„W liceum byłam dręczona przez nauczycielkę chemii. Gdy spotkałam ją 30 lat później, zrozumiałam, dlaczego to robiła”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Viktoria Korobova
„Udało mi się wyciągnąć dostateczny na koniec roku. Ten przełomowy moment całkowicie zmienił moje nastawienie do lekcji chemii. Po opanowaniu najważniejszych rzeczy kolejne tematy nie sprawiały mi już takich trudności”.
/ 29.12.2024 19:00
kobieta fot. iStock by Getty Images, Viktoria Korobova

Któregoś dnia umówiłam się z Luizą na wspólną kawę. Znałyśmy się jeszcze z czasów szkoły średniej i właśnie mijały trzy dekady od początku naszej znajomości.

– Nie uwierzysz, kogo dziś spotkałam – wypaliła, ledwie zajęła miejsce. – Naszą szkolną wiedźmę. Wpadłam na nią w szpitalu, na korytarzu. Była bardzo chuda i strasznie się postarzała. Widać było, że ledwo wiąże koniec z końcem… Ale sama sobie na to zapracowała.

Podjął decyzję za mnie

W moim życiu było kilka osób, których szczerze nie znosiłam, ale ona zajmowała wśród nich szczególne miejsce. Nie bez powodu nazywaliśmy ją Czarownicą. Wydawała się całkowicie pozbawiona ludzkich uczuć.

W liceum uczyła nas chemii i była moją wychowawczynią. Złe przeczucia dopadły mnie już na samym początku roku szkolnego. Po pierwszym spotkaniu z rodzicami mój ojciec wrócił zachwycony:

– No, wreszcie masz prawdziwą nauczycielkę chemii.

Tata kontrolował dosłownie wszystko wokół siebie. Nie znosił, gdy ktoś się z nim nie zgadzał. Odpoczynek i czytanie książek dla przyjemności uważał za zwykłe lenistwo – tylko lektury szkolne miały w jego oczach jakąś wartość. Dla każdego członka rodziny opracował szczegółową życiową mapę.

Miałam w przyszłości znaleźć pracę w firmowym laboratorium, gdzie produkowano kleje oraz inne śmierdzące substancje używane w budownictwie. To tata podjął decyzję o moim pójściu do klasy z rozszerzonym programem biologii i chemii, choć ja marzyłam o profilu humanistycznym.

– Talent wiąże się z obowiązkiem ciężkiej pracy. Możesz wybrać łatwiejszą drogę, jeśli chcesz. Ale nie licz na jedzenie, jeśli nie będziesz pracować.

Ułożył nam przyszłość

Pamiętam, jak któregoś dnia ojciec wypowiedział podobne słowa do mojego brata. W tamtym czasie Maciek miał piętnaście lat i jego największym marzeniem było rozpoczęcie edukacji w szkole muzycznej. Tata jednak wyobrażał sobie dla niego zupełnie inną przyszłość – chciał, żeby został dyrektorem finansowym w naszej rodzinnej firmie. Maciek wziął słowa o wyprowadzce na poważnie i wyszedł z domu dokładnie tak, jak stał.

Policjanci odstawili mojego brata z powrotem do domu siedem dni później, bo nasz ojciec zawiadomił ich o zniknięciu niepełnoletniego dziecka. Później tata zapisał Maćka do szkoły wojskowej, gdzie miał spędzić cztery lata. Kiedy pierwszy raz go tam odwiedziliśmy, od razu zobaczyłam, że mój brat całkowicie się zmienił.

W dzień grzecznie chodziłam do szkoły z rozszerzoną chemią, a wieczorami zatapiałam się w ukochanych książkach. Chemia była dla mnie kompletnie niezrozumiała. Nie dawałam sobie rady. W kolejnej szkole sprawy się pogorszyły, bo trafiłam na nauczycielkę chemii, której szczerze nie znosiłam. Wyglądała jak żywcem wyjęta z baśni wiedźma. Czasem nawet podejrzewałam, że ojciec ją opłaca, żeby mi utrudniała życie.

Uwzięła się na mnie

Co lekcję wywoływała mnie do odpowiedzi. W jej oczach byłam kompletną ignorantką. Musiałam poświęcać chemii więcej czasu niż wszystkim pozostałym przedmiotom łącznie. Zbierałam same słabe oceny, a tata za każdym razem wymyślał kolejne kary.

Z podręcznikiem do chemii w dłoniach próbowałam skupić się na treści, ale zupełnie to do mnie nie docierało. Przed każdymi zajęciami czułam nieprzyjemny skurcz w brzuchu. Na szczęście jakoś dobrnęłam do końca roku z trójką na świadectwie.

Ponieważ nie udało mi się zdobyć szóstki, musiałam przesiedzieć całe lato w firmie taty, gdzie zajmowałam się różnymi drobnymi zadaniami. Po wakacjach czekało mnie kolejne starcie z tą straszną babą.

Przypominała mi mojego tatę. Jej podejście do wychowania było niezwykle rygorystyczne. Wystarczyło, że stanęła w progu sali, a wszyscy milkli. Nasza klasa przodowała w szkole pod względem frekwencji i punktualności. Wychowawczyni miała niezwykły dar wykrywania każdej nieuczciwości.

Baliśmy się jej

Z perspektywy czasu widzę, że choć jako człowiek była koszmarna i kompletnie pozbawiona empatii, to jednak jako nauczycielka nie miała sobie równych. Do dziś mam przed oczami tę scenę – stoję przed tablicą, a w głowie kompletna pustka. Nie mogłam sobie poradzić z zadaniem, od którego zależało, czy wyląduję z tróją na świadectwie. W pewnej chwili zadała mi pytanie dotyczące zadania. Nagle olśniło mnie, jak poradzić sobie z tym wzorem zapisanym na tablicy.

Udało mi się wyciągnąć dostateczny na koniec roku. Ten przełomowy moment całkowicie zmienił moje nastawienie do lekcji chemii. Po opanowaniu najważniejszych rzeczy kolejne tematy nie sprawiały mi już takich trudności. Ale nauczycielka zaczęła stawiać mi poprzeczkę coraz wyżej.

Postanowiła, że wezmę udział w olimpiadzie z chemii. Ojciec, zgodnie ze swoim zwyczajem, stanął po jej stronie. W czasie ferii została w szkole razem ze mną i dwojgiem innych dzieciaków, by nas podszkolić.

W tamtej chwili postanowiłam, że zamiast się wykazać, napiszę ten test tak źle, że nauczycielka będzie musiała spalić się ze wstydu. Zniszczę jej reputację.

W dzień konkursu stałam pod zamkniętymi drzwiami, czekając na rozpoczęcie olimpiady. Nagle poczułam uścisk na ramieniu. To była ona.

– Jeśli dostaniesz się do finału, zdobędziesz stypendium i sama wybierzesz kierunek studiów. Będziesz mogła iść własną drogą, a nie tą, którą wyznaczył ci tata. Rozumiesz?

Po tych słowach pchnęła mnie w stronę sali.

Uratowała mnie

Dałam z siebie wszystko i się udało. Zajęłam trzecią lokatę, dzięki czemu dostałam się na medycynę, a potem wybrałam specjalizację z psychiatrii. Mój ojciec wpadł przez to w furię i przestał się do mnie odzywać na parę lat. Ani grosza od niego nie zobaczyłam w czasie nauki. Na szczęście przyznali mi stypendium i mogłam się sama utrzymać.

– Znasz powód jej hospitalizacji? – zwróciłam się do Luizy.

Tylko wzruszyła ramionami.

– Po co mam się nią w ogóle interesować?

– Zawdzięczamy jej spełnienie naszych marzeń. Pamiętasz, jak narzekałaś, że nie ma szans, żebyś zdała chemię na maturze? A jednak ci się udało, bo wzięła się za ciebie i kazała się uczyć. Ze mną było tak samo. Zobacz, gdzie teraz jesteśmy – ty jako kardiolog, ja jako psychiatra. A do tego znalazłaś miłość swojego życia podczas pracy.

– To nieprawda. Sam na to zapracowałem.

– Przecież wiesz, że to dzięki jej namowom się za to zabrałaś.

Luiza milczała przez moment. Gdy w końcu spojrzała na mnie, dostrzegłam w jej oczach zrozumienie.

Zapamiętała mnie

Pani Maria leżała na szpitalnym korytarzu oddziału interny. Luiza się nie myliła – ostatni okres naprawdę odbił się niekorzystnie na jej kondycji. Na szczęście kumpeli udało się załatwić miejsce w czteroosobowej sali, a wszystkie niezbędne badania zostały wpisane do planu z adnotacją o pilnym trybie wykonania.

Kiedy zbliżyłam się do posłania mojej byłej nauczycielki, powiedziała:

– Basiu, prawie się nie zmieniłaś od czasów liceum.

– Naprawdę mnie pani rozpoznaje? Po tak długim czasie? – szczerze mnie to zaskoczyło.

Jej małżonek zmarł wiele lat temu, a dzieci nigdy nie miała. Wychowała tylko te, które przewinęły się przez jej klasę.

– Ze wszystkich uczniów tylko od ciebie dostałam podziękowania i fotografię z rozdania dyplomów – powiedziała cicho. – Tylko ty naprawdę pojęłaś sens tego, co starałam się wam przekazać.

Zmarła krótko po tym, jak skończyła osiemdziesiąt lat. Wcześniej świętowała urodziny w gronie wielu gości, wśród których znajdowało się sporo osób z naszej klasy z liceum. Przygotowaliśmy dla niej wyjątkowy upominek – album ze wspomnieniami. Napisaliśmy w nim, jak bardzo pomogła nam spełnić nasze marzenia, choć jako nauczycielka chemii i wychowawczyni potrafiła dać nam w kość.

Barbara, 45 lat

Czytaj także:
„Młoda żona namawiała mnie do grzechu nie tylko w sypialni. Żeby sprostać jej wymaganiom, musiałem porzucić uczciwość”
„W Wigilię nie tylko piernik był wilgotny. Mąż pierwszy raz spisał się na medal, a ja miałam swój wigilijny cud”
„24 grudnia mąż kazał zostawić wolne miejsce przy stole. Wiedziałam, na jaką przybłędę czekał w te Święta”

Redakcja poleca

REKLAMA