„W sypialni z Emilem nie było fajerwerków, więc zażyczyłam sobie otwartego związku. Sama zacisnęłam sobie pętlę na szyi”

Kobieta, która żałuje fot. Adobe Stock, korchemkin
„Ukłuł mnie jakiś dziwny niepokój. Skąd? Dlaczego? Przecież tego właśnie chciałam. No bo dlaczego zmienił zdanie? Co się stało? Przestał być o mnie zazdrosny? A może… może wpadła mu w oko jakaś laska? I kolejne zdziwienie: zalała mnie potężna fala zazdrości”.
/ 18.03.2022 05:44
Kobieta, która żałuje fot. Adobe Stock, korchemkin

Pewnego dnia złożyłam Emilowi niemoralną propozycję: Spróbujmy związku otwartego…
Patrzył na mnie dłuższą chwilę, z rosnącym niedowierzaniem.

– Chcesz… żebyśmy się… zdradzali?

Kiedy to ujął w taki sposób, nie zabrzmiało dobrze.

– No nie, to będzie tylko seks, bez zakochiwania się – argumentowałam. – Seks bez uczuć, nic więcej.

– Skoro bez uczuć… to po co? Chcesz powiedzieć, że ci nie wystarczam? Nie dogadzam ci? Nie zaspokajam?

– Ojej, nie, to nie tak – zaprzeczyłam odruchowo i nieszczerze.

Emil był moją bratnią duszą, kochałam go i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Pociągał mnie także fizycznie, jednak seks z nim zaczął mnie nudzić. Po dwóch latach wspólnego życia uleciała chemia.

Czasami jeszcze bywało mi dobrze, jednak coraz częściej nie miałam satysfakcji z naszych zbliżeń. Udawałam orgazmy, żeby nie robić mu przykrości, ale… tym samym siebie ograbiałam z przyjemności, więc na dłuższą metę nie tędy droga.

Byłam młoda, miałam wysokie libido – nie potrafiłam i nie chciałam rezygnować z seksualnej ekstazy, nawet w imię prawdziwej, wielkiej miłości. Więc co robić?

Mojej mamy o zdanie nie pytałam, bo wiedziałam, co powie – że związek to kompromisy, że nie można mieć wszystkiego, że nad szczęściem trzeba ciężko pracować, że życie to nie bajka i tym podobne mądrości.

Tata? No nie… Są rzeczy, o których córka z ojcem rozmawiać nie powinna. Większość znajomych i przyjaciół uważała mnie i Emila za parę niemal idealną. Koleżanka Hanka powtarzała, że musiałam kraj uratować w poprzednim życiu, skoro w tym trafił mi się taki wspaniały facet.

A moja osobista siostra ostrzegała, że jak ja się z nim szybko nie hajtnę, to ona reflektuje, nawet bardzo. Więc jak im się miałam przyznać, że nie jestem zadowolona, że ogień się wypalił, że brakuje mi ekscytacji w łóżku? Powiedzieliby, że wybrzydzam, że mam za dobrze i wymyślam problemy. Tylko Wieśce się zwierzyłam, a ona wysłuchała i poradziła:

– Porozmawiaj szczerze z Emilem. Kochacie się, znajdziecie rozwiązanie.

Nie, na taką szczerość także nie umiałam się zdobyć. Czułam niemal fizyczny opór, by mu wprost powiedzieć, że mnie nie zadowala. Nie chciałam urazić jego męskiej dumy, ani sprowokować do większych starań, z których nic nie wyniknie, a ja będę musiała kłamać, że teraz jest cudownie. Wpadnę z deszczu pod rynnę, a kłamstwa nie uniknę.

Zanurkowałam więc w odmętach internetu (stosowna nazwa), poszperałam i znalazłam rozwiązanie: związek otwarty. Okazało się, że to ostatnio wręcz modne. Serce i dusza na wyłączność dla ukochanej osoby, ale ciało i zmysły już nie.

Zdaniem internautów to było uczciwsze niż pokątne zdrady czy stały kochanek na boku, i mniej drastyczne niż rozstanie i zmiana partnera. Bo jednak łatwiej znaleźć seks niż miłość. Pozostawało „tylko” przekonać Emila.

