczny – powiedział tata Marlenki. Mała uwolniona z fotelika rzuciła mu się na szyję, stęskniona. Patrzyłam na to ze wzruszeniem. I żałowałam, że się z nią rozstaję. Czas mijał, a ja nie mogłam zapomnieć o Marlence.

Robię to dla Marlenki

Zupełnym przypadkiem natrafiłam kiedyś na ogłoszenie, że można za darmo nauczyć się języka migowego, jeśli ma się w swoim otoczeniu osobę niesłyszącą lub pracuje się z ludźmi z ubytkiem słuchu. I… zapisałam się na ten kurs! Skłamałam, że moja siostrzenica nie słyszy. Miałam z tego powodu nieco wyrzutów sumienia, ale nauka języka migowego sprawiała mi sporo satysfakcji. Sądziłam, że uczę się go tylko dla siebie, ale…

Po kilku miesiącach, kiedy migałam już naprawdę sprawnie, zdałam sobie sprawę, że… robię to dla Marlenki. Że chcę ją znowu zobaczyć i tym razem z nią porozmawiać. Jej babcia bardzo się ucieszyła, słysząc mnie w słuchawce. Zamówiłam pokój nie pytając, czy będzie jej wnuczka, ale…

Gospodyni zadzwoniła do mnie na dwa dni przed moim przyjazdem i zapytała, czy bym nie przywiozła ze sobą jej wnusi!

– Wiem, że pewnie nadużywam pani uprzejmości… – zaczęła.

– Skądże! – wykrzyknęłam szczerze. Ponowne spotkanie z Marlenką było wzruszające. A jak mała się ucieszyła, gdy do niej zamigałam na powitanie!

– Jest pani niesamowita – jej ojciec także był zaskoczony. – Czy pani wie, że matka Marlenki nie nauczyła się migać?

– Cóż mogę na to powiedzieć… – zrobiło mi się dziwnie.

– Nic. W sumie nie powinienem już do tego wszystkiego wracać! – zreflektował się pan Olgierd. – Cieszę się, że znowu panią widzę. I ja także się cieszyłam. Uświadomiłam sobie, że z równą przyjemnością widzę jego, co Marlenkę.

– Wpadnę do mamy w weekend, będziemy mogli poznać się lepiej – powiedział. Faktycznie przyjechał. I został dłużej, niż planował. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu, także po powrocie do miasta. Aż nabraliśmy pewności, że chcemy być razem. Marlenka była tym zachwycona.

Wkrótce bierzemy ślub. Za jednym zamachem mam rodzinę, o jakiej marzyłam. 

Czytaj także:
„Miałem 18 lat, kiedy urodził mi się syn. Moja dziewczyna i jej rodzice chcieli go oddać, więc zostałem samotnym ojcem"
„Żona ujęła mnie swoją pracowitością i ambicją. Nabrałem się: polowała na mój majątek, aby nie robić nic"
„Nie pragnęłam być mamą, rujnowało to moje plany i ambicje. Chciałam odebrać życie własnemu dziecku”

Redakcja poleca

REKLAMA