„W prezencie urodzinowym od ukochanego dostałam... zdradę. Bez żadnych skrupułów wpakował się do łóżka mojej przyjaciółki”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, panitan
„Resztę imprezy pamiętam jak przez mgłę. Z każdą upływającą minutą czułam się gorzej. Daniel, jakby zapomniał o moim istnieniu. Rozmawiał prawie wyłącznie z Zosią. Wypytywał ją o wszystko, a słuchając odpowiedzi, błądził wzrokiem po jej twarzy i dekolcie”.
/ 08.07.2022 18:30
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, panitan

Z Zośką przyjaźnię się już piętnaście lat. Los nas zetknął na lekcji wf-u. Silnie rzucona przez kogoś piłka trafiła mnie w głowę. Uderzenie było tak mocne, że zamroczyło mnie i osunęłam się na podłogę.

Następnym, co pamiętam, to wianuszek pochylonych nade mną głów i zatroskana mina nauczycielki. Ułożono mnie na gimnastycznym materacu, zawołano szkolną pielęgniarkę, która zaleciła, abym odpoczęła, a potem poszła do domu.

Jako moją eskortę wuefistka wyznaczyła właśnie Zosię. Wybór nie był przypadkowy – Zośka, córka miejscowego lekarza i bibliotekarki, cieszyła się opinią wzorowej i odpowiedzialnej uczennicy.

Była „kimś” w naszej klasowej społeczności, a o jej przyjaźń zabiegały wszystkie dziewczynki. Osobiście uważałam, że zadziera nosa, więc jej unikałam. Jednak podczas tej drogi do domu dała mi się poznać z innej strony. Była troskliwa, podtrzymywała mnie ramieniem i uparła się, abym pozwoliła jej nieść moją torbę.

Zarobiłam guza i nową przyjaciółkę

– Jest ktoś u ciebie w domu? – zagadnęła, gdy w żółwim tempie pokonywałyśmy ulice miasteczka.

– Nie ma. Rodzice są w pracy. Ale mam klucz.

– To kicha… – zasępiła się. – Nie zostawię cię samej. Ktoś musi cię pilnować. Mogło dojść do wstrząśnienia mózgu, a wtedy szkoda gadać – wymądrzała się.

Nie czułam się już źle, głowa prawie przestała mnie boleć i jedynie rosnący guz dawał mi się we znaki. Byłam jednak ciekawa, jak Zośka mieszka, więc dałam się zaprowadzić spokojną uliczkę do tonącego w kwiatach domku, jakże różnego od bloku, w którym mieszkałam. Drzwi otworzyła gosposia, która na nasz widok zrobiła zdziwioną minę.

– A co Zosia tu robi? – spytała. – Czemu nie w szkole

– Nie widzi pani, że pacjentkę prowadzę?

– Nie widzę.

Zośka zrobiła urażoną minę, ale najwidoczniej gosposia miała w tym domu mocną pozycję, bo „panienka” szerzej wytłumaczyła sytuację.

– Ola oberwała piłką w głowę i nauczycielka kazała mi się nią zająć. U niej nikogo nie ma, więc zabrałam ją do nas, bo jak zemdleje czy coś, będę mieć ją na sumieniu.

– A skoro tak, to dobrze Zosia zrobiła. Wejdźcie, dziewczynki, naszykuję wam herbatki, a jak pan doktor wróci, obejrzy głowę tej panienki – zadecydowała.

Tego dnia spędziłam u Zosi całe popołudnie. Jej tata po zbadaniu mnie stwierdził, że raczej nic mi się nie stało, ale dla pewności kazał mi się oszczędzać przez najbliższe dni i jeszcze odwiózł mnie do domu.

Mimo różnic dobrze się rozumiałyśmy

Kiedy się kurowałam, Zosia wpadała do mnie po lekcjach, zdawała relację z tego, co się działo w szkole, a potem przechodziłyśmy do pogawędek na różne tematy, na przykład książek, bo okazało się, że obie uwielbiamy czytać. Po powrocie do szkoły miałam już przyjaciółkę i za zgodą nauczycielki usiadłyśmy w jednej ławce.

Odtąd Zosia była obecna w moim życiu. Razem spędzałyśmy wolny czas, zwierzałyśmy się sobie i choć życie każdej z nas wyglądało zupełnie inaczej, dobrze się rozumiałyśmy. Mimo pewnej wzajemnej zazdrości. Ja jej zazdrościłam zamożnego domu, a ona mnie swobody wynikającej z częstej nieobecności moich zapracowanych rodziców.

