„Weronika złamała mi serce, więc.... moją żoną została jej córka. Ludzie drwią, że mógłbym być jej ojcem, ale nie dbam o to”

Mężczyzna, który poślubił młodszą kobietę fot. Adobe Stock, jackfrog
„Dziś, dwa lata po ślubie z Kalinką, moje stosunki z jej matką wciąż nie są dobre. Mam wrażenie, że bez przerwy uważa, że tak naprawdę ożeniłem się nie z inną kobietą, tylko z jej młodszą wersją. Teraz dojrzałem do miłości, do której kiedyś ona nie chciała mi dać”.
/ 08.11.2021 11:00
Mężczyzna, który poślubił młodszą kobietę fot. Adobe Stock, jackfrog

Kiedy ją zobaczyłem, miałem wrażenie, że przeniosłem się w czasie o wiele lat. Ta sama sylwetka, ten sam uśmiech. Ten sam tembr głosu, te same kasztanowe włosy opadające falami na ramiona. I ta sama osoba – która kilka chwil wcześniej powiedziała mi, że zakochała się w kimś innym i nawet z tym kimś innym jest już w ciąży. Dlatego musi ode mnie odejść i prosi mnie, żebym się
z nią już nigdy więcej nie próbował kontaktować…

Ta prośba nie była łatwa do spełnienia. Miałem 24 lata, byłem w Weronice szaleńczo zakochany i nie wyobrażałem sobie życia bez niej. A tu nagle, kompletnie bez uprzedzenia, spadają na mnie te hiobowe wieści! Jednak co miałem zrobić? 

Od razu wiedziałem, że próby przekonania jej, żeby nie wychodziła za ojca swojego dziecka, są pozbawione sensu. I nie chodziło o to, że tamten jest dojrzałym facetem po trzydziestce, który ma własne mieszkanie i jest ustawiony. Po prostu wytłumaczyłem sobie, że skoro ją kocham, to dla jej dobra nie powinienem niszczyć jej szczęścia. I choć bardzo mnie to bolało i dużo kosztowało, nie próbowałem o Weronikę walczyć. Nawet mając sojusznika w jej matce, która nie polubiła swojego nowego zięcia.

Po rozstaniu z Weroniką trudno mi było pokochać inną kobietę. Nie mając rodziny, całą swoją energię skierowałem na karierę. Pracowałem zawsze dłużej niż inni. Nawet do głowy mi nie przychodziło, żeby narzekać, gdy szefostwo chciało, byśmy przyszli do firmy w weekend. Urlopy zawsze brałem krótkie. Robiłem tak nie dlatego, że byłem pracusiem, ale po prostu nie miałem się gdzie spieszyć. I zamiast siedzieć sam w czterech ścianach, wolałem ten czas spędzać z kolegami i koleżankami z pracy, których bardzo lubiłem. Dzięki temu szybko zostałem w mojej firmie dyrektorem.

Po kilku latach uznałem, że firma wymaga zmian. Miałem wizję jej rozwoju, więc postanowiłem sam nadzorować nabór nowych pracowników, bez względu na to, jakie stanowisko mieli piastować. Chciałem, żeby wszyscy pasowali mi do tej wizji. I dlatego spotkałem się z 23-letnią Kaliną K., która miała odbywać w naszej firmie wakacyjny staż. A kiedy ją zobaczyłem, poczułem się dosłownie tak, jakbym przeniósł się w przeszłość o ćwierć wieku.

Nikt nie może się zorientować, że ja…

Nie musiałem zaglądać do jej dokumentów, żeby wiedzieć, że to jest córka Weroniki. Dziecko, które w pewien sposób stało się początkiem klęski mojego uczucia… Widok Kaliny z jednej strony sprawiał mi przyjemność, a z drugiej otwierał stare rany, które nie znikły, a jedynie nieco się zabliźniły. Czułem, że najlepiej będzie dla mnie nie przyjmować jej na staż. Ale też nie mogłem zarzucić jej nic poza tym, że była córką swojej matki.

Bo oprócz tego wydawała się świetną kandydatką. A ja nie powinienem karać jej za coś, czemu nie jest winna. Dlatego przyjąłem Kalinę na staż. Starałem jej nie wyróżniać, lecz nie potrafiłem się powstrzymać, żeby nie zatrzymać się na moment i nie spojrzeć na nią, gdy przechodziła obok. Nie byłem w tym chyba zbyt dyskretny, bo wkrótce zauważyłem, że koleżanki z pracy zaczynają szeptać między sobą, widząc Kalinę obok mnie. Miałem nadzieję, że mojego zainteresowania nie zauważyła ona sama, bo to przecież nikomu nie było potrzebne.