Czemu uznałam, że taka propozycja mniej go zrani niż otwarta rozmowa o moich niezaspokojonych potrzebach? Nie mam pojęcia. Hm… A może zwyczajnie wstyd mi się przyznać, że spodobała mi się wizja seksu z innymi za zgodą mojego oficjalnego chłopaka, sytuacja, że będę mogła zjeść ciastko i mieć ciastko. Dlatego nie myślałam o konsekwencjach i tłumaczyłam zszokowanemu ukochanemu:

– Chodzi o nowe doświadczenia, przeżycie przygody…

– A nie możemy przeżywać przygód tylko we dwoje?

Nie znajdując argumentów, zasłoniłam się złością:

– Oj, nie chcesz, to nie. Nie było tematu.

– Ale czemu w ogóle przyszedł ci do głowy taki pomysł? Coś się między nami psuje? – nie ustępował Emil.

– Nie doszukuj się drugiego dna. Różne rzeczy przychodzą mi do głowy, bo taka już jestem. A ty od razu się czepiasz.

Strzeliłam focha, żeby nie drążył i żeby się nie wydało, co mną faktycznie kieruje. Emil jak zwykle zaczął rozładowywać mój zły humor żartami.

– Zaraz ci udowodnię, że nie potrzebujesz żadnych innych samców!

Złapał mnie, rzucił na łóżko, łaskotał i całował tu i tam. Oczywiście skończyło się seksem.

Było miło, słodko, ale bez fajerwerków

Minęły dwa tygodnie, zastanawiałam się, jak wrócić do kwestii związku otwartego, aż tu Emil sam podjął zarzucony wątek, podsumowując:

– Może to nie jest taki zły pomysł? Może paradoksalnie to nas jeszcze bardziej zbliży?

– Na pewno, też tak myślę! – potwierdziłam z entuzjazmem.

– Nie boisz się, że to może coś zniszczyć między nami? – upewnił się.

– Absolutnie. Miłość nie oznacza posiadania się na własność.

– Hm… no dobrze. Ale ustalamy jakieś reguły, których będziemy przestrzegać.

– Oczywiście. Zasady bezpieczeństwa.

Wspólnie ustaliliśmy, że raz, zawsze się zabezpieczamy, dwa, nie opowiadamy sobie nawzajem o swoich przygodach, trzy, nie zwierzamy się „przygodom”, nie chodzimy z nimi do kina, na kręgle i tak dalej, nie tworzymy choćby iluzji związku.

Byłam bardzo zadowolona, że Emil przemyślał sprawę i zgodził się na moją propozycję. Czułam ekscytację i podniecenie. Rozmyślałam o tym, gdzie zacznę szukać partnerów: w klubie, na Tinderze?

Ukłuł mnie jakiś dziwny niepokój

Skąd? Dlaczego? Przecież tego właśnie chciałam. Byłam zdezorientowana, póki nie dotarło do mnie, że chodzi o… Emila. No bo dlaczego zmienił zdanie? Co się stało? Spodziewałam się dłuższych bojów. Może nawet postawienia sprawy na ostrzu noża, a on… Przestał być o mnie zazdrosny?

Tak nagle? A może… może wpadła mu w oko jakaś laska? Tak, to miało sens. I chciał się z nią spotykać oficjalnie, za moim pozwoleniem, bez wyrzutów sumienia. Tak. Byłam prawie pewna, że powodem jest jakaś dziewczyna, która tak bardzo mu się spodobała, że postanowił zmienić dla niej swoje podejście do „skoków w bok”.

I kolejne zdziwienie: zalała mnie potężna fala zazdrości. Tego nie brałam pod uwagę… Muszę się dowiedzieć, kim ona jest.

– Wybrałeś już kandydatkę? – zagadnęłam Emila, siląc się na beztroski ton.

– Do czego?

Aha, udajesz, że nie wiesz.

– No, wiadomo… – uśmiechnęłam się głupio i poruszyłam znacząco brwiami.

– Aaa… Nie, jeszcze nie – odparł, spuszczając wzrok.

Kłamiesz.

– A ty? Masz już kogoś upatrzonego?

– Też nie.

Ja nie skłamałam. Zupełnie nie miałam głowy do rozglądania się za kandydatami do niezobowiązującego romansu, bo przez cały czas myślałam, kim jest tajemnicza kobieta, która oczarowała mojego faceta.

