„W naszym łóżku wiało chłodem i nudą. Pomógł nam małżeński wypad do sklepu z bielizną. Teraz mąż nie odrywa ode mnie rąk”

żona, która chciałaby, żeby mąż się z nią kochał fot. Adobe Stock, peopleimages.com
„Nigdy nie zapomnę jego reakcji, gdy uchyliłam kotarę. Byłam ubrana w samą bieliznę i buty na wysokim obcasie. Można powiedzieć, że jak na nasze dotychczasowe standardy małżeńskie, to zwariował. Stał i patrzył. Wpatrywał się we mnie, a potem powiedział, tylko żebym zdejmowała wszystko, bo… >>ten towar kupujemy<<”.
/ 26.04.2022 19:01
żona, która chciałaby, żeby mąż się z nią kochał fot. Adobe Stock, peopleimages.com

Ileż razy kładłam się na łóżku obok męża i rozmyślałam o czymś zupełnie innym niż sen. Kazik leżał obok i powoli usypiał, a mnie chodziły po głowie kosmate myśli. Wspominałam czasy, gdy ciągle mieliśmy ochotę na figle. Kiedy nie mogliśmy oderwać od siebie nie tylko oczu, ale także rąk. Gdy myślałam o tych chwilach, czułam, jak narasta we mnie potrzeba bliskości.

Co chwilę obracałam się w jego stronę z naiwną nadzieją, że może on też leży i myśli o tym samym. Może też w ciszy zastanawia się, jak mnie zaczepić, jak zapytać, czy mam ochotę na igraszki. Ale zawsze czekało mnie rozczarowanie. Kazik spał twardo. Zastanawiałam się wtedy, czy jeszcze kiedyś nasze życie erotyczne będzie przypominało to sprzed lat. Czy przestanie być nudne, gnuśne i… jakieś takie mechaniczne.

– Kaziu – szeptałam cicho z gasnącą nadzieją, że się obudzi, że może wcale nie śpi, a tylko odpoczywa.

Nie reagował. Nawet nie chrapnął, ani nie przewrócił się na drugi bok. Nic nie wiedział o moich potrzebach. Jak zwykle w takiej sytuacji wstawałam i szłam do kuchni. Otwierałam lodówkę i zaglądałam do środka.

– Można zajadać stres, to można też zagryzać pożądanie – uśmiechałam się do siebie gorzko i siadałam przy stole.

Tak przez ostatnie lata wyglądały nasze weekendowe wieczory. Kazik zasypiał, a ja marzyłam. Wspominałam czasy, gdy nasze życie erotyczne kwitło, bo kochaliśmy się niemal codziennie. Teraz zdarzały nam się miesiące, w trakcie których ani razu nie byliśmy ze sobą. I to nie dlatego, że jesteśmy złym małżeństwem. Kochamy się z Kaziem, szanujemy się i raczej bez problemów się dogadujemy. Po prostu ogień przygaszany szarą codziennością w końcu się wypalił.

Ta historia nie będzie jednak relacją z tych rozczarowujących wieczorów, których mnóstwo mam za sobą. To będzie historia naszego powrotu do siebie. Bo stało się coś, dzięki czemu nasze życie erotyczne, po tak długiej przerwie, na powrót rozkwitło. A wszystko za sprawą zakupów.

Pieklił się, że za dużo wydaję

Zaczęło się od mojej rozrzutności i jego niechęci do wydawania pieniędzy. Te dwie nie dające się pogodzić cechy wywołały całkiem pospolitą sprzeczkę o wydatki na ciuchy.

– Co tam masz w tych torbach? Coś ty znowu nakupiła!? – denerwował się Kazik pewnej soboty, kiedy wróciłam do domu z przechadzki po sklepach.

– A takie tam drobiazgi… – bagatelizowałam, choć samej było mi trochę głupio, bo wydałam sporo pieniędzy.

Ciuchy to moja słabość. I to od dawna.

– A mogę zerknąć?

– A po co? I tak wszystko kiedyś założę.

– Ale ja chciałbym popatrzeć na te fatałaszki, zanim pozrywasz metki – ze złośliwym uśmiechem sięgnął po reklamówki.

No i się zaczęło. Żarty zamieniły się w pretensje. Mój mąż nie ma poczucia humoru na ten temat. Nie lubi trwonienia pieniędzy, zwłaszcza na ubrania. Dla niego ważne są opłaty na jedzenie, utrzymanie, dzieci. On może w kółko nosić te same spodnie i jedną koszulę. Moje wydatki na ciuchy uznaje za mocno przesadzone. No i byłabym nieuczciwa, gdybym nie przyznała mu choć części racji. Rzeczywiście, kupowałam za dużo. Trudno było mi się jednak do tego przyznać.

– Nie przesadzaj, tym razem mam tylko kilka rzeczy – broniłam swego.

– No tak, szmatek jest tylko kilka, ale za to ile kosztowały – pieklił się.

– Wcale nie tak dużo.

– Ilona, co ty myślisz, że ja nie widzę tych kwot? Czy po prostu chcesz ze mnie zrobić idiotę!? – zdenerwował się nie na żarty.

– Też pracuję i mam prawo wydawać swoje pieniądze.

– Wydawać tak, ale nie trwonić.

– Chociaż tyle mam z życia – wykrzyknęłam w złości.

– Co masz na myśli? – zdziwił się Kazik.

– Nic takiego… – opamiętałam się w porę.

– No ja myślę. Niczego ci nie brakuje. Koniec tej rozrzutności. Mam zamiar to przystopować. Nie żartuję!

– Ale niby jak? Zabierzesz mi portfel, karty? – wiedziałam, że nigdy nie zdobędzie się na taką głupotę.

– Nie, po prostu będę chodził na zakupy z tobą – stwierdził chłodno.

– O! To może być nawet ciekawe – nie byłam przeciwna temu, aby mi towarzyszył.

Ostatnio tak mało czasu spędzaliśmy razem

Już wtedy pomyślałam, że to może być dobry sposób na to, byśmy się do siebie znowu zbliżyli. Każdy po pracy miał swoje zajęcia. Ja chodziłam na zakupy, sporo czytałam i oglądałam seriale. Kazik nigdy nie lubił żadnej z tych czynności, więc jeździł sam na ryby, w drugim pokoju oglądał sport i czytał gazety. Mało było rzeczy, które robiliśmy wspólnie.

Dlatego te zakupy wydawały mi się szansą na zmianę. Liczyłam, że może uda mi się przy okazji zaciągnąć męża na obiad czy kolację. Że z tego nadzorowania zrodzi się jakaś przygoda. Nie spodziewałam się jednak, że wspólne eskapady do sklepów odmienią nasze życie małżeńskie aż tak bardzo.

Na pierwsze zakupy wybraliśmy się z Kazikiem po trzech tygodniach. Wcześniej nie było okazji. Pretekst do wyjścia dała premia, którą dostałam w pracy. Uprzedziłam męża, że jej część mam ochotę wydać na swoje przyjemności. Gdy odparł, że zgodnie z obietnicą idzie ze mną, żeby skontrolować poziom wydatków, nie złościłam się. Byłam na to gotowa. Udałam oburzoną tylko dla zachowania pozorów, chciałam w ten sposób podkreślić swoją niezależność.

W sobotę wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie, ubraliśmy się i pojechaliśmy do galerii handlowej. Kazik nie miał tęgiej miny. Widać było, że się zmusza, by mi towarzyszyć, ale… w końcu sam tego chciał. Przestrzenie sklepowe nie były jego żywiołem. Wolał świeże powietrze. Nie cierpiał światła w galeriach, muzyki płynącej z głośników i klimatyzacji, od której bolała go głowa. Ale przede wszystkim denerwowały go ceny. Kiedy oglądał wystawy, często łapał się za głowę. Głośno dawał wyraz swojemu zdumieniu.

– Tyle pieniędzy za spodnie!? Ludzie, przecież to są tylko portki.

– No tak, ale modne i dobrej jakości. Jak chcesz mieć coś dobrego, musisz zapłacić.

– Oj tam, znam sklepy, gdzie za podobnej jakości materiał zapłacisz cztery razy mniej.

Nawet wiedziałam, który sklep ma na myśli. Zaopatrywał się tam w odzież wędkarską. Nie znosiłam tego miejsca. Miało kolor siatki maskującej i pracowali tam dwaj wąsacze podobni do sumów. Odwiedziłam je raz – przypadkiem – i więcej nie chciałam tam chodzić. To był przygnębiający przybytek.

Dziś jednak Kazik podążał moimi śladami, wszedł na moje terytorium. To ja czułam się swobodnie, a on – skoro chciał mnie sprawdzać – musiał dotrzymywać mi kroku. Połaziłam więc trochę po sklepach, poprzymierzałam jakieś bluzki i spodnie, coś tam sobie wybrałam i kupiłam. Kazik sprawdzał metki i pytał, czy jestem pewna, że chcę właśnie to kupić. Odpowiadałam, że tak, a on się wtedy krzywił i ciężko wzdychał. Do tego właśnie ograniczała się jego kontrola. Na szczęście.

Spodobał mu się ten widok...

Tak sobie wędrowaliśmy między witrynami, aż w końcu, całkiem przypadkiem, stanęliśmy przed sklepem z bielizną. Przypomniałam sobie wtedy, że przydałby mi się nowy biustonosz. Bielizna była tą częścią mojej garderoby, którą zaniedbywałam najbardziej. Z wiadomych przyczyn – po prostu nie miał kto mnie w niej oglądać.

– No chodź – machnęłam na niego ręką, gdy zatrzymał się przed drzwiami.

– Nie, poczekam. Posiedzę na ławce.

– Nie bądź dziecko, Kazik. Wejdź. Nie będziemy tu długo.

Nie chciał wyjść na pruderyjnego, więc się zgodził. Ale widziałam, jaki był zakłopotany. Gdy tylko przekroczył próg sklepu, przybrał minę przesadnie demonstrującą obojętność i pewność siebie. Ale ja wiedziałam, że nie czuje się swobodnie. Znałam go doskonale: ta poza miała przykryć zmieszanie.

Chciałam więc załatwić te zakupy najszybciej jak to możliwe. Wybrałam trzy biustonosze i wzięłam je do przymierzalni. Kazik, o dziwo, poszedł za mną. Chyba uznał, że mniej krępujące będzie pilnowanie mojej kotary niż błąkanie się po sklepie pełnym koronkowych staników i majtek. Pewnie miał rację. Zaczęłam się więc szybko przebierać.

Założyłam pierwszy biustonosz i popatrzyłam w lustro. Wyglądałam dobrze. Miałam buty na wysokim obcasie, obcisłe dżinsy i ten dość odsłonięty stanik. Bez zastanowienia uchyliłam kotarę i poprosiłam Kazika, żeby zajrzał. Żeby zerknął, czy należycie się w nim prezentuję.

– No co ty? – opierał się, bo nigdy nie miał śmiałości w tych sprawach.

– Zerknij tylko. Nie wiem, czy go wziąć.

W końcu wsadził głowę do przymierzalni. Wyglądał śmiesznie – jak niedźwiedź podglądacz. Ja za to musiałam wyglądać jeszcze lepiej, niż mi się wydawało, bo mój mąż cały poczerwieniał. I to nie ze wstydu. Choć nasze życie erotyczne bardzo podupadło, ciągle pamiętałam tę jego szczególną minę. Na pewno mu się spodobałam.

– Poczekaj, przymierzę drugi – Kazik zniknął za kotarą, a ja wskoczyłam w następny. Ale tym razem sama go nie zapięłam. Zawołałam męża i poprosiłam, żeby on to zrobił. Trzęsły mu się ręce, a na twarzy malowało się prześmieszne rozmarzenie. Wtedy uznałam, że trzeba atakować dalej, kuć żelazo, póki gorące. Nie wypuszczając Kazika z przebieralni, zsunęłam z siebie biustonosz. Zakryłam jedną ręką pierś, ale tak, żeby co nieco było widać, a drugą zakładałam kolejny stanik. Sama poczułam dreszcz emocji. Tak dawno nie rozbierałam się przy mężu.

Nie wiem, czy to była kwestia miejsca, zawstydzającego napięcia, czy może tej bielizny, ale Kazik wyglądał na naprawdę podekscytowanego. Nawet musnął mnie tą swoją wielką łapą po ramieniu. Uśmiechnęłam się.

– Może sam byś chciał jakiś wybrać? Może byś mi coś przyniósł?

– No nie wiem… – wahał się, ale widziałam, że ma ochotę.

– Przynieś majtki do tego stanika.

Nigdy nie zapomnę jego reakcji, gdy uchyliłam kotarę. Byłam ubrana w samą bieliznę i buty na wysokim obcasie. Można powiedzieć, że jak na nasze dotychczasowe standardy małżeńskie, to zwariował. Stał i patrzył. Wpatrywał się we mnie, a potem powiedział, tylko żebym zdejmowała wszystko, bo… „ten towar kupujemy”. Tym razem nie zwracał uwagi na cenę.

Przy kasie też był niezły ubaw, bo Kazik uparł się, że on zapłaci. Gdy wyjął kartę i odbierał zakupy, panie sprzedawczynie się uśmiechały, co wprawiło go w zakłopotanie.

Wracaliśmy w dziwnym nastroju. Ekscytacja mieszała się ze skrępowaniem. Rozmowa była miła, ale dość sztywna. Żadne nie chciało się przyznać, że czeka na wieczór. Gdy byliśmy już w domu, zaczęłam szykować coś do zjedzenia, a Kazik naprawiał światło w przedpokoju. Już dawno się zepsuło i nie mogłam się go o to doprosić.

– O matko, nie mogę uwierzyć, że je naprawiasz. Chyba czegoś ode mnie chcesz – uśmiechnęłam się zalotnie.

– No wiesz… – oburzył się, ale dobrze wiedziałam, dlaczego się przymila.

Moja kobieca intuicja mnie nie zawiodła. Gdy przyszedł wieczór i mieliśmy kłaść się do łóżka, Kazik poprosił mnie, żebym założyła tę bieliznę, którą kupiliśmy w sklepie.

– Do pidżamy? – drażniłam się z nim.

– Oj, przestań sobie żartować. Ja jestem bardzo poważny… Możesz założyć do tych butów, które miałaś w przymierzalni – zarumienił się, a ja więcej go nie męczyłam. Nie chciałam psuć tego cudownego nastroju.

Przebrałam się i weszłam do sypialni. Tu, na swoim terytorium, nie był już zawstydzony i skrępowany jak w sklepowej przymierzalni. Emanował pewnością siebie. Było wspaniale.

W końcu, po tylu latach, odzyskaliśmy to, co utraciliśmy w codziennej rutynie. Prawdziwą namiętność. I choć było nieco inaczej niż dawniej, wcale nie było gorzej. A nawet lepiej. Odkrywaliśmy się na nowo, ale z dojrzałością. Lata spędzone razem spowodowały, że byliśmy jeszcze bliżej siebie niż kiedyś.

Od tamtego czasu poznajemy się z mężem na nowo. Nie będę zdradzać szczegółów, powiem tylko, że sklepy z bielizną odwiedzamy dość regularnie. Co więcej, dzięki odnowie życia erotycznego poprawiło się nasze życie małżeńskie. Częściej gdzieś wychodzimy, Kazik daje namówić się na kolację w mieście, obiad, czy na jakąś wycieczkę. W ogóle zauważyłam, że lepiej się dogadujemy. No i pomyśleć, że wszystko zaczęło się przypadkiem. Życzę jednak każdej zaniedbanej żonie, by udało jej się taką „przypadkową” sytuacje sprowokować. Warto.

Czytaj także:
„Mąż nienawidził babskich zakupów, a ja wciąż ciągałam go po galeriach. W końcu miał dość i postanowił dać mi nauczkę”
„Chciałam by na mój widok zbierał szczękę z podłogi i wbiłam się w za ciasną sukienkę. Sama zaczęłam ten festiwal żenady”
„Zgrywała biedaczkę bez pieniędzy na dzieci, a ja naiwna się na to złapałam. Perfidnie wykorzystała moje miękkie serce”

Redakcja poleca

REKLAMA