Coś jednak musiało nie dawać jej spokoju i pewnie dlatego zwierzyła się matce, dla kogo pracuje. Pewnego dnia, gdy przyszedłem, do pracy, zostałem poinformowany przez sekretarkę:

– Jakaś pani czeka na pana na dole – usłyszałem.

– Kto?

– Weronika K. O, ma tak samo na nazwisko jak ta stażystka, Kalina – zorientowała się zdziwiona. – I nawet taka do niej podobna jest. Poprosić ją?

Poczułem, jak krew uderza mi do głowy, ale wiedziałem, że muszę się natychmiast opanować. Zamówiłem dwie kawy do swojego gabinetu i kazałem sekretarce poprosić Weronikę. Na jej widok serce zabiło mi mocniej. Niewiele się zmieniła. Oczywiście, lat jej nie ubyło, ale też nie było po niej specjalnie widać upływu czasu. Podała mi bez słowa rękę na powitanie, a potem usiadła w fotelu. Milczeliśmy przez prawie minutę.

– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała i sprecyzowała po chwili: – Dlaczego ją zatrudniłeś?

– A dlaczego miałbym tego nie robić? – odpowiedziałem jej pytaniem na pytanie. – Jest młoda, zdolna, potrzebuje zdobywać doświadczenie zawodowe.

– Kłamiesz. Zrobiłeś to w jakimś konkretnym celu! – warknęła naprawdę zła.

– Doprawdy? To może mnie oświecisz?

– Nie wiem, jaki to cel, nawet nie chcę się domyślać. Ale bądź pewien, że nie uda ci się go osiągnąć – wstała i chciała wyjść.

Chwyciłem ją za rękę.

– Weronika, poczekaj. Nie widzieliśmy się ponad dwadzieścia lat. A kiedyś przecież się kochaliśmy. Nie rozumiem, czemu jesteś na mnie zła… Przecież nic ci nie zrobiłem! I nie mogę Kaliny karać za to, co ty mi zrobiłaś. Ale jeśli bardzo chcesz, mogę jej nie proponować pracy. Jeden warunek: to ty jej wytłumaczysz, z jakiego powodu nie może jej dostać. Bo jak dla mnie jest perspektywicznie dobrą pracownicą.

Jak ją przyjmę do firmy, będą kłopoty

Weronika przystała na moją propozycję. Dwa tygodnie później spotkałem się z Kaliną na zakończenie jej stażu. Podziękowałem za świetną pracę i życzyłem sukcesów w dalszej karierze zawodowej. Tymczasem ona wydawała się niezadowolona z moich słów. Gdy spytałem o powód, odpowiedziała:

– Wiem, to naiwne. Ale miałam nadzieję, że jednak zaproponuje mi pan pracę u siebie. Myślałam, że się sprawdziłam…

– Momencik, to matka nie wytłumaczyła pani, dlaczego nie powinna pani pracować ze mną?

– Moja matka? – spojrzała na mnie szalenie zdziwiona. – A co ona ma do tego?

– Ja… nie mogę pani tego wyjaśnić. Naprawdę. Proszę ją o to spytać. Życzę powodzenia w dalszej karierze.

Myślałem, że już jej nie zobaczę. Ale po kilku tygodniach jej CV ponownie trafiło na moje biurko, bo wciąż osobiście nadzorowałem rekrutację. Dołączony list motywacyjny był napisany bardzo profesjonalnie, chociaż było tam dodatkowe zdanie: Jestem przekonana, że przeszłość nie przeszkodzi nam w podjęciu profesjonalnej współpracy.

Ja nie miałem takiej pewności. Wiedziałem, że Kalina wysyłając CV do nas, postąpiła wbrew matce. A ta, gdy się dowie, kto zatrudnił jej córkę, zrobi mi dziką awanturę. Dlatego uznałem, że i dla mnie, i dla Kaliny będzie lepiej, jak zignoruję jej CV. Nie doceniłem jednak jej uporu. Niecały miesiąc później spotkałem ją pod firmą.

– Dlaczego nie chce pan dać mi szansy? – zaatakowała.

– Kalina, przecież dobrze znasz powód – odparłem.

– Jestem dorosła, sama o sobie decyduję, nie muszę się słuchać matki. Pan chyba też nie.

– Tak, ale nasze stosunki… są skomplikowane. Jeśli nie możesz znaleźć pracy, to ja ci ją znajdę gdzie indziej.

– Ale ja chcę pracować tu. Z panem – upierała się.