– Fajnie masz – mówiła. – Mnie pilnują na każdym kroku jak przedszkolaka. Pani Hanka codziennie wszystko sprawdza, a potem zdaje relację mamie. Nie daj Boże, gdy coś zrobię nie tak, zaraz robią mi wykłady. Nie masz pojęcia, jakie to wkurzające i nużące…

– A ty nie masz pojęcia, jak to jest, gdy wszystko musisz robić sama i sama o siebie dbać – ripostowałam. – Nikt nie podaje mi śniadania pod nos, nawet niespecjalnie się interesuje, czy je zjadłam.

Na takich rozmowach, prowadzonych raz u mnie, raz u niej, upływały nam całe godziny. Kiedy nadeszły wakacje, Zosia wyjechała z rodzicami na wczasy, ja zostałam odesłana na wieś do wujostwa, gdzie „zażywałam świeżego powietrza”.

Nie było mi tam źle, ale tęskniłam za Zosią

Przesyłałyśmy sobie wiadomości i odliczałyśmy czas do sierpnia, kiedy miałyśmy razem pojechać na obóz. Podczas długich wieczorów ze znalezionej u ciotki włóczki wydziergałam dla Zosi sweterek.

Gdy się wreszcie spotkałyśmy, nie mogłyśmy się nagadać. Ona opowiadała o tym, co zwiedziła, ja o urokach wiejskiego życia. Dałam jej sweterek, który zaraz włożyła i powiedziała, że chyba będzie w nim spać, bo tak jej się podoba. Ona przywiozła mi śliczny komplecik biżuterii zrobionej z muszelek, który kupiła nad Adriatykiem.

Dopiero studia rozluźniły naszą bliską i codzienną relację. Studiowałyśmy wprawdzie w tym samym mieście, ale na różnych uczelniach. Ja wybrałam kierunek nauczycielski, ona zgodnie z rodzinną tradycją medycynę. Pochłonięte nauką i studenckim życiem miałyśmy mniej czasu dla siebie i choć nadal się spotykałyśmy, to już nie tak często.

Na otrzęsinach mojego roku poznałam Daniela. Trafił na naszą imprezę jako gitarzysta zespołu, który przygrywał do tańca. Podczas przerwy w graniu przysiadł się do mnie i zaczęliśmy rozmawiać.

Kończył studia na akademii muzycznej, ale dodatkowo studiował marketing i zarządzanie, bo z muzyki może nie wyżyć. Spodobał mi się, że przystojny, artysta, z marzeniami, a zarazem praktyczny i realistycznie myślący o przyszłości. Wydawał się też autentycznie mną oczarowany i zanim zabawa się skończyła, umówiliśmy się na randkę.

Imponował mi. Poważnym podejściem do życia i ambicjami, które kazały mu studiować dwa kierunki. Moje serce topniało pod wpływem drobnych gestów, którymi okazywał mi szacunek i troskę.

Nic dziwnego, zakochałam się po uszy

Wreszcie uznałam, że pora przedstawić go Zosi. Okazji dostarczyły moje urodziny. Zarobiłam trochę pieniędzy na korepetycjach i dzierganiu sweterków oraz czapek dla koleżanek, więc postanowiłam zaprosić Zosię i Daniela do knajpki. Zawczasu zamówiłam stolik i pół godziny przed czasem siedziałam przy nim, czekając na moich najważniejszych i jedynych gości.

Wystrojona w najlepszą sukienkę wpatrywałam się w drzwi, zastanawiając się, które z nich pierwsze się zjawi. Obstawiałam Zośkę, której napomknęłam, że czeka ją niespodzianka. Wpadła zarumieniona, oczy błyszczały jej ciekawością.

– No to gadaj, gdzie ta niespodzianka! – zawołała, wycałowawszy mnie urodzinowo. – Coś czuję, że czeka mnie szok – mrugnęła porozumiewawczo. – A to dla ciebie – podała mi paczuszkę. Usiadła tyłem do wejścia i wpatrywała się we mnie.

Rozpakowałam prezent i uśmiechnęłam się radośnie na widok drogiej jedwabnej apaszki.

– Dziękuję! Od dawna o takiej marzyłam. A niespodzianka… – zerknęłam na zegarek – zaraz powinna nadejść.

W tym momencie w drzwiach pojawił się Daniel z bukietem w ręku. Zrobiło mi się jakoś tak miękko w sercu, jakbym się rozpuszczała od środka. Daniel przez chwilę się rozglądał, po czym dostrzegł mnie i ruszył w kierunku naszego stolika.

– A oto i on. Moja niespodzianka! – zaanonsowałam Zosi, gdy stanął przy nas.

Czułam się zdradzona i oszukana

Podniosła głowę, a ja podekscytowana radosną chwilą nie zwróciłam wtedy uwagi na długie spojrzenie, jakie ta dwójka między sobą wymieniła.

– To Daniel, mój chłopak – po raz pierwszy publicznie go tak nazwałam. – A to Zośka, moja najlepsza przyjaciółka – dokończyłam prezentacji. – Czego się napijecie?

