„Wiktoria wyszła za mnie, bo nie chciała być panną z dzieckiem. Potrzebowała kasy i żywiciela, a nie kochającego męża”

Załamany mężczyzna z dzieckiem fot. Adobe Stock, anoushkatoronto
„Wzięliśmy ślub, chociaż wszystko przemawiało przeciw temu. Po prostu czułem w głębi serca, że Wiktoria mnie nie kocha. Zdawałem sobie sprawę, że wyszła za mnie tylko z jednego powodu – chodziło o ciążę i nasze wspólne dziecko. Na pewno nie chodziło jej o miłość”.
/ 11.11.2021 14:00
Załamany mężczyzna z dzieckiem fot. Adobe Stock, anoushkatoronto

Zdawałem sobie sprawę, że Wiktoria wyszła za mnie tylko z jednego powodu – chodziło o ciążę i nasze wspólne dziecko. Dzieliło nas ponad dwadzieścia lat, Wiktoria była mniej więcej w wieku moich synów. Ja bardzo ją kochałem, ale dlaczego ona spotykała się ze mną, nie miałem pojęcia. Na pewno nie była to miłość. Może na początku coś do mnie czuła, ale bardziej była to jakaś fascynacja niż uczucie. W każdym razie to szybko minęło. Potem już spotykała się ze mną z przyzwyczajenia, z wygodnictwa, sam nie wiem dlaczego.

Kiedy powiedziała mi, że jest w ciąży, ucieszyłem się. W pierwszej chwili chciałem nawet zapytać, czy to na pewno moje dziecko, ale mnie uprzedziła.

– Tylko nie pytaj, czy twoje – rzuciła.

– Przecież wcale nie miałem takiego zamiaru – zaprzeczyłem.

– Akurat – roześmiała się. – Widzę po twojej minie, że jeszcze sekunda i o to właśnie byś mnie zapytał. Ale nie pytaj – podniosła rękę ostrzegawczo – mogę cię zapewnić, że jest twoje.

– Wiktoria, zostaniesz moją żoną? – zapytałem, zanim zdążyłem się zastanowić. Ale właściwie nie było nad czym. Chciałem się z nią ożenić, kochałem ją. Cieszyłem się, że będziemy mieli dziecko, mimo że ja miałem już dwoje dorosłych.

Nawet synowie odradzali mi to małżeństwo

Wzięliśmy ślub, chociaż wszystko przemawiało przeciw temu. Właściwie różnica wieku nie była wcale najważniejsza. Po prostu czułem w głębi serca, że Wiktoria mnie nie kocha. Uważałem, że robi to nawet z powodu moich pieniędzy i firmy, ale również dlatego, że nie chce być panną z dzieckiem. Jej rodzice byli tradycjonalistami, już ślub z dwadzieścia lat starszym rozwodnikiem to było coś, co napawało ich niechęcią, a co dopiero panieńskie dziecko. Ale moi synowie też kręcili głowami z dezaprobatą.

– Ojciec, czy ty nie wiesz, że trzeba się zabezpieczać? – mruknął Michał, nie kryjąc sarkazmu, a Mirek tylko się roześmiał.

– No to będziemy mieli młodą mamusię, a tatuś będzie zmieniał pieluchy. Ciekawe, czy pamiętasz jeszcze, jak to się robi… Może lepiej nie żeń się z nią, ojciec – dodał po chwili.

Wiedziałem oczywiście, że trzeba się zabezpieczać, wiedziałem wszystko, ale tak bardzo kochałem tę śliczną, zgrabną brunetkę, jaką była Wiktoria, że chwilami zapominałem. Ona jednak wcale nie pragnęła być żoną, a przynajmniej nie żoną w takim standardowym, typowym stylu. Ciąża złościła ją tylko i denerwowała, a już od czasu, kiedy przytyła i urósł jej brzuch, chodziła wściekła jak osa. Nie wiadomo było, jak się do niej odezwać, żeby nie wybuchnęła złością. Nienawidziła siedzieć w domu, wszystko ją nudziło.

Przygotowywanie wyprawki dla dziecka nie sprawiało jej żadnej przyjemności. Kiedy przypomniałem sobie, jak moja pierwsza żona biegała po sklepach, polując na kaftaniki i śpioszki, z jaką radością pokazywała mi wieczorem, co nowego udało jej się zdobyć – a wtedy jeszcze nie było tak łatwo cokolwiek kupić – to w ogóle nie rozumiałem zachowań Wiki. Jej jednak bardziej zależało na tym, aby sobie kupić nową sukienkę albo bikini.

– Całe lato nie mogę rozebrać się na plaży – wzdychała.

– Za rok będziesz się opalała do woli – próbowałem ją pocieszać, ale krzywiła się tylko i znowu wzdychała.

– Tak, ale kiedy to będzie?

Jakoś w ogóle nie cieszyła się z tego, że zostanie matką. Myślę, że ja cieszyłem się bardziej, a w chwili, kiedy okazało się, że będę miał córkę, moja radość sięgnęła zenitu. Izunia urodziła się przez cesarskie cięcie, kilka dni leżała nawet w inkubatorze, a moja żona najbardziej martwiła się tym, że będzie miała bliznę na brzuchu.

– No i jak ja się rozbiorę na plaży? – jęczała.

Nie mogłem już tego słuchać.

– Jak możesz bardziej martwić się jakąś głupią blizną niż własnym maleństwem?! – nie wytrzymałem w końcu. Spojrzała na mnie zdziwiona.

– O czym ty mówisz?

– Mówię o naszym dziecku!

– Lekarz powiedział, że wszystko będzie dobrze.

No fakt, tak powiedział, ale ja mimo wszystko bardzo się martwiłem. Lekarze zawsze pocieszają, zawsze mówią, że będzie dobrze… Izunia była taka maleńka, taka bezbronna, że nie mogłem się nie denerwować. Jednak Wiktoria się nie przejmowała. Zabrałem żonę z dzieckiem do domu dopiero po dwóch tygodniach. Dzięki Bogu wszystko było w porządku. Miałem pieniądze, więc wynająłem nianię, żeby w początkowym okresie pomagała Wiki w opiece nad niemowlęciem. Jednak ten początkowy okres bardzo się przedłużył. Nie żałowałem pieniędzy na opiekunkę, ale uważałem, że dziecku najlepiej z mamą.

Moja żona karmiła córkę piersią przez miesiąc, następnie stwierdziła, że dłużej siedzieć w domu nie da rady, i zaczęła ją przestawiać na pokarm sztuczny.

– Wiktoria, przecież jak wychodzimy, to możemy brać małą ze sobą. Najlepiej byłoby, gdybyś ją jeszcze trochę pokarmiła naturalnie – próbowałem przekonywać żonę.

– Daj mi spokój – złościła się. – Ja muszę wyjść na zakupy, muszę zapisać się na fitness, nie mogę tam ciągać ze sobą dziecka. Poza tym niedługo kończy mi się dziekanka, muszę wracać na uczelnię.

– Myślałem, że może przeniesiesz się na studia zaoczne – powiedziałem.

– Żartujesz? – brwi mojej żony powędrowały mocno do góry.

– Nie żartuję! – w końcu i ja się zdenerwowałem. – Kto według ciebie będzie się w takim razie opiekował Izą?

– Przecież Iza ma nianię.

– Niania to nie to samo co matka!

– Nie przesadzaj, Iza jest maleńka, jeszcze nic nie rozumie. Ja muszę wychodzić do ludzi, spotykać się ze znajomymi. Potrzebuję tego. Studia też muszę skończyć.

Chciałem jeszcze coś powiedzieć, zaprotestować, ale nawet nie zdążyłem otworzyć ust.

– Jeśli ci nie odpowiada taki układ – usłyszałem – to sam siedź w domu z dzieckiem.

Wiktoria nie rozumiała, o co mam do niej pretensje

Nie miałem już sił na żadne komentarze. Czy moja żona jest głupia? – przebiegło mi przez głowę. Ciekawe, za co będziemy żyli, jeśli będę zajmował się dzieckiem. A jednak się zajmowałem. Oczywiście nie przez cały czas, ale kiedy tylko byłem w domu, opieka nad Izą spadała na mnie. Moja młoda, piękna żona nie miała na to czasu. Mimo że to ja pracowałem, prowadziłem dużą firmę budowlano-remontową, a ona tylko studiowała, była osobą o wiele bardziej zajętą ode mnie. Wracała do domu bardzo późno, a na pytanie, gdzie była, często tylko lekceważąco wzruszała ramionami.

– W bibliotece – rzucała czasami.

– Ale miałaś o szesnastej zwolnić nianię – przypominałem.

– Oj, nie mogłam – odpowiadała.

– Znowu zapomniałaś.

– Nawet nie zapomniałam, po prostu nie mogłam.

Rozmowa z Wiktorią prowadziła donikąd. Ona w ogóle nie przejmowała się ani mną, ani Izą. Po prostu robiła to, na co sama w danym momencie miała ochotę. Kiedy miałem do niej pretensje, udawała, że w ogóle nie rozumie, o co mi chodzi. A może naprawdę nie rozumiała, sam już nie wiem…

– Mówiłem ci ojciec, nie żeń się z nią – mruknął kiedyś pod nosem mój syn Mirek.

– Niby dlaczego tak mówiłeś?! – nie wytrzymałem. Nie pamiętałem, żeby coś takiego mówił, ale może mi umknęło. W pewnym momencie nie miałem ochoty słuchać komentarzy synów.

– Jesteś moim ojcem, ale ja chyba lepiej znam się na kobietach – dodał mój syn, biorąc na ręce swoją malutką siostrzyczkę. – Wiktoria jest stuprocentową egoistką, myśli tylko o sobie. Kocha też tylko siebie.

Skwitowałem słowa Mirka milczeniem. Chciałem być lojalny wobec żony, chociaż miałem coraz większe wątpliwości, czy ona jest taka wobec mnie. Obawiałem się, że kiedy Wiktoria skończy studia dziennikarskie i zacznie pracować, jeździć na te swoje wymarzone reportaże, zupełnie zniknie z domu i z życia Izy oraz mojego.

Naszą córką zajmowały się kolejne nianie, wszystkie jakieś nieudane. Może nie umieliśmy wybrać albo mieliśmy za duże wymagania, a może po prostu pecha. W każdym razie dopiero pani Basia, polecona przez moją teściową, okazała się prawie idealna. Iza ją pokochała, a pani Basia oprócz zajmowania się małą zaczęła prowadzić nasz dom, prać, prasować, gotować.

– Świetną gosposię poleciła nam mama, prawda? – cieszyła się Wiki i coraz mniej interesowała się domem, coraz rzadziej w nim bywała. Właściwie to już zupełnie oddaliliśmy się od siebie, moglibyśmy żyć oddzielnie, gdyby nie Iza.

Wiktoria dostała pracę w dużej redakcji. Po obronie dyplomu próbowałem ją namówić, żeby przez pewien czas została w domu z córką. Zdawałem sobie sprawę, że ta praca to dla Wiktorii szansa na przyszłość, ale nasza córka i nasze małżeństwo były dla mnie w tej chwili ważniejsze.

– Przecież nie musisz pracować, zarabiam wystarczająco dużo, żeby nas utrzymać, a Izunia cię potrzebuje – prosiłem.

– Ma przecież panią Basię – odpowiadała.

– Wiki, dobrze wiesz, że to nie to samo. Matka to zawsze matka – miałem nadzieję, że jeśli nie podejmie pracy, będzie więcej w domu, zbliżymy się jakoś, naprawimy nasze małżeństwo, które właściwie już nie istniało.

– Robert, ja nie wytrzymam w domu. Potrzebuję ludzi wokół siebie, potrzebuję, żeby coś się działo. Chcę tego. Zresztą jeśli zrezygnuję, drugi raz taka praca może mi się nie trafić.

Izunia wiedziała, że mama nigdy nie ma dla niej czasu

Wszystko, co mówiła, było właściwie prawdą, tylko każde z nas chciało czegoś innego. Ona nie miała jeszcze trzydziestu lat, chciała żyć, rozwijać się, robić karierę między ludźmi. Ja niedługo będę miał pięćdziesiątkę i potrzebowałem spokoju, pragnąłem spędzać wolny czas z żoną i dzieckiem. Mógłbym jeszcze mieć nadzieję, że po skończeniu studiów, kiedy przestanie obracać się w tym bardzo według mnie specyficznym środowisku, coś się zmieni, ale już nie miałem. Zbyt dobrze poznałem Wiktorię, żeby liczyć na to, że nagle zmieni się nawet nie w kurę domową, ale chociażby w odpowiedzialną, kochającą matkę. Iza już była na tyle duża, by zdawać sobie sprawę, że mama nigdy nie ma dla niej czasu i rzadko bywa w domu. Czasem pytała w weekend, który spędzaliśmy tylko we dwoje:

– Gdzie mama?

