„Myślałam, że znalazłam córce świetną pracę. Tymczasem jej szef, a mój dawny kolega, złożył jej niemoralną propozycję”

dziewczyna molestowana przez szefa fot. Adobe Stock, Paolese
„Zauważyłam, że Jagoda stała się cicha, bardziej skryta. Zawsze zwierzała mi się ze wszystkiego, opowiadała, jak minął jej dzień. Nagle przestała. Wracała późno i natychmiast uciekała do swojego pokoju, twierdząc, że jest zmęczona. Ewidentnie działo się coś złego”.
/ 06.04.2022 05:55
dziewczyna molestowana przez szefa fot. Adobe Stock, Paolese

Zawsze uważałam, że moja córka jest wyjątkowa. Już jako dziecko była nie tylko ładna, ale i inteligentna, wręcz błyskotliwa. Zawsze dobrze się uczyła, brała udział w konkursach i występowała na szkolnych uroczystościach. Jako matka puchłam z dumy. Przyjemnie było słuchać, że Jagódka jest taka do mnie podobna. Sama zresztą po cichu również tak uważałam. Obie lubiłyśmy się uczyć i byłyśmy niezwykle ambitne.

Moja córka przeszła przez maturę jak burza i bez problemu dostała się na studia. Była świetną studentką. Wróżyłam jej karierę – w jej indeksie widniały same najlepsze stopnie. Poza tym znała trzy języki obce i przez wszystkie wakacje pracowała jako stażystka w dobrych firmach.

Kiedy kończyła studia, miała naprawdę imponujące CV i wszystkie asy w rękawie. Byłam pewna, że pracę dostanie bez żadnego problemu. I to dobrą. Taką, w której nie tylko się sprawdzi, ale też będzie miała szansę na awans. Do głowy mi nie przyszło, że kryzys na rynku pracy dotknie i ją. Bo mijały miesiące, Jagóki dyplom kurzył się w szufladzie, a pracy dla niej nie było.

Postanowiłam odświeżyć znajomość

Nie mogłam zrozumieć, dlaczego żadna z firm, w których miała staże, nie zatrudniła jej na stałe. Czyżby znaleźli innych, lepszych  kandydatów?

– Może nie lepszych, ale takich, którzy mieli plecy – uświadomiła mnie córka.

No tak, wystarczy należeć do rodziny lub przyjaciół prezesa, żeby mieć ciepłą posadkę za całkiem niezłe pieniądze, nawet jeśli niewiele się wie czy potrafi… Szlag mnie trafiał, kiedy o tym myślałam. I żal mi było Jagódki, bo siedziała w domu i marnowała swój potencjał, czasami tylko łapiąc jakąś dorywczą pracę poniżej swoich kwalifikacji. A kiedy moja zdesperowana córka wysłała swoje CV do marketu, aż mi się zrobiło słabo.

– Będziesz na kasie?! – krzyknęłam ze zgrozą. – Ty, ze swoim dyplomem?!

– Nie ja jedna – wzruszyła tylko ramionami. – Wiele moich koleżanek znalazło takie posady… Mamo, nie mogę cały czas siedzieć ci na głowie. Czas się choć trochę usamodzielnić. Jeśli muszę pracować w supermarkecie, to będę.

„Niedoczekanie!” – pomyślałam sobie wtedy. I stwierdziłam, że skoro na rynku pracy panują teraz takie zasady, to… ja się do nich dostosuję! Postanowiłam odświeżyć znajomości sprzed lat. Zaczęłam szperać po forach społecznościowych, odzywać się do dawnych przyjaciół, i w pewnym momencie moje działania przyniosły efekty. Dawna koleżanka zdradziła mi, że nasz wspólny kolega z klasy prowadzi teraz własny biznes. Bardzo intratny.

– Jest właściwie potentatem w branży! A odkąd wszedł na niemiecki rynek, wprost kosi kasę! Tak słyszałam – wyjawiła mi.

„Niemiecki rynek? Przecież niemiecki jest jednym z języków, w których mówi moja córka!” – uświadomiłam sobie. Przez dwa dni zbierałam się na odwagę… W końcu pomyślałam, że nie mam nic do stracenia, najwyżej mi odmówi! I zadzwoniłam. Chwilę trwało, zanim przebrnęłam przez sekretarkę do Michała, ale w końcu mnie z nim połączyła.

– Krysia! Kopę lat! – wyraźnie się ucieszył, słysząc mój głos w słuchawce.

Chwilę powspominaliśmy dawne czasy – jakoś zacząć trzeba, żeby źle nie wyglądało – po czym przeszłam do sedna. Wystawiłam Jagódce laurkę, uważając jednak, aby nie przesadzić. Nie chciałam wyjść na zwariowaną mamuśkę. Michał wysłuchał mnie cierpliwie, po czym bez zastanowienia stwierdził:

– Jeśli jest chociaż w połowie tak dobra, jak mówisz, to przysyłaj ją do mnie! Właśnie zwalnia mi się etat asystentki. Miałem dawać ogłoszenia, ale w takim wypadku już nie muszę.

Kiedy odłożyłam słuchawkę, byłam z siebie naprawdę zadowolona. Nie mogłam uwierzyć, że tak gładko mi poszło: już podczas pierwszej rozmowy załatwiłam mojej córce pracę! W dodatku Michał okazał się dość hojny, jeśli chodzi o zarobki. To był dodatkowy sukces.

– Mamo, nie liczyłam na tak wiele! – Jagódka pokazała mi swoją umowę o pracę, a potem rzuciła mi się na szyję i… popłakałyśmy się obie ze wzruszenia.

Oczywiście pytała mnie, jaki jest tej jej nowy szef, a ja starałam się przedstawić jej Michała w samych superlatywach. Zresztą naprawdę miałam o nim do powiedzenia same dobre rzeczy. Ze szkoły pamiętałam go jako niezbyt urodziwego, ale sympatycznego chłopaka, który nikomu nie wadził. Uczył się średnio – ani dobrze, ani źle, jednak gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że kiedyś stworzy duże przedsiębiorstwo, które robi interesy także za granicą, nigdy bym nie uwierzyła.

– Różnie plotą się ludzki losy – podsumowałam, dodając jeszcze, że ciężką pracą można zajść daleko, i Michał jest tego najlepszym przykładem.

– A dla mnie najważniejsze jest to, że to porządny facet – stwierdziła córka.

Jak to nie pracuje? Dlaczego?

Rozpoczynając pracę u Michała, Jagódka była pełna zapału i dobrych chęci. Widziałam, jak się cieszy, jak stara się wykazać. Tak, moja córka zdecydowanie zasługiwała na zaufanie.

– Przy moim szefie naprawdę wiele mogę się nauczyć. A poza tym już obiecał mi awans, jeśli zrobię jakieś postępy – opowiadała mi podniecona.

Byłam szczęśliwa i zadowolona, że ktoś wreszcie docenił moją Jagódkę.

Po pewnym czasie jednak zauważyłam, że moja córka stała się cichsza, bardziej skryta. Zawsze zwierzała mi się ze wszystkiego, opowiadała, jak minął jej dzień, a nawet co słychać u znajomych. A tu – nagle przestała. Rzadko ją widywałam. Wracała późno i natychmiast uciekała do swojego pokoju, twierdząc, że jest zmęczona. „Pewnie ma dużo pracy” – myślałam.

– Jak tam w firmie, Jagódko? – spytałam ją kiedyś prosto z mostu.

– Już nie pracuję – odparła, po czym przemknęła obok i zwiała do pokoju.

Szczęka opadła mi do ziemi. Jak to – nie pracuje? Michał ją zwolnił? Nie wydawało mi się to możliwe. Ze dwa razy mi już dziękował za polecenie świetnego pracownika. „Nasza Jagódka” – mówił o niej. Jak tatuś o własnej córce. Co między nimi zaszło? I dlaczego ona nie chce nic mówić?

Podeszłam po drzwi pokoju Jagody i zapukałam. Cisza. Szarpnęłam za klamkę. Zamknięte. No pięknie… Zapytałam więc przez drzwi:

– Córciu, co się dzieje? Otwórz, proszę, bo nic z tego nie rozumiem.

Nie odpowiedziała. Zaczęło mnie to denerwować i po chwili puściły mi nerwy. Wykrzyczałam jej, że jest niewdzięczna, bo przecież zrobiłam tak wiele, aby miała dobrą posadę, a ona to zepsuła. I gdybym to ja była na jej miejscu, zrobiłabym wszystko, żeby tę pracę utrzymać. W życiu bym nie pomyślała, że moje słowa wywołają taką burzę. Jagódka wyskoczyła ze swojego pokoju jak oparzona. Gdyby nie to, że na widok jej czerwonej twarzy cofnęłam się gwałtownie, może nawet by mnie uderzyła!

– Uważasz, że powinnam zrobić wszystko?! – wrzasnęła. – Za kogo ty mnie masz?! Fajna z ciebie mamusia…

Już nie byłam taka pewna, czy użyłam właściwego sformułowania… Czułam, że nie powinnam się odzywać, tylko posłuchać, co córka ma mi do powiedzenia. A kiedy już to usłyszałam, moja twarz również spurpurowiała. Nie mogłam złapać tchu i ledwo z siebie wydusiłam:

– Zabiję tego drania!

Okazało się, że Michał, mój kolega z klasy, facet, który mógłby być ojcem Jagody – złożył jej propozycję nie do odrzucenia. Seksualną propozycję. A kiedy moja córka – zaskoczona i zniesmaczona – odmówiła, zwolnił ją bez skrupułów! Oczywiście natychmiast poleciałam do Michała z awanturą. Jak śmiał w ten sposób potraktować moje dziecko?!

– Przecież sama mi ją tak zachwalałaś na to stanowisko! – stwierdził cynicznie. – Na jakim świecie ty żyjesz, że nie wiesz, co oznacza „osobista asystentka”? Dla ciebie jest to może ktoś, kto parzy kawę?

– Do rozkładania nóg nie potrzeba dyplomu! – ryknęłam. – A nawiasem mówiąc, co na to wszystko twoja żona?

– Jestem rozwiedziony, więc mnie tutaj nie strasz! – prychnął. – A gdyby wam przyszło do głowy mnie o coś oskarżyć, to pamiętaj, że sponsoruję lokalną drużynę piłkarską, a sędzia jest fanem tego sportu i moim serdecznym przyjacielem.

Wyszłam z jego gabinetu, trzęsąc się w furii. Co miałam zrobić? Moje obelgi spływały po nim jak woda po kaczce… A Jagoda? Znowu schowała swój dyplom do szuflady i wertowała ogłoszenia. Roiło się wśród nich od ofert pod hasłem „osobista asystentka”.

– Wolę już siedzieć na kasie niż znosić umizgi starych zboczeńców – oznajmiła mi i musiałam przyznać jej rację.

Czytaj także:
„Wychowuję córkę, którą mój mąż ma z kochanką. Przed śmiercią poprosiła mnie, żeby zaopiekowała się ich dzieckiem”
„Po śmierci mamy zajmowałam się ojcem pijakiem. Gdy chciałam się wyprowadzić, błagał na kolanach, żebym go nie zostawiała”
„Po 27 latach odnalazłam mężczyznę, za którym wiele lat rozpaczałam. To jemu urodziłam córkę zaraz po maturze”

Redakcja poleca

REKLAMA