Resztę imprezy pamiętam jak przez mgłę. Z każdą upływającą minutą czułam się gorzej. Daniel, wręczywszy mi kwiaty i złożywszy życzenia, jakby zapomniał o moim istnieniu. Rozmawiał prawie wyłącznie z Zosią. Wypytywał ją o wszystko, a słuchając odpowiedzi, błądził wzrokiem po jej twarzy i dekolcie.

Zośce zaś w ogóle to nie przeszkadzało. Niby starała się wciągać mnie do rozmowy, jednak nawet ślepy zauważyłby, że nie pozostaje obojętna na urok Daniela, a jego zainteresowanie sprawia jej przyjemność.

Flirtowali. Na moich oczach! Tego nie dało się usprawiedliwić uprzejmością – że niby mój facet i moja przyjaciółka chcieli być w dobrych stosunkach ze względu na mnie. Sorry, ale nie!

Kiedy już zjedliśmy kolację i wypiliśmy butelkę wina, Daniel zaczął się niespokojnie kręcić.

No, jak mogła mi to zrobić!?

– Wybacz, Oluś, ale muszę się jeszcze dzisiaj pouczyć – powiedział, uśmiechając się przepraszająco. – Jutro mam ważne kolokwium, którego nie mogę zawalić. Wezwę taksówkę i odwiozę was do domu – zaproponował. – Wypiłem, więc nie mogę prowadzić. Najpierw odwieziemy Oleńkę, potem ciebie – zwrócił się do Zosi.

Zośka nie zaoponowała. Ja miałam zbyt ściśnięte gardło, by cokolwiek powiedzieć. Dopiero kiedy wróciłam do akademika, pozwoliłam łzom i żalom popłynąć. Nie tak wyobrażałam sobie swoje urodziny.

– To podłe! – łkałam w poduszkę. – Jak oni tak mogli?

Czułam się podwójnie zdradzona, upokorzona i zlekceważona. Nie bardzo wiedziałam, które z nich obarczam większą winą, ale większy żal czułam do Zośki. Daniela znałam raptem parę tygodni, a ją… ją…

Przez kolejne dni gorycz we mnie narastała. Najchętniej zaszyłabym się w łóżku i nie wychodziła nigdzie, jednak na zajęciach musiałam się pojawiać.

Czasem wydawało mi się, że gdzieś w tłumie widzę ich oboje, objętych, zakochanych. Nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego, ale też… żadne z nich się nie odezwało, żadne nie wyjaśniło, nie przeprosiło, nawet telefonicznie… Dranie.

Olałaś mnie, zdradziłaś, odbiłaś mi chłopaka

W końcu przestałam liczyć godziny, dni, noce, tygodnie mijające od zerwania z miłością i – co gorsza – przyjaźnią. I wtedy, któregoś wieczoru, kiedy kułam do egzaminu, usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

– Proszę!

Ponowne pukanie.

– Jezu… Kto tam znowu…

Niechętnie oderwałam się od książki i poszłam otworzyć. Na progu stała Zośka.

– Naprawdę mogę wejść? – zapytała niepewnie.

Bez słowa odsunęłam się, robiąc jej przejście.

– Wiem, że to moja wina – zaczęła bez wstępów, siadając sztywno na brzeżku jedynego w pokoju fotela. – Masz prawo mnie nienawidzić. Nie zdziwię się też, gdy nigdy mi nie wybaczyć, ale i tak przyszłam przeprosić…

– Nie spieszyło ci się – burknęłam, zaplatając ręce na piersi. – Teraz już mnie to nie obchodzi.

– Ale mnie obchodzi. Bardzo – oblała się rumieńcem. – Tęsknię za tobą. Strasznie za tobą tęsknię. Dlatego przyszłam, choć wstyd mi tak, że legenda, ale muszę choć spróbować ci wyjaśnić…

– A to da się w ogóle wyjaśnić? – zakpiłam. – Mniejsza o niego, ale ty? Olałaś mnie, zdradziłaś, odbiłaś mi chłopaka. Czyli co? Nigdy tak naprawdę się dla ciebie nie liczyłam?

– To nie tak! – zawołała. – Ola, błagam cię… To nie tak!

– A jak? Okej, zakochałaś w tym samym facecie co ja. Przykre, ale bywa. Mogłaś mi powiedzieć. Pokłóciłybyśmy się, pożarły, walczyły o niego, ale ty… ty go po prostu ukradłaś!

– Wcale nie! Wcale go nie chciałam. To on się przyczepił!

– Aha. Czyli to wszystko jego wina, ty jesteś bez grzechu, jak świeżo ochrzczone niemowlę…

– Ola, nie o to mi chodzi. Proszę, daj mi powiedzieć!

Wzięłam się w garść.

A to drań, nawet się nie wypierał…

– Dobra, mów, ale streszczaj się. Muszę się uczyć.