– Pojechała na reportaż – odpowiadałem zazwyczaj.

– Ale wróci? – niebieskie oczka patrzyły na mnie z nadzieją.

– Oczywiście, że wróci.

I Wiktoria wracała, ale jakby coraz dalsza od nas obojga, zajęta własnymi sprawami i własnymi znajomymi. Aż w końcu powiedziała po prostu:

– Chciałabym się rozwieść, Robert.

A ja, mimo że spodziewałem się tego od dawna, poczułem żal, a po chwili strach. Przestraszyłem się, że odejdzie i zabierze Izę.

– Jak to rozwieść? – wyjąkałem.

– Oj, normalnie. Oboje dobrze wiemy, że nasze małżeństwo prawie nie istnieje, nic nas właściwie nie łączy…

– Oprócz Izy – zdołałem się wtrącić.

– No tak – westchnęła smutno moja żona, jakby Iza była dla niej ogromnym ciężarem.

– Nie oddam ci Izy – oznajmiłem.

– Wcale nie chcę ci jej zabierać. Będziesz mógł się z nią spotykać, kiedy tylko zechcesz.

W tym samym momencie wyobraziłem sobie, jak to może wyglądać. Wiktoria będzie jak dotąd cały czas spędzała w redakcji, jeździła na te swoje reportaże, a Izę będą wychowywały kolejne nianie. Będę widywał córkę w najlepszym razie w weekendy i płacił za niańki, które będą się nią zajmowały na co dzień.

– Nie zgadzam się – usłyszałem swój głos.

– Ale… – Wiktoria usiłowała powiedzieć coś jeszcze.

– Mogę dać ci rozwód, ale Iza zostanie ze mną. I tak wychowuje ją pani Basia, ty przecież nie masz czasu.

– Zastanowię się – usłyszałem suchą odpowiedź. Nic więcej, „ zastanowię się”, jakby chodziło o jakąś rzecz albo wyjście na kolację. Już wiedziałem, że Wiki się zgodzi. Wcale nie chciała zabierać Izy, to było tylko takie gadanie, żeby ładnie wyglądało.

I nie pomyliłem się. Kilka dni później Wiktoria stwierdziła, że zgadza się na wszystkie moje warunki, chce tylko rozwodu. Przyznała się, że już od pewnego czasu spotyka się z kolegą z pracy.

– Przepraszam cię, Robert – powiedziała mi – ale chyba się zakochałam. To jest silniejsze ode mnie.
Właściwie byłem w stanie ją zrozumieć. Jest młoda, śliczna, pełna życia, straciła dla kogoś głowę. Dobrze, ale dlaczego w tym swoim zakochaniu zapomniała o własnej córce? A może nigdy tak naprawdę o niej nie pamiętała?

Rozwiedliśmy się za porozumieniem stron. Żadne z nas nie chciało wyciągania brudów i szarpania się na sali sądowej. Iza została ze mną, Wiki mogła się z nią spotykać w każdy weekend, mogła ją zabierać do siebie. Nie chciałem jej ograniczać kontaktów z córką. Jednak bardzo szybko okazało się, że chyba jej na tym nie zależy. Dobrze było, kiedy spotkała się z małą raz w miesiącu. Wiecznie piętrzą się jej przeszkody. A to zbiera materiał do reportażu, a to musi ten reportaż właśnie napisać, a to wyjeżdżają gdzieś z Darkiem. Iza zawsze jest na końcu. Teraz córka nawet nie pyta, kiedy mama po nią przyjdzie, przyzwyczaiła się. Wychowuje ją pani Basia, która jest naprawdę dobrym duchem naszej małej rodziny. A weekendy i wszystkie wolne dni ja i Izunia spędzamy sobie we dwoje.

Czytaj także:
„Moja córka omal nie wykrwawiła się przy porodzie, bo jej mąż uznał, że cesarka jest dla leniwych kobiet”
„Rywalizuję o miłość partnera z jego byłą. Ta wredna małpa manipuluje nim przez stęsknionego syna”
„Żona przyprawiła mi rogi i odeszła. Po 5 latach przeprasza i chce wrócić. Wybaczyłem, bo nie umiem bez niej żyć”

Redakcja poleca

REKLAMA