Wiele od życia nie oczekujesz. Wiesz, że jesteś brzydka, nudna, pełna kompleksów. Chłopcy nigdy nie zwracali na ciebie uwagi, więc gdy pojawi się w twoim życiu mężczyzna i pewnego dnia mało romantycznie cię zapyta: „Może się pobierzemy?”, odpowiesz: „Jeśli tego chcesz…”. Wychodzisz za niego, chociaż go nie kochasz. Ale myślisz, że on kocha ciebie, i że to wystarczy. I że nic lepszego już ci się nie trafi, że to uśmiech losu, jedyna okazja. A poza tym tak bardzo chcesz być matką.
Potem jest wspólne życie i rozczarowanie, bo liczyłaś na więcej. Bo twój mąż nie okazuje ci zainteresowania, jakiego oczekiwałaś. Wasze rozmowy polegają na wymianie pytań i odpowiedzi dotyczących domu. Jednak tkwisz w tym pozbawionym radości związku i starasz się, aby nabrał blasku. Urządzasz przyjęcia dla znajomych, zaskakujesz męża miłymi niespodziankami, zaliczasz dzień za dniem w nadziei, że coś się zmieni, albo że ty w końcu przywykniesz, zobojętniejesz. Bo przecież nie jest aż tak źle, mogłoby być gorzej. On jest łagodny, nieźle zarabia. Możesz robić, co chcesz, na wszystko ci pozwala. Nie odzywa się do ciebie za wiele, to fakt, ale też nie kłóci się, nie awanturuje.
Bycie matką musiało mi wystarczyć
Mija rok, a ty nie możesz przywyknąć, bo tak bardzo potrzebujesz czułości, bliskości, akceptacji, więc pytasz:
– Dlaczego tak się zachowujesz?
On w przepraszającym geście obejmuje cię ramieniem i mówi:
– Bo taki już jestem.
Myśli, że to załatwia sprawę, ale nie załatwia. Pewnego dnia dochodzisz do wniosku, że popełniłaś straszny błąd, że dłużej tego nie wytrzymasz, więc zaczynasz serio myśleć o rozwodzie. I kiedy już dokładnie przemyślisz sprawę i podejmiesz najtrudniejszą decyzję w swoim życiu, nagle wszystko przestaje mieć znaczenie, bo stwierdzasz, że jesteś w ciąży. Będziesz matką! To jest teraz najważniejsze. Ważniejsze od szczęścia małżeńskiego. Zresztą dziecko powinno mieć ojca.
Przez następne lata skupiasz się na macierzyństwie. Czerpiesz z niego tak wiele radości, że zapominasz o własnym nieudanym życiu. Masz dwójkę wspaniałych dzieci. Są piękne, zdolne i kochane. Teraz one są twoim życiem. Pochłaniają cały twój czas. Jesteś szczęśliwą matką i na razie to ci wystarcza.
Każdego ranka jak zwykle wstajesz pierwsza, przyklejasz sobie uśmiech do twarzy, żeby było miło, szykujesz dzieci do szkoły, potem pędzisz do pracy i znów się uśmiechasz, tym razem służbowo, bo to twój obowiązek. Po pracy szybko wracasz do domu, taszcząc torby pełne zakupów, i myślisz tylko o tym, czy zdążysz wszystko ogarnąć, bo na pomoc innych nie możesz liczyć.
Jesteś zmęczona, bardzo zmęczona, gdy wreszcie kładziesz się spać. A twój mąż leży obok, odwrócony do ciebie plecami, milczący. Nie zwraca na ciebie najmniejszej uwagi, jakby cię wcale nie było. Czujesz się zbędna i bardzo samotna. W zasadzie nie zależy ci już na rozmowie ani na bliskości z nim, ale jest ci przykro, że jemu nie zależy. Dawno powinnaś przywyknąć, lecz nie potrafisz. Starasz się o tym nie myśleć, żeby nie cierpieć.
Dzieci szybko dorastają, zaczynają mieć własny świat, do którego ciebie nie wpuszczają. Już nie chcą dzielić się z tobą każdą myślą, a ty doskonale to rozumiesz, usuwasz się, ale wciąż nad nimi czuwasz, żyjąc trochę obok. Wiesz również, że niedługo „wyfruną z gniazda”, i to cię smuci, lecz nie możesz ich zatrzymać, taka jest kolej rzeczy. Na razie każdego ranka robisz im kanapki, choć są prawie dorosłe. Jednak nie opuszcza cię wrażenie, że nikomu już nie jesteś potrzebna, nikogo nie obchodzisz, i że znów jesteś sama.
Kiedyś kochały się w nim wszystkie dziewczyny
W końcu w tym szarym, beznadziejnym życiu dostrzegasz światełko, zbliża się bowiem dwudziesta rocznica waszego ślubu, której twój mąż na pewno nie przeoczy (choć przez dwadzieścia lat konsekwentnie nie pamiętał o rocznicach). Jesteś przekonana, że to dobra okazja, żeby szczerze z nim porozmawiać i zmienić coś w waszym związku na lepsze. Specjalnie na tę okazję kupujesz sobie sukienkę, na obiad podajesz dania, który on bardzo lubi, pieczesz jego ulubione ciasto. No i…? Cóż. Jest jak zwykle – bez kwiatka, bez życzeń. Cisza.
Wówczas boleśnie uświadamiasz sobie, że dwudziesta rocznica ślubu to jedynie dwadzieścia lat dzielenia łoża z tym samym facetem, aż do znudzenia. To dwadzieścia lat spożywania posiłków przy wspólnym stole i znoszenia w milczeniu jego irytującego stukania sztućcami. To dwadzieścia lat kompromisów i przemilczania przykrych spraw. Nic więcej. Jesteś rozczarowana i smutna. Nigdy w życiu nie byłaś aż tak smutna. Masz jednak nadzieję, że smutek minie, gdy przetrawisz tę koszmarną rocznicę.
Znów mijają dni, tygodnie, miesiące. A ty zaczynasz uświadamiać sobie, że dzieje się z tobą coś niedobrego. Bo ciągle płaczesz. Nie możesz przestać płakać. Wiesz, że to ze smutku, który tym razem nie minął, i że musisz coś z tym smutkiem zrobić, zanim on zapanuje nad twoim życiem. Zaczynasz więc terapię, o której rodzina nie wie, bo nikogo nie obchodzisz. Tylko czy terapia może pomóc, skoro utraciłaś wszelką nadzieję? Skoro wiesz, że utkwiłaś w jakiejś koszmarnej, psychicznej pułapce, z której nie ma wyjścia?
Wówczas wpadasz na pomysł wyjazdu. Fundujesz sobie tydzień w uzdrowisku. Wypoczynek z dala od domu oraz zabiegi mają przywrócić ci spokój ducha. Trzeciego dnia pobytu mijasz w alejce parkowej mężczyznę, który patrzy na ciebie i ma taki zdumiony wzrok… Odnosisz wrażenie, że chce cię zagadnąć. Ty też go znasz, nie wiesz jednak skąd. Nie możesz sobie przypomnieć, ale na pewno już go gdzieś spotkałaś, dawno temu.
On mija cię i tuż za plecami słyszysz:
– Joasia?!
Przystajesz zdumiona, odwracasz się i przez moment patrzycie na siebie w milczeniu, po czym on mówi:
– Joasiu, nie poznajesz mnie? To ja, Rafał z klasy C. Chodziliśmy razem do liceum.
Rafał… No jasne, przypominasz sobie. Bardzo się zmienił, z trudem go poznajesz. Ale to ten sam Rafał. Kiedyś najbardziej pożądany chłopak w szkole. Ten, w którym kochały się wszystkie dziewczęta, a on na żadną nie zwracał uwagi. Ty też byłaś w nim zakochana, lecz nie miałaś odwagi nawet spojrzeć w jego stronę. On – najprzystojniejszy chłopak w szkole i ty – nijaka, zakompleksiona.
Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam
Byłaś bez szans. Mogłaś się jedynie ośmieszyć, okazując mu zainteresowanie. Więc tylko o nim marzyłaś.
– Joasiu, co za spotkanie! Kto by się spodziewał?– Rafał nie może ukryć zdumienia, a ty jesteś tak zaskoczona jego reakcją, że nie potrafisz wykrztusić słowa.
Pamiętasz, że w szkole nigdy się do ciebie nie odezwał, nawet na ciebie nie spojrzał. A dziś jest taki miły, tak przeprasza cię, że teraz nie ma czasu, ale po południu bardzo chce się z tobą spotkać. Prosi, żebyś nie odmawiała. Jesteś w szoku, bo nie wiedziałaś, że potrafi być taki miły.
Czeka już na ciebie, gdy przychodzisz. W kawiarence, przy lampce wina, wspominacie szkolne czasy. Nagle Rafał wyznaje:
– Jak ja się wtedy w tobie kochałem! Ale nie miałem odwagi ci o tym powiedzieć, bo wiedziałem że nie mam u ciebie szans. Byłaś niedostępna jak góra lodowa.
To wyznanie niemal zwala cię z nóg; nie możesz uwierzyć w to, co słyszysz. Najprzystojniejszy chłopak w szkole, ten amant, o którym marzyłaś, płacząc nocami w poduszkę, kochał się w tobie?!
Do wyjazdu spotykacie się codziennie. Mimo że od matury upłynęło ćwierć wieku, czujesz się przy nim młoda, radosna i zupełnie beztroska, wręcz nieodpowiedzialna. Jak nastolatka. A gdy na ciebie patrzy, nie czujesz się brzydka. Nie rozumiesz, co się z tobą dzieje, ale pierwszy raz w życiu jesteś szczęśliwa.
Przy tym dręczą cię wyrzuty sumienia, bo przecież masz męża i nie powinnaś tak dobrze się czuć z innym mężczyzną. Ze smutkiem myślisz o rychłym rozstaniu z Rafałem. Nie wiesz jednego: że on czuje i myśli podobnie i że drugi raz nie popełni tego samego błędu – nie zrezygnuje z ciebie, nie pozwoli ci zniknąć ze swego życia. A ty pewnego dnia będziesz musiała zdecydować się na najtrudniejszy krok w swoim życiu – jeśli zależy ci na szczęściu.
Czytaj także:
„Mąż myśli, że jest moim pierwszym mężczyzną. Od 17 lat ukrywam przed nim, że byłam w nastoletniej ciąży i porzuciłam dziecko”
„Jako nastolatek podkochiwałem się w sąsiadce. Po 15 latach znów pojawiła się w moim życiu i skradła mi serce”
„Ukochany mówił, że na oświadczyny muszę sobie zasłużyć. Zrobił ze mnie darmową służącą, a na koniec odszedł do kochanki”