„W szkole Mateusz był ofiarą, a teraz człowiekiem sukcesu. Chciał się zemścić po latach, ale mu nie wyszło”

pewny siebie mężczyzna fot. Getty Images, Oliver Rossi
„Mówił naprawdę stanowczym tonem, który moim zdaniem specjalnie modulował. Wydawało mi się, że chciał, aby jego głos wydawał się bardziej niski. Czułam, że to tylko maska, że próbuje wszystkich oszukać, bo kilka razy dostrzegłam w jego spojrzeniu coś niepokojącego. Jakby iskrę strachu, którą znałam z dawnych lat”.
/ 02.04.2024 18:30
pewny siebie mężczyzna fot. Getty Images, Oliver Rossi

Nie miałam ochoty na udział w spotkaniu klasowym. Nawet nie wiedziałam, kto zajmuje się jego organizacją. Mąż przekonywał mnie jednak, że powinnam iść i świetnie się bawić.

Podkreślał, że przecież warto dowiedzieć się, czym zajmują się ludzi, z którymi chodziłam do szkoły. Ja miałam jednak przeczucie, że większość przyjdzie tylko po to, żeby się chwalić, wywyższać i pytać, kto co robi, jaką pracę, kto osiągnął sukces, a komu się nie udało.

Było jednak kilka osób, które naprawdę dobrze wspominałam i to mnie ostatecznie przekonało, żeby wziąć udział w tym spotkaniu. Naprawdę chciałam z nimi pogadać. O tych, którzy mieli konta na serwisach społecznościowych, trochę wiedziałam. 

O innych nie miałam żadnych informacji. Liczyłam jednak na to, że ich również uda mi się spotkać. I nie rozczarowałam się. Na miejscu okazało się, że to właśnie jedna z tych osób stoi za organizacją całego spotkania. Był to mój dobry szkolny kolega Mateusz. Natychmiast go rozpoznałam. Prawie wcale się nie zmienił. Chociaż w jego przypadku to akurat nie był komplement.

Kiedyś był kozłem ofiarnym

Mateusz zawsze miał problem z tym, jak wygląda. Klasowe łobuzy zrobiły sobie z niego obiekt niewybrednych żartów. Nikt nie był na tyle odważny, aby stanąć w jego obronie. Nawet ja przyglądałam się temu bezczynnie, bojąc się, że będę następna. Nie odpuszczali mu nawet w czasie lekcji.

Kiedyś na wycieczce jakiś cwaniak wszedł w nocy do jego pokoju i namalował mu na twarzy różne rzeczy. Naprawdę go wtedy ośmieszyli. To sprawiło, że nienawidził szkoły. Często powtarzał, że gdy dorośnie, to wszystkim pokaże, dlatego byłam naprawdę zaskoczona, kiedy okazało się, że to on zorganizował nasze spotkanie.

– Hej, jestem Bożena. Pamiętasz mnie? – zagadałam do niego, gdy nadarzyła się okazja.

– Oczywiście, że pamiętam! Cześć! Ale tłok! Chyba wszyscy przyszli!

– Rzeczywiście, jest sporo osób. To ty wszystko zorganizowałeś?

– Tak, ja. Pracy było naprawdę dużo! Ale mam na etacie dwie sekretarki. Jednej dałem tydzień wolnego od papierkowej roboty i wszystko załatwiła. Pieniądze naprawdę dużo ułatwiają – roześmiał się serdecznie.

– Zapewne tak… A co to za firma?

– Zajmujemy się leasingiem. Mamy w kraju niemałą część rynku, a ja za wszystko odpowiadam.

– Czyli osiągnąłeś swój cel?

– Nie mogło być inaczej. Przecież mówiłem ci, że tak będzie! – Mateusz uśmiechnął się zuchwale, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć.

Czułam, że udaje

Przez chwilę staliśmy w milczeniu. W końcu zadałam mu pytanie, które od początku nie dawało mi spokoju.

– Naprawdę chciałeś się spotkać ze wszystkimi? Przecież mieliśmy w klasie sporą grupę, której nie darzyliśmy sympatią, mówiąc delikatnie.

To przeszłość! – odparł, machając ręką. – Kto by się przejmował głupotami sprzed lat? Chodź, usiądziemy i powspominamy dawne czasy – zaproponował, biorąc mnie pod rękę.

Wyglądał na radosnego i naprawdę pewnego siebie. Rozdawał uśmiechy na wszystkie strony, odważnie spoglądając w oczy tym, którzy wcześniej go dręczyli. Mówił naprawdę stanowczym tonem, który moim zdaniem specjalnie modulował. Wydawało mi się, że chciał, aby jego głos wydawał się bardziej niski.

Czułam, że to tylko maska, że próbuje wszystkich oszukać, bo kilka razy dostrzegłam w jego spojrzeniu coś niepokojącego. Jakby iskrę strachu, którą znałam z dawnych lat. Lęk związany z tym, że nagle stanie się coś strasznego, co sprawi, że znowu będzie musiał znaleźć w sobie odwagę, aby wrócić do szkoły. Mateusz teraz dobrze ukrywał swoje prawdziwe uczucia, starannie maskując strach i nieśmiałość.