Skoro nie chciał o niej mówić, musiałam sama odkryć prawdę. Zasada numer dwa? Miałam ją gdzieś i zaczęłam szpiegować Emila. Przeszukiwałam jego kieszenie. Nic. Sprawdzałam ukradkiem jego telefon i też nic podejrzanego nie znalazłam – tylko esemesy od i do kolegów, połączenia odebrane i wykonywane do mamy i siostry.

Wcale mnie to nie uspokoiło. Brak dowodów nie świadczył w moich oczach o jego niewinności, lecz o tym, że dobrze się ukrywa. Nie wiedziałam, jak mam myśleć o tamtej dziewczynie: rywalka, konkurentka? A może: następczyni?! Czułam się zagrożona. W kółko wyobrażałam sobie, jak ona wygląda.

Blondynka, brunetka, a może ruda? Szczupła jak ja, czy ma ponętne, apetycznie zaokrąglone ciało? Na sto procent ma większy biust ode mnie, zadręczałam się. Małe piersi były moim kompleksem od czasów dojrzewania. Przy Emilu niemal się z niego wyleczyłam, bo zapewniał mnie, że mam cudowny biust i całe ciało, ale wraz z podejrzeniami mój kompleks powrócił.

Nie mogąc dłużej znieść niepewności, posunęłam się jeszcze dalej: podpatrzyłam, jakie hasło ma Emil do konta na fejsie, i włamałam się na jego profil. Wiedziałam, że robię źle, że się ośmieszam i wypadam na żałosną, niekonsekwentną zazdrośnicę, ale nie mogłam się powstrzymać.
Musiałam wiedzieć.

No i odkryłam, kim ona jest. Ilona. Koleżanka z podstawówki, pulchna, słodka blondyneczka. Okrągłe, rumiane policzki, loki jak u amorka z barokowego obrazu, pełne usta i zadarty nos. Taka słodziuchna, że się mdło robiło!

Próbowałam poprawić sobie humor, obrażając ją myślach, lecz nic nie mogło zmienić faktu, że Emil wymieniał z nią wiadomości od kliku tygodni. To ona pierwsza się do niego odezwała. Napisała: „Hej, pamiętasz mnie? Niedługo przeprowadzam się do Wrocławia i pomyślałam, że miło by było odnowić kontakt, skoro będziemy mieszkać w tym samym mieście. Co Ty na to?”.

Emil odpisał: „Jasne, że Cię pamiętam. Umówmy się kiedyś na kawę. Przy okazji poznasz moją dziewczynę”.

To było bardzo w porządku z jego strony, że od razu wspomniał o mnie i dał tamtej do zrozumienia, że jest zajęty. Jednak jej to nie zniechęciło. Napisała mu:

„Chętnie poznam tę szczęściarę. Też ją poderwałeś, jak mnie, udając, że umiesz palić papierosy? He, he, he! Pamiętasz? Tak mi próbowałeś zaimponować, gdy byliśmy w szóstej klasie. Szkoda, że cię wtedy odrzuciłam, dzisiaj moglibyśmy być już małżeństwem z dwójką dzieci”.

Emil odpowiedział z humorem na jej żarciki, potem ona znów do niego napisała, a on jej odpisał… Może obiektywnie patrząc, ich konwersacja wyglądała na kumpelskie przekomarzanki, nic nieznaczący flircik, lecz jeżeli połączyć to z faktem, że Emil nagle zmienił zdanie w sprawie związku otwartego, wyglądało to na poważne zagrożenie!

Tylko co miałam teraz zrobić? Kogo się poradzić? Komu się pożalić? Dostałam za swoje. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę, jak by powiedziała moja mama. Przecież nie miałam podstaw, by zrobić Emilowi awanturę. Niby z jakiego powodu? Nie zdradził mnie. A nawet gdyby zdradził, czy nie dałam mu na to zgody? Dałam.

Nie rozumiałam samej siebie

Czyżbym była aż tak samolubna i bezczelna, że chciałam związku otwartego, ale… tylko dla mnie? Emil miał pozostać mi wierny, podczas gdy ja będę szukać wrażeń? To było tak niesprawiedliwe i, co tu dużo mówić, podłe, że ze wstydu i zażenowania samą sobą, aż mnie skręcało.

Patrzyłam na siebie w lustrze i rumieniłam się pod własnym spojrzeniem. Gdzieś w głębi serca uważałam, że w naszym związku to Emil kocha bardziej, więc to w porządku, że on się bardziej stara, że on więcej daje.

Stąd to wszystko… Przecież gdybym nie była tak pewna swojej niezachwianej, królewskiej pozycji w jego myślach i uczuciach, nigdy nie zaproponowałabym związku otwartego. Tyle że ta cała teoria – wraz z moim tronem – zaczęła się chwiać i walić w gruzy, gdy pojawiła się pani ONA.

A jeśli ona doceni go bardziej niż ja? A jeśli Emil, dla odmiany, zechce posmakować, jak to jest być kochanym i pożądanym bardziej? Jeśli postanowi sprawdzić, jak to jest brać więcej, niż dawać? A jeśli zacznie się zastanawiać, jaki jest sens bycia z kobietą, która oficjalnie chce go zdradzać?

Miałam ochotę na siebie nawrzeszczeć. Jeszcze nigdy tak bardzo nie żałowałam czegoś, co zrobiłam, choć to była tylko propozycja. Do niczego jeszcze nie doszło, ale sama możliwość sprawiała, że się skręcałam z zazdrości. Co by było, gdyby mój Emil z jakąś obcą babą…? Nie! Nie!

Poniewczasie dotarło do mnie, jaka byłam głupia, zadufana w sobie. Moja mądra mama, od lat żona tego samego męża, jak zwykle miała rację: nad związkiem trzeba pracować. Nic nie jest dane raz na zawsze, układ sił się może zmienić, podobnie jak przepływ uczuć.

Boże drogi, czemu nie posłuchałam Wieśki? Czemu, zamiast proponować związek otwarty, otwarcie nie pogadałam z Emilem na temat moich pragnień, potrzeb? Bo to trudniejsze, wstydliwsze? Może, ale na pewno mądrzejsze niż szukanie rad w… internecie.

A teraz nie mogłam bezkarnie wrócić do zlekceważonej opcji szczerości i przyznać, że niepokoi mnie jego nagła zgoda, że jego kontakty, choćby niewinne, z panną Barokową, budzą moją niepewność i kompleksy. Bo wydałoby się, że go szpiegowałam, że włamałam mu się na konto. Dno i pięć metrów mułu!

Mogłam po cichu czekać na dalszy rozwój wypadków, gryząc palce z nerwów i mając nadzieję, że Emil… Co? Co Emil? Nie zdradzi mnie? Nie zostawi? Zrozumie, czego mu nie powiem, nie wyjaśnię?
Pozostało mi jedno wyjście.

Położyliśmy się spać. Emil – co uznałam za znamienne – plecami do mnie. Jakby się odcinał. Przytuliłam się do tych odwróconych, szerokich, ciepłych pleców mojego mężczyzny i szepnęła za skruchą:

– Przepraszam…

Zesztywniał. Cały się spiął.

– Za co?

– Nie za to, co myślisz.

Napięte mięśnie lekko się rozluźniły.

– Więc za co?

– Za samą propozycję. Przepraszam, bardzo cię przepraszam.

Odwrócił się do mnie.

– Chcesz pogadać?

– Tak.

To nie była łatwa rozmowa. I nie skończyła się seksem na zgodę, bo się nie kłóciliśmy, choć on się denerwował, a ja płakałam. Po prostu szczerość bywa równie bolesna i nieprzyjemna, jak oczyszczająca. Emil też miał mi sporo do zarzucenia. 

To nie tak, że w naszym związku tylko ja czułam się nieusatysfakcjonowana. Na szczęście, jeśli ludzie się kochają, to zawsze znajdą kompromis, choćby z pomocą seksuologa czy terapii dla par.

Czytaj także:
„Mąż zdradzał mnie z sekretarką, a ja zostałam kochanką jej męża. Poczułam dziką satysfakcję”
„Wymusiłam oświadczyny na ukochanym. Nasze wesele było katastrofą, a już po 2 miesiącach był rozwód"
„Przyłapałam narzeczonego na zdradzie. Jego kochanką była moja siostra, która ma męża. Ten biedak nic nie wie”

 

Redakcja poleca

REKLAMA