Poranek wigilijny zapowiadał się idealnie – przynajmniej z perspektywy dzieci. Mały Antoś z przejęciem przyglądał się, jak na kuchennym stole rosną stosy pierników, które piekłam jeszcze wczoraj, a Zuzia przemykała po salonie z garściami bombek, układając je na choince tak, jakby były najcenniejszymi klejnotami. Ich śmiechy wypełniały cały dom.
Dla mnie i Jarka było to jednak coś więcej niż tylko poranek przed Świętami. To był moment, w którym należało złożyć broń i zagrać jako jedna drużyna rodzinna. Przynajmniej przez kilka godzin. W tym roku Święta organizowaliśmy my – pierwszy raz w naszym domu. Było to zarówno wielkie wyzwanie, jak i pole minowe, na którym czekała Barbara, moja teściowa.
Z Barbarą zawsze były tarcia. Nie do końca chodziło o to, że mnie nie lubiła, raczej o to, że chciała mieć kontrolę. Wszystko – od wychowania dzieci po wybór zastawy na świąteczny stół – musiało być zrobione po jej myśli. Jarek, który kiedyś starał się ją uspokajać, z czasem nauczył się uciekać od sporów. Ja jednak, jako matka i gospodyni, nie zamierzałam rezygnować z decydowania o tym, co dla mojej rodziny najlepsze.
Teściowa musiała być w centrum
W salonie, gdzie pachniało żywą choinką i piernikami, Jarek próbował powiesić girlandę na kominku.
– Możesz to zrobić, zanim dzieci uznają, że to plac zabaw? – rzuciłam lekko zirytowana. Spojrzał na mnie, wiedząc, że ten dzień może być wyzwaniem dla wszystkich.
Drzwi otworzyły się gwałtownie.
– Wesołych Świąt! – rozległo się donośne powitanie Barbara weszła z naręczem pakunków. Przez chwilę obserwowałam, jak uśmiecha się do dzieci, a potem obrzuca kontrolnym spojrzeniem wszystko dookoła – od obrusu po układ światełek na choince. Poczułam ukłucie niepokoju. Wiedziałam, że to dopiero początek.
Po Wigilii nadszedł moment, na który dzieci czekały od rana – rozpakowywanie prezentów. Zuzia pisnęła z radości, gdy znalazła pod choinką nowy zestaw artystyczny, a Antoś aż podskoczył, widząc zabawkowy mikroskop. Były to prezenty, które wybraliśmy z Jarkiem, chcąc rozwijać ich pasje. Widziałam w ich oczach błysk ekscytacji i poczułam dumę, że trafiliśmy w ich zainteresowania.
– Zawsze kupowałam wnukom coś, co naprawdę je ucieszy. A nie takie… nudne rzeczy – usłyszałam cichy głos teściowej. Jej spojrzenie, pełne dezaprobaty, spoczęło na mikroskopie.
Na moment zamarłam. Jarek, jak zawsze w takich chwilach, udał, że niczego nie słyszy, pochylając się nad kolejnym pakunkiem.
– To są nasze dzieci i to my decydujemy, co będzie dla nich najlepsze – odpowiedziałam spokojnie, ale stanowczo. Czułam, jak serce zaczyna mi szybciej bić.
– Wasze dzieci? – Barbara zmarszczyła brwi. – Rozumiem, Haniu, ale dzieci to też moja rodzina. Chyba wiem, co by je ucieszyło, a nie… edukacyjne gadżety. Kiedy Jarek był mały, kupowałam mu prawdziwe zabawki.
– Tak, widzę efekty – rzuciłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Zapadła cisza. Nawet dzieci, dotychczas roześmiane, nagle spojrzały na mnie i teściową, jakby wyczuwając, że to coś więcej niż zwykła wymiana zdań.
Barbara wstała powoli z fotela, jakby chciała zaakcentować każdą sekundę swojego ruchu.
– Skoro moje zdanie nie jest tu ważne, to może nie powinnam w ogóle się odzywać.
Jarek próbował ratować sytuację, podnosząc ręce w geście uspokojenia.
– Mamo, proszę, to są tylko prezenty…
Ale ja wiedziałam, że to było coś więcej niż prezenty. To była nasza niewypowiedziana walka o granice i władzę.
Usiłowałam jej tłumaczyć
Atmosfera w domu zdawała się gęstnieć z każdą minutą. W końcu teściowa z wyraźnie zaciśniętymi ustami oznajmiła, że pójdzie „zerknąć na sałatkę”, choć wszyscy wiedzieliśmy, że to pretekst, by wyjść z salonu. Zaryzykowałam – postanowiłam pójść za nią.
W kuchni Barbara stała nad garnkiem z barszczem, choć łyżka spoczywała na blacie obok.
– Czy możemy porozmawiać? – zapytałam, opierając się o framugę drzwi.
– O czym tu rozmawiać, Haniu? – westchnęła teatralnie. – To twój dom, twoje zasady.
– Może właśnie o tym – powiedziałam spokojnie, starając się nie eskalować napięcia. – Dlaczego zawsze czuję, że muszę walczyć o każdą moją decyzję?
Teściowa spojrzała na mnie, unosząc brwi.
– Nie chcę się wtrącać, ale dzieci w tym wieku powinny się bawić, a nie być zmuszane do nauki na każdym kroku!
Zamarłam. Jej ton był tak pełen osądu, że poczułam, jak ciepło zalewa mi twarz.
– Zmuszane? – odparłam, starając się brzmieć spokojnie. – To, że nie chcę ich wychowywać w kulcie plastikowych zabawek, to zmuszanie do nauki?
Teściowa odwróciła się do mnie przodem, krzyżując ręce na piersi.
– Jakoś Jarek nie miał problemu z moimi prezentami i wyrósł na normalnego człowieka.
Wiedziałam, że to jej sposób, by podkreślić swoją wyższość. Nie mogłam się powstrzymać.
– Tak, dokładnie. Jarek zawsze wszystko akceptuje, żeby nie robić problemu. Ale ja nie zamierzam być uległa.
Uraza na jej twarzy była wyraźna.
– Chyba zapominasz, że ja wszystko robiłam dla Jarka i dla tej rodziny. Nie musiałam, a jednak...
– Właśnie, nie musiałaś – przerwałam, czując, że napięcie narasta. – Nikt nie prosił, żebyś podejmowała wszystkie decyzje sama, bez pytania.
Spojrzała na mnie tak, jakby zaraz miała wybuchnąć.
– Wiesz, Haniu, myślałam, że po tych latach nauczysz się doceniać, ile poświęciłam. Ale chyba nigdy nie zrozumiesz.
– I ty też nigdy nie zrozumiesz, mamo, jak to jest, gdy każda twoja decyzja jest kwestionowana, a ty czujesz się, jakbyś nigdy nie była dość dobra – odparłam z goryczą.
Zapadła cisza. Teściowa wzięła głęboki oddech i odwróciła się z powrotem do kuchenki.
– Masz rację, Haniu. Nie zrozumiem.
Wiedziałam, że to nie oznacza zgody. Raczej znak, że postanowiła zakończyć tę rozmowę. Ale poczułam dziwną ulgę, jakby w końcu coś, co od dawna wisiało w powietrzu, zostało wypowiedziane.
Wciąż mnie nie akceptowała
Wieczorem, gdy dzieci zasnęły, usiedliśmy z Jarkiem w salonie. W końcu nie wytrzymałam:
– Dlaczego zawsze milczysz, gdy twoja matka mnie krytykuje?
Jarek przetarł twarz dłońmi.
– Hania, ona zawsze taka była. Nie zmieni się.
– Więc to ja mam się dostosować? – rzuciłam ostro.
Jarek spojrzał na mnie zmęczony.
– Ja próbuję tylko mieć spokojne święta.
Tę noc zapamiętam na długo. Usłyszałam później, jak teściowa mówi do Jarka w salonie:
– Hania nigdy nie pasowała do naszej rodziny.
Nocą leżałam w łóżku, zaciskając pięści. Bolało bardziej, niż chciałam przyznać.
Następnego dnia, przy śniadaniu, nie wytrzymałam.
– Wczoraj usłyszałam, co o mnie myślisz – powiedziałam do teściowej, patrząc jej prosto w oczy. – Dlaczego nie możesz mnie zaakceptować?
Barbara zamarła, po czym odparła wymijająco:
– Po prostu mamy inne podejście do życia.
– Różnice w podejściu nie oznaczają, że możesz podważać każdą moją decyzję – odpowiedziałam twardo.
Teściowa w odpowiedzi zaczęła wyliczać sytuacje, w których, według niej, zachowałam się nieodpowiednio. Każda jej uwaga wbijała we mnie kolejną szpilę. Zanim Jarek zdążył się wtrącić, wstałam od stołu i wyszłam.
W głowie miałam jedno: muszę wyrazić swoje emocje, ale tak, by naprawdę dotarły.
Postawiłam na jasny przekaz
Wieczorem, gdy wszyscy spali, usiadłam przy biurku i napisałam list do Barbary:
„Droga Barbaro,
Wiem, że się różnimy, ale te różnice nie muszą nas dzielić. Czuję, że moje zdanie jest dla Ciebie nieważne, a ja tak bardzo chciałabym być częścią tej rodziny – nie tylko żoną Jarka, ale też synową, którą akceptujesz. Wiem, że zawsze chciałaś dla Jarka najlepiej, ale teraz to my tworzymy rodzinę i potrzebuję Twojego wsparcia, nie krytyki”.
Rano list leżał na stole. Barbara podniosła go, przeczytała i... przez chwilę nic nie mówiła. W końcu odezwała się cicho:
– Może rzeczywiście za bardzo się wtrącałam.
Nie była to pełna zgoda, ale coś we mnie zadrżało. Może jednak była nadzieja.
Nie spodziewałam się cudu. Barbara pewnie nigdy nie stanie się idealną teściową, a ja idealną synową. Ale pierwszy raz od dawna czułam, że coś drgnęło. W relacjach rodzinnych chodzi o próby, nawet jeśli bywają bolesne.
Czy w przyszłości będzie lepiej? Nie wiem. Ale wiem, że zrobiłam pierwszy krok. I na razie to wystarczy.
Hanna, 33 lata
Czytaj także:
„Liczę, że w tym roku mąż zaskoczy mnie prezentem na Gwiazdkę. Po ostatnim podarunku prawie wniosłam o rozwód”
„Płacząc nad karpiem ze zmęczenia, przysięgłam sobie spokojne święta. Mam gdzieś rodzinne tradycje”
„Mąż obiecał wybudować mi pałac, na który zasługuję. Wreszcie spełnił swoje marzenia, a ja tyram jak pokojówka w hostelu”