Przez ostatnie dwa lata moja przyjaciółka i jej mąż wznosili dom na Mazurach, a opowieści, jakie nam przynosili z frontu budowy, ocierały się o horror. W końcu jednak dom udało się postawić, ja i mój ślubny zostaliśmy zaproszeni na parapetówkę. Była sobota, lipiec, samo południe, gdy wysiadłam z samochodu przed domem przyjaciół. Arek miał do nas dojechać następnego dnia…
Stanęłam oczarowana
Niewielki budynek był ładnie położony na wzgórzu i jego ciemne drewniane ściany pięknie odcinały się na tle rosnącego za nim brzozowego lasu. Wszystko wokół tchnęło przedziwnym spokojem. Kiedy na sekundę zamknęłam oczy, miałam wrażenie, że cały otaczający mnie świat zharmonizował się w jedność, i już nie muszę martwić się wspomnieniami z wczoraj ani trapić myślami o jutro.
– Marta, wreszcie jesteś! – usłyszałam radosny głos Alinki.
Za nią czekał w kolejce do powitań misiowaty Krzyś, który swoim zwyczajem uniósł mnie w łamiącym żebra uścisku.
– Chodź, zrobiłam twoją ulubioną sałatkę.
Krzyś wziął bagaże, a Alinka wprowadziła mnie do domu, w którym się zakochałam.
– No, kochani, to ja już wiem, gdzie od dziś będę spędzać waka… – zatkało mnie.
Stałam w progu dużego salonu, a naprzeciwko mnie, w drugim końcu, wybrzuszał się do wnętrza olbrzymi głaz narzutowy. Jego szpiczasty bazaltowy czubek dotykał niemal sufitu. Wyglądał niczym ogromna kamienna gruszka, którą nie wiedzieć czemu wstawiono w to miejsce, starannie obudowując podłogą i obstawiając półkami na książki… Zawsze wiedziałam, że moi przyjaciele są ekstrawaganccy, ale żeby aż tak?
– To jest ozdoba czy może coś innego?
– To jest długa historia – zaśmiała się Alinka.– Ale zanim ją opowiem, najpierw zjemy i zrobię kawę.
Siedzieliśmy przy filiżankach gorącej mokki, Alinka zaczęła swoją opowieść.
– Kiedy po raz pierwszy trafiliśmy w to miejsce, już od pierwszej chwili wiedzieliśmy, że chcemy postawić tutaj swój dom. Najbardziej zaczarował nas spokój…
– Ja też go odczułam – potwierdziłam.
– Niesamowite miejsce.
– A jeszcze kilka miesięcy temu było tu prawdziwe piekło – powiedział Krzyś, zarabiając szturchnięcie w bok od żony.
– Opowiadamy po kolei. No więc to miejsce przez wiele lat nie było przeznaczone pod budowę, ale gmina chciała zarobić, więc odrolnili tę działkę. Jak tylko tu przyjechaliśmy i poczuliśmy tę magię, kupiliśmy ziemię – dwa hektary łąk i spory kawałek lasu.
– Tak się składa, że w najlepszym miejscu na dom stał ten głaz – Krzyś pokazał za siebie. – Trzeba go było więc stąd usunąć. Dostaliśmy zgodę, pod warunkiem że przeniesiemy głaz kilkadziesiąt metrów dalej, pod las. Nie ma problemu, pomyślałem. Zamówiłem dźwig i robotników. Kiedy ci zabrali się za jego wykopywanie, zjawiła się jakaś starowina z pobliskiej wioski i ostrzegła, żebyśmy nie ruszali kamienia świętego spokoju. Powiedziała, że on od wieków strzeże tu naturalnego porządku, a pod nim zbiegają się wszystkie nitki energetyczne, skąd promieniują życiodajną mocą na okoliczne pola i łąki.
– Ładna bajka – kiwnęłam głową.
– Właśnie. Podziękowałem za radę i skinąłem na robotników, żeby się nie ociągali. Staruszka tylko pocmokała z dezaprobatą i sobie poszła… – na chwilę zapadła cisza.
Krzyś spoglądał na kamień z uśmiechem na ustach
– Nie dasz wiary, ale od chwili odwalenia kamienia świat wokół nas jakby poczerniał. Miesiąc później okoliczne drzewa zaczęły usychać. Nie mogłem dojść do ładu z robotnikami, między mną i Alinką zaczęły wybuchać coraz częstsze kłótnie.
– To było coś nieprawdopodobnego – Alina skinęła głową. – To miejsce do tej pory spokojne i dające wyciszenie ducha, stało się nieoczekiwanie zimne i obce. Kiedy tylko tu się zjawialiśmy, ogarniała nas jakaś wewnętrzna złość. Robotnicy zmieniali się co kilka tygodni.
Dochodziło do kradzieży materiałów budowlanych. Pół roku po kupnie działki, gdy wyszłam rano przed przyczepę kempingową, w której mieszkaliśmy, wokół mnie panowała absolutna cisza. Nie śpiewał żaden ptak, nie szeleściła trawa ani liście. Kompletnie nic! Przerażona obudziłam Krzysia. Kazałam mu się ubierać i jechać do wioski na poszukiwanie tamtej starowiny. Ta nakazała postawienie kamienia w poprzednim miejscu. Mieliśmy już gotowe i zatwierdzone plany budowy i wychodziło na to, że głaz znajdzie się w naszym salonie. Ale nie miało to dla nas znaczenia. Kiedy ustawiliśmy go na dawnym miejscu, musiało minąć jeszcze wiele miesięcy, aż zburzony przez nas spokój wrócił w to miejsce. Pewien radiesteta wyjaśnił nam, że takie kamienie są jak igły akupunktury wbite w punkty przecinających się ley lines, takich energetycznych żył przestrzeni… Uzdrawiają ziemię.
– Być może nazwiesz tę historię ładną bajką, ale zdradzę ci w tajemnicy… – Krzysztof cmoknął Alinkę w policzek – dobrze być bohaterem takiej bajkowej opowieści.
Czytaj także:
„On chciał spokojnego życia na wsi, a ja kariery. Musieliśmy się rozstać, choć nie było to łatwe”
„Wychowałam się na imprezie. Rodzice kupili na wsi dom, do którego nieustannie zjeżdżali znajomi na posiadówki i darmowe spanie”
„By robić światową karierę, uciekłam z zapyziałej polskiej wioski. Z deszczu pod rynnę - trafiłam na francuską wieś”