Czasem jedno wypowiedziane przez nas słowo może całkowicie odmienić czyjeś życie. Przekonałem się o tym, leżąc w szpitalu. Asia była miła dla wszystkich, zauważyłem jednak, że mnie darzy szczególnymi względami. Nie wiedziałem, dlaczego. Czyżbym wpadł jej w oko?
We fraszce Kochanowskiego jest wiele prawdy: „Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie…”. Sam się o tym przekonałem, gdy stuknęła mi pięćdziesiątka.
Tak bardzo chciało mi się pić...
Nigdy wcześniej nie chorowałem, prowadziłem zdrowy tryb życia, odpowiednio się odżywiałem, regularnie gimnastykowałem, często jeździłem na rowerze. I właśnie na rowerze miałem wypadek – kiedy przejeżdżałem przez ulicę, skręcający w prawo samochód nie zatrzymał się i mnie potrącił.
Gdy przebudziłem się po długim zabiegu, nie czułem bólu, tylko okropne pragnienie. Uniosłem ciężkie powieki i zobaczyłem ładną, młodą blondynkę w szpitalnym uniformie.
– Siostro, pić – wyszeptałem i znowu odpłynąłem w niebyt.
Na dobre obudziłem się w nocy, nade mną pochylał się lekarz.
– Gdzie ja jestem? – zapytałem.
– W szpitalu na oddziale intensywnej opieki medycznej. Pamięta pan coś? – zapytał lekarz.
Zaprzeczyłem ruchem głowy. Miałem w pamięci czarną dziurę.
– Wjechał w pana samochód. Ma pan pękniętą miednicę i złamaną nogę. Musieliśmy przeprowadzić zespolenia kości, operacja przebiegła prawidłowo – tłumaczył lekarz. – Teraz proszę odpoczywać, na wszystkie pytania odpowiem jutro.
– Chce mi się pić – wyszeptałem.
– Jeszcze nie może pan pić, ale pielęgniarka zwilży panu usta.
Po chwili pojawiła się pielęgniarka, ale nie ta blondynka, którą zapamiętałem, tylko starsza, ciemnowłosa i taka jakaś bardziej pewna siebie. Wilgotną szpatułką zmoczyła mi usta, a potem zmieniła butelkę przy kroplówce i, nachylając się nade mną, oznajmiła:
– Teraz będzie pan spał.
Gdy się przebudziłem, znów poczułem pragnienie. Przekręciłem trochę głowę i wtedy zobaczyłem przy sąsiednim łóżku tę blondyneczkę w białej bluzce i ciemnym fartuchu. Pomyślałem, że do twarzy jej w takim stroju. Wyglądała bardzo profesjonalnie.
– Siostro, proszę – zachrypiałem przez wysuszone gardło. – Mógłbym już dostać coś do picia?
– Zaraz panu przyniosę – powiedziała z uśmiechem.
Po chwili wróciła z kubkiem wody.
– Na razie tylko to może pan wypić, ale myślę, że przy śniadaniu dostanie pan już herbatę.– oświadczyła.
– Bardzo dziękuję, siostro. – odparłem z wdzięcznością.
Zaczerwieniła się.
– Proszę się tak do mnie nie zwracać – powiedziała, patrząc mi w oczy. – Nie jestem pielęgniarką, tylko salową.
– To chyba nie znaczy, że nie mogę do pani mówić siostro? – odparłem z kurtuazją. – Prawda?
Dziewczyna przez chwilę milczała, wydawało mi się, że jest zakłopotana i nie wie, jak się zachować.
– Jeżeli panu tak wygodnie, to proszę bardzo – skinęła głową i zajęła się porządkowaniem mojego stolika.
Spodobałem się salowej
Na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej spędziłem tylko kilka dni. Moja szlachetne zdrowie, dotąd tak bardzo pielęgnowane, nie robiło mi żadnych psikusów. Czułem się dobrze, humor i apetyt mi dopisywały. Właściwie nie mogłem na nic narzekać, oczywiście poza nudą.
