Skończyłam kąpiel i zajrzałam do Adeli. Spała, z pluszowym królikiem w jednej rączce i z rogiem od poduszki w drugiej. „Rozkoszniaczka” – westchnęłam. I kto by pomyślał, że jeszcze pół godziny temu musiałam jej wyśpiewać wszystkie znane mi kołysanki plus kilka partyzanckich pieśni pradziadka, żeby zechciała zamknąć oczy! Wróciłam do łazienki, rozczesałam włosy i właśnie zamierzałam zabrać się do ich farbowania, gdy z głębi mieszkania doszło mnie ciche pukanie.
Owinąwszy się ręcznikiem, wyjrzałam przez wizjer na korytarz. Nikogo. Potem poszłam do siebie. Za szybą drzwi na balkon dostrzegłam wysoką postać.
– Krzyś?– zdziwiłam się i otworzyłam. – Myślałam, że już jesteś w Wenecji.
– Jak będę, na pewno przeczytasz o tym na fejsie – mruknął spod mokrego kaptura. – Jedziemy dopiero jutro. Wpuścisz mnie, Agusiu? Ten ostatni raz?
Skoro ostatni raz, to zapraszam
Uchyliłam drzwi, a on wśliznął się i objął mnie mocno, unosząc do góry. Pachniał wiosną, deszczem i wiatrem, jak młody, wybiegany pies. Pomyślałam, że powinnam się ubrać, ale już mnie niósł na tapczan, z białą flagą ręcznika ciągnącą się za nami po podłodze.
– Nie mogłeś wejść normalnie, drzwiami? – szepnęłam, mierzwiąc mu grzywkę, gdy mnie położył.
– Tak to każdy głupi potrafi – Krzyś wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Tej nocy będę twoim Romeo, kochankiem spragniony romantyzmu.
Zawsze mnie dziwiło, jak taki smarkacz może być tak dobry w łóżku. Studiuje na tej swojej polibudzie, uczy się matematycznych cudów, a prawdziwy talent ma do czegoś zupełnie innego…
Leżeliśmy potem i paliliśmy na spółkę papierosa. Trochę gadaliśmy o tym
i owym. Opowiedział mi zabawną historyjkę o swojej mamie, która po raz kolejny zapomniała kluczy od mieszkania i musiała przechodzić przez balkon od sąsiada. Ten, wkurzony, zapowiedział jej, że to ostatni raz, bo jego cierpliwość też ma swoje granice. Na koniec zapytał, czy nie mogłaby wreszcie dorosnąć.
– Może to u was dziedziczne? – spytałam, zaciągając się.
– Niedojrzałość? – zapytał, przewrócił się zgrabnie na bok i zajrzał mi w oczy.
– Balkony – wyjaśniłam i omal nie parsknęłam śmiechem.
W mdłym świetle latarni padającym zza okna zobaczyłam, że Krzysiek się również uśmiecha. Potem zrzucił z nas kołdrę i dosunął się do mnie z pytaniem, czy kiedykolwiek zwróciłam uwagę, jak nasze ciała do siebie pasują.
Tylko się nie zakochaj, ostatnia idiotko!
Faktycznie, pasowały… Aż przez chwilę pomyślałam głupio, że może on jest tą drugą połówką pomarańczy, której dotąd nie spotkałam. To byłby cholerny pech! Potem stałam przy oknie i patrzyłam, jak oddala się ulicą w złotawym świetle latarni, przygarbiony, z kapturem nasuniętym na głowę.
Nagle, tuż przed przejściem dla pieszych, odwrócił się i posłał mi buziaka. Odwzajemniłam pożegnanie, choć nie byłam przekonana, czy mnie widział. Nie mogłam zasnąć, szukając jego ciepła w pościeli. I pomyśleć, że po rozwodzie sądziłam, że już nigdy nie będę chciała mieć do czynienia z mężczyzną…
Chociaż w sumie to nie mężczyzna, tylko chłopak, kolega mojego młodszego brata… Może dlatego czuję się przy nim taka beztroska? Teraz, rzecz jasna, to wszystko odejdzie w przeszłość. Musi tak być. Niestety. Jednak skoro zdarzyło się raz, może zdarzy się znowu?
