„Uważałam, że bezdomni powinni wziąć się za robotę, bo są zwyczajnie leniwi. Było mi wstyd, gdy wyszło jak bardzo się mylę”

Uważałam, że bezdomni sami są sobie winni fot. Adobe Stock, FollowTheFlow
„Robił okropne wrażenie. W okolicach dużych sklepów sporo kręci się takich żebrzących o pieniądze typów. Zwykle gdy mnie zaczepiali, obracałam się na pięcie z niesmakiem, bo uważałam, że ci ludzie sami są sobie winni. Nie podejmują stałej pracy, bo wolą w łatwy sposób zarobić na swoje życie. Denerwowali mnie po prostu!”.
/ 09.04.2023 22:00
Uważałam, że bezdomni sami są sobie winni fot. Adobe Stock, FollowTheFlow

Lubię robić zakupy w supermarkecie, który otworzyli niedaleko nas. Jest tu nie tylko tanio, ale też wszystko można kupić pod jednym dachem, unikając tego całego biegania od sklepu do sklepu. To bardzo wygodne. W dodatku, kiedy dysponuje się samochodem, tak jak ja, robienie zakupów to błahostka. Tego popołudnia, jak zwykle z listą w ręku, sprawnie poruszałam się między półkami i pakowałam do wózka po kolei wszystko, co będzie potrzebne w ciągu najbliższych dni. Od dawna mieszkam sama, więc nie potrzebuję wiele: trochę chemii, jakąś kawę, herbatę, coś słodkiego, kiedy wpadają na ploteczki moje koleżanki z pracy.

Wszystko wrzuciłam potem do bagażnika

Już byłam gotowa do powrotu do domu.

– Może pomóc, księżniczko? – usłyszałam nagle, kiedy zamykałam bagażnik.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Głos mnie zaintrygował.

„Musi należeć do kogoś z poczuciem humoru” – pomyślałam, bo kto w dzisiejszych czasach tak mówi do kobiety? Zwłaszcza że w niczym nie przypominałam księżniczki.

– Chętnie pomogę – głos nie ustępował.

Kiedy odwróciłam głowę, zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku, z nieogoloną twarzą i w bardzo przybrudzonym ubraniu. Robił okropne wrażenie. W okolicach dużych sklepów sporo kręci się takich żebrzących o pieniądze typów. Zwykle gdy mnie zaczepiali, obracałam się na pięcie z niesmakiem, bo uważałam, że ci ludzie sami są sobie winni. Nie podejmują stałej pracy, bo wolą w łatwy sposób „zarobić” na swoje życie. Denerwowali mnie po prostu i tym razem chciałam zachować się podobnie, a jednak...

– Że też zaczepia pan babkę jeżdżącą największym gratem – powiedziałam.

Moje nadgryzione zębem czasu auto na parkingu pełnym przyzwoitych samochodów nie prezentowało się najlepiej. To chyba jasno dawało do zrozumienia, że moja sytuacja finansowa pozostawia wiele do życzenia.

– Eee tam, zaraz grat – mężczyzna nie ustępował.

„Co za uparty typ” – pomyślałam w duchu.

Dałam mu w końcu wózek.

„Niech sobie weźmie te dwa złote i da mi święty spokój” – zdecydowałam i szybko wskoczyłam do auta.

Kilka dni później znów robiłam zakupy w tym supermarkecie. Kiedy pakowałam je potem do samochodu, podszedł do mnie ten sam facet i jak gdyby nigdy nic zapytał: „może pomóc, księżniczko?”. Poczułam, jak krew się we mnie gotuje.

– Wziąłby się pan do jakiejś pracy, a nie tak cały dzień mitrężył i żebrał! – powiedziałam mu ostro, bo nie miałam zbyt dobrego humoru.

Denerwowało mnie to

Zamiast zakasać rękawy i wziąć się za jakąś porządną pracę, jak inni ludzie, tylko tak wszystkich zaczepia, prosząc o pieniądze.

– Szefowo, nie ma dla mnie żadnej roboty. Myśli pani, że nie szukałem? – odpowiedział, jakby w ogóle nie zrobił na nim wrażenia mój ostry ton głosu.