– Teraz to chcesz chyba głównie zrobić na złość matce. Albo może ojcu, który też pewnie wcale nie jest szczęśliwy z powodu twojego wyboru…

– Tata odszedł od nas dziesięć lat temu – powiedziała ze smutkiem. – Miał zawał…

Widać było, że wciąż przeżywa śmierć ojca. Zrobiło mi się jej żal. Dlatego westchnąłem:

– Dobrze, Kalino… Dam ci szansę. Ale będziesz pracowała w innym miejscu. W biurze po drugiej stronie miasta.

– Naprawdę aż tak bardzo boi się pan mamy?! – zadrwiła.

– Nie, uwierz mi, to nie to – odparłem. – Jesteś do niej tak podobna… Jesteś identyczna jak ona wtedy, kiedy odeszła do twojego taty. A to… wciąż boli…

– Pan ją nadal…

Położyłem palec na jej ustach i powiedziałem:

– Jeśli naprawdę chcesz tę pracę, o nic więcej mnie nie pytaj.

Kalina zaczęła pracować w filii naszej firmy na drugim końcu miasta. Oczywiście, czasem ją widywałem, ale tylko przelotnie. Kiwaliśmy sobie co najwyżej oficjalnie głową i rozchodziliśmy się w dwie różne strony. W tym czasie dużo więcej miałem do czynienia z Weroniką, która kiedyś przyszła do mnie i oświadczyła, że już wie, po co to wszystko robię. Uważała, że chcę się ponownie zbliżyć do niej, a potem ją odzyskać. Ale niech na to nie liczę, bo jestem już w jej życiu rozdziałem zamkniętym, i nic tego nie zmieni.

Wspólna przyszłość? Ależ nie wolno nam!

Po pół roku pracy Kaliny odbywał się wielki firmowy wyjazd na Mazury. Obecność na nim była w zasadzie obowiązkowa, choć jako szef teoretycznie mogłem ten obowiązek zlekceważyć. I nawet przez moment chciałem to zrobić, wiedząc, że Kalina musi tam być. Jednak potem wytłumaczyłem sobie, że wystarczy, jeśli będę trzymał się od niej z daleka. Łatwo to było postanowić, dużo trudniej wykonać. Zwłaszcza po wypiciu kilku kieliszków wina na wieczornej imprezie nie byłem
w stanie powstrzymać się od patrzenia w jej stronę ani rozmawiania z nią.

A potem to już nie wiem, czy to my odłączyliśmy się od reszty, czy to pozostali pracownicy postanowili zostawić nas sam na sam. Nie wiem również, czy po prostu tańczyliśmy, czy przytuliliśmy się do siebie. Pamiętam tylko, że zaczęliśmy się całować. Przez ułamek sekundy. Bo potem odskoczyłem od Kaliny.

– Ja… Nie mogę… Zrozum…

– Przez mamę.

– Nie… Jestem twoim szefem… Ja po prostu nie uznaję takich rzeczy w pracy…

Nic więcej nie umiałem powiedzieć. Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do swojego pokoju.
Następnego dnia rano powiedziałem tylko mojemu zastępcy, że muszę pilnie wyjechać. A na początku tygodnia wziąłem w firmie urlop. Po prostu przestraszyłem się tego, co stało się podczas wyjazdu, i potrzebowałem czasu, żeby to sobie poukładać.

Postanowiłem, że muszę przede wszystkim porozmawiać z Kaliną. Wyjaśnić jej wszystko
i przeprosić ją za to nieporozumienie. Zaraz po powrocie z urlopu poprosiłem zatem sekretarkę, żeby ją ze mną umówiła.

– To pan nie wie? – spojrzała na mnie zdziwiona. – Złożyła wypowiedzenie zaraz po powrocie z Mazur.

Pomyślałem, że to zamyka sprawę… Pewnie Kalina sama zrozumiała, że lepiej się stanie, jeśli będziemy daleko od siebie. Ale tydzień później zobaczyłem ją pod firmą. W pierwszej chwili sądziłem, że przyjechała po jakieś swoje dokumenty. Tymczasem ona czekała na mnie.

– Już tu nie pracuję – oznajmiła na dzień dobry.

– Wiem. Ale… co z tego?

– Jak rozumiem, teraz już nie ma przeszkód, żebyśmy się umówili – spojrzała prowokacyjnie.

Wiedziałem, że nie powinienem się na to zgadzać. Powinienem przyznać, co jest prawdziwym powodem mojej niechęci do wiązania się z nią. Jednak za bardzo chciałem się znów z nią spotkać…

Weronika do dziś nie wierzy w tę miłość

Zacząłem się widywać z Kaliną. Byłem oczywiście pewien, że to tylko kwestia czasu, kiedy odwiedzi mnie Weronika. Nie musiałem długo czekać. Nie minął nawet miesiąc, odkąd spotykałem się  z Kaliną, gdy Weronika ponownie przyszła do mojego biura. I była naprawdę wściekła.

