Moje ciotki twierdzą, że na głupi romans zmarnowałam dziesięć lat swojego życia.
– Rozsądna kobieta wie, że jeśli po dwóch latach facet się nie oświadczy, to już po balu – mówią. – Trzeba wtedy brać co swoje i uciekać… Z tej mąki chleba nie będzie.
Niestety, zakochana kobieta łudzi się nawet wtedy, gdy jej własny rozum podpowiada, że ciotki mają rację. A jeśli jeszcze jest zakochana, nieśmiała, nie bardzo wierzy w siebie i we wszystkim raczej ustępuje niż walczy, to faktycznie lata płyną, a ona niby zajęta i z kimś w związku, a jednak sama.
Tak było ze mną
Kiedy poznałam Konrada, dobiegałam trzydziestki. Miałam za sobą dwie przelotne i nieciekawe miłości, więc nic dziwnego, że tęskniłam za prawdziwym i wielkim uczuciem. Konrad wydawał mi się naprawdę niezwykły. Mieszkał za miastem w domu z drewnianych bali, malował piękne akwarele, nie oglądał telewizji, był jaroszem i nosił bransoletkę z ametystów. Dla takiej zwyczajnej dziewczyny jak ja był niemalże przybyszem z innej planety. Zakochałam się w nim do szaleństwa. Właściwie to nawet mnie nie oszukiwał. Od razu zaznaczył, że składam się z samych zalet, bo jestem niebrzydka, miła, oddana, wierna i zdolna do poświęceń, a na dodatek świetnie gotuję i nie gadam bez potrzeby, ale dla niego to ciut mało. Oczywiście będziemy razem, bo nie jest idiotą i nie zrezygnuje z takiego skarbu jak ja, jednak na miłość z jego strony muszę trochę poczekać. Nie mówi, że się w ogóle nie zdarzy… tylko później.
– Na pewno będziesz się starała – dodał. – Dlatego jestem właściwie pewny, że wcześniej czy później się w tobie zakocham. Jesteś taka milutka i apetyczna, prawdopodobnie nikomu cię nie oddam!
Wstyd się przyznać, ale to mi wystarczyło. Wszystko się działo pod jego dyktando. Seks tylko wtedy, gdy on chciał, rozmowa także i na temat przez niego wybrany, znajomi – jego, wypady do miasta – też z jego inicjatywy. Urlopy i święta osobno, bo on wtedy albo wyjeżdżał do rodziny, albo za granicę. Mieliśmy niby od siebie odpocząć. Po paru latach zaczęłam się wstydzić, że niby mam kogoś, ale jakbym nie miała, tym bardziej że wszyscy pytali, co dalej i kiedy się wreszcie pobierzemy. Kręciłam, że niedługo, za rok, za parę miesięcy, dojrzewamy do decyzji i tak dalej…
W końcu, przed kolejnymi świętami bez niego, zaczęłam oszukiwać swoją rodzinę i opowiadać, że właśnie wyjeżdżamy w góry albo nad morze. Wynajmowałam pokój w hotelu i przepłakiwałam tam całe dnie. Czułam się okropnie, ale nie umiałam znaleźć wyjścia.
Z czasem jakoś przywykłam
Regularnie, dwa razy w tygodniu, do niego jeździłam, robiłam porządki, gotowałam, zapełniałam lodówkę, potem szliśmy do łóżka i wracałam do siebie. Byłam jak dochodząca pomoc domowa i dziewczyna z agencji towarzyskiej, tylko on mi za nic nie płacił. Niedawno jedna z moich ciotek kazała mi obliczyć, ile on zaoszczędził kasy, a ile ja jej straciłam przez te lata i wyszło, że naprawdę sporo. No, ale cóż… za głupotę się płaci.
Konrad cały czas utrzymywał mnie w niepewności. Kiedy wyczuł, że zaczynam się robić smutna, zmęczona, albo nie mogę z siebie w łóżku wykrzesać wystarczająco dużo ognia, natychmiast zaczynał opowiadać, że staję mu się coraz bliższa, potrzebniejsza i nie wyobraża sobie życia beze mnie.
– Myślałem, że to się nigdy nie stanie, ale popatrz, nawet myśl o małżeństwie nie budzi już we mnie takiej odrazy. Zobaczysz, w końcu mnie tak zaczarujesz, że polecę po obrączki. Jestem zły na siebie, ale nie potrafię ci się oprzeć. Jesteś niesamowita!
Która zakochana i naiwna kobieta nie złapałaby się na taki lep? Mną Konrad manipulował, jak tylko chciał. Wierzyłam we wszystko, co mi mówił. Ponieważ bardzo lubię kwiaty, szczególnie piwonie o różowych, strzępiastych płatkach i oszałamiającym zapachu, w ogródku za domem Konrada wydzieliłam specjalną rabatę, skopałam ją, oczyściłam, nawiozłam i zasadziłam piwonie, odpowiednio je pielęgnując. Po roku wyrosły całkiem ładne rośliny, zaś po dwóch następnych latach były naprawdę wspaniałe. Uwielbiałam wdychać ich słodką woń i oglądać pełne, duże kwiaty. Odwdzięczały mi się za moje starania, ale nie miałam pojęcia, że również dzięki nim przeżyję największe rozczarowanie w moim dotychczasowym życiu.
Odwiedzałam Konrada we wtorki i soboty
Jednak pewnego czerwcowego dnia musiałam przyjechać w czwartek i to bez uprzedzenia. Zapakowałam do bagażnika dopiero co upieczone ciasto, sałatki, wegetariański pasztet, czystą pościel i ruszyłam w drogę. Miałam przed sobą niecałą godzinę, ale na wylotówce był spory korek, więc minuty mijały, a ja nie mogłam wyjechać z miasta. Postanowiłam też zatankować auto, a z godziny zrobiły się dwie… Na stacji benzynowej była kolejka, więc miałam czas przyglądać się tankującym. Wśród nich zobaczyłam naszą wspólną znajomą, Ewelinę, która kiedyś była w związku z kumplem Konrada, ale to się szybko skończyło. Nie lubiłam jej. Była pewna siebie, złośliwa, no i niestety bardzo ładna. Teraz też wyglądała fantastycznie: opalona, wypoczęta, w białej sukience na ramiączkach i z piwonią wpiętą we włosy. Nie zauważyła mnie. Kiedy mijała mój samochód, dostrzegłam, że całe tylne siedzenie jej auta zajmują piwonie: różowe, świeże, rozkwitłe i w pąkach, zupełnie takie jak moje. Serce mi się ścisnęło nagłym niepokojem.
Wszyscy wiedzieli, że Ewelina się nie patyczkuje i jeśli jej się jakiś facet podoba, bierze go sobie, choćby nie wiem jak był zajęty i zaangażowany. Konrad zawsze mówił, że jest diablicą i lepiej z nią nie zaczynać. Czyżby jednak zaczął? Musiałam to szybko sprawdzić, dlatego pierwsze kroki po przyjeździe do domu Konrada skierowałam do ogrodu. Złe przeczucia się potwierdziły, na grządce nie został ani jeden kwiat! Wszystko było ścięte, z ziemi wystawały tylko zielonobrązowe liście. Tak mi zaschło w gardle, że nie mogłam wykrztusić ani jednego słowa. Konrad nie wydawał się przejęty, ale on nie wiedział, kogo spotkałam na stacji.
– Chyba nie masz pretensji? – spytał bezczelnie. – Odwiedził mnie kuzyn z żoną i tak się zachwycili tymi kwiatkami, że postanowiłem im je podarować. Prosili, żeby tobie także podziękować. Jesteś zła? Masz taką dziwną minę. O co chodzi?
– Masz romans z Eweliną? – zapytałam wprost. – Od kiedy? Czemu mnie oszukiwałeś? I nie kłam, bo ja wszystko wiem!
Wyglądał, jakby mu kamień spadł z serca
Naprawdę, wyraźnie mu ulżyło…
– Skoro wiesz, nie ma sensu zaprzeczać. Tak, jest coś między nami. Od kiedy? Od roku, może trochę dłużej. Nie oszukiwałem cię, po prostu nie byłem pewien własnych uczuć. Wiesz, że ja wolę wszystko sprawdzić i dokładnie przemyśleć. Ale już ostatnio miałem zamiar ci powiedzieć, tym bardziej że Ewelina naciskała, bo ona chce być jedyna. Jeśli się z kimś wiążę, to na wyłączność.
Co mogłam zrobić? Do awantur się nie nadaję, histeria nie jest w moim stylu, poza tym czułam się, jakby mi cegła spadła na głowę, więc niczego nie wypakowując z bagażnika, wycofałam auto i odjechałam. Dopiero po kilku dniach przyznałam się do wszystkiego rodzinie, do własnej głupoty również. Myślałam, że mi nie dadzą żyć, ale wspierali mnie jak mogli, nawet jeden z kuzynów pojechał do Konrada po moje rzeczy. Przy okazji wyszło na jaw, jak mało mnie było w jego domu. Przez te dziesięć lat prawie nie istniałam i co najgorsze, w ogóle tego nie zauważyłam. Teraz próbuję się jakoś pozbierać i na nowo ułożyć wszystkie swoje sprawy.
Mija już rok. Czasami mi się wydaje, że jestem już na dobrej drodze, ale nagle coś się wydarzy i znowu wszystko wraca. Dzisiaj na przykład zobaczyłam na straganie różowe piwonie. Cała ulica pachniała ich słodką, delikatną wonią. Chciałam je kupić, ale jakoś nie mogłam. Jeszcze za wcześnie… Niech ktoś inny się nimi cieszy, bo przecież wiadomo, że piwonie pachną najpiękniej ze wszystkich kwiatów.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”