– Pięć minut wystarczy, tylko nie przerywaj – poprosiła. Kiwnęłam głową, a ona wzięła głęboki oddech.

– Wtedy na twoich urodzinach Daniel rzeczywiście mnie podrywał, a ja… tak, mój błąd, ja mu na to pozwalałam. Z głupiej, babskiej próżności. Bo ci go pozazdrościłam. Bo zawsze ci zazdrościłam urody i powodzenia. Nie rób takiej miny. Mogłaś się domyślić… Nie, no pewnie, jesteś ponad to.

– Przepraszam, nie chciałam, by zabrzmiało, jakbym cię obwiniła. Liczy się, że gdy poprosił mnie o spotkanie, zgodziłam się, choć czułam, że nie powinnam. Wmawiałam sobie, że to tylko spotkanie, żadna randka, że sprawdzam jego wierność, jak na dobrą przyjaciółkę przystało.– wybuchłam śmiechem, dawno nie słyszałam takiej ściemy.

–  Taaa… Zwykłe chrzanienie, wiem. Jednak kiedy zaczął mówić, że na taką dziewczynę jak ja czekał całe życie, zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. Zaczęłam wypytywać o ciebie i usłyszałam, że to nic poważnego, że po prostu chciał być miły…  –  Miły? Chryste… Miły?! Więdły mi uszy.

– Powiedz szczerze, poszłaś z nim do łóżka?

– Nie chcę cię okłamywać, dość już podłych rzeczy z mojej strony, ale tak, poszłam, uwiódł mnie, nie dałam rady się mu oprzeć. 

– Świetnie, masz mi coś jeszcze do powiedzenia, czy może dasz mi w końcu spokój?

–  Mam kolegów tu i tam, więc o niego podpytałam. Podobno specjalizuje się w dziewczynach z zamożnych domów i dociera do nich poprzez ich kuzynki, znajomych, przyjaciółki… Trudno powiedzieć, czy poluje na żonę, pieniądze, układy, znajomości, które pomogą mu się ustawić w życiu. Dziewczyny się tym nie chwalą, no bo nie ma czym. Dały się złapać, wykorzystać, zastraszyć. Ja też. Gdy go wprost zapytałam, nawet się nie wypierał, gnojek jeden. I zaraz mi zagroził, że jak zrobię z tego halo, to ty też poznasz prawdę. Że wycelował we mnie, a ty byłaś jedynie środkiem do celu. Przyjemnym, nie musiał się zmuszać, ale… – urwała, bo uniosłam dłoń. – Okej, oszczędźmy sobie szczegółów.

Spojrzałam na nią, unosząc brwi

– Czemu wcześniej ci nie powiedziałam? A uwierzyłabyś mi?

Wzruszyłam ramionami. Czemu teraz byłam skłonna uwierzyć, a wtedy pewnie znienawidziłabym ją jeszcze bardziej? Może musiało minąć trochę czasu?

– Poza tym wstydziłam się spojrzeć ci w oczy. I bałam się, że prawda złamie ci serce i że nigdy nie będzie między nami tak jak dawniej.

– Bo nie będzie.

– Wiem, teraz już to wiem, ale wiem też, że może być inaczej, jeśli dasz mi szansę, możemy zbudować coś od nowa… Nie musisz mi wybaczać od razu…

Nie musiałam i nie wybaczyłam tylko dlatego, że przeprosiła. Kazałam jej odejść i wróciłam do nauki. Taki rodzaj wyparcia. Ale gdzieś z tyłu głowy, w tle, żarna mieliły informacje i po egzaminie zadzwoniłam do niej, by powiedzieć:

– Okej, spróbujmy.

Odbudowanie zaufania trochę zajęło, ale przyjaźń polega też na wybaczaniu. Ode mnie zależało, czy uznam błąd Zośki za niewybaczalny. Nasza przyjaźń nie jest już taka jak ta dziecięca i młodzieńcza, naiwna i radosna.

Dojrzała, wyzbyła się złudzeń, ale może dzięki temu jest silniejsza. Przetrwała, a minęło już blisko dwadzieścia lat. Przeszłyśmy próbę, a godząc się, obiecałyśmy sobie jedno. Zawsze będziemy wobec siebie szczere, choćby prawda była trudna, choćby miała nas zranić lub znowu nas podzielić.

Czytaj także:
„Mąż nie chce wierzyć, że odchodzę, bo nie chcę już z nim być. Próbuje mi wmówić kochanka i wykorzystuje do tego syna”
„Córka i zięć traktowali babcię jak darmową nianię i służbę. Była zmęczona i schorowana, a oni się nad nią znęcali”
„Zostawiłam na chwilę dziecko w samochodzie, a kiedy wróciłam... samochodu nie było. Mój synuś fartem uniknął tragedii”

Redakcja poleca

REKLAMA