Życie to pasmo niespodzianek, krótkotrwałych i zmiennych. Albo się je akceptuje, albo tkwi w jałowym roztrząsaniu przeszłości, co przynosi jedynie ból. Myślałam i myślałam. Wreszcie poddałam się i poszłam do Adeli, bezczelnie pakując się jej pod kołdrę. Wsunęłam nos w rozrzucone na poduszce loki i wszystko wróciło na dawne tory.
„Druga połówka pomarańczy! Stara baba, a sieczka w głowie! – sama siebie zganiłam w duszy. – To po prostu romans, Agnieszko, zwykły romans. Ewentualnie, bo w końcu trzydziecha nie zwalnia cię, kobieto, z bycia w modzie – przyjaźń z seksem na okrasę”.
W weekend zabrałam Adelę na działkę do rodziców. Dobrze się bawiłyśmy: trzeba było grabić zeszłoroczne liście, plewić. No i prawie… Prawie udało mi się nie myśleć o Krzyśku. A w poniedziałek już nie mogłam się doczekać, aż wrócę z pracy i usiądę do laptopa. Że też szef założył nam blokadę na portale społecznościowe! Odebrałam córkę z przedszkola, zrobiłam naleśniki i obie zasiadłyśmy: mała przed telewizorem, ja przed komputerem.
Odpaliłam Facebooka i proszę – był
Krzyś na Ponte dei Sospiri (Moście Westchnień). No niech mnie! Klęczy przed tą swoją Karoliną. Na drugiej fotce oboje w czułych uściskach, na następnej rozsiedli się w gondoli… I, rzecz jasna, dłoń panny z pierścionkiem. Tu się nie musiałam przyglądać – ostatecznie sama pomagałam mu go wybrać. A pod spodem komentarze, że och, ach, cudownie i romantycznie. Choć niejaki Błażej przytomnie dopisał, że Most Westchnień znajdował się na drodze do więzienia.
Prawdopodobnie zatem jego nazwa wzięła się od westchnień skazańców, którzy idąc po nim, po raz ostatni mogli spojrzeć na wolny świat. „Oby nie” – pomyślałam. W końcu, skoro Krzyś i ta cała Karolina chodzą ze sobą od pierwszej klasy liceum, muszą chyba się znać i lubić. Tak czy owak, z nami koniec. Jakieś zasady trzeba mieć.
Spotkaliśmy się dopiero po dwóch tygodniach. Zrobiło się cieplej. Akurat poszłam z Adelą na plac zabaw, gdy dostrzegłam Krzysia, jak przechodził przez ulicę. Przeskoczył zawadiacko przez bramkę i już po chwili już siedział przy mnie na jeszcze chłodnej ławce.
– Mieliśmy się więcej nie widywać – przypomniałam mu rzeczowo, zerkając na córkę, która bawiła się w piaskownicy. – Mój drogi Krzysztofie, umów powinno się dotrzymywać.
– Pamiętam – Krzyś wzruszył ramionami. – Ale to przecież przypadek. Mam udawać, że się nie znamy? Odwrócić głowę w drugą stronę i przejść obok ciebie jak gdyby nigdy nic? Jak przedszkolak?
Roześmiałam się. Ten zawsze potrafi przeforsować swoje! Pogratulowałam mu zaręczyn. Przyznałam się, że obejrzałam zdjęcia na jego profilu.
– Naprawdę romantyczne – stwierdziłam bez cienia ironii. – Robią wrażenie. Jesteście tacy szczęśliwi!
– Tak, na fotkach – mruknął. – Ależ to był cyrk, Agnieszko! Nigdy czegoś podobnie głupiego nie przeżyłem.
Okazało się, że pożarli się z Karoliną, jeszcze zanim wyszli z hotelu. Ona uznała, że jest nieodpowiednio ubrany na taką okazję. Bo włożył czerwoną koszulę… Jej zdaniem taka koszula nie wychodzi dobrze na zdjęciach. Potem okazało się, że do wejścia na most ustawiła się całkiem spora kolejka.
