„Uwierzyłem w kłamstwa córki i rozbiłem nowy związek jej matki. Teraz wredna córeczka próbuje oczernić moją dziewczynę"

ojciec pociesza córkę fot. Adobe Stock, pressmaster
„Kiedy wszedłem, Róża wypadła z łazienki… z wielkim bąblem na przedramieniu. Zawiozłem ją na izbę przyjęć, gdzie ją opatrzono i potwierdzono, że to mogło być oparzenie od gorącej blachy. Róża zaczęła się zachowywać jak opętana. Wiła się i wrzeszczała, że to Gabriela ją >>ukarała<<, a moja przerażona partnerka tylko jąkała się, że nie wie, o co chodzi”.
/ 22.12.2022 18:30
ojciec pociesza córkę fot. Adobe Stock, pressmaster

– Przepraszam, muszę odebrać – rzuciłem do klienta, widząc na wyświetlaczu, że dzwoni Róża.

Kiedy się wyprowadzałem od byłej żony, obiecałem naszej siedmioletniej wówczas córce, że zawsze, ilekroć do mnie zadzwoni, ja odbiorę. Potem musiałem znosić telefony o szóstej trzydzieści, kiedy Róża awanturowała się na przykład, że nie chce iść do szkoły, albo w trakcie dnia pracy, bo córka chciała, żebym przekonał mamę do czegoś, czego jej nie było wolno.

Wytrzymywałem to, bo nie potrzebowałem, żeby eks ograniczała mi kontakt z córką. Zresztą miałem wobec niej poczucie winy, bo nasz rozwód nastąpił z mojej inicjatywy. Starałem się być fair wobec Hanki, mimo że byłem już w nowym związku. Ale faktem było, że zostawiłem żonę z dzieckiem, a sam rozpocząłem nowe, dużo przyjemniejsze życie z nową partnerką.

Nie chciałem, żeby moja była nastawiała dziecko przeciwko mnie i Gabrieli. Próbowałem jedynie tłumaczyć małej, że tatuś ma ważne sprawy i nie zawsze może odebrać telefon, więc żeby się nie denerwowała, tylko nagrywała mi wiadomości. Osiągnąłem jedynie tyle, że kiedy ignorowałem połączenie od niej, miałem potem nagraną awanturę w wykonaniu rozhisteryzowanej kilkulatki z argumentami typu „a mówiłeś, że zawsze będziesz mnie kochał!”.

Odbierałem więc, przekonując moich rozmówców, że to wyjątkowa sytuacja. Na szczęście, pracowałem na własny rachunek i nie miałem szefa, którego taki brak profesjonalizmu zacząłby wkurzać.

– Tak, kochanie? Coś się dzieje? – zapytałem, próbując opanować zniecierpliwienie.

– Tak! – Róża była cała w emocjach. – Mama mi nie pozwala iść do Janki na urodziny, bo nie mamy samochodu i nie ma jak mnie zawieźć! Wszyscy idą, tylko ja nie! Tato, ja chcę iść! Zawieziesz mnie?

Obiecałem, że ją zawiozę, i wróciłem do klienta, zastanawiając się po drodze, czy czasem moja była żona nie robi tych rzeczy specjalnie, żeby przysporzyć mi stresu. Bo co to jest za argument, że nie mogła zawieźć Róży? Przecież mogła poprosić inną matkę, żeby ją zabrała przy okazji. Podobno szła cała klasa.

Skoro namieszałem, muszę to odkręcić

Zadzwoniłem do byłej żony następnego dnia i usilnie kontrolując się, by mój głos nie brzmiał oskarżycielsko, zapytałem ją, o której mogę podjechać w sobotę po Różę, żeby ją zawieźć na urodziny do Janki.

– Maciek, ona nie idzie – ucięła eksżona. – Nie mów, że jej coś obiecałeś!

– Hanka, błagam cię! – byłem zmęczony tymi gierkami. – Okej, nie chcesz jej zawozić, to ja to zrobię, nie ma problemu. Ale nie zabraniaj jej iść.

– Kurde, Maciek, nic nie rozumiesz! – w jej głosie brzmiał smutek. – Ja jej tylko powiedziałam, że chodzi o dojazd, żeby ją chronić. Ona… nie została zaproszona. Mama tej Janki stworzyła grupę dla rodziców dzieci, które są zaproszone. Mnie w tej grupie nie ma. Róża tego nie wie, dowiedziała się o urodzinach w szkole, bo wszystkie dzieci o tym mówią. Co jej miałam, do cholery, powiedzieć?

To była zła wiadomość. Jeszcze gorsza była taka, że Hania już rozmawiała z mamą Janki, a ta nie zmieniła zdania.

– Mówi, że Róża dokucza Jance, że coś jej tam zabrała, a potem ją podrapała – w głosie byłej brzmiała rezygnacja. – Ja wiem, że to prawda, bo wychowawczyni już dwa razy prosiła, żebym została po wywiadówce, i mówiła, że Róża jest… no… że dzieci jej nie lubią. Jestem umówiona na rozmowę z psychologiem szkolnym, w sumie też powinieneś przyjść.

Obiecałem, że będę na tym spotkaniu, ale akurat wtedy ważny klient miał czas, żeby wysłuchać mojej prezentacji. Zadzwoniłem do Hani i dowiedziałem się, że Róża ponoć przeżywa nasz rozwód, i agresja wobec rówieśników może być jej reakcją emocjonalną. Nie zmieniło to faktu, że dzieci jej nie lubiły, i na urodziny nie mogła jechać. Hania powiedziała, że skoro ja namieszałem, to ja mam teraz wytłumaczyć Róży, dlaczego nie idzie na imprezkę.

Zacząłem od prawdy, powiedziałem, że Janka ma prawo decydować o tym, kogo zaprasza, a one najwyraźniej się nie lubią. Szybko musiałem przejść do pocieszania córki, która zaczęła płakać, że to Janka dokucza jej, mówi, że ona ma wszy i nie wolno jej dotykać. Zadałem głupie pytanie, po co wobec tego chce iść do niej z prezentem, i córka zaczęła krzyczeć na mnie, że tam będą wszystkie jej koleżanki i nie chodzi o Jankę. A poza tym ma być jakiś „sławny czarodziej, bo tata Janki go zaprosił”.

Rozmawiałem potem z Hanią i zasugerowałem, że być może ta cała Janka jest małą manipulatorką i Róża nie ma problemu z agresją. Ale musieliśmy się zgodzić co do jednego – solenizant ma prawo zapraszać kogo chce.

Jakiś czas później moja była przywiozła córkę do mnie i Gabrysi, bo miała nowego faceta i jechała z nim na weekend.

– Lubisz Kubę? – zapytałem córkę.

– Facet jak facet – mruknęła. – Nie wiem, co mama w nim widzi.

Ciekawy dobór słów jak na dziewięciolatkę – pomyślałem.

Miałem nadzieję, że Kuba zdobędzie jednak sympatię mojej córki. Tak byłoby najlepiej dla wszystkich. Chyba nie było źle, bo Kuba się wprowadził do Hani i Róży. Był dobry dla mojej eks, zabierał ją na randki i wycieczki. Dzięki temu mała spędzała więcej czasu ze mną i Gabrysią. Moja dziewczyna starała się, by były przyjaciółkami, razem robiły jakieś prace artystyczne, chodziliśmy wszyscy razem na festyny i do cyrku.

To co usłyszałem, zaszokowało mnie

Kiedy pytałem córkę, czy z Gabrysią było fajnie, zwykle entuzjastycznie kiwała głową. O Kubie niewiele mówiła, jakby jej nie obchodził. Poznałem go, wydał mi się normalnym facetem, może nie był jakiś szczególnie zabawny, raczej z typu tych nudnych informatyków, ale miał sporo zalet. Dla Hani wygodne było, że pracował zdalnie i Róża miała opiekę po szkole, nawet jeśli ta opieka polegała tylko na tym, że ktoś po prostu był w domu. To było rozwiązanie idealne – Róża nie musiała czekać do siedemnastej w świetlicy. To ważne, bo córka nienawidziła świetlicy.

Nie ma się z kim tam bawić – relacjonowała eksżona. – Pani mówiła, że próbowała ją integrować z dziećmi, ale ciężko to szło. Róża głównie siedziała sama albo z panią. Więc nawet jak sobie ogląda bajki po powrocie do domu, a Kuba jest w drugim pokoju, to i tak lepsze rozwiązanie.

Oczywiście, nie było mowy o tym, żeby córka przyjeżdżała do mnie i Gabrysi poza weekendami. Pracowałem w różnych godzinach.

Tamtego razu córka zadzwoniła, kiedy akurat miałem wejść na basen. Odebrałem więc, stojąc w samych kąpielówkach, marząc, żeby rozmowę dało się zakończyć w trzy minuty.

– Tatusiu, przyjedź po mnie… ja już nie mogę mieszkać z Kubą… uciekłam mu! – łkała Róża.

– Jak to: uciekłaś MU? – poczułem falę przerażenia. – Co to znaczy?

Róża miała wtedy dziesięć lat. Ciężko jest małej dziewczynce nazywać takie rzeczy, ale miała jakieś zajęcia w szkole o „złym dotyku”. Kiedy powiedziała mi, co zrobił Kuba, kazałem jej nie ruszać się z przystanku, na który uciekła, i pojechałem po nią, przekraczając wszelkie ograniczenia prędkości.

Była zapłakana, a ja roztrzęsiony. Zabrałem ją do domu i razem z Gabrysią próbowaliśmy ją uspokoić i delikatnie dowiedzieć się, co się stało. W końcu córka powiedziała, że Kuba ją molestował, a do tego zagroził, że nie może nic pisnąć mamie ani nikomu innemu, bo ją zabiorą do domu dziecka. Zostawiłem ją z Gabrysią i pojechałem do Hanki. Nie bawiłem się w subtelności.

– Gdzie on jest?! – krzyknąłem, wpadając do mojego dawnego mieszkania. – Kuba! Wychodź!

Wyszedł do mnie, przecierając okulary, ze znakiem zapytania na twarzy. I dobrze, że nie miał tych okularów, bo strzeliłem go prosto w pysk! A kiedy się zachwiał, złapałem go za fraki i docisnąłem do ściany. Hanka zaczęła histerycznie wrzeszczeć, Kuba nieporadnie się wykręcać, a ja otwarcie groziłem mu śmiercią.

– Zabiję cię, jak się jeszcze kiedykolwiek zbliżysz do mojej córki, rozumiesz?! – darłem mu się w twarz. – A teraz zadzwonię na policję! Pójdziesz siedzieć, gnoju!

– Maciek! Przestań!

Hanka skoczyła mi na plecy i musiałem puścić tę żałosną kreaturę.

Na nią też naskoczyłem. Że wpuściła do domu potwora, nie ustrzegła naszej córki, udawała, że nic się nie dzieje!

– Maciek! Uspokój się! – głos Hanki przestał być histeryczny i stał się twardy. – Róża ci to powiedziała, tak? A poza tym, masz jakieś dowody?

Nie podobało mi się to, co mówiła psycholog

Miałem ochotę splunąć z pogardą. Matka nie wierzyła własnej córce?

– Zaczekaj – Hanka wyjęła mi telefon z rąk. – Jeśli zadzwonisz na policję, będą musieli przesłuchać Różę. To nie są proste rzeczy, rozumiesz? A co, jeśli ona zmyśla? Wiesz, że w szkole mają z nią kolejne problemy? Wiesz, dlaczego nikt nie chce się z nią bawić? Bo dzieci się jej boją! Kradnie im rzeczy, a potem mówi, że to znalazła. Mówi im wredne rzeczy, a potem przy nauczycielce udaje, że to oni powiedzieli coś złośliwego. Zepsuła dziewczynkom układankę z puzzli i udawała, że to przypadek, chociaż wszystkie dzieci zgodnie twierdziły, że zrobiła to specjalnie… Miałam kolejne rozmowy z wychowawczynią i pedagogiem szkolnym. Róża nie jest aniołkiem, Maciek. Skąd wiesz, że mówi prawdę o Kubie?

Pomyślałem o przesłuchaniu na policji. I o tym, że takie dziecko nie ma szans z dorosłymi, jeśli własna matka jej nie wierzy. Gardziłem w tamtym momencie Hanką, która wybrała kochanka zamiast dziecka. Matka zawsze powinna wierzyć dziecku, a nie obcemu człowiekowi!

– Maciek… – odezwał się Kuba. – Ja nawet niespecjalnie rozmawiam z Różą. Pracuję całymi dniami, ona siedzi w dużym pokoju. Nie wiem nawet, czy w życiu ją w ogóle dotknąłem… Przysięgam ci, że nawet by mi nie przyszło do głowy, żeby… Boże… jak ona mogła w ogóle coś takiego wymyślić…? Hania… dlaczego ona to zrobiła? Czym ja jej zawiniłem?

Facet był żałosny. Patrzył na Hankę jak dziecko szukające pomocy mamusi. Cholerny zraniony Jelonek Bambi – pomyślałem z pogardą, ale odstąpiłem od pomysłu dzwonienia na policję. Wiedziałem, co się stanie: będzie słowo dwojga dorosłych przeciwko słowu dziesięciolatki. Matka się od niej odwróci, wszystko będzie źle. Ale nie mogłem pozwolić, żeby nadal mieszkała w tym domu.

– Róża zamieszka ze mną i Gabrielą – oznajmiłem. – Nie ma dyskusji, Hanka! Jedno słowo i policja się zajmie twoim kochasiem!

– Maciek! – Hania wyglądała, jakbym mierzył do niej z broni. – Proszę cię, jakoś to załatwimy. Obiecuję, że Róża nie będzie już zostawała sama z Kubą, jeśli to ważne.

– Ważne! – wtrącił się on. – Nie ma mowy, żebym z nią został chociaż na sekundę sam!

Próbowała mnie przekonać, że to się da „załatwić”, ale jej nie ufałem. Powiedziałem, że córka zostanie u mnie, dopóki ten sukinsyn nie wyniesie się od Hanki. Mogłem ograniczyć liczbę spotkań popołudniami, żeby być z nią po szkole. No i Gabrysia kończyła pracę o siedemnastej. Była wstrząśnięta tym, co zrobił Kuba, i wiedziałem, że zgodzi się, żeby Róża z nami zamieszkała.

– To mój warunek, żeby ona tu wróciła – powiedziałem twardo do eksżony. – On ma stąd zniknąć.

Hanka zaczęła płakać i błagać mnie, żebym najpierw porozmawiał z psycholożką, do której woziła Różę. Zgodziłem się spotkać z tą kobietą. W końcu znała moje dziecko, próbowała jej pomóc z problemami socjalizacyjnymi, zrozumieć akty agresji, pracować z jej emocjami.

Ale nie spodobało mi się to, co mi powiedziała.

– W mojej opinii Róża nie zaakceptowała państwa rozwodu i ciągle szuka sposobów, żeby odbudować rodzinę, jaką znała – powiedziała psycholożka do mnie i Hani. – Tak zwane niegrzeczne zachowanie to sposób na ściągnięcie na siebie uwagi rodziców. Dzieci często to robią, bo obserwują, że wtedy rodzice muszą się spotkać i porozmawiać. Wydaje im się, że taki kontakt jest lepszy niż brak kontaktu, więc podświadomie prowokują problematyczne sytuacje. Ale w przypadku Róży jest coś jeszcze… wiem, że to niełatwe, ale jednak powinniśmy o tym porozmawiać.

Nie spodobało mi się to, co sugerowała. Jej zdaniem Róża nie działała zupełnie nieświadomie. Jej zachowania nosiły znamiona starannego przemyślenia. W skrócie: ta baba prawie nazwała naszą córkę psychopatką, która zmyśla dla własnej korzyści i której nie powinniśmy wierzyć na słowo.

Próbowałem to wyjaśnić

– Więc uważa pani, że partner matki nic jej nie zrobił? – chciałem to wyjaśnić. – Że zmyśliła to, żeby się go pozbyć z domu, bo ma nadzieję, że wtedy ja wrócę do żony? Przecież to idiotyczne! Ona wie, że jestem z inną kobietą! Lubi moją partnerkę! To nie ma sensu!

– Nie twierdzę, że pomysły dziesięciolatki na odzyskanie rodziny mają sens – uśmiechnęła się uspokajająco psycholożka. – Ale znam Różę od półtora roku i nigdy nie zauważyłam niczego, co mogłoby wskazywać na jakieś nadużycia seksualne. Nigdy też nie opowiadała nic o panu Jakubie, nie interesował jej specjalnie. Kilka razy pytałam ją o ich relację i mówiła, że ciągle siedzi przed komputerem i jest nudny. Żadnych oznak strachu nie zauważyłam. Jeśli chce pan znać moje zdanie, to córka wpadła na ten pomysł z molestowaniem niedawno. Mogę pana zapewnić, że jeśli doszłoby do przesłuchania, policyjni specjaliści potwierdzą moje obserwacje. Moim zdaniem Róża próbuje sprowadzić tatę z powrotem do domu i w ten sposób chce się pozbyć pana rywala. I nie jest pierwszym dzieckiem, które wpadło na taki pomysł. W mojej karierze widziałam wiele…

– Dosyć tego – uciąłem. – Mam wrażenie, że tylko ja wierzę mojej córce! Oczywiście, że chciałaby zapewne mieć tatę i mamę w domu znowu razem, to dziecko! Ale nie jest jakąś wyrachowaną manipulatorką! Nie zmyśliłaby czegoś takiego! Córka zostaje u mnie. Hanka, jeśli chcesz, możesz z tym iść do sądu, ale naprawdę wolałbym, żebyś wywaliła z domu tego zboczeńca!

To podziałało. Hanka nie umiała żyć bez córki i wiedziałem, że postąpi słusznie. Zresztą, Kuba chyba uznał, że lepiej będzie, jeśli się wyniesie. Róża wróciła do matki po tygodniu u nas. To był dobry tydzień. Gabrysia stawała na głowie, żeby mała czuła się u nas bezpiecznie. Widziałem, jak się o nią troszczy, i czułem ciepło w sercu patrząc na nie dwie.

Po powrocie Róży do domu, dzwoniłem do niej codziennie, a na weekendy zabieraliśmy ją z Gabi do siebie i wymyślaliśmy dziesiątki atrakcji. Byliśmy zgraną rodziną, uwielbiałem czas spędzany razem. Róża wyraźnie odżyła po wyprowadzce Kuby. Chciała, żebym do niej przyjeżdżał, rysowała mi laurki, zmuszała Hanię, żeby mi upiekła sernik, z czego potem się śmialiśmy.

– To kiedy do nas wrócisz, tatusiu? – zapytała raz, kiedy powiedziałem żartem, że strasznie tęskniłem za tym Hankowym sernikiem. – Możemy ci z mamą piec codziennie.

Bardzo się starałem, żeby nie pokazać po sobie szoku. Powiedziałem, że teraz mieszkam z Gabrysią i że ona piecze pyszne szarlotki.

– Może razem mi upieczecie w sobotę, jak u nas będziesz? – zaproponowałem Róży.

W sobotę wyszedłem po zakupy, a moje dziewczyny miały piec tę szarlotkę. Telefon od Róży dostałem, kiedy dochodziłem do kasy w markecie.

– Tatoooo! Przyjedź tutaj! Ona mnie ukarała! Oparzyła mnie blachą, bo upuściłam jajko! Za karę! – krzyczała histerycznie córka.

Gnałem do domu przekonany, że to jakieś totalne nieporozumienie. Gabrysia zadzwoniła do mnie kilka minut po telefonie od Róży.

– Słuchaj, przyjeżdżaj tutaj! – w jej głosie brzmiała panika. – Nie wiem, co się dzieje! Wyszłam po sok na balkon, a Róża zamknęła się w łazience, puszcza wodę i wyje jak jakieś zwierzę. Piekarnik otwarty, ciasto leży na ziemi, nie wiem, co się stało!

Ale to nie było nieporozumienie. Kiedy wszedłem, córka wypadła z łazienki… z wielkim bąblem na przedramieniu. Natychmiast zawiozłem ją na izbę przyjęć, gdzie ją opatrzono i potwierdzono, że to mogło być oparzenie od gorącej blachy. Gabi nie było z nami, bo Róża zaczęła się zachowywać jak opętana, kiedy moja dziewczyna się do niej zbliżała. Wiła się i wrzeszczała, że to Gabriela ją „ukarała”, a moja przerażona partnerka tylko jąkała się, że nie wie, o co chodzi.

Kiedy Róża wsiadła do samochodu z opatrunkiem na ręce, zapytałem, co naprawdę się wydarzyło.

– Wiem, że Gabi nic ci nie zrobiła – powiedziałem poważnie. – Róża, zrozum, ja nie wrócę do domu, do mamy i do ciebie. Rozumiesz to? Róża, mówię do ciebie!

– Nie krzycz na mnie… – znowu się rozpłakała. – Chcę do mamy. Boję się Gabrysi! I ciebie też!

Odwiozłem ją więc do Hani ze świadomością, że popełniłem błąd. Hania, Kuba, ta psycholożka – to oni mieli rację, nie ja. Chciałem dobrze, ale tylko zrujnowałem związek Hani i Kuby. Wiedziałem, że teraz córka będzie opowiadać w szkole i rodzinie niestworzone historie, że moja dziewczyna specjalnie ją poparzyła gorącą blachą „za karę”. Mam tylko nadzieję, że Hania stanie po mojej stronie, że nie uwierzy w te bzdury, nie odegra się za to, że ja nie uwierzyłem jej i Kubie.

Bo tylko razem możemy poradzić sobie z naszą córką, która – tak, pani psycholog, ma pani rację – kłamie i manipuluje, bo wymyśliła sobie, że tak osiągnie swój cel. Czy to, co robi, jest jeszcze niedojrzałą reakcją na rozwód rodziców czy już przejawem osobowości socjopatycznej? Wiem, że Hanię i mnie czeka mnóstwo pracy, wizyt u specjalistów i rozmów z Różą. Kocham córkę, ale jestem przerażony tym, kim może być w przyszłości…

Czytaj także:
„Byłam zazdrosna o dzieci mojego faceta. Marek spędza z nimi czas, który powinien poświęcić mnie”
„Byłam chorobliwie zazdrosna, że syn ma świetny kontakt ze swoim ojcem, a moim byłym mężem. Utrudniałam im kontakty”
„Była żona mojego faceta, wciąż pociąga za sznurki i steruje nim jak marionetką. Nie chcę rozstawać się z Markiem, ale dłużej tak być nie może"

Redakcja poleca

REKLAMA