„W Święta zamiast kolęd, wysłuchiwałem kazań teściowej. Mam tego dość, tę Wigilię spędzę na własnych warunkach”

szczęśliwa para fot. iStock, Vuk Saric
„Doskonale ją rozumiałem, sam też wolałbym uniknąć tego szaleństwa. Nawet nasz pies w święta chował się po kątach. Główkowałem, jak rozwiązać problem”.
/ 17.12.2024 15:57
szczęśliwa para fot. iStock, Vuk Saric

Przygotowywałem pilny raport, kiedy zadzwoniła żona i powiedziała, że przed chwilą widziała się z mamą. Rany, to o robocie mogę zapomnieć, dopóki Lidka nie wyżali się na swoją rodzicielkę. Zdążyłem się do tego przyzwyczaić…

– I co takiego powiedziała mamusia?

– Nie uwierzysz!

W głosie Lidki wyczułem radość, czym faktycznie zbiła mnie z tropu, bo jej relacje z matką nigdy nie należały do wzorowych, a nasz ostatni „samolubny” pomysł sprzed dwóch miesięcy jeszcze bardziej je popsuł.

Musieliśmy się decydować, oferta nie mogła czekać

Zaczęło się przed Wigilią. Lidka chodziła jak struta – wkurzały ją moje nierówno ułożone buty, krzyczała na psa. Kiedy sprzątała, myślałem, że mopem wyszoruje dziurę w podłodze. Wiedziałem, że ma bardzo dużo pracy w firmie, ale musiało chodzić o coś jeszcze. Pewnie czekała, aż się zainteresuję. Więc się zainteresowałem.

– Skarbie, co cię gryzie? Mamusia może?

– Daj mi spokój! Mam tego wszystkiego dość! – z takim impetem cisnęła talerz na suszarkę, że jeden z kubków stoczył się i rozbił w drobny mak. – Widzisz?! Już nie daję rady!

Podszedłem, objąłem ją i poprosiłem, już bez kpin, żeby mi o wszystkim opowiedziała. Usiedliśmy na kanapie. To był właściwie słowotok, nerwowy i smutny. Okazało się, że gryzie ją kwestia Wigilii. Odkąd zamieszkaliśmy w nowym domu, utarło się, że rodzina zwalała się do nas. Moja mama, teściowa, wujek, siostra Lidki, mój brat z dziećmi. Lidka musiała brać urlop, żeby wyrobić się z zakupami i gotowaniem. Ja sprzątałem, jeździłem za prezentami i szykowałem dekoracje. Po wigilijnej kolacji byliśmy totalnie wykończeni, a i tak zawsze ktoś robił krzywą minę z powodu menu lub prezentu. Jednak do moich ulubionych komentarzy należały te wychodzące z ust teściowej. Ta kobieta doskonale wiedziała, jak dogadać mojej zonie, żeby zrównać ją z błotem. A to nie był koniec.

Potem musieliśmy odwiedzać jedną mamusię, następnie drugą. Teściowa obrażała się, jeśli w pierwszy dzień świąt jechaliśmy do mojej mamy, a nie do niej. Wiedziałem, że Lidka to potem odchoruje. Zwłaszcza że nie miała szansy odpocząć, bo wracała do pracy, gdzie przed Nowym Rokiem musiała się ostro spinać.

– Marzy mi się, żeby niczego nie organizować. Po prostu rozwalić się na kanapie i gapić w telewizor.

Doskonale ją rozumiałem, sam też wolałbym uniknąć tego szaleństwa. Nawet nasz pies w święta chował się po kątach. Główkowałem, jak rozwiązać problem. Niby któraś z mam mogłaby zorganizować święta, ale która? Bo teściowa mogła się obrazić bez względu na wybór. Poza tym nadal musielibyśmy przygotować kilka potraw, a mamę Lidki naprawdę ciężko zadowolić.

Wreszcie wpadłem na genialny pomysł

– Chyba zwariowałeś! – parsknęła Lidka, kiedy wprowadziłem ją w szczegóły planu. – Jak ty to sobie wyobrażasz?! Po prostu uciec? Zaszyć się w spa? Na święta, łącznie z sylwestrem?! A kto się zajmie Azorem? Przecież z nami nie pojedzie. A mama? Miałabym zostawić ją samą?

– Możemy ją zabrać ze sobą, będzie super, jak wojsku – zażartowałem.

Lidka uśmiechnęła się krzywo.

– Złośliwiec. A może gdzieś ją wyślijmy, hm? – rzuciła z błyskiem w oku, za który ją pokochałem.

– Najlepiej na koniec świata – odparłem, a ona pogroziła mi palcem.

Hotel, do którego chciałem zabrać żonę, należał do mojego kolegi ze studiów. Położony był w cudnych okolicznościach przyrody, na Mazurach, a wyposażony na bogato – w basen, saunę, jacuzzi, salon masażu i spa. Najpierw elegancka, kameralna Wigilia. Potem szumna zabawa sylwestrowa. W międzyczasie mogliśmy się relaksować, ile wlezie. Ale musieliśmy się zdecydować w miarę szybko, oferta nie mogła czekać na ostatnią chwilę.

– Hm, musiałabym wziąć wolne między świętami a Nowym Rokiem…

– No to weźmiesz! Twoja kolej. Niby czemu zawsze ty musisz być dyspozycyjna i zawalona robotą?

– Kusisz, diable.

Kilka dni później, z miną mocno zafrasowaną, Lidka zapytała:

– Misiu, a jak my o tej naszej świątecznej ucieczce powiemy mamie?

Ucieszyłem się, bo to pytanie oznaczało, że poważnie rozważała mój pomysł.

– Normalnie. Mamo, wyjeżdżamy na Wigilię i sylwestra. Popilnujesz nam psa?

– Głupek! – sprzedała mi kuksańca.

W głębi duszy moja żona pewnie już pakowała walizki, jednak toksyczna miłość między nią, a matką nie pozwala jej podjąć odważnej decyzji.

– Kochanie, ja to załatwię – obiecałem.

– No… okej – odparła z wahaniem.

Nie chciałem, żeby była przy rozmowie. Nie przejmowałem się reakcją Krystyny – wiedziałem, że nie będzie entuzjastyczna – ale lepiej, by Lidka usłyszała wersję skróconą.

– No więc zadzwoniłem – oświadczyłem następnego dnia. – Twoja mama nie ma nic przeciwko, ale do Azora musimy załatwić kogoś innego.

Co do ocenzurowanych szczegółów, teściówka wycedziła: „Skoro taka wasza wola”, po czym walnęła focha jak stąd do Nowej Zelandii. Nie zdziwiłem się, gdy podczas pobytu na Mazurach – bo pojechaliśmy, a Azorem zajęła się moja mama – Krystyna nie odbierała telefonu. Wysłała tylko córce suche świąteczne pozdrowienia i życzenia udanej zabawy. Źle jej nie życzę, ale kiedyś jej te humory wyjdą bokiem.

Najważniejsze, że czas spędzony na Mazurach bardzo dobrze nam zrobił. Wypoczęliśmy. Codziennie przesiadywaliśmy w saunie i jacuzzi. Było i romantycznie, i leniwie, i namiętnie. Jednak po wieczerzy wigilijnej nastrój się Lidce pogorszył.

– A jeśli ona siedzi w domu sama? – wzdychała, mając na myśli swoją matkę.

– Miała spędzić święta z twoją siostrą.

Jednak ta informacja nie poprawiła żonie humoru. Musiałem coś wymyślić.

– Chodź, zabiorę cię na tańce.

– Chyba zwariowałeś! Przecież w promieniu pięćdziesięciu kilometrów nie ma żadnej dyskoteki. Poza tym w Wigilię wszystkie kluby są zamknięte.

– Ale nie nasz… – odparłem z tajemniczym uśmiechem.

Przenośny głośniczek połączyłem ze smartfonem i odpaliłem listę piosenek na imprezę. Nalałem nam wina i zaprosiłem Lidkę do tańca. Wyhasaliśmy się za wszystkie czasy. W trakcie opróżniliśmy dwie butelki wina i chyba dlatego tak się rozkręciłem, bo raczej nie jestem królem parkietu. Noc skończyła się takimi fajerwerkami, że się zastanawiałem, czy goście zza ściany nie będą się do nas głupio uśmiechać następnego dnia. A może coś się z tego wykluje? Byliśmy małżeństwem od czterech lat, najwyższy czas pomyśleć o dzieciach!

Po powrocie odwiedziliśmy moją mamę. Opowiadała, jak świetnie bawiła się z Azorem. Uśmialiśmy się po pachy, słuchając, jak to psu podobał się „Kevin sam w domu” i jak żałował, że nie mógł iść z „babcią” w sylwestra do teatru. W pracy Lidki było spokojnie. Jednak firma się bez niej nie zawaliła. No ale teściowa… Łaskawie zgodziła się na spotkanie na mieście, gdzie podczas kawki nadal się boczyła i ledwie w kilku słowach zrelacjonowała święta u drugiej córki. O to, jak my się bawiliśmy, w ogóle nie zapytała. Pocieszałem Lidkę, że kiedyś jej przejdzie. Poza tym, to nie pierwszy raz, kiedy mamusia się na nią obraziła. Zapewne też nie ostatni. Lidka już dawno powinna się do tego przyzwyczaić.

Nasza ucieczka zakończyła się pełnym sukcesem

Niemniej zdziwił mnie ten pełen entuzjazmu telefon od żony. Dopiero co rozstała się z toksyczną mamuśką, a zdawała się być cała w skowronkach.

– Przepraszam, wiem, że to za wcześnie na ogłaszanie takich nowin, ale stwierdziłam, że ta wiadomość może ją ułagodzić…

Czyli Lidka powiedziała matce o ciąży. Nasza mazurska ucieczka zakończyła się bowiem pełnym sukcesem. Lidka była już po pierwszych badaniach, ginekolog potwierdził szósty tydzień.

– I co, ułagodziłaś?

– Tak! Powiedziała, że już dawno chciała o to spytać, ale bała się, że ją zakrzyczysz.

– Jasne. Jakby twoja matka miała jakiekolwiek opory przed wtrącaniem się w nasze sprawy. A już moją opinią przejmuje się tak, że strach.

– Oj, Misiu, nie marudź. Najważniejsze, że mama bardzo się cieszy i już zaczyna kompletować wyprawkę.

– Boże… – jęknąłem, bo wyobraziłem sobie, jak Krystyna terroryzuje Lidkę, narzucając jej ciążową dietę i udzielając rad. – Bylebyś nie dała sobie wejść na głowę.

– Bez obaw, kochanie. Zamierzam bezkarnie objadać się frytkami i zrobić dziecku tatuaż, jak tylko skończy osiem lat.

Roześmiałem się na cały głos. Udzieliła mi się radość Lidki, bo szczęśliwa żona to szczęśliwy mąż.

Czytaj także:
„Nie kocham męża i nigdy go nie kochałam. Prowadziłam podwójne życie, bo kochanek jest tym jedynym...”
„Podobał się każdej, ale wybrał mnie. W tym związku byłam popychadłem, a moim zadaniem było sprzątanie i usługiwanie mu”
„Mój mąż miał raka płuc, więc zostałam z nim z obowiązku. Udawałam, że razem walczymy, ale nie przerwałam romansu”

Redakcja poleca

REKLAMA