Unieruchomiony w gipsie, z nogą na wyciągu, miałem ograniczone możliwości poruszania się. Byłem więc skazany na pomoc pielęgniarek. Najgorsze było poranne mycie i zmienianie piżamy. Krępowało mnie, że te intymne czynności wykonują za mnie kobiety. O korzystaniu z basenu w ich towarzystwie nawet nie wspomnę.
Muszę przyznać, że wszystkie pielęgniarki i salowe zachowywały się bardzo taktownie. Ale najbardziej polubiłem Asię – tak miała na imię sympatyczna blondyneczka. Dbała o porządek wokół mnie, parzyła mi kawę, myła kubek, wciąż pytała, czy czegoś nie potrzebuję. Nawet pokroiła mi mięso, które było na obiad, żeby było mi wygodniej.
– Chyba pan wpadł w oko naszej Asieńce – zażartował sąsiad leżący po mojej prawej stronie.
– Skacze koło pana jak koło narzeczonego – przytaknął drugi pacjent.
– Chyba jak koło ojca – roześmiałem się. – Przecież ja mam córki starsze od niej. A siostra to życzliwa dziewczyna, podchodzi do pacjenta jak do człowieka, nie jak do rzeczy.
Ale rzeczywiście zauważyłem, że Asia darzyła mnie jakimiś szczególnymi względami. Nie zachowywała się, jakbym się jej podobał, była po prostu życzliwa. Musiałem przyznać, że dbała o mnie w wyjątkowy sposób.
Wkrótce przeniesiono mnie na zwykłą salę i nie widywałem już swojej ulubionej „siostry”. Ale i tutaj – pielęgniarki i salowe były troskliwe i uczynne, nie mogłem narzekać.
Wystarczyło jedno słowo
Spędziłem w szpitalu sporo czasu. Ale wszystko ma swój kres i w końcu nadszedł czas mojego powrotu do domu. Poprosiłem Matyldę, moją żonę, żeby kupiła mi trochę słodyczy, jakieś bombonierki, czekoladki, którymi mógłbym wyrazić swoją wdzięczność za troskę i opiekę. Sądziłem, że słodkości sprawią pielęgniarkom więcej przyjemności niż kwiaty.
Oczywiście, nie mogłem pominąć Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej. To tam po raz pierwszy otworzyłem oczy po mojej długiej podróży w niebyt. No i tam była Asia. Dla niej przeznaczyłem najlepsze czekoladki.
Z pomocą żony dokuśtykałem na oddział. Akurat była pora obiadowa. Asię zastałem na korytarzu, gdzie odbierała talerze z zupą od pań rozwożących posiłki. Kiedy mnie ujrzała, pomachała mi z daleka.
– Nie chcę przeszkadzać, widzę, że pani jest zajęta – powiedziałem
z uśmiechem. – Chciałem tylko podziękować za wszystko, co pani zrobiła. Pani Joanno, była pani aniołem!
Wyciągnąłem do niej bombonierkę, ale dziewczyna jej nie przyjęła.
– Jedną chwileczkę, zaniosę tylko chorym obiad na salę – poprosiła.
Po chwili wróciła. Stanęła przed nami, kilka razy otwierała usta, chcąc coś powiedzieć, ale widać było, że nie umie dobrać odpowiednich słów. Myślałem, że chodzi jej o tę bombonierkę. Czyżby wstydziła się ją przyjąć?
– To tylko czekoladki, na pewno pani od nich nie utyje – powiedziałem zachęcająco. – Jestem naprawdę bardzo wdzięczny za pani troskę.
– To przecież moja praca – odparła szybko i zawahała się. – Dziękuję za czekoladki, moje ulubione, ale… To ja panu powinnam podziękować.
– Pani? – zdumiała się Matylda, zanim zdążyłem się odezwać. – A niby za co? – spojrzała na mnie podejrzliwie.
– Bo pan nazwał mnie siostrą, wziął za pielęgniarkę – odparła Asia z zakłopotaniem. – I potem też pan tak do mnie mówił, wiedząc już, że jestem salową… – zająknęła się. – Rodzice zawsze marzyli, żebym po maturze poszła na studia, ale ja chciałam pracować, mieć swoje pieniądze, jak najszybciej się usamodzielnić, no i zostałam salową – odetchnęła. – Ale jak pan tak do mnie mówił, to pomyślałam, że przecież przez całe życie nie będę myła podłóg w szpitalu, że dobrze by było iść jednak na studia.
– Bardzo rozsądnie – pochwaliłem.
Podobało mi się to, co ta dziewczyna mówiła.
– Podjęła pani jakąś decyzję? – zapytałem z ciekawością.
– Tak. Porozmawiałam z rodzicami, bardzo się ucieszyli, obiecali, że mi pomogą finansowo – uśmiechnęła się. – A jeżeli nie będzie miejsca na dziennych studiach, to pójdę na zaoczne, a za rok będę się starać ponownie, świadectwo maturalne mam dobre.
– No to gratuluję ci, dziewczyno – niemal wykrzyknąłem.
Chciałem ją uściskać, ale nie za bardzo było to możliwe, chodziłem przecież o kulach. No i żona stała obok.
– Ale to tylko dzięki panu – odparła.
Asia zrobiła krok w moją stronę i nieoczekiwanie pocałowała mnie w policzek, a potem spojrzała przepraszająco na Matyldę.
– Proszę się nie gniewać za ten całus, musiałam panu Sławkowi podziękować… Bo wtedy, gdy mówił do mnie siostro, poczułam się tak… no, o niebo lepiej. Po raz pierwszy pomyślałam, że chciałabym być pielęgniarką, lubię zajmować się chorymi, no i to taki prestiż większy, nie to, co salowa, chociaż to też nielekka praca. – dodała Asia.
Godzinę później wsiedliśmy z żoną do samochodu. Ale Matylda, zamiast ruszać, przyglądała mi się z uwagą.
– A co ty tak na mnie patrzysz? – zdumiałem się. – Brudny jestem?
– Zastanawiam się, dlaczego wcześniej nie zauważyłam, że z ciebie jest taki dobry psycholog – roześmiała się. – Żeby jednym słowem zmienić dziewczynie życie na lepsze…
– Powiedziałem do niej „siostro” przez pomyłkę, przecież nie wiedziałem, że to salowa, jednakowo chodzą ubrane w te swoje szpitalne mundurki – wzruszyłem ramionami.– Dawniej pielęgniarki nosiły czepki z paskami, a salowe nie, od razu widać było, kto jest kto. Teraz nie widać.
– Widać, widać, tylko trzeba spojrzeć na plakietkę, którą mają przypiętą do ubrania. Tam jest napisane wyraźnie, kto jest kim – pokręciła głową Matylda. – Chyba ci muszę okulary kupić.
– Półprzytomny wtedy byłem. Żebyś ty wiedziała, jak mi się pić chciało, kiedy odzyskałem przytomność – na samo wspomnienie zrobiło mi się słabo. – Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Moja niewiedza przypadkiem obudziła ambicję u tej dziewczyny i jestem pewien, że dopnie swego. Na pewno będzie z niej dobra pielęgniarka.
Czytaj także:
„Za granicą miałem poważny wypadek i dopiero wtedy zrozumiałem, co jest ważne. Szybko wróciłem do rodziny”
„Po wypadku nie mogłem przestać myśleć o pociągającej pielęgniarce. Uknułem spisek, by móc patrzeć w jej zielone oczy”
„Oszustka podająca się za pielęgniarkę okradała pacjentów szpitala. Winną zdemaskowała... spostrzegawcza seniorka”