– Żartujesz! – wyrwało mi się, choć nabrałam wątpliwości, czy w ogóle powinnam tego słuchać. – Kolejka?! Na most?!
Tylko skinął głową.
– Zaproponowałem, żebyśmy wybrali inne miejsce, choćby most Rialto albo dzwonnicę św. Marka, w końcu cała Wenecja to jedno wielkie muzeum! Ale zapomnij! Nie z nią i nie tego dnia! Wszystko sobie zaplanowała i musieliśmy wykonać jej plan, bo co by powiedziały koleżanki?!
Podobno czekali ponad godzinę przy moście, a na końcu się okazało, że chłopak, którego poprosili o zrobienie zdjęć, zażądał za to kasy. Dziesięciolatek!
– Patrz, a martwiłeś się, że będzie banalnie jak w kobiecym pisemku! – roześmiałam się. – A tu powstała historia w sam raz do opowiadania wnukom.
– Fakt – przyjrzał mi się z uwagą. – Nie pomyślałem o tym. Ty masz jednak łeb, Agnieszko. Wszystko potrafisz obrócić w żart. I nie napinasz się z byle powodu.
Podbiegła do mnie Adela i zapytała, czy ją pokręcę na karuzeli. Jasne, w końcu po to tu przyszłyśmy.
– Trzy minutki, okej?
Cmoknęłam ją mocno w policzek. Wróciła do piaskownicy, a ja podałam rękę Krzyśkowi.
– No to trzymaj się – pożegnałam się. – Karuzela to nie przelewki, muszę być teraz czujną mamą.
– No tak. Słuchaj, mam coś dla ciebie – wyszeptał, pochylając się nade mną.
– Masz przy sobie? – upewniłam się. – Przypadkiem, rzecz jasna?
Omal nie zakrztusiłam się z wrażenia
Znowu skinął głową po czym wyjął z kieszeni kurtki portfel i wysupłał z jednej z ciasnych przegródek maleńkie cacko. Nie widziałam zbyt dokładne, ale kiedy poprosił, abym wyciągnęła rękę, nie miałam już żadnych wątpliwości.
– Wisiorek ze szkła z Murano?! Dla mnie? Ależ to musiało kosztować fortunę! – prawie się zakrztusiłam z wrażenia.
– Noszę przy sobie cały czas, bo a nuż…– wyjaśnił Krzyś spokojnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. – I znalazłem, nie kupiłem. Na spacerze. Leżało sobie przy fontannie. Jak nie weźmiesz, rzucę się w morskie odmęty – zagroził.
– Jaka szkoda, że nie mamy odmętów. Chętnie bym zobaczyła, jak się rzucasz – uśmiechnęłam się zalotnie, chociaż w ogóle tego nie planowałam.
Cóż było robić? Wzięłam od niego ten wisiorek i powoli schowałam do kieszeni kurtki. Wiedział, że obejrzę go w domu, a potem włożę i będę długo przymierzać przed lustrem. Znał mnie. Staliśmy naprzeciwko siebie tak długo, aż Adela znowu do mnie podbiegła i pociągnęła za rękę.
– Mamo, chodź, obiecałaś… – poprosiła stanowczo.
Obejrzałam się tylko raz. Zobaczyłam, jak Krzyś wychodzi przez bramkę, naciągając mocniej na głowę kaptur bluzy. Włożyłam rękę do kieszeni kurtki i dotknęłam wisiorka, który powoli rozgrzewał się w mojej dłoni. Nie wiem czemu, ale od razu poczułam, że przyniesie mi szczęście. Bo nieprzypadkowo znalazł się przy tej fontannie.
Czytaj także:
„Zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Zamiast jej to wyznać, krążyłem wokół jej domu i podrzucałem listy jak nastolatek"
„Zakochałem się do szaleństwa w zaręczonej dziewczynie. Nie wiedziała, że jej narzeczony… ma 2 dziewczynę, z którą mieszka!”
„Mąż od razu zakochał się w córeczce, na mnie jej widok nie zrobił większego wrażenia. Nie czułam do niej miłości”