Czasem któryś z turystów mnie zagaduje, gdy się krzątam po podwórzu i na ogół brzmi to tak: „Boże, jaka pani musi być szczęśliwa, mieszkając w takim cudownym miejscu! Jeziora, góry, las… Raj na Ziemi!”. Uśmiecham się wtedy i mówię, że tak, oczywiście, to niezaprzeczalnie piękna kraina. Niechże sobie mają te prawdy subiektywne, pewnie są im do czegoś potrzebne.
Obiektywnie natomiast patrząc, to dziura. Żeby się tu utrzymać, trzeba przypominać kombajn, zarówno pod względem siły, jak i wszechstronności. Ale przecież nie będę opowiadać, że pracownicy hotelu, w którym owi turyści się zatrzymali, mają głodowe pensje wypłacane z dużym poślizgiem, ani że robotnicy leśni, jak mój mąż, tyrają od świtu do zmierzchu. Czasem nawet to nie wystarczy, Mariusz teraz akurat tnie do końca miesiąca szwedzkie lasy…
Ech, mam nadzieję, że żadna z tych odpicowanych dziewczyn nie będzie taka naiwna jak ja i nie wyjdzie za mąż za któregoś z miejscowych chłopaków, żeby zostać tu na stałe. Bogiem a prawdą, to już chyba niemożliwe: wszyscy młodzi mężczyźni są od dawna na Wyspach!
Przydałyby się im nowe buty i płaszczyk
Nie, żebym żałowała, jestem nawet dumna, że daję radę. I wciąż kocham Mariusza, choć wolałabym, żeby miał czas także na inne zajęcia niż praca i sen. Ale ciężko jest, szczególnie odkąd zamknięto wiejską szkołę, w której uczyłam. W gminnym kombinacie stanowiska obsadzone są od dawna krewnymi i znajomymi królika, załapuję się tylko na zastępstwa, a dzieci rosną i wydatki nie maleją.
A propos dzieci, czy nie powinny już wracać po lekcjach? Pewnie znów skręciły do lasu po grzyby…
– Mamo, mamo! – Wojtuś wyłonił się zza zakrętu. – Jesteśmy bogaci!
– Kupisz mi kucyka pony? – Elwirka dreptała za nim, ciągnąc plecak po piachu. – I lalkę?
„A cóż oni znowu wymyślili? – przeraziłam się. – Chyba nie zaczęli grać na przerwach w pokera na pieniądze? Za mali na to, mam nadzieję”.
– Patrz, mama – Wojtek sięgnął do kieszeni i wyjął czarny, duży portfel. – Już nie musisz się martwić, za co przeżyjemy zimę.
Wzięłam znalezisko, otworzyłam. Kurczę, pełen! Karty różnego rodzaju, dowód osobisty i do tego gotówka, na oko dobry tysiak. Odpytałam towarzystwo na wyrywki i okazało się, że faktycznie, skręcili na grzyby ale zanim zdążyli coś wypatrzyć, natknęli się na portfel. Leżał sobie w trawie jakby nigdy nic. Kto o zdrowych zmysłach nosi taką kasę przy sobie? Ostatnio polowali w okolicy, może jakiś myśliwy? Albo gość z hotelu, podobno były rozgrywki paintballowe w lesie…
– Fajnie, co? To jak będzie z kucykiem? – zapytała Elwirka.
Popatrzyłam na te moje bąki: Wojtkowi z całą pewnością przydałyby się nowe buty, długo w halówkach nie pochodzi, przecież jesień… Córa ma za krótkie rękawki w płaszczyku. Ale to moje dzieci, mam je nie tylko ubrać, ale i wychować.
– To nie należy do nas, trzeba oddać właścicielowi – przeszło mi w końcu przez gardło i, chociaż zobaczyłam zawód w oczach smyków, od razu poczułam się pewniej. – Tak po prostu należy uczynić, nie ma dyskusji. Co nie twoje, nie rusz. Choćby nie wiem, jak bolało.
– Wszystko? – wyrwał mnie z odrętwienia Wojtek. – Wszystko oddać? Musimy, mamo?
– Tak, takie jest prawo. A jak ty byś coś zgubił, chciałbyś, żeby zwrócono ci tylko połowę?
Wyjaśniłam jeszcze, że dzieciakom należy się znaleźne, właśnie za uczciwość, i właściciel portfela na pewno o tym wie. Wojtek pokiwał głową bez przekonania i powlókł się do domu, a Elwirka za nim.
Oczywiście musieli się pochwalić teściowej i ta, zaraz po obiedzie, zatrzymała mnie w kuchni, pytając, czy naprawdę mam zamiar pozbyć się pieniędzy. Przecież to zupełnie bez sensu! Jakby temu, co go zgubił, zależało, do teraz by się czołgał po krzakach i szukał. Od razu wyłazi, że jestem miastowa, tutaj się tacy frajerzy nie rodzą!
– Znalezione, nie kradzione – orzekła sentencjonalnie na koniec.
Chcę, by wyrośli na uczciwych ludzi
Wiedziałam, że będzie mi wiercić dziurę w brzuchu, a może nawet zadzwoni do Mariusza, nakazując mu, by mnie przekonał, dlatego po południu wzięłam portfel, wsiadłam na rower i pojechałam do hotelu. W recepcji siedziała akurat Gośka z naszej wioski. Zapytałam ją, czy na liście gości znajduje się pan Błażej T., bo tak nazywał się właściciel zgubionego portfela, a przynajmniej dowodu osobistego, który się w nim znajdował. Recepcjonistka skrzywiła się jakoś dziwnie i burknęła coś, co brzmiało jak „niestety”.
– Hmm… – powiedziałam wtedy, że chciałabym zobaczyć się z tym panem, bo mam coś, co prawdopodobnie należy do niego. Czy mogłaby go zawołać?
– Pani Anetko – Gosia spojrzała na mnie błagalnie. – Może portfel?
Skinęłam głową, a wtedy wyszła zza lady i uściskała mnie: całe szczęście! Gość się awanturuje, że został okradziony, a dyrekcja grozi zwolnieniami. Z nieba im spadłam! Pobiegła na górę i po jakimś kwadransie zeszła z wysokim facetem koło pięćdziesiątki, sądząc po jego stroju – myśliwym.
– Gdzie pani to znalazła? – wziął portfel i zajrzał do środka, uważnie licząc pieniądze i karty.
– Dzieci znalazły, w lesie. Nie musi pan sprawdzać, wszystko jest.
– Strzeżonego pan Bóg strzeże – mruknął, a ja poczułam się, jakby mi ktoś dał w twarz. – To dziękuję bardzo – rzucił i odwrócił się.
Stałam jak skamieniała – to już wszystko?! Dziękuję, i tyle?
– Tej pani należy się znaleźne – zatrzymała go recepcjonistka.
Facet wyjął z portfela dwadzieścia złotych, wcisnął mi w dłoń i ruszył po schodach na górę.
Wracałam potem przez las i zastanawiałam się, co powiem dzieciakom. Że babcia miała rację i mama jest frajerką, a na drugi raz, zanim zaczną liczyć na nagrodę, niech zapomną o oddawaniu czegokolwiek? Przed domem wysupłałam z portmonetki ostatnie pięćdziesiąt złotych i dołożyłam do dwudziestki. Jakoś sobie poradzimy, a Wojtuś i Elwirka mają wyrosnąć na uczciwych ludzi.
Czytaj także:
„Teściowa chciała mnie zniszczyć. Stara purchawka po mnie mogła się wozić, ale gdy dopadła mojego syna, nie wytrzymałam”
„Ojcem >>mojej<< córeczki jest kochanek żony. Wrobiła mnie w dzieciaka, bo tamten nie miał pracy i pił”
„>>Mamuśki<< w pracy zrzucają na mnie swoje obowiązki. To, że nie mam dzieci, nie znaczy, że muszę siedzieć po godzinach”