Poznałem Danutę na jakiejś wiejskiej zabawie. Niewiele pamiętam, bo za dużo wypiłem. Podobno siedziałem przed wejściem na dworze bez kurtki, a była styczniowa noc i Danka przestraszyła się, że zamarznę. Nie miałem siły wejść po schodach na górę, więc wsadzili mnie z jakimś chłopakiem do samochodu i przykryli pokrowcem od siedzeń. Widzieliśmy się później kilka razy. Powtarzała mi wtedy, że nie jestem zły, tylko powinienem skończyć z piciem, bo to mnie kiedyś zgubi. Pomyślałem, że to miła dziewczyna, choć niezbyt urodziwa.
Za którymś razem wylądowaliśmy w łóżku. Danka twierdziła, że się mną zajmie i udowodni mi, co to prawdziwa miłość, że przy niej zrozumiem, że nie warto pić. Śmiać mi się z tego chciało, ale co tam, najważniejsze, że miałem kobietę w łóżku. Niestety, kilka tygodni później oznajmiła mi, że jest w ciąży.
Byłem wściekły, że złapała mnie na dziecko. Nie traktowałem jej poważnie. Po prostu, trafiła się, to się z nią przespałem. Nie chciałem się żenić, bo szkoda mi było wolności i spotkań z kumplami.
– Jeśli nie chcesz, trudno, sama wychowam dziecko – stwierdziła. – Najgorsze, że nie skończę szkoły, a tylko niecały rok mi został do dyplomu pielęgniarskiego.
– No i dobra, co z ciebie za pielęgniarka, jeśli nie wiesz, jak spać z chłopem, żeby brzucha nie mieć – odparłem.
Koledzy przetłumaczyli mi również, że z powodu ślubu wcale nie muszę zmieniać swego życia, a mogę mieć jeszcze lepiej.
– Baba jak baba, dobra jak każda inna, może niezbyt ładna, ale uległa, na żonę w sam raz. Będziesz miał ciepły obiad, wyprasowane ciuchy i kobietę do łóżka.
Po ślubie postawiłem sprawę jasno:
– Urodzisz dziecko i pójdziesz do roboty, bo ja nie mam zamiaru cię utrzymywać.
Urodziła się nam córka, Klaudia. Byłem zawiedziony, że to nie chłopak. Danka zatrudniła się w szpitalu jako salowa. Pracowała na zmiany i zajmowała się domem. Dziecko zostawiała u swojej matki. Ja wracałem z warsztatu, zjadałem obiad i wychodziłem spotkać się z kolegami. Umawialiśmy się w pubie, a latem kupowaliśmy alkohol i szliśmy z butelkami do parku. Tam w cieniu drzew piliśmy i graliśmy w karty.
– Znowu wychodzisz do nich. Nie mógłbyś posiedzieć z nami, zająć się trochę Klaudią? – prosiła.
– Cicho bądź, rób to, co do ciebie należy – krzyczałem, pokazując palcem na garnki.
Kumple byli dla mnie najważniejsi. Słuchałem tego, co mówią, a gdy dostałem wypłatę, byłem dla nich bardzo hojny.
Byłem okropnym mężem. Wprawdzie nie robiłem awantur i nie biłem Danki, ale robiłem jej chamskie wymówki. Lubiłem jej dokuczać.
– Jesteś ślepa i brzydka, nadajesz się akurat do wynoszenia nocników i podcierania tyłków w szpitalu – mówiłem.
– To czemu się ze mną ożeniłeś, przecież nikt cię nie zmuszał? – pytała.
– Z litości. Nikt by cię inny nie chciał. Poza tym miałem nadzieję, że urodzisz mi syna.
Po raz pierwszy zastanowiłem się nad swoim postępowaniem, gdy leżałem w szpitalu – szedłem pijany drogą i potrącił mnie samochód. Danka odwiedzała mnie codziennie, przynosiła jedzenie i gazety.
– Taka żona to skarb, niebrzydka i tak o pana dba – pozazdrościł mi pacjent z sąsiedniego łóżka.
Pomyślałem ze wstydem, że ma rację, ale przyznać się do tego głośno nie miałem odwagi.
Po wyjściu ze szpitala czekała mnie długa rehabilitacja. Dużo czasu spędzałem w domu. Przez dwa miesiące żyliśmy jak szczęśliwa rodzina. Odkryłem, że mam fajną córeczkę, polubiłem nawet zabawy z nią. Poprawiły się też moje relacje z Danką, która znowu zaszła w ciążę.