Przykro mi się zrobiło, że tak na niego naskoczyłam. To, co powiedział, dało mi do myślenia. Chciałam jakoś mu pomóc, nie tylko dając swój wózek do odprowadzenia. Postanowiłam sama sprawdzić, czy faktycznie dla takiej osoby jak on nie ma żadnego zajęcia. Podpytałam, jakie ma wykształcenie i czym mógłby się zająć. Oznajmił, że swoją edukację zakończył zaledwie na podstawówce, poza tym nie miał żadnych specjalnych zdolności ani talentów.

– Mogę sprzątać, trawę strzyc... – powiedział trochę zasmucony tym, że mimo dojrzałego wieku, niczego nie potrafi.

– To jest jakiś pomysł! – ucieszyłam się.

W mojej okolicy sporo jest jednorodzinnych domów i kamienic, które często mają bardzo zaniedbane ogródki. Sama zajmuję odziedziczone po dziadkach piętro w jednej z takich. Pode mną mieszkają dwie rodziny, tak jak ja niezainteresowane pracami ogrodowymi. Chociaż wiele razy obiecywaliśmy sobie, że na poważnie zajmiemy się terenem wokół naszego domu, nigdy nie wprowadziliśmy tych obietnic w czyn. Trawa sięgała kolan. Postanowiłam podpytać sąsiadów i znajomych mieszkających nieopodal w domkach, czy nie potrzebowaliby kogoś do pomocy przy koszeniu trawy itp. Oni mieliby jeden obowiązek z głowy, a mój „znajomy” spod sklepu – pracę.

Cieszyłam się, że jakoś mu pomogę

Zawsze byłam zdania, że lepsze konstruktywne wsparcie, niż dawanie pieniędzy. Gotówka pomagała tylko na chwilę, a stworzenie możliwości uczciwego zarobku, na zawsze mogło odmienić jego los... Kiedy tydzień później znajomy mężczyzna znów zaczepił mnie pod sklepem z nieukrywaną radością mogłam go poinformować, że mam dla niego zajęcie. Ku mojemu zaskoczeniu, nawet się ucieszył i obiecał stawić się nazajutrz pod moim domem. Byłam zadowolona z tego, jak Krzysztof, bo tak miał na imię ten mężczyzna, zajął się naszym ogrodem. Przestrzeń wokół domu wreszcie zaczęła prezentować się schludnie. Uprzątnął teren wokół starej szopki i garażu sąsiadki z parteru. Skosił trawę i poprzycinał krzewy. Kupiłam trochę kwiatów, które Krzysztof posadził koło klatki schodowej. Z każdym dniem robiło się u nas coraz ładniej.

– Pięknie to wszystko zrobiłeś – cieszyłam się, kiedy po tygodniu wręczałam mu uzgodnioną zapłatę.

Krzysztof poważnie traktował swoją nową pracę. Zmienił strój na bardziej schludny, regularnie się strzygł i golił. Wyglądał bardzo przyzwoicie. Moi znajomi, którym go polecałam, też byli z niego bardzo zadowoleni. Pochwaliłam jego nowy wygląd i to, że dał się namówić na zmianę stylu życia.

– Sąsiadom z ulicy obok będę malował płot, a tym z naprzeciwka pomagał układać chodnik – powiedział zadowolony, bo każda dodatkowa praca, zwiększała jego szansę na usamodzielnienie się i odbicie od dna.

Mówił, że marzy o wynajęciu jakiejś kawalerki i wyprowadzce z noclegowni, w której mieszkał przez parę ostatnich lat.

Na pewno znajdziesz coś dla siebie – podtrzymywałam go na duchu.

Z radością obserwowałam, jak sobie radzi i musiałam przyznać, że wychodziło mu to coraz lepiej. Okazało się, że ma smykałkę do wielu rzeczy, był tzw. złotą rączką, ale brakowało mu wiary w siebie. Cieszę się, że zamiast obrócić się na pięcie wtedy, gdy pierwszy raz zobaczyłam go żebrzącego pod sklepem, pomogłam człowiekowi zmienić jego życie. Dziś Krzysiek nie narzeka na brak zleceń. A to zajmuje się ogródkami, a to remontuje płoty albo myje sąsiadom samochody. Nieśmiało napomykał nawet o założeniu własnej firmy świadczącej różnego typu usługi porządkowe. A ja wierzę, że mu się uda, bo już raz udowodnił, że przy mojej małej pomocy, diametralnie potrafi zmienić wszystko w swoim życiu. Będę trzymała za niego mocno kciuki. 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA