„W Maryni zakochałem się, gdy była zaręczona z innym. Chcieliśmy razem uciec, ale plany pokrzyżowała nam... ciąża”

Narażaliśmy życie, żeby wyjść na odważnych fot. Adobe Stock, SB Arts Media
„– Michałowi niczego nie brakowało, ale rodziną nigdy nie byliśmy. Ryszard wiedział, że go nie kocham. Dużo pił. A po pijaku zawsze mi wypominał ciebie – przyznała. – Nigdy się nie rozwiedliśmy. Mnie to nie było potrzebne, a i jemu chyba było wygodnie, bo kolejnym kochankom mógł tłumaczyć, że się z nimi nie ożeni, bo ma żonę, ale żyliśmy osobno”.
/ 12.01.2023 19:15
Narażaliśmy życie, żeby wyjść na odważnych fot. Adobe Stock, SB Arts Media

Nasza historia zaczęła się dawno temu w drzwiach prowadzących na wydział elektroniczny. Zmierzającą do wejścia pewnym krokiem wysoką dziewczynę zobaczyłem w ostatniej chwili. Przytrzymałem jej drzwi. Odwróciła się do mnie, żeby mi przesłać dziękczynny uśmiech, a kiedy zamaszyście ruszyła dalej, jej gruby warkocz smagnął mnie po twarzy. Na tyle niefortunnie, że zmiótł mi z nosa okulary. Roztrzaskały się w drobny mak, dziewczyna na przeprosiny zaproponowała kawę, a ja zrozumiałem, że to jest kobieta mojego życia.

Pół godziny później miałem już złamane serce

Wprawdzie poznałem imię dziewczyny – Maryna, ale dowiedziałem się też, że ma narzeczonego. Ale na moje szczęście…

– Rysiek jest na stypendium w Moskwie. Jego tata jest szychą w partii, załatwił mu – oznajmiła Maryna. – Będzie tam jeszcze trzy miesiące.

W ciągu kolejnego kwadransa dowiedziałam się też, że na wydział przyszła po jakieś papiery dla Ryszarda, potrzebne mu w Moskwie.

Serio, myślałeś, że tu studiuję? Ja? Elektronikę? W życiu! Jestem na polonistyce, na uniwerku. Czwarty rok.

Maryna mówiła, moja kawa stygła, bo nie byłem w stanie nic przełknąć. Tylko cały czas się na nią gapiłem. I zastanawiałem się, co zrobić, żeby jeszcze się z nią spotkać. Okazja nadarzyła się w ostatniej chwili.

– Muszę lecieć. Sprawdzam bilety na festiwalu filmowym organizowanym w klubie studenckim. Dzięki temu mogę oglądać filmy za darmo.

– Festiwal? Uwielbiam kino. Są jeszcze bilety? – uznałem, że takiego daru niebios nie mogę zlekceważyć.

– Raczej nie, ale mogę cię wkręcić – Maryna się uśmiechnęła. – To w klubie o 17, zaczekaj przed drzwiami.

Trzy godziny później, siedząc na wyjątkowo niewygodnym krzesełku w kącie, zaczynałem wątpić, czy to był taki dobry pomysł. Czechosłowacki dramat był nudny jak flaki z olejem, bolało mnie całe ciało i głowa pękała z bólu. Nagrodą za dotrwanie do napisów końcowych był uśmiech Maryny. W podzięce za „wspaniały wieczór” zaprosiłem ją na wino. Świetnie nam się rozmawiało. Z knajpy wyrzucili nas pół godziny po zamknięciu. Ale nam było mało, więc włóczyliśmy się po ulicach do świtu.

Kilka dni później Maryna poleciała do Moskwy. Zawieźć Ryszardowi te papiery. Przyszły teść zafundował jej wycieczkę. Bałem się, że już się do mnie nie odezwie. Codziennie pytałem w recepcji akademika, czy nie było dla mnie wiadomości. W końcu się doczekałem.

– Panie Antku, dzwoniła ta Maryna, czeka dziś o 17 w Horteksie – pani Basia prawie wypadła zza lady, żeby przekazać mi dobrą wiadomość.

Spotykaliśmy się prawie codziennie

Byłem zakochany po uszy, ale nie wiedziałem, jak to powiedzieć Marynie. Przecież miała narzeczonego, mogłaby spanikować, i więcej bym jej nie zobaczył. Ale do powrotu Ryszarda było coraz mniej czasu. Powinienem działać, ale nie wiedziałem jak. Na szczęście to Maryna wzięła sprawy w swoje ręce.

– Antek, możemy porozmawiać? – zaczepiła mnie przed moim akademikiem.

Usiedliśmy na ławce. Byłem pewien, że chce mi powiedzieć, że musimy przestać się widywać, bo lada chwila wraca Ryszard. Bałem się odezwać, żeby się nie poryczeć.

