„Byłam zazdrosna o dzieci mojego faceta. Marek spędza z nimi czas, który powinien poświęcić mnie”

Kobieta zazdrosna o swojego partnera fot. Adobe Stock, milanmarkovic78
Wiążąc się z mężczyzną, który ma dzieci, wiedziałam, że nie będzie łatwo... I faktycznie, nie było.
/ 30.05.2021 18:11
Kobieta zazdrosna o swojego partnera fot. Adobe Stock, milanmarkovic78

Zwyczajnie i po babsku byłam zazdrosna o te maluchy. O to, że Marek spędza z nim czas, który moim zdaniem powinien poświęcić mnie. Zupełnie nie umiałam zapanować nad tym uczuciem, ono zatruwało mi życie. Chciałam mieć ukochanego tylko dla siebie, jakby zapominając, że jest on ojcem i z tego tytułu ma pewne obowiązki.

– W najbliższy weekend wziąłbym Anię i Bartka do Krakowa. Chcę pokazać im Wawel  – powiedział pewnego dnia, a ja czułam, jak łzy napływają mi do oczu.
Tak bardzo chciałam te 2 dni spędzić z nim. Po całym tygodniu pracy, marzyłam, by odpocząć w ramionach ukochanego. Miałam nadzieję, że wreszcie będziemy mieli czas, żeby poważnie zastanowić się nad naszym związkiem.

Chociaż spotykałam się z Markiem od dawna, ta znajomość ciągle była jakaś niezdefiniowana, a ja, jak każda kobieta, chciałam wiedzieć, czy nasz związek ma przyszłość. Chciałam deklaracji i zapewnień o miłości. Miałam zamiar uczciwie powiedzieć Markowi o swoich oczekiwaniach. W końcu był już od dawna po rozwodzie i mógł chyba zacząć myśleć o ułożeniu sobie życia na nowo. Tym bardziej, że ja byłam już na to gotowa.

Tymczasem on zamierzał spędzić weekend ze swoimi dziećmi. Moje plany legły w gruzach. „A ich matka? Znowu wyjeżdża?” – denerwowałam się, i chociaż nie mówiłam tego głośno, swoje myślałam o tej kobiecie. „Jak to możliwe, że któryś już weekend z rzędu jest tak zajęta, że podrzuca Markowi dzieciaki?”.
– Przecież doskonale wiedziałaś, że tak będzie – mówiła moja mama, której ze łzami w oczach po południu powiedziałam, co mnie spotkało ze strony Marka.

Mieszkałyśmy razem i chociaż bardzo dobrze się dogadywałyśmy, chciałam już zacząć życie na własną rękę. O tym też chciałam porozmawiać z Markiem.
– Ty, Marzenko, nie masz dzieci i najlepiej by było, żebyś poznała kogoś, kto tak samo jak ty ma czystą kartę – kontynuowała, wyobrażając sobie chyba, że wolnych i interesujących mężczyzn mogłabym mieć na pęczki.
– To nie takie proste, a zresztą sama wiesz, kocham Marka – wyjaśniałam, bo faktycznie czułam, że z tym mężczyzną łączy mnie coś wyjątkowego.
– Wiem, że to nie jest proste, ale życie z kimś obarczonym takimi obowiązkami też proste nie będzie – moja mama, co do tego nie miała złudzeń.
– Napijemy się kawy? – ucięłam dyskusję, bo nic nie wnosiła, a ja nie chciałam jeszcze bardziej psuć sobie humoru.

Kilka dni później, kiedy przez telefon delikatnie napomknęłam Markowi, że trzeba by już pomyśleć o jakimś dłuższym wspólnym urlopie, on przez chwilę wymownie milczał, a potem powiedział, że nie wie, kiedy będzie mógł gdzieś ze mną pojechać, bo nie uzgodnił jeszcze ze swoją byłą żoną, jak tego lata podzielą się opieką nad dziećmi.

Poczułam jak w jednej chwili ziemia usuwa mi się spod nóg.

„Znowu to samo!” – pomstowałam w myślach zdenerwowana do granic możliwości. Załamana odłożyłam słuchawkę, ciężko opadłam na fotel i ukryłam twarz w dłoniach. „Moje życie uczuciowe to pasmo porażek” – pomyślałam gorzko, połykając łzy.

Jedno jest pewne: dobry z niego ojciec – powiedziała moja mama, która niespodziewanie weszła do pokoju.

Od razu wiedziała, dlaczego płaczę. Przecież powód od dawna był ciągle ten sam: Marek i jego dzieciaki. I to, że on nie pozostaje do mojej wyłącznej dyspozycji.

To, co powiedziała mama, dało mi do myślenia. Faktycznie: ojcem był na medal. Nagle uświadomiłam sobie, że nie ma co wszczynać walki, o to, że moim zdaniem zbyt dużo czasu i uwagi poświęca dzieciom, bo ta z góry skazana była na porażkę. Mogłabym walczyć, gdyby sprawa dotyczyła czasu, który spędza z kumplami lub bawiąc się swoim hobby, ale nie, kiedy starał się być jak najlepszym ojcem. To musiałam zrozumieć. W końcu sama też chciałam kiedyś być matką i marzyłam, żeby mężczyzna – ojciec moich dzieci tak odpowiedzialnie podchodził do tematu.

„W sumie faktycznie to tylko dobrze o nim świadczy” – pomyślałam trzeźwo i... Parę dni później, kiedy spotkaliśmy się na kawie, zamiast znowu robić mu wyrzuty i robić naburmuszoną minę, uśmiechnęłam się i czule pogłaskałam po dłoni.

Spojrzał na mnie zdziwiony. Mój mężczyzna był zupełnie zbity z pantałyku. Chyba nie spodziewał się takiej mojej reakcji. Był raczej gotowy na to, że jak zawsze będę niezadowolona, że zamiast mną zajmuje się Bartkiem i Anią.

Tymczasem ja miałam już inne podejście do sprawy. Po prostu zmieniłam taktykę. Zdałam sobie sprawę, że nie zmienię tego, czego zmienić się nie da. Ile można kruszyć kopię ciągle o to samo i w dodatku nie mając żadnej nadziei na zwycięstwo?
– I mówisz to tak po prostu? – mama nie kryła zaskoczenia.

Była zdziwiona nie mniej niż parę godzin temu Marek. Jednak ją zaskoczyło to, że jej jedynaczka zamiast rozstać się z mężczyzną obarczonym dwójką dzieci, powiedziała, że nie zostaje jej nic innego, jak po prostu zaakceptować ten stan rzeczy i wyciągnąć z niego jakieś korzyści.
– Może nawet pojedziemy gdzieś razem? – powiedziałam jej, bo coraz bardziej byłam gotowa na taki krok.

Chociaż dotąd opierałam się przed poznaniem dzieciaków Marka, teraz myślałam: czemu nie?
– Może wpadnę po południu? – zadzwoniłam do niego nazajutrz.
– Mam dzisiaj dzieci. Bierzemy się właśnie za przygotowywanie kolacji – odparł.
Marek zajmował się dziećmi kilka razy w miesiącu. Nigdy nie ustalał tego z góry ze swoją ex. Po prostu, kiedy dzieciaki chciały się z nim spotkać, mama je przywoziła. Doskonale wiedziałam, że kiedy zadzwonię, może się zdarzyć, że właśnie będą u niego. Kilka dni wcześniej byłabym rozczarowana taką informacją. Ale teraz ta sytuacja była mi na rękę.
– Zrobimy razem pizzę – podjęłam decyzję. – Kupię tylko po drodze drożdże i już jestem – zapowiedziałam.

Kiedy weszłam do mieszkania Marka, ten przytulił mnie z całej siły. Zrozumiałam, jakie to, co właśnie zrobiłam, było dla niego ważne.

Teraz wspólnie zastanawiamy się nad jakimś wyjazdem. Jest mi obojętne, gdzie pojedziemy, ważne, że będę z mężczyzną, którego kocham. I oczywiście zabierzemy Anię i Bartka.

Jeśli sytuacji nie da się zmienić, trzeba się do niej dostosować. Marek nigdy nie przestanie być ojcem dla swoich dzieci. Jeśli nadal chciałam z nim być, musiałam to zrozumieć...

Czytaj także:Postanowiłam uciec z naszego domu na wsi. Wszystko zaczęło się od... awantury o rodzaj makaronuSzewc bez butów chodzi. Mój mąż był zaangażowanym wychowawcą, ale olewał własnego synaZamiast zajmować się dzieckiem siostry, wolałam opiekować się psem mamy

Redakcja poleca

REKLAMA