„Nie kochał mnie, tylko... moje pieniądze. Chciałam faceta, a prawie skończyłam z dzieciakiem na utrzymaniu”

Samotna kobieta fot. Adobe Stock
To okrutne, co mnie spotkało, ale wyszłam z tego silniejsza.
/ 20.01.2021 10:43
Samotna kobieta fot. Adobe Stock

Spotkałyśmy się przypadkiem, na ulicy. Wstąpiłam do sklepu po coś do jedzenia, bo moja lodówka znów ziała pustką. Odkąd rozstaliśmy się z mężem, a dzieci dorosły i wyfrunęły z gniazda, nie miałam dla kogo gotować. Ale uczciwie muszę przyznać, że wcale mi to nie doskwierało. Dużo pracuję, więc z ulgą pozbyłam się dodatkowego etatu żywicielki rodziny. Coś jednak jeść musiałam, dlatego wyskoczyłam na chwilę z pracy po zakupy.

– Irena? To ty? – usłyszałam.
Wołała mnie pulchna kobieta, której rysy kogoś mi przypominały.
– Joanna. – olśnienie przyszło z opóźnieniem łatwym do zaakceptowania.
– Nie poznałaś mnie? Trochę się zmieniłam, czas nikogo nie oszczędza, ale ty wyglądasz wspaniale.
Aśka zawsze potrafiła powiedzieć coś miłego. Chwilę stałyśmy skrępowane. Nie widziałyśmy się od, lekko licząc, prawie 20 lat, nie bardzo było o czym rozmawiać.
– Co u ciebie? – spytałyśmy jednocześnie, wpadając sobie w słowo.
– Powinnyśmy się spotkać na spokojnie – oznajmiłam stanowczo, wyciągając wizytówkę. – Zadzwoń, to się umówimy. Teraz muszę wracać do biura, za chwilę przychodzi klient.

Na spotkanie przyszła z bratem

– Fiu, fiu. Jesteś radcą prawnym?
– Joanna była pod wrażeniem.
– Odkurzyłam dyplom po rozwodzie – wyjaśniłam. – Dobrze mi to zrobiło. Mam własne biuro i nie narzekam.
– No proszę, atrakcyjna i spełniona zawodowo. A jak tam życie osobiste?
– Szkoda gadać – machnęłam ręką.
– Mieszkam sama, ale przyzwyczaiłam się. Nawet mi z tym wygodnie. Starego psa nie nauczysz nowych sztuczek, tak naprawdę nie wiem, czy chciałabym wchodzić w jakiś związek.

Przerwałam, bo zauważyłam, że zaczęłam się tłumaczyć. Znowu, a obiecałam sobie nigdy tego nie robić. Jestem sama, świetnie daję sobie radę i nikogo nie szukam. Kropka. Joanna zadzwoniła nazajutrz. Postanowiłyśmy, że zjemy razem kolację tak smaczną, kaloryczną i ciężkostrawną, jak tylko się da. Zaproponowałam znaną z dobrej kuchni restaurację.

Zdziwiłam się, widząc Joannę w towarzystwie mężczyzny. Myślałam, że umawiamy się na damskie plotki.
– To mój brat, Tadeusz – przedstawiła go. – Niedawno wrócił z Brukseli, nie miałam serca zostawiać go w domu.
– Bardzo chciałem panią poznać, Joanna dużo mi o pani opowiadała – Tadeusz był bardzo szarmancki.
Uścisnęliśmy sobie dłonie i usiedliśmy przy stoliku.

Rozmowa się nie kleiła, chociaż oboje robili, co mogli, żeby ją podtrzymać. To była moja wina. Odwykłam od towarzystwa, szybko straciłam zainteresowanie poruszanymi tematami.
– Zamierzasz zostać w kraju? – spytałam uprzejmie Tadeusza.
Wcześniej zaproponowałam, żebyśmy mówili sobie po imieniu, tak było łatwiej rozmawiać.
– Jeszcze nie wiem, rozglądam się – odparł krótko.
– Za pracą?
– Raczej za biznesem – uśmiechnął się z wyrozumiałością.

Miał sympatyczną twarz, dobre maniery i był w odpowiednim wieku

„Takich mężczyzn już prawie nie ma" – pomyślałam z wisielczym humorem. – Powinnam wykrzesać z siebie więcej zapału”.
– Czym się zajmowałeś w Belgii? – ciągnęłam „wywiad”, chcąc okazać zainteresowanie.
– W Brukseli – poprawiła Joanna z naciskiem, dając mi do zrozumienia, że powinnam myśleć o budynku parlamentu europejskiego.
– No więc czym? – przycisnęłam.
– Nie mogę o tym mówić – Tadeusz uśmiechnął się przepraszająco. – Ale teraz jestem wolny i zamierzam z tego ze wszystkich sił korzystać.
Ki diabeł? Służby specjalne?

Czy Joanna kiedykolwiek wspominała, co robi jej brat? Nie mogłam sobie przypomnieć. Znudzenie momentalnie uleciało, przyjrzałam mu się z zainteresowaniem. Wyglądał całkiem zwyczajnie, powiedziałabym nawet, że był z lekka zaniedbany. Marynarka pamiętała lepsze czasy, chociaż kiedyś pewnie kosztowała niemało. Mam oko do takich rzeczy. Był miły, dobrze nam się gadało. Tak mnie zaciekawił, że kiedy poprosił, dałam mu swój numer telefonu. Joanna wyglądała na zadowoloną.

Przeszło mi przez myśl, że po to nas ze sobą poznała, i odrobinę się zirytowałam. Rodzina i znajomi nie mogli zrozumieć, że nie mam ochoty z nikim się wiązać. Wypominali mi, że mieszkam sama i nie robię nic, żeby to zmienić. Szczególnie mama dawała mi się we znaki. Mimo 80 lat na karku wciąż próbowała ingerować w moje życie. Jej zdaniem powinnam jak najszybciej dokwaterować kogoś w spodniach i zacząć dbać o jego koszule, bo „kto to słyszał, żeby kobieta sama szła przez życie”. Argument, że radzę sobie lepiej od wielu mężczyzn w ogóle do niej nie przemawiał, uważała, że nie mając u boku faceta, jestem niepełnowartościowa.

Kolacja dobiegła końca.

Nie czekając na inicjatywę Tadeusza, zamówiłam taksówkę.
– Dla was też? – zawiesiłam głos.
Rozmawiałam z operatorem, mogłam więc od razu poprosić o drugi wóz dla Joanny i jej brata. Nie mogli się zdecydować, więc zakończyłam połączenie. Okazało się, że jest im ze mną niemal po drodze. Podwiozłam ich i wysadziłam we wskazanym miejscu, potem pojechałam do siebie. Zapłaciłam i wysiadłam. Prosto pod koła nadjeżdżającego pojazdu.
– Jak pani chodzi. Życie pani niemiłe? – kierowca wyskoczył z auta i bezceremonialnie, choć fachowo, obmacał mnie w poszukiwaniu złamania.
Na końcu zajrzał mi w oczy, przyświecając sobie dyndającą przy kluczykach latarką–breloczkiem.
– Co też pan. – oprzytomniałam i wyrwałam się.
– Uderzyłem panią. Lekko, ale zawsze. Odwiozę panią do szpitala, trzeba zrobić badania.
– Nie ma mowy, czuję się świetnie, nic mi nie dolega – wyszarpnęłam ramię z jego uścisku.
– Szok może przyjść z opóźnieniem – kierowca mówił coraz głośniej, bo ja już zaczęłam odchodzić.
– Wiem, co mówię – teraz już krzyczał. – Jestem lekarzem.
Zamknęłam za sobą drzwi klatki schodowej, odgradzając się od niego.

Jedyne, czego potrzebowałam, to chwila spokoju. Lubiłam zamieszanie i przygody, ale dawno temu. Teraz byłam kobietą dojrzałą, która chciała wypocząć po męczącym dniu, a przede wszystkim pozbyć się uwierających szpilek i rozmasować piekące stopy.

Telefon zadzwonił, kiedy wchodziłam do wanny.
– Halo – warknęłam w słuchawkę.
– Chciałem się upewnić, czy dojechałaś bezpiecznie – głos Tadeusza wibrował ciepłem.
Następny troskliwy. No ale w sumie... Tego wieczoru role się odwróciły, to ja odstawiłam go do domu, mógł się więc trochę niepokoić. Może było mu głupio?
– To miłe z twojej strony – zapewniłam, bo naprawdę tak myślałam.
Nie wiem, jak to się stało, ale Tadeusz tak pokierował rozmową, że zaprosiłam go do domu.

Na następny wieczór, bo w ciągu dnia pracowałam.

– Kolacja. – uświadomiłam sobie z rozpaczą, odkładając słuchawkę. – Wypadałoby, żebym zaproponowała mu coś do jedzenia. Uważałam, że mam obowiązek nakarmić Tadeusza, dobre rady mamy tkwiły we mnie głęboko. Mężczyzna musi jeść, przez żołądek do serca. Fajnie, tylko co ja mu dam? W lodówce miałam stały zestaw w postaci sera żółtego i białego, obiady jadałam na mieście. Szykowała się katastrofa.

Tadeusz przyszedł z kwiatami, pochwalił mój wygląd, zachwycił się wystrojem mieszkania.
– Widać kobiecą rękę – mruczał, siadając w fotelu.
Był bardzo miły, potrafił ciekawie rozmawiać. Zainteresował mnie sobą.
– Muszę ci wyznać, że uwielbiam domową atmosferę – powiedział.
Wywnioskowałam, że nie zaplanował wypadu do restauracji, i poczucie obowiązku podniosło łeb.
– Niestety, nie mam nic na kolację, nie zdążyłam zrobić zakupów – zaczęłam się tłumaczyć.
Byłam wściekła na siebie, że to robię. Nie miałam obowiązku zapewniać mu wyżywienia, cholera.
– Nie kłopocz się, nie jestem głodny – powiedział uprzejmie Tadeusz.

Dopiero kolega otworzył mi oczy

Ale ja byłam. Z chwili na chwilę coraz bardziej. Miałam dużo pracy i nie zdążyłam wyjść na obiad, ale on nie mógł o tym wiedzieć. Skończyło się na tym, że zamówiłam pizzę.
– Pozwól, że ja odbiorę – Tadeusz męskim gestem zdjął mi z głowy rozliczenie z dostawcą.
Tylko na chwilę, bo ostatecznie i tak musiałam zapłacić. Mój gość miał przy sobie wyłącznie stuzłotowy banknot, z którego chłopak nie mógł wydać reszty. Sytuacja była krępująca dla nas obojga, dlatego kiedy Tadeusz zapowiedział się z kolejną wizytą, zadbałam o aprowizację.

Kosztowało mnie to niemało kłopotu. Zakupy robiłam w biegu, jedzenie przyrządzałam w ostatniej chwili. Irytowałam się, ale czułam, że nie wypada inaczej. Dziś ja, jutro on. Chyba mogłam liczyć na mały rewanż?

Nie mogłam. Tadeuszowi nie przychodziło do głowy, żeby mnie gdzieś zaprosić. Kiedy o tym wspomniałam, wyznał, że nie lubi jadać na mieście. Woli w domu. Jasne, w pełni podzielałam jego zdanie, gdyby ktoś tak koło mnie skakał jak ja koło niego, też nie ruszyłabym się na krok.

Mimo irytacji, czułam, że nasza znajomość zacieśnia się. Nie byłam pewna, co o tym sądzić. Miło spędzaliśmy czas, ale miałam niejasne wrażenie, że jestem stroną dającą. Spotykaliśmy się wyłącznie u mnie, dbałam o nastrój, robiłam zakupy, podawałam fajne potrawy, zapalałam świece. Tadeusz uświetniał wszystko swoją obecnością, a musiałam przyznać, że potrafił być miły. W końcu zaczął przebąkiwać o wspólnym życiu. Oczywiście u mnie, miałam naprawdę duże mieszkanie.

„Gdybym była młodsza, straciłabym dla niego głowę” – myślałam smętnie, czując, że to zbierane latami doświadczenie nie pozwala mi popłynąć.

Co wiedziałam o tym człowieku? Nic. Kompletnie nic.

Wzięta w krzyżowy ogień pytań Joanna okropnie kręciła. Wreszcie zaproponowała, żebym wypytała Tadeusza, bo ona nie zamierza plotkować. Cóż, miała rację. Zachowała się jak kochająca siostra, tylko że ja nie byłam ani odrobinę lepiej poinformowana.

Wyciągnęłam stary kalendarz i przepisałam do telefonu numery dawnych znajomych. Obdzwoniłam wszystkich i – eureka. Janusz nie tylko pamiętał Joannę, ale znał też jej brata.
– Tadeusz? Wylądował na twardym. Miał w Brukseli punkt z piwem i przekąskami, ale coś nie wyszło i wrócił do Polski. Chyba jest spłukany, bo pomieszkuje u Joanny. Oczywiście przejściowo, jak go znam, to znów wypłynie. Słyszałem, że kręci się koło przechodzonej, ale nadzianej laski.
– Skąd wiesz, że go zechce? – przerwałam, oburzona do żywego.
– Tadeusza? – zarechotał Janusz.
– Przecież to chłopak jak iskra.
– Po pięćdziesiątce!
Byłam w podobnym wieku, ale oto usłyszałam, że jestem przechodzona.
– Zobaczysz, że da sobie radę. Kobitka powinna być zadowolona, że trafił się jej dojrzały chłopak jak lalka, a on wreszcie zainstaluje się na stałe. Będzie miał jak w puchu, jeśli chcesz znać moje zdanie. Transakcja wiązana, obie strony zadowolone.

Sąsiad załapał się na superucztę

„Po moim trupie” – pomyślałam, odkładając słuchawkę. Było mi zwyczajnie przykro. Tadeusz potraktował mnie jak opiekunkę, miałam zapewnić mu wikt i opierunek oraz dach nad głową. Za darmo oczywiście. Ciekawa byłam, czy zamierzał żyć jako mój utrzymanek do końca swoich dni.
– Znajomy ma ciekawą ofertę pracy – wypuściłam na próbę zatrutą strzałę.
– To nie dla mnie, nie mógłbym mieć nad sobą szefa. Mam zbyt niezależny charakter – błysnął rozkosznym uśmiechem Tadeusz, nie wiedząc, że to nasza ostatnia rozmowa.

Wrócił do siostry i pewnie teraz rozgląda się za następną kobietą marzącą o męskim ramieniu. Oczywiście z pieniędzmi, to warunek konieczny.

Zdziwiłam się, odbierając telefon od Joanny. Myślałam, że zeszła ze wstydu do podziemia, ale okazało się, że nie.
– Nie mam do ciebie pretensji za tę sprawę z Tadeuszem – zapewniła łaskawie, budząc we mnie zdumienie. – Jakoś to przebolał. Myślałam, że ułożycie sobie życie, pasowaliście do siebie, ale jak nie, to trudno. Mam nadzieję, że nie będziesz żałowała, w twoim wieku nie należy za bardzo wybrzydzać – wbiła na koniec szpilę.
Odetchnęłam z ulgą, odkładając słuchawkę. Nigdy więcej mężczyzn, a szczególnie interesownych.

Dzwonek do drzwi zabrzmiał niespodziewanie. Poszłam otworzyć, nie gubiąc bojowego nastroju.
– Zalewa mnie pani. W łazience musiała pęknąć rura – mężczyzna minął mnie, i nie czekając na zaproszenie, wdarł się do wnętrza.
– Halo, czy ja pana nie znam? – zastanowiłam się.
– Od niedawna tu mieszkam – rzucił na odczepnego, zmierzając do łazienki.
– A tak. To pan o mało mnie nie rozjechał – poznałam go.
– Pani wpadła na maskę mojego auta – sprostował. – I uciekła z miejsca wypadku, chociaż powinna pojechać ze mną na prześwietlenie. A właśnie, jak głowa? – zainteresował się z zawodowego obowiązku.
– Wyśmienicie, właśnie niedawno zaczęła działać – powiedziałam, myśląc o historii z Tadeuszem.
– A, to się cieszę. Nie każdy może to powiedzieć o sobie – błysnął dowcipem doktor. – Bez hydraulika się nie obejdzie – zmienił temat. – To może potrwać. Pozwoli pani, że poczekam i wszystkiego dopilnuję? Chciałbym mieć pewność i suchy sufit.

Hydraulicy demolowali łazienkę, a ja w tym czasie serwowałam wszystkim kolację przeznaczoną pierwotnie dla Tadeusza. Sałatkę z homara, zapiekane naleśniki ze szpinakiem i parmezanem, a na deser bezy z bitą śmietaną i owocami. Sąsiad i fachowcy nie mogli uwierzyć we własne szczęście.
– Pani tak codziennie gotuje? – wypytywał doktor z podejrzanym błyskiem w oku i pełnymi ustami.
– Niestety, nie – rozczarowałam go.
– To było przyjęcie na cześć utraconych złudzeń i powrotu zdrowego rozsądku – powiedziałam.

Więcej listów do redakcji:„Powiedziałem żonie: »Sorry skarbie, ale nasz czas minął« i odszedłem do młodej kochanki. Chciałem poczuć, że żyjꔄWybaczyłam mężowi seks ze stażystką, bo każda zdrada ma swoją przyczynę. Ja też byłam winna, że poszedł do innej”„Nie odeszła do kochanka, ale dlatego, że coś się skończyło... To bardziej boli niż zdrada”

Redakcja poleca

REKLAMA