Wiesz, myślałam, że kocham Ryśka. Jesteśmy razem od pięciu lat. Ale… Poznałam ciebie. I już wiem, że się oszukiwałam. Przyzwyczajenie brałam za miłość. Ryszard to syn przyjaciela taty. Wychowywaliśmy się razem. To rodzice wmówili nam, że jesteśmy sobie pisani. Teraz wiem, że się okłamywałam. I Ryśka też. Gdybym go kochała, to przecież nie mogłabym się zakochać w tobie…

– Kocham cię – szepnąłem i pocałowałem ją.

– No przecież wiem, głuptasie – odpowiedziała.

Maryna obiecała mi, że jak tylko Ryszard wróci, to z nim porozmawia i powie mu prawdę.

Ale do tego czasu nie możemy posunąć się dalej, dobrze? To byłoby nie w porządku – tłumaczyła.

Bardzo jej pragnąłem, ale zrozumiałem. Maryna mieszkała w kawalerce po babci. Spędziłem tam wiele nocy, spaliśmy razem, ale na przytulaniu zawsze się kończyło.

– Jutro wraca Ryszard. Muszę jechać do jego rodziców na obiad. Ale zaraz potem z nim porozmawiam, słowo.

Spędziłem popołudnie i wieczór pod portiernią

– Panie Antku, Maryna! – zawołała pani Basia.

Umówiliśmy się w jej mieszkaniu.

– Było ciężko, ale już. Powiedziałam mu. Krzyczał, że jego tata każe mnie wywalić ze studiów i załatwi mi wilczy bilet na wszystkie polskie uczelnie. Pewnie tego nie zrobi, ale nawet jeżeli, to mam to gdzieś – wyrzuciła na jednym oddechu na powitanie i zaczęła mnie całować.

Do tej naszej jedynej wspólnej nocy wracałem często przez te wszystkie lata. Dlaczego jedynej? Bo kilka dni później okazało się, że Maryna jest w ciąży. Oczywiście, nie ze mną. To stało się wtedy, jak pojechała do Moskwy. Błagałem ją, żeby nie wracała do Ryszarda. Przekonywałem, że pokocham to dziecko jak własne. Że przecież nikt się nie musi dowiedzieć.

– Antek, on nie odpuści, jak tylko się dowie. Jego rodzina może wiele. Myślę, że mogliby nawet odebrać dziecko.

Maryna mówiła spokojnie, chyba była na jakichś lekach. Chciałem ją przytulić, ale się odsunęła.

– Idź już, proszę. To koniec. Przepraszam.

Przez kilka tygodni wystawałem schowany za drzewem na jej podwórku. Widziałem ją kilka razy, samą i z Ryszardem, widziałem, jak ciężarówka zabiera jej rzeczy. Przed wybuchem stanu wojennego wyjechałem do kuzyna w Niemczech.

Do Polski już nie wróciłem

Założyłem w Kolonii firmę handlującą elektroniką. Ożeniłem się. Dwa razy. Raz z Polką, raz z Niemką. Te małżeństwa nie miały szansy się udać. Bo przecież cały czas kochałem Marynę. Kiedy zaczęły się pojawiać portale społecznościowe – zacząłem jej szukać. Nie znalazłem jej ani pod panieńskim nazwiskiem, ani pod nazwiskiem Ryszarda. Jego zresztą też nie. Nigdy nie poznałem żadnych znajomych Maryny, nikogo z jej rodziny. Mogłem tylko liczyć na cud.

Rok temu postanowiłem przejść na emeryturę. Zachowałem udziały w firmie, ale zarządzanie nią zostawiłem wspólnikowi i jego synowi. I na dobre wróciłem do Polski. Cztery miesiące temu w kawiarni przeglądałem gazetę. Nie wiem czemu zajrzałem do sekcji z nekrologami, prawie nigdy tego nie robię.

„Po ciężkiej chorobie… Ryszard… o czym zawiadamiają żona Maryna oraz syn z żoną i córką”.

Ten nekrolog od razu rzucił mi się w oczy. Zakręciło mi się w głowie. To nie może być przypadek. To musi być ona… Tylko co z tego? Mam iść na pogrzeb jej męża, wyskoczyć zza nagrobka i zapytać, czy mnie pamięta? Na pogrzeb poszedłem. Maryna naprawdę niewiele się zmieniła, choć teraz miała piękne siwe włosy do ramion. Syn był do niej bardzo podobny. Zwróciłem uwagę na to, że on płacze. A ona nie. Ale czy to coś znaczyło? Po pogrzebie poszedłem do domu, ale codziennie zaglądałem na cmentarz. Stawałem w sąsiedniej alejce i czekałem. Miałem nadzieję, że ją spotkam, samą, i może się odważę zagaić. Nie udało się prze kilka dni. Aż…

– Antek, to naprawdę ty! Na pogrzebie nie byłam pewna, myślałam, że to wyobraźnia płata mi figle. Ale to jednak ty – usłyszałem głos zza pleców.

Jej głos.

– Maryna. Przepraszam, że cię nachodzę. W takim miejscu, w takim czasie… Ale kiedy zobaczyłem ten nekrolog, to… To pomyślałem, że to moja jedyna szansa. Przecież ja cię szukam od lat…

Nie bardzo wiedziałem, co więcej powiedzieć. A Maryna po prostu się do mnie przytuliła.

– Sprzątnę te wieńce i pójdziemy na kawę. Mamy chyba sobie sporo do powiedzenia – szepnęła.

Z jednej kawy zrobiły się trzy, potem był likier cytrynowy, z kawiarni przenieśliśmy się do włoskiej knajpy obok na kolację.

Najpierw mówiła ona

Nie przerywałem jej. Z Ryszardem wzięli ślub jeszcze przed urodzeniem Michała.

Wiem, że widziałeś, jak się wyprowadzam. Nie jesteś najlepszy w kamuflażu – uśmiechnęła się.

Zamieszkali w segmencie na Bielanach, który dostali od teścia. Maryna pracowała w szkole, Ryszard robił karierę w państwowych firmach. A w 1989 roku założył z ojcem firmę polonijną. Sprowadzali sprzęt komputerowy z zagranicy.

– Michałowi niczego nie brakowało, jeździliśmy na zagraniczne wakacje. Ale rodziną nigdy nie byliśmy. Ryszard wiedział, że go nie kocham. Dużo pił. A po pijaku zawsze mi wypominał ciebie – przyznała. – Nigdy mnie nie uderzył, ale kiedy Michał poszedł na studia, uznałam, że dłużej nie muszę tego znosić. Wyprowadziłam się. Nigdy się nie rozwiedliśmy. Mnie to nie było potrzebne, a i jemu chyba było wygodnie, bo kolejnym kochankom mógł tłumaczyć, że się z nimi nie ożeni, bo ma żonę. Ale żyliśmy osobno.

Maryna też mnie szukała w sieci.

– Założyłam fejkowe konto. Powiedziałam sobie, że się odezwę, tylko jeśli okaże się, że nie masz rodziny. Znalazłam cię. Status – żonaty. A na zdjęciu miła blondynka z kilkunastoletnią dziewczynką.

Skasowałam konto. Nie chciałam ci drugi raz łamać życia.

– To musiał być 2011 rok. Z Emmą rozwiodłem się w 2012. A dziewczynka na zdjęciu to jej młodsza przyrodnia siostra… Szkoda, że nie zajrzałaś na Facebooka jeszcze raz…

Na samą myśl o tym, że mogliśmy się spotkać już dziesięć lat wcześniej, aż mnie ścisnęło w gardle. Ryszard zachorował na nowotwór kilkanaście miesięcy temu. Ostatnia partnerka dzień po diagnozie spakowała się i uciekła, gdzie pieprz rośnie.

Michał z rodziną mieszka w Londynie. Nie mógł się zajmować ojcem. Zaczęłam mu pomagać. Wozić na chemię, na badania. Dał mi wspaniałego syna, uznałam, że chociaż tyle jestem mu winna. Byłam przy nim, gdy odszedł. Jest mi smutno, ale nie jestem w żałobie. Nic nas nie łączyło od lat – zakończyła swoją historię Maryna.

– Nie byłaś szczęśliwa?

Pokręciła głową.

– A ty?

Też zaprzeczyłem.

– Antek. Wiesz, tak mi przyszło do głowy. Nic mnie w Warszawie już nie trzyma. Ciebie chyba też nie. Wyjedźmy gdzieś, choćby jutro. Na dwa tygodnie, trzy, miesiąc. Daleko, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Nie nadrobimy straconego czasu, ale możemy jeszcze być szczęśliwi. Prawda?

Jak mogłem się nie zgodzić?

Trzy dni później wsiedliśmy do samolotu. I wylądowaliśmy w małym domku na rajskiej plaży na drugim końcu świata. Nasza druga – ale tym razem pierwsza z wielu – wspólna noc była magiczna. Odkrywałem na nowo jej ciało, może już nie tak doskonałe jak czterdzieści lat temu, ale wciąż piękne. Uczyliśmy się siebie nawzajem. I byliśmy po prostu szczęśliwi. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Londyn. Poznałem Michała, jego żonę Anię i córkę Julcię.

– Antoni. Wreszcie poznałem imię prawdziwej miłości mamy – Michał nie był zaskoczony moją obecnością. – Kilka lat po rozstaniu z tatą mama opowiedziała mi o panu. Ale nigdy nie podała szczegółów. Naprawdę, cieszę się, że się znaleźliście.

Na razie zwiedzamy razem świat. Nie wiem, co dalej, gdzie osiądziemy. Szczęśliwi będziemy wszędzie.

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA