– Wystarczy jedno popołudnie z masażami i sauną, abyś stała się zupełnie innym człowiekiem. Pozwól sobie na tę odrobinę luksusu – namawiała mnie od dawna bliska mi koleżanka. – Bo chyba twój Olek nie będzie miał nic przeciwko temu?
– Olek? Pewnie, że nie! – potwierdziłam.
Mąż był ostatnim człowiekiem, który by mi zabronił rozrywki. Problem tkwił we mnie: wolałam spędzać popołudnia w domu niż wydawać kasę na jakieś tam SPA. W końcu jednak Paulina postawiła na swoim – podarowała mi karnet wstępu do SPA na imieniny.
– Spędzimy tu cudowne chwile! – emocjonowała się, gdy już do tego SPA dotarłyśmy. – Na początek „czekoladowy raj”. Będziesz zachwycona – obiecała, odpływając w jednorazowych papuciach w stronę swojego gabinetu. – Baw się dobrze!
Kosmetyczka najpierw zrobiła mi peeling całego ciała, a potem zaczęła pokrywać moją skórę… najprawdziwszą czekoladą!
– Myślałam, że to będą kosmetyki, które pachną jak pralinki – zdziwiłam się.
To było piekielnie nudne!
– Zrezygnowaliśmy z ich używania, bo nie spełniały naszych oczekiwań. Miały
w sobie za dużo chemii – stwierdziła dziewczyna i z dumą pokazała mi parującą w kociołku czekoladę. – Rozpuszczamy ją w kąpieli wodnej i nakładamy na ciało, żeby wszystkie składniki odżywcze wniknęły w skórę. Najlepsza jest ta ciemna – wyjaśniła.
Posuwistymi, wprawnymi ruchami wysmarowała całe moje ciało czekoladowym mazidłem i już po chwili pachniałam jak stoisko Wedla. Następnie zostałam owinięta w złotą folię niczym cukierek i…
– A teraz chwila prawdziwego relaksu. Powinna pani poleżeć tak z pół godzinki, zrelaksować się, nawet zdrzemnąć. Wtedy ciało najlepiej wchłonie odżywkę – usłyszałam, po czym kosmetyczka zostawiła mnie samą.
Z głośników sączyła się muzyka, płonęły nastrojowe świece, a ja zamiast rozpłynąć się w błogości, umierałam z nudów. Zupełnie przestało mnie to wszystko bawić, gdy po zalecanej półgodzinie poszłam pod prysznic, znacząc drogę brązowymi śladami zostawianymi na podłodze. Woda płynęła i płynęła, a ze mnie ciągle ściekała oleista, brązowa maź…
– Mówię ci, Olek, to był jakiś koszmar! – opowiadałam później mężowi. – Nie wiem, jak oni potem doprali ręczniki i domyli prysznic, bo czekolada była po prostu wszędzie! Zobacz, jeszcze mam nią wybrudzone ręce! – wyciągnęłam do męża obie dłonie.
Schwycił je, przyjrzał się, a potem… włożył sobie moje palce do buzi, ssąc je intensywnie.
– Co robisz? – wyrwałam się ze śmiechem.
– Są pyszne! – zapewnił mnie filuternie.
– Takie słodziutkie. Mniam!
– No tak, ty przecież uwielbiasz czekoladę – przypomniało mi się. – W tym gabinecie czułbyś się jak w raju. Nie to co ja.
Olek zamyślił się głęboko
– Ale w sumie było miło? No wiesz, tak obiektywnie? – zapytał po chwili.
– W sumie… Skórę mam gładszą i pachniałam ładnie – przyznałam, nie wiedząc, co sobie w tym momencie ściągam na głowę.
Kilka dni później, kiedy wróciłam po pracy, zastałam mieszkanie tonące w mroku. Rozświetlały go tylko płomyki świec.
– Wyłączyli nam prąd? Jakaś dłuższa awaria? A może nie zapłaciłeś rachunku? – przestraszyłam się w pierwszym momencie, lecz mina Olka podpowiedziała mi, że trafiłam jak kulą w płot.
– Ach! Zrobiłeś nastrój… – domyśliłam się w końcu. – A co tutaj tak słodko pachnie?
To była lekko bulgocąca w małym naczyniu do fondue… czekolada. Olek wziął mnie w ramiona.
– Zamknij oczy i relaksuj się – szepnął mi prosto do ucha jak hinduski mag.
A potem zaczął powoli zdejmować ze mnie ubranie… Kiedy zorientowałam się, do czego to wszystko zmierza, zaprotestowałam słabo:
– Olek, nie doczyścimy łazienki!
Ale on mi tylko odszepnął.
– Nie będzie takiej potrzeby…
Najpierw położył mnie na miękkim ręczniku rozłożonym na łóżku w sypialni, a potem pokrył całą moją skórę zniewalająco pachnącą czekoladą. Pod pieszczotliwym dotykiem jego silnych dłoni moje ciało zaczęło płonąć, jakby ta czekolada była z dodatkiem chili.
– Moja słodka bogini – szepnął, kiedy już nie było widać ani kawałka białej skóry.
Najważniejsze, że byłyśmy zadowolone
Przyglądał mi się chwilę pożądliwym wzrokiem, a potem przystąpił do konsumpcji! Nie wiem, jak długo trwała nasza uczta, bo dla mnie czas stanął w miejscu. Leżeliśmy później obok siebie, wyczerpani i nasyceni – ja miłością mojego męża, on i miłością, i czekoladą. Pomyślałam, że nie ma takiego SPA, które dorównałoby Olkowi!
– No i co? Jakie wspomnienia po „czekoladowym raju”? – zaczepiła mnie Paulina, kiedy spotkałyśmy się w kawiarni.
– Cudowne… – wymruczałam, przypominając sobie dotyk mężowskiego języka i ten wspaniały, słodki seks...
– Widzisz! Musimy to kiedyś powtórzyć! – ucieszyła się, a ja się z nią zgodziłam.
Cóż z tego, że każda z nas miała w tym momencie zupełnie co innego na myśli! Najważniejsze, że byłyśmy zadowolone.
Czytaj także:
„Od dawna marzyłam o ciele Olafa, ale przyjaciółka też zagięła na niego parol. Stawałam na rzęsach, by zdobyć to ciasteczko"
„Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a ja latami bałam się wsiadać do auta. Mąż zamiast mnie wspierać, wysyła mnie na prawo jazdy"
„Ślub mojego eks był dla mnie koszmarem, czułam jak pęka mi serce. Moje rany uleczył gorący kochanek, którego wyrwałam w zemście”