– Wiesz co, jesteś żałosny… Mógłbyś być jej ojcem!

– Ale nie jestem. I chyba mam prawo spotykać się, z kim chcę?

– Dobrze wiem, że robisz to wyłącznie mnie na złość. Wiesz, że nie masz szans na powrót do mnie i zawrócisz dziewczynie tylko w głowie. Ale pewnie nie wiesz, że jeszcze niedawno spotykała się z fajnym chłopcem w jej wieku. Bardzo go zresztą lubiłam i dlatego również nie podoba mi się to co, robisz.

– A nie pomyślałaś, że nie chcę ciebie, tylko jej? – odparowałem. – Choć być może chcę właśnie ją, bo jest tak podobna do ciebie.

– Daj spokój, jest co najwyżej podobna do swojej babki. Jej to się zresztą podoba, że Kalina jest z tobą… Ale moja córka jest zupełnie ode mnie różna…

– Bo ty ode mnie odeszłaś, a ona jest ze mną? A może ona też szuka dojrzałego mężczyzny, który da jej poczucie bezpieczeństwa? A ty, jak twoja matka, wolisz, żeby była z rówieśnikiem. Może to jakaś sztafeta pokoleń?

Weronika w pierwszej chwili wyśmiała mnie, ale czułem, że z tego, co mówiłem, coś do niej trafiło. Jak się okazało, trafiło też do Kaliny. Opowiedziała mi to ze śmiechem i od tej pory przy każdej okazji nazywała mnie swoim Poczuciem Bezpieczeństwa. Najpierw mnie to śmieszyło, ale potem zaczęło irytować. Wydało mi się, że te jej żarty świadczą o pewnym jej braku dojrzałości. O tym, że ona nie zdaje sobie sprawy z tego, co tak naprawdę oznacza związek z dużo starszym mężczyzną. Postanowiłem z nią o tym porozmawiać.

– Przed czym ty właściwie chcesz mnie ostrzec? – zapytała zdziwiona.

– Ostrzec to nie jest właściwe słowo. Chciałbym, żebyś wiedziała, że ja podchodzę do naszego związku serio. Mam z nim związane wiele planów, chociaż wiem, że ich realizacja może nie być łatwa ze względu na różnicę wieku. Tylko ty, mam wrażenie, podchodzisz do tego niepoważnie… A ja bym chciał, żebyś podchodziła naprawdę na serio.

– To mają być oświadczyny? Jeśli tak, to ja mówię… TAK! – rzuciła beztrosko, a mnie zamurowało.

Rozbawiło ją to.

– Widzisz, sam nie traktujesz naszego związku zbyt poważnie. Może ty już tak po prostu masz? Babcia mówiła, że najbardziej przegrałeś u mamy, bo byłeś taki niedojrzały, niepoważny. Że nie sposób było z tobą robić poważne plany na przyszłość. A ona chciała je robić. I że nie walczyłeś o nią właśnie dlatego, że nie byłeś gotów na coś serio, bo się bałeś…. Dlaczego klękasz?

– Bo chciałem cię zapytać… Nie byłem przygotowany, nie mam pierścionka… Ale czy zechcesz za mnie wyjść?

– Zgodzę się tylko warunkowo, do czasu, aż otrzymam pierścionek – oświadczyła niby chłodno, ale oczy jej się śmiały.

Oświadczyny z pierścionkiem powtórzyłem tydzień później. Dziś, dwa lata po ślubie z Kalinką, moje stosunki z jej matką wciąż nie są dobre. Mam wrażenie, że bez przerwy uważa, że tak naprawdę ożeniłem się nie z inną kobietą, tylko z jej młodszą wersją, rekompensując sobie dawny zawód miłosny. Ja jednak wiem, że tak nie jest. Po prostu teraz dojrzałem do miłości, do której kiedyś byłem za młody. A że wygląda ona tak samo jak ta sprzed dwudziestu kilku lat? No cóż…

Czytaj także:
„Na emeryturze czułam się bezużyteczna. Ale tylko przez chwilę. Potem zostałam lokalną celebrytką”
„Mąż podstępem podsuwał mi papiery, w których stopniowo zrzekałam się naszego majątku. Potem wyskoczył z rozwodem”
„Mam 57 lat. Za sobą zdradę męża i ciężki rozwód. Dopiero wakacyjny romans przywrócił mi wiarę w siebie”

Redakcja poleca

REKLAMA