– Widzisz, jak może być dobrze, gdy nie pijesz i jest normalnie między nami? – cieszyła się.
– Teraz już zawsze tak będzie, obiecuję – powiedziałem z pokorą.
Niestety, tak było tylko do czasu, gdy urodził się Wiktorek, mój upragniony syn. Musiałem przecież wypić pępkowe ze swoimi kumplami.
– Nie spotykaj się z nimi – prosiła mnie Danusia z łzami w oczach. Wszystko zepsujesz, oni mają na ciebie zły wpływ.
– Tylko parę piw i wracam do domu – tłumaczyłem jej.
Niestety, koledzy znów przeciągnęli mnie na swoją stronę.
– Hej, chłopy, Sławek zmienia brudne pieluchy i miesza w garnkach, baba go wzięła pod pantofel – zaśmiewali się.
Wróciły dawne czasy. Kończyłem pracę, zjadałem obiad i wychodziłem do koleżków. Któregoś wieczoru, gdy wracałem do domu pijany samochodem, wjechałem w idącą poboczem grupę młodzieży. Jedna dziewczyna zmarła na miejscu, a chłopak leżał kilka tygodni w szpitalu. Dostałem wyrok – 5 lat pozbawienia wolności.
Miałem bardzo dużo czasu, aby przemyśleć swoje dotychczasowe życie. Żałowałem, że zmarnowałem tyle lat na picie, że zaniedbywałem dzieci i żonę, która ciągle przy mnie trwała. Danka z początku odwiedzała mnie w więzieniu. Przynosiła paczki z jedzeniem i papierosami. Mało rozmawialiśmy, bo co mogłem jej powiedzieć. Bolało mnie serce, gdy widziałem jej smutne oczy. Bolała mnie świadomość, że tylko ona trwała przy mnie w moich najtrudniejszych chwilach, że odwiedzała mnie nawet tu, choć wcześniej byłem takim zimnym draniem. To uczucie stanowiło dla mnie większą karę niż sam pobyt za kratami. Nie chciałem już niczego jej obiecywać, zresztą, ona i tak już mi nie wierzyła. Przyrzekłem sobie jednak, że jak tylko wyjdę z więzienia, to wynagrodzę jej te lata, gdy cierpiała przeze mnie.
Po roku pobytu w zakładzie karnym dostałem od żony list. Napisała, że wyjeżdża za granicę do pracy. Ktoś pomógł jej załatwić etat salowej w Anglii w domu starców. Dziećmi miała przez ten czas zajmować się jej matka. Nie podobał mi się ten pomysł. Czułem, że moje nadzieje na ratowanie naszej rodziny się rozwiewają, a ja tak chciałem pokazać swojej żonie, że potrafię być dobrym mężem i ojcem.
Musiałem wyjechać w zupełnie obce strony, gdzie nikt nie znał mojej przeszłości, aby znaleźć sobie pracę. Kiedy wreszcie urządziłem się jakoś, wziąłem w pracy zaliczkę, aby kupić dzieciom trochę drobiazgów i pojechałem do teściów zobaczyć Klaudię i Wiktorka.
Niestety, znów przeżyłem rozczarowanie. Okazało się, że moja żona zabrała dzieci i wyjechała z nimi na stałe do Anglii. Podobno nieźle jej się tam powodzi, najpierw sama się urządziła, a potem wróciła po córkę i syna. Napotkany przypadkowo znajomy, z którym piłem w dawnych czasach wódkę, powiedział mi, że Danka to teraz inna kobieta. Elegancka, zadbana, i pewna siebie.
– Nie rób sobie chłopie obciachu i wcale do niej nie startuj – poradził mi. – Nie pasujesz do niej.
Kilka lat temu ten sam koleś wmawiał mi, że taką brzydką i głupią babę jak moja trzeba krótko trzymać, bo musi wiedzieć, gdzie jej miejsce.
Zrozumiałem, że nie uda mi się uratować mego małżeństwa. Danka dawała mi kilka razy szansę, ale ja zawsze ją zmarnowałem, a teraz jest za późno.
Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@polki.pl.
REKLAMA
Więcej listów do redakcji: „Teściowa to hetera, która ciągle mnie krytykuje i poucza. W uszach mam tylko jej ciągły jazgot”„Nasza miłość przetrwała życiowe burze, a pokonały ją drobne nieporozumienia. Mąż odszedł bez wyjaśnienia”„Mąż zdradził mnie z moją przyjaciółką, a ja postanowiłam, że już zawsze będę sama. Życie zdecydowało inaczej...”