To było żenujące

Wszystkich gości przywitał z uśmiechem na twarzy. Otrzymał gromkie brawa, po czym zniknął w tłumie. Prowadził rozmowy, witał się z każdym z osobna, żartował. Przyznam jednak, że jego żarty nie przypadły mi do gustu. Miałam wrażenie, że chwali się przesadnie swoimi osiągnięciami.

Szybko uświadomiłam sobie, że mój dawny znajomy zorganizował to spotkanie tylko po to, aby podbudować swoje urażone w dzieciństwie ego i w jakiś sposób się zemścić. Zrozumiałam, że jest jednym z tych, przez których nie miałam ochoty przychodzić na ten zjazd. Jego zachowanie drażniło mnie, szczególnie gdy rozmawiał z tymi, którzy najbardziej mu dokuczali. To przy nich szczególnie mocno się napinał i próbował zgrywać ważnego.

– Mirek, jesteś na górze czy na dole? – zapytał jednego z nich.

– Zależy, o co pytasz? O to, co się dzieje w domu z żoną? – rzucił żartem rozmówca, co wywołało głośny śmiech wśród pozostałych.

– Nie, nie. Pytam o pracę. Zarządzasz, czy tobą ktoś zarządza?

– Daj spokój. Pracuję na budowie.

– No to dobrze, że przynajmniej w domu jesteś na górze – zażartował tym razem Mateusz, ale niewielu się zaśmiało.

Był nieznośny

Cały czas mówił o pieniądzach. O różnych bankach, celach, urzędach skarbowych, transakcjach, wzrostach i spadkach na giełdzie. Zasypywał pytaniami o inwestycje i metody zwiększania kapitału osoby, które nie miały żadnego związku z rynkiem finansowym.

Po jakichś dwóch godzinach nawet mnie zaczęło to naprawdę męczyć. Wszyscy ci, którzy kiedyś się nad nim znęcali, byli naprawdę wściekli. Zdecydowałam się go ignorować. Spędziłam trochę czasu z dawnymi znajomymi, porozmawiałam, pośmiałam się, wypiłam kilka drinków. W końcu jednak uznałam, że chcę wracać do domu.

Gdy Mateusz usłyszał, że chcę już wracać, nie pozwolił mi wyjść. Nachalnie ciągnął mnie do stołu. Ostatecznie ustaliłam z nim, że pozwoli mi wyjść, jeśli zatańczę z nim jeszcze raz. Tańczyliśmy naprawdę długo, a on cały czas próbował przekonać mnie, żebym jeszcze została. W końcu się poddał. Wróciliśmy do stołu.

– Zaczekaj, odprowadzę cię – poszedł po swoją marynarkę, która wisiała na krześle.

Znów go upokorzyli

Z niepokojem czekałam na niego, patrząc zaskoczona na tłum, który zgromadził się wokół jego stolika. Nie brakowało tam żadnego szkolnego łobuza, każdy miał na twarzy głupkowaty uśmiech. Wiedziałam już, że coś dla niego przygotowali. Założył marynarkę i uśmiechnął się, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje. Ruszyliśmy w stronę wyjścia. Po chwili Mateusz zatrzymał się.

– Poczekaj, muszę sprawdzić, czy mam klucze. Chciałem ci pokazać mój samochód.

– Nie ma takiej potrzeby. Poza tym jesteś pijany, nie powinieneś prowadzić!

– Spokojnie. Nie zamierzam jechać. Jeden z moich pracowników odstawi mi samochód jutro do domu. Chciałem tylko pokazać ludziom, jakie mam auto – odpowiedział z tym swoim typowym uśmieszkiem przekonanego o swojej wyższości i sięgnął do kieszeni marynarki po klucze.

Początkowo zaskoczył mnie swoją gwałtowną reakcją. Szybko pokazał mi swoją dłoń oblepioną kolorową substancją. Na jego twarzy malowało się obrzydzenie. Zauważyłam, że za wszelką cenę stara się pozbyć resztek jarzynowej sałatki. Zaczął wycierać dłoń o klapę swojego płaszcza i w tym momencie zauważyłam, że cała grupa stojąca obok stołu głośno się śmieje.

– Mati, zabrałeś ze sobą sałatkę jarzynową? – zapytał jeden z nich drwiącym tonem.

Widziałam, jak Mateusz robi się czerwony, a jego nadmierna pewność siebie nagle znika. Nie chciałam dłużej w tym uczestniczyć. Po prostu odwróciłam się i wyszłam. Pojechałam prosto do domu. W taksówce zastanawiałam się, kto budzi we mnie większą litość. Czy oni, czy on... Jedno było pewne – żaden z nich tak naprawdę nie dojrzał.

Czytaj także: „Na emeryturze zmieniłam mieszkanie. Szybko pożałowałam, bo zamiast spokoju mam za oknem dzikie wrzaski jak w zoo” „Zięć udaje dobrego męża, bo boi się, że córka puści go z torbami. Drań nie zasługuje na jej majątek”
„Rodzice nudzili się na emeryturze i ciągle wtrącali w nasze życie. Zrobiliśmy im więc niespodziankę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA