„W wieku 26-lat zostałam wdową z 2-letnim synem. To teściowe pomogli mi przeżyć najtrudniejszy czas w moim życiu”

Młoda wdowa fot. Adobe Stock
„Z czasem zauważyłam, że postępuję trochę wbrew sobie. Bardziej liczę się z uczuciami teściów. Specjalnie unikałam mężczyzn. Nie opowiadałam nawet o kolegach z pracy, żeby nie pomyśleli, że zapomniałam o Adamie. A już zupełnie głupio było mi prosić mamę, by została z Kubusiem, żebym ja mogła pójść na randkę lub imprezę”.
/ 07.10.2021 12:19
Młoda wdowa fot. Adobe Stock

– Chciałabym wam przedstawić Mariusza – patrzyłam niepewnie na teściów siedzących na kanapie. Mimo że trwało to zaledwie ułamek sekundy, zauważyłam, jak najpierw bezwiednie się krzywią, a zaraz potem nieszczerze uśmiechają. Pomyślałam: To jednak będzie trudniejsze niż mi się wydawało...
– Mamo, tato, my się kochamy i zamierzamy pobrać. A ponieważ zależy mi na naszej rodzinie, pragnę abyście i wy poznali Mariusza. Dlatego proponuję wspólny wyjazd nad jezioro – wypaliłam.

Od 4 lat byłam wdową. Mój mąż zginął w wypadku

To był klasyczny, polski przypadek. Zmęczony kierowca ciężarówki, wyprzedzając pijanego rowerzystę, zjechał na przeciwległy pas i zderzył się czołowo z busem Adama. Mój mąż zginął na miejscu. Ja, 26-letnia młoda mama, zostałam nagle sama z dwuletnim synkiem. No, może niezupełnie sama. Pozostawali jeszcze rodzice męża...

Teresa i Henryk byli świetnymi teściami. Choć my, młodzi zamieszkaliśmy w ich domu, nigdy z tego powodu nie dochodziło do żadnych konfliktów. Mama do niczego się nie wtrącała, a teść traktował mnie jak własną córkę. Naprawdę ich lubiłam... Rodzice męża od początku byli także dziadkami z prawdziwego zdarzenia. Ponieważ Adam cały czas modernizował budowlany interes ojca, a prawie wszystkie pieniądze szły na inwestycje, od razu po urlopie macierzyńskim wróciłam na pocztę, aby pomóc mężowi.
– Nie martwicie się. My zajmiemy się Kubusiem, a wy pracujcie – zadeklarowała mama Adama.
I rzeczywiście. Teresa nie tylko prowadziła dom, ale i wyśmienicie opiekowała się naszym synkiem. Wychodziła z nim na spacery, często też układała go do snu, bo ja czasami musiałam zostawać po godzinach. Nie mówiąc już o Adamie, który prawie codziennie wracał do domu po 20. Wszystko było łatwo zorganizować – mieszkaliśmy przecież razem.

Po wypadku teoretycznie nic się nie zmieniło. Zostałam w domu teściów i pracowałam, Teresa wychowywała wnuczka. Tylko Henryk więcej czasu spędzał w biurze. Wszyscy powoli przyzwyczajaliśmy się do życia bez Adama. Całą naszą miłość przelaliśmy na Kubę.
– Kobieto, masz dopiero dwadzieścia parę lat – krzyczały koleżanki, które po raz kolejny bez skutku usiłowały wyciągać mnie na jakąś imprezę. – Czy do końca życia zamierzasz być sama?

Nie wiedziałam. Najpierw naprawdę nie miałam ochoty na wyjścia. Wolałam zostawać w domu, bawić się z synkiem. Z czasem jednak zauważyłam, że postępuję trochę wbrew sobie. Bardziej liczę się z uczuciami teściów i postępuję tak, by nie zrobić im przykrości. Specjalnie unikałam mężczyzn. Nie opowiadałam nawet o kolegach z pracy, żeby rodzice nie pomyśleli, że zapomniałam o Adamie. A już zupełnie głupio było mi prosić mamę, by została z Kubusiem, żebym ja mogła pójść się rozerwać.

Poznałam go rok temu

Raz w tygodniu przywoził na pocztę plik poleconych listów oraz paczki. Dobrze go zapamiętałam, bo poczta, którą przywoził pochodziła z jakiejś firmy budowlanej – podobnej do tej, którą prowadził teść z Adamem. Poza tym był miły. No i przystojny, i taki trochę nieporadny...

Któregoś dnia przyjechał później niż zwykle. Załatwił to, co miał załatwić i usiadł na ławce przed pocztą. Kiedy wychodziłam z pracy, wstał, podszedł i zaczął bez ogródek.
– Dominiko, przepraszam panią, że ja tak bez wstępów, ale nie jesteśmy nastolatkami. Chciałbym się z panią po prostu umówić. Czy możemy spotkać się jutro w ośrodku kultury – wypalił.

Muszę przyznać, że to zaproszenie wcale mnie nie zdziwiło. Od kilku tygodni myślałam tylko o tym przystojnym misiowatym szatynie.
– Zgadzam się, tylko muszą zorganizować opiekę dla synka. Wie pan chyba, że mam synka? – zapytałam lękliwie.
– Oczywiście. Wiem o tobie bardzo dużo... – urwał i zawstydzony pobiegł do samochodu. Nagle odwrócił się i zawołał: – Jutro o 18, a jak nie będziesz miała z kim zostawić Kubusia, to go zabierz. Przecież nie będzie nam przeszkadzał.

Od tego czasu spotykaliśmy się prawie codziennie. Najpierw wymyślałam jakieś preteksty, żeby ruszyć się z domu. Później jednak Mariusz przekonał mnie, że takie kręcenie, nie jest w porządku.
– Nie musisz tego robić – przekonywał. – Przecież brałaś ślub z Adamem, a nie z jego rodzicami.
– Ale nie wiem czy to zrozumieją – broniłam się. – Kubuś jest ich jedyną rodziną. Wiem, że boją się, że go stracą.
– To właśnie powinnaś im wyjaśnić, że nawet jeśli się wyprowadzisz, nic się nie zmieni.

Rodzice siedzieli sami na pomoście. Namawialiśmy ich, by poszli z nami do lasu, ale nie chcieli. Widziałam, że starają się unikać Mariusza.

Nagle z Henrykiem zaczęło dziać się coś złego

Zerwał się na równe nogi, ale już po chwili stracił równowagę i upadł na deski. Teresa schyliła się i z przerażeniem zobaczyła, że z jego ust bucha krew. Rozejrzała się bezradnie szukając pomocy, ale ponieważ w zasięgu wzroku nie zobaczyła nikogo, szybko wstała i pobiegła w stronę domków kempingowych. Tam z recepcji wezwała pogotowie i wraz z gospodarzem ośrodka natychmiast wróciła nad jezioro. Na tyle jeszcze starczyło jej zimnej krwi...

Karetka przyjechała po 15 minutach. W tym czasie zdążyliśmy już wrócić ze spaceru. Nad jeziorem zebrała się spora grupka gapiów. Od razu wiedziałam, że stało się coś złego. Zdenerwowana podbiegłam do zapłakanej mamy i stojącej obok niej ekipy ratunkowej. Za mną, z Kubą na barana, szedł Mariusz.
– Mamo, co się stało? – krzyczałam roztrzęsionym głosem.
Ponieważ nie była w stanie wydobyć z siebie ani słowa, na moje pytanie rzeczowo zaczął odpowiadać młody lekarz:
– Ten pan ma krwotok. Najprawdopodobniej pękł mu wrzód żołądka. Dobrze byłoby, gdyby ktoś z rodziny pojechał z nami do szpitala. Bo na pewno będzie potrzebna krew. Dużo krwi. Proszę się szybko deklarować.
Mariusz zdecydowanym krokiem podszedł w stronę lekarza: – Chcę pojechać, ale nie wiem czy to ma sens, bo ja mam grupę krwi 0 Rh-? – tłumaczył.
– To znakomicie, właśnie takiej krwi prawdopodobnie potrzebujemy – stwierdził i mrugnął w stronę Teresy dodając jej w ten sposób otuchy. – Niech pan wsiada. Ruszamy, szkoda czasu.

Teresa patrzyła na Mariusza. Ponieważ oddał sporo krwi, szybko zasnął, a teraz właśnie się budził. Otworzył oczy, a kiedy natrafił na jej wzrok słabo uśmiechnął się i spytał.
– Czy wszystko w porządku?
– Tak, udało się wyśmienicie. Henryk leży w sali obok, jeszcze śpi, ale już wiadomo, że będzie dobrze... – zawiesiła głos, jakby chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie miała odwagi.

Mariusz przyglądał się jej badawczo. Chyba dostrzegł, z jakim trudem ukrywała wzruszenie. Sam zaczął mówić:
– Pani Tereso, teraz, gdy los pani męża i mój został w ten przedziwny sposób połączony, może pani zgodzi się, byśmy jednak zostali rodziną?
Starsza kobieta skinęła głową i niepewnie wyszeptała:
– Jeśli pan się zgodzi... to bardzo bym chciała.

Czytaj także: „Teściowa to hetera, która ciągle mnie krytykuje i poucza. W uszach mam tylko jej ciągły jazgot”„Nasza miłość przetrwała życiowe burze, a pokonały ją drobne nieporozumienia. Mąż odszedł bez wyjaśnienia”„Mąż zdradził mnie z moją przyjaciółką, a ja postanowiłam, że już zawsze będę sama. Życie zdecydowało inaczej...”

Redakcja poleca

REKLAMA