Patrzę w okno, za którym się ściemnia, ale nie zapalam światła. Nie chcę oglądać świata. Przepełnia mnie rozpacz. Nie mogę zrozumieć, jak to się mogło stać?! Przecież tak się starałam... Poświęciłam Konradowi całe życie, a on mnie odtrącił.
Pojechałam tam wczoraj w nadziei, że przemówię mu do rozumu. Pojechałam i przeraziłam się. Wieś... Nie, nie wieś – wiocha. W obejściu kobieta w fartuchu narzuconym na starą sukienkę.
– Proszę, niech pani wejdzie – powiedziała, uchylając furtkę.
– Przyjechałam do syna – powiedziałam. – Jestem...
Patrzyła na mnie bez wyrazu, a potem wzruszyła ramionami.
– Dobrze wiem, kim pani jest. Spodziewałam się pani. Okoliczności są, jakie są, ale w końcu i tak będziemy musiały się poznać.
– Pani nie rozumie – westchnęłam rozdrażniona. – Nie mam zamiaru pani poznawać. Jestem tu po to, żeby załatwić sprawę i raz na zawsze zapomnieć o tym incydencie. Obie jesteśmy matkami i wiemy, co należy zrobić.
Nie rozumiała, o czym mówię
Kobieta milczała. Wyjęłam z torebki przygotowaną kopertę.
– Przywiozłam pieniądze – powiedziałam, podsuwając jej całe moje oszczędności. – Nie ma tego wiele, ale powinno wystarczyć. Sama pani rozumie, nie jestem zamożna, ale wiem, że państwa też nie stać na takie wydatki. W Polsce jest drożej, ale jak pojedzie do Czech, powinno wystarczyć.
– O czym pani mówi? – zapytała, jakby naprawdę nie rozumiała.
– To chyba oczywiste – odparłam. – Obie mamy kłopot, więc trzeba się go pozbyć. Pozbyć!
W końcu do niej dotarło.
– Chce pani, żeby zrobiła zabieg? – zapytała dziwnym głosem. – Żeby zabiła swoje dziecko?
– W tej chwili to nie jest dziecko, tylko kłopot – zirytowałam się. – I dla niej, i dla mojego syna. Jako panna z dzieckiem stanie się pośmiewiskiem dla całej wsi, bo przecież mój syn się z nią nie ożeni, nie odrzuci tylu lat nauki, nie zaryzykuje kariery dla wiejskiej dziewuchy, która wlazła mu do łóżka i się nie zabezpieczyła.
– Moja córka to porządna dziewczyna! – żachnęła się.
– Jakby była taka porządna, to nie chodziłaby z brzuchem – zdenerwowałam się na tę babę.
Jak w ogóle mogło do tego dojść, żeby mój syn i ona?! Konrad zawsze był rozsądny, w życiu bym nie przypuszczała… W dodatku miał przed sobą przyszłość!
Wszystko zaczęło się jakieś pół roku temu. Syn rzadko zaglądał do domu, ale naraz w ogóle przestał mieć dla mnie czas. A to sesja, a to zaliczenia, a to coś tam – dziś wiem, że po prostu robił uniki. Dał się wmanewrować w tę kretyńską sytuację i nie wiedział, jak wybrnąć. Szkoda, że nie powiedział mi od razu, jakoś bym to załatwiła, są przecież specjalne tabletki… A tak? Co za wstrętne dziewuszysko!
To ostatnie powiedziałam chyba na głos, bo stojąca przede mną kobieta nagle zrobiła się czerwona jak burak i wysapała ze złością:
– Sama sobie tego brzucha nie zafundowała. Do tego trzeba dwojga!
– Szkoda tylko, że nie pomyślała, jak sobie potem sama poradzi! Może oczywiście urodzić i oddać do adopcji, ale ile się namęczy?
– Aborcja? Adopcja? Chce mi pani odebrać wnuka? – spytała, odsuwając się krok w tył.
Jak mógł mi to zrobić?
Kobieta zionęła nienawiścią, ale ja musiałam ratować syna.
– Chciałam to załatwić porządnie, ale jak nie, to nie! – schowałam kopertę z pieniędzmi do torebki. – A syna i tak zabiorę!
Nagle pojawił się Konrad.
– A może weźmiesz pod uwagę moje zdanie? – zapytał.
– Kochanie, cały czas biorę pod uwagę twoje zdanie. Wiem, co dla ciebie jest najważniejsze...
– Nie, nie wiesz! – przerwał mi ostrym tonem. – Ważne było, żebym robił to, czego ty chcesz; moje pragnienia się nie liczyły. Wiedziałaś, że chcę zostać mechanikiem samochodowym?
– Oczywiście – przytaknęłam. – Na szczęście potem ci przeszło.
– Nie przeszło. Ty postanowiłaś wysłać mnie do seminarium.
– Ależ marzyłeś o kapłaństwie!
Syn roześmiał się szyderczo.
– O kapłaństwie? Do tego trzeba mieć powołanie, a ja nigdy go nie miałem. Nienawidziłem tej uczelni. To nie było dla mnie.
– Jak to: nie był o dla ciebie? – zapytałam wolno.
I wtedy mój ukochany jedynak powiedział mi, że odszedł z seminarium już pół roku temu po to by… pracować w warsztacie. Bez mojej wiedzy i zgody. Nie mogłam uwierzyć, że zrobił coś tak nieodpowiedzialnego.
– Synku, błagam, powiedz, że to nieprawda! – załamałam ręce. – Przed tobą wielka kariera! Może i do samego Watykanu, do papieża, trafisz... Wsiadaj do samochodu, wracamy do domu, a jutro pojadę do kurii...
– Nigdzie się stąd nie ruszę, tu jest mój dom i moja... żona. Wkrótce zostaniesz babcią. Powinnaś dziękować Bogu!
– Za co?! – krzyknęłam. – Za bękarta? Za stracone nadzieje?
Postawiłam mu ultimatum:
– Albo wracasz ze mną, albo nigdy już mnie więcej nie zobaczysz.
– Twój wybór – powiedział.
Objął ramieniem tę wiejską babę i odeszli w głąb podwórza.
Siedzę teraz sama i nie mogę zrozumieć, jak to się mogło stać. Dałam mu tyle serca. A on się ode mnie odwrócił. Nie mam już syna.
Czytaj także:
„Odkąd teściowa pożegnała męża, nie da się z nią wytrzymać. Z każdego spotkania robi stypę. Mam dość jej towarzystwa”
„Ukochana zdradziła mnie i urodziła syna kochankowi. Odnalazłem ją po 8 latach, ale było już za późno”
„Nakryłam lokatora, jak zabawia się z kochanicą w mieszkaniu. Dałam mu miesiąc na wyprowadzkę. Moje mieszkanie to nie burdel"