Polubiłam Beatę chyba dlatego, że trochę przypominała mi mnie z dawnych lat. Kiedy przyszła na staż do naszej firmy, wyglądała jak małe przestraszone zwierzątko. Czułam się kiedyś podobnie, gdy przyjechałam do stolicy z dyplomem prowincjonalnej uczelni i wielkimi planami na przyszłość. Dopisało mi szczęście, bo kilka lat temu łatwiej było dostać pracę niż teraz. Poza tym zakochałam się w chłopaku, który miał własne niewielkie mieszkanie, kupione przez rodziców, nie musiałam więc wydawać połowy pensji na wynajem.
Rozumiałam jednak problemy Beaty. Kiedy zobaczyłam obrączkę na jej palcu, zwierzyła mi się, że wprawdzie wyszła za mąż, ale nadal nie mieszkają z mężem razem.
– Chcieliśmy coś wynająć w Warszawie, ale ceny tutaj są kosmiczne! Ja nie mam stałej pracy, Tomek na razie haruje w firmie kuzyna w Radomiu i mieszka z rodzicami. Nie tak wyobrażałam sobie małżeństwo… – poskarżyła mi się zasmucona.
Zrobiło mi się jej żal i postanowiłam otoczyć ją opieką. Po stażu dałam jej świetną opinię, na którą sobie zresztą zasłużyła, bo była sumienna i szybka w wykonywaniu poleconych zadań. A potem wstawiłam się za nią u przełożonych i załatwiłam jej etat.
– Na razie umowa zlecenie, ale potem dostaniesz stałą! – zapewniłam.
– Jestem ci wdzięczna i za taką! – była w siódmym niebie. – Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiłaś. Jesteś kochana! – zawołała.
– Daj spokój, dobrzy pracownicy zawsze się przydadzą – powiedziałam, ale było mi przyjemnie.
Uważałam ją za swoją przyjaciółkę
Zaprzyjaźniłyśmy się. Beata była miła i pomocna. Ile razy jechała do rodziców pod Radom, zawsze przywoziła mi stamtąd jakiś prezent. A to słoiczek marynowanych grzybków, a to powidła śliwkowe. Za każdym razem powtarzałam jej, że nie musi mi się za nic odwdzięczać, ale ona określała to jako „wyraz sympatii”.
W tym czasie zaczęliśmy myśleć z Marcinem o zmianie mieszkania na większe. Jego brat bowiem miał zdawać za kilka miesięcy maturę i przyjechać do stolicy na studia. Planowaliśmy więc, że zamieszka w naszym starym lokum, a my przeniesiemy się do nowego. Mieliśmy jakieś oszczędności, a i rodzice postanowili się znowu dołożyć, zarówno Marcina, jak i moi. Wyglądało więc na to, że może nawet nie będziemy musieli brać dużego kredytu…
Przez kilka miesięcy monitorowaliśmy ogłoszenia i wreszcie trafiła nam się prawdziwa gratka! Postanowiliśmy więc nie czekać do następnego roku, tylko kupować od razu. Tylko co zrobimy z mniejszym mieszkaniem? Darek miał się przecież do niego wprowadzić dopiero w październiku. Jeśli do tego czasu będzie stało puste, to tylko przysporzy nam dodatkowych kosztów.
– Może by je wynająć na te kilka miesięcy? – zastanawialiśmy się.
Rodzice męża byli niechętni, my w sumie także baliśmy się, że obcy lokatorzy mogą je zniszczyć.
I wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Namówiłam Marcina, abyśmy do października pozwolili tam zamieszkać Beacie i jej mężowi.
– Może przez ten czas Tomek znajdzie pracę w stolicy i wtedy będą mogli sobie wreszcie coś wynająć? – zastanawiałam się na głos. – No i będą mogli wreszcie zamieszkać razem, jak przystało na małżeństwo.
– Strasznie się przejmujesz tą swoją koleżanką – uśmiechnął się Marcin. – Ciągle od ciebie słyszę: Beata to, Beata tamto… Ale dobrze, skoro chcesz, to niech tak będzie!
Pamiętam, że rzuciłam mu się na szyję z radości i pobiegłam zadzwonić do przyjaciółki, by obwieścić jej nowinę. Tak, uważałam ją za przyjaciółkę…
Oczywiście, kiedy usłyszała radosne wieści, szalała za szczęścia. Podziękowaniom nie było końca! Po obejrzeniu mieszkania, które nazwała najpiękniejszym miejscem, jakie mogła sobie wymarzyć, obiecała, że będzie o nie dbała jak o swoje.
– Żebyś się o nic nie martwiła i miała pewność, że czynsz będzie płacony na czas i inne rzeczy, możemy spisać umowę o wynajem! – usłyszałam.
Nie chciałam tego robić, bo i po co? Przecież jej wierzyłam. Ale Beata nalegała i w końcu przekonała mnie tym, że mieszkanie należy przecież do moich teściów, więc trzeba działać tak, by i oni nie mieli pretensji. „Może to nie takie głupie – pomyślałam. Będę przynajmniej miała jakiś dokument dla rodziców Marcina”.
Na szczęście Pan Bóg uchronił mnie przed podpisaniem go! W ciągu następnych kilku dni byłam bowiem wciąż zabiegana i nie znalazłam ani chwilki, aby się zająć tą sprawą.
Za to miałam kolejną dobrą wiadomość dla Beaty – nasza firma zdecydowała się zatrudnić ją na stałe!
– Koniec ze śmieciowymi umowami! Za miesiąc, kiedy skończy ci się zlecenie, przechodzisz na normalny pełen etat – poinformowałam ją.
– Tyle dobrych rzeczy mnie spotyka! – miała prawie łzy w oczach. – A wszystko dzięki tobie!
– Dzięki sobie, bo jesteś pracowita i dobra w tym, co robisz – zapewniłam przyjaciółkę z uśmiechem.
Nie wiedziałam, czy powinnam jej wierzyć
Przyrzekłam sobie w duchu, że po weekendzie przygotuję dla niej wreszcie tę umowę o wynajem mieszkania, bo zbliżał się termin przeprowadzki. Ale w sobotę poszliśmy z mężem do znajomych na imieniny, a tam…
Poznałam pewną bardzo sympatyczną dziewczynę, z którą przez całą imprezę naprawdę dobrze mi się rozmawiało. Miała na imię Ilona. Wprawdzie kiedy pod koniec wieczoru dowiedziała się, kim jestem i gdzie pracuję, trochę jakby przygasła, ale wtedy nie zwróciłam na to uwagi.
Byłam zaskoczona, gdy zadzwoniła do mnie następnego dnia i powiedziała, że świat jest mały, bo zna Beatę, która jest u mnie zatrudniona.
– Chodziłam z nią do klasy. Podobno chcesz jej wynająć mieszkanie?
– Nawet nie wynająć – uśmiechnęłam się. – Tak po prostu ma tam zamieszkać na kilka kolejnych miesięcy. A dlaczego cię to interesuje?
– Beata ma także dostać stały etat? – nie odpowiedziała na moje pytanie, tylko dalej drążyła temat.
– Owszem… – zaczynało mnie trochę denerwować jej wścibstwo.
I wtedy zaatakowała z grubej rury:
– Posłuchaj, znam Beatę od lat i zapewniam, że nie jest ona osobą godną zaufania… Wydałaś mi się wczoraj sympatyczna, dlatego do