„Liczę, że w tym roku mąż zaskoczy mnie prezentem na Gwiazdkę. Po ostatnim podarunku prawie wniosłam o rozwód”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, ninavartanava
„Nie zamierzałam zarzynać się w imię bożonarodzeniowego ducha, żeby tylko przypodobać się rodzinie i zasłużyć na pochwałę. Gdy do świąt zostały dwa tygodnie, domownicy z konsternacją spoglądali na mnie. Nie było biegania, nerwówki i pohukiwania na wszystkich dookoła”.
/ 12.12.2024 13:15
zamyślona kobieta fot. Getty Images, ninavartanava

Mąż od wielu już lat widzi we mnie tylko kurę domową, której zadaniem jest sprzątać po nim i dogadzać mu w kuchni. Oczywiście w sypialni również mam być do dyspozycji, kiedy jaśnie pan ma na to ochotę, co rzadko się zdarza. Moje potrzeby w ogóle się dla niego liczą, o czym świadczy ubiegłoroczny prezent gwiazdkowy.

Nie chciałam w to uwierzyć

Nie dowierzałam własnym oczom, kiedy z prezentowej torby w mikołaje wyjęłam mikser. Na pudełku była przyklejona cena – nawet w tej kwestii mąż poszedł po linii najmniejszego oporu i wybrał jeden z tańszych modeli. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Poświęciłam sporo czasu, aby znaleźć podarunek, który przypadnie mu do gustu i sprawi autentyczną radość, a on po raz kolejny utwierdził mnie w przekonaniu, że nie warto było się starać.

– Mikser? Serio? – nie byłam w stanie się powstrzymać i udawać, że jestem z czegoś takiego zadowolona.

– Myślałem, że ci się spodoba – nie krył zdziwienia. – Poza tym narzekałaś, że ten stary mikser ciągle się psuje.

– Na litość boską – posłałam Adamowi pełne piorunów spojrzenie – jest Gwiazdka, a ja dostaję od ciebie… Zresztą, szkoda, żebym język bezsensownie strzępiła.

– Tobie nigdy nic się nie podoba – burknął małżonek. – Sama psujesz świąteczną atmosferę.

W tym momencie myślałam, że eksploduję. Czy jemu w ogóle przyszło do głowy, kto jest odpowiedzialny z bożonarodzeniowy klimat w naszym domu? To ja harowałam w kuchni, biegałam po zakupy, kupowałam prezenty dzieciom, rozwieszałam dekoracje i sprzątałam. On natomiast siedział na kanapie, bo przecież strasznie się biedaczek w pracy zmęczył.

Ja także pracuję zawodowo, ale nie mogę pozwolić sobie na to, żeby po powrocie z biura zalec na godzinę czy dwie w fotelu. Zwykle nie zdążę jeszcze nawet progu przekroczyć, kiedy pada pytanie: „Co dziś na obiad, bo głody jestem?” lub coś w tym stylu. Upominek w postaci miksera załamał mnie doszczętnie. Z kim ja żyję pod jednym dachem?

Za bardzo się poświęcam dla rodziny

– Aga, jak ty to robisz, że masz czas na kosmetyczkę czy fryzjera? – westchnęłam, spoglądając z zazdrością na moją elegancką przyjaciółkę, która zawsze wyglądała niczym modelka z żurnala.

Czułam się przy niej jak kocmołuch z wiecznymi odrostami, brzydkimi paznokciami i makijażem robionym na pół gwizdka.

– Kochana, na obowiązkach świat się nie kończy – odparła. – Trzeba mieć parę chwil wyłącznie dla siebie i własnych przyjemności.

– Mnie to by rodzina zjadła – sapnęłam posępnie.

Spotkałyśmy się jakoś w połowie stycznia. Opowiedziałam jej o tym, co dostałam od Adama na Gwiazdkę oraz o jego pretensjach, że nie skakałam z radości pod sufit.

– Mam nadzieję, że wiesz, dlaczego on cię tak traktuje – powiedział poważnym tonem.

– Nie wiem, może ma kochankę – wzruszyłam ramionami.

– Bo mu na to pozwalasz – oznajmiła Agnieszka, patrząc mi prosto w oczy. – Robisz z siebie męczennicę i dajesz sobą pomiatać.

– Bzdury wygadujesz, chcę być po prostu dobrą żoną i mamą.

– Moja droga, przypominam ci, że ja także mam rodzinę. Uważasz, że jestem złą matką i żoną?

– No co ty, Jacek dałby się za ciebie pokroić, dzieciaki zresztą też. Wiesz o tym doskonale.

– Kiedyś już o tym rozmawiałyśmy. Iza, jak nie zaczniesz w końcu stawiać im granic, to rozszarpią cię na strzępy, a ja będę zbierać cię z podłogi.

Nie miałam pomysłu na sensowną odpowiedź, więc wbiłam wzrok w czubki własnych butów. Agnieszka miała stuprocentową rację. Pomimo wszystko, kochałam Adama. Jednakże miałam już po dziurki w nosie tego, że nie dostrzega we mnie kobiety. Nie chcę dostawać w prezencie mikserów i tym podobnych rzeczy, bo jest to najzwyczajniej w świecie poniżające.

Aga poradziła, żebym na spokojnie pogadała z mężem i wprowadziła w domu podział obowiązków.

– Skarbie, nie może być tak, że tyrasz na dwóch etatach – skwitowała.

Pora pomyśleć o sobie

Zgodnie z przypuszczeniami domownicy nie byli zachwyceni. Przyjaciółka uprzedziła, że tak będzie, ponieważ ze stawiania granic zawsze najbardziej niezadowolone są osoby, które do tej pory korzystały z ich braku. Miałam być konsekwentna w swoich postanowieniach bez względu na sytuację. W praktyce okazało się to strasznie trudne, bo nie byłam do tego przyzwyczajona.

Adam za wszelką cenę chciał, aby było jak dawniej. Potrafił nie odzywać się przez kilka dni z rzędu, co miało na celu spowodowanie po mojej stronie wyrzutów sumienia. Zaciskałam zęby, ale nie dałam się wpędzić w poczucie winy. Systematycznie, kawałeczek po kawałeczku, odzyskiwałam swoją przestrzeń. Coraz częściej wychodziłam na plotki z Agą czy dziewczynami z biura. Im częściej to robiłam, tym rzadziej słyszałam głos wewnętrznego krytyka. Okazało się, że Adam potrafi coś tam na szybko upichcić czy zamówić pizzę, a świat nie runął przez to, że poszłam na paznokcie czy na masaż. Co prawda, gdy zakomunikowałam mężowi, że dwa razy w tygodniu po pracy będę ćwiczyć na siłowni, popukał się z politowaniem w czoło.

– Tobie to już do reszty odbiło.

– Cóż, przykro mi, że tak to widzisz.

Nie obeszło się bez pretensji o zaniedbywanie domowych obowiązków, lecz ja byłam zafascynowana poznawaniem samej siebie i skupianiem uwagi na własnym nosie. Szkoda, że nie uczą tego w szkole – kobietom bez wątpienia byłoby potem łatwiej w dorosłym życiu.

Przez kilka miesięcy zmieniłam się nie do poznania – nie tylko w sensie fizycznym. Wyglądałam o niebo lepiej dzięki systematycznym treningom i zabiegom upiększającym, ale nade wszystko poprawie uległo moje psychiczne samopoczucie. Rodzina zdążyła się przyzwyczaić do nowych porządków – najbardziej opornie szło to Adamowi, ale w końcu i on skapitulował.

Początkowo miał nadzieję, że to chwilowa fanaberia. Wreszcie zrozumiał, iż jest inaczej, a mi nic się nie poprzestawiało. Kiedy odpuścił, paradoksalnie sytuacja pomiędzy nami także nabrała zupełnie innych kolorów. Byłam zrelaksowana, zadbana, a przez to bardziej wyluzowana. Nie wybuchałam z byle powodu i nie czepiałam się niegodnych uwagi głupot. Przestałam też podejmować próby poważnych rozmów o naszym małżeństwie. Pozwoliłam sprawom po prostu płynąć – bez wywierania presji i zbytniego przejmowania się, jeżeli coś szło nie po mojej myśli.

Zdaje się, że Adamowi spodobała się ulepszona Iza, bo chętniej się przede mną otwierał i niejednokrotnie łapaliśmy się na tym, że gadamy jak przyjaciele. Zauważyłam ponadto, że mąż odstawił chipsy i inne niezdrowe przekąski, jakby i jemu nagle zaczęło zależeć na tym, jak się prezentuje.

Opłaciło się!

Tak czy siak, wielkimi krokami zbliżały się grudniowe święta. Nie miałam najmniejszej ochoty na powtórkę sprzed roku i poprzednich lat. Nie zamierzałam zarzynać się w imię bożonarodzeniowego ducha, żeby tylko przypodobać się rodzinie i zasłużyć na pochwałę. Mikser oczywiście nie wchodził w rachubę. Gdy do świąt zostały dwa tygodnie, domownicy z konsternacją spoglądali na mnie. Nie było biegania, nerwówki i pohukiwania na wszystkich dookoła.

– Odwołałaś Gwiazdkę czy co? – niby żartobliwie rzucił mąż, ale wiedziałam, co ma na myśli.

– Nie, po prostu nie będę znowu wszystkiego ogarniać w pojedynkę. Możemy zwołać rodzinną naradę i ustalić, co w związku z tym robimy.

Stanęło na tym, że na Wigilię pojedziemy do moich rodziców, w pierwszy dzień świąt odwiedziny rodziców Adama, a w drugi jego brata. Problem posiłków rozwiązał się sam. Obiecałam, że upiekę ze dwa ciasta, o ile mąż z dziećmi ubiorą choinkę. Co zaś się tyczy sprzątania, to się podzielimy. Tym oto sposobem wilk był syty i owca cała. Niemniej zżerała mnie ciekawość, co dostanę od Adama – założyłam, że przewidział prezent dla mnie. Muszę przyznać, że się postarał.

– Przepraszam, nie byłem najlepszym mężem – wyszeptał, wręczając mi niewielkie pudełeczko opakowane w ładny papier.

Skrywało przepiękną złotą bransoletkę. Uśmiechnęłam się – bardziej do siebie niż do Adama. Najlepszym podarunkiem było to, że odrobił lekcje i wyciągnął konstruktywne wnioski. Pierwszy raz od długiego czasu poczułam się przy nim jak stuprocentowa kobieta. Przy nadarzającej się sposobności nie omieszkam rzecz jasna podziękować Agnieszce.

Iza, 40 lat

Czytaj także:
„Gdy trafiłam 6 w totka, dokładnie wiedziałam, co zrobię z wygraną. O swoich planach powiedziałam niewłaściwym osobom”
„W szafie męża znalazłam dowód zdrady. Byłam w szoku, gdy dowiedziałam się, komu ściąga świąteczne rajstopy”
„Złamane serce postanowiłem leczyć w seminarium. Jeśli kobieta nie umie mnie pokochać, to oddam swe życie Bogu”

Redakcja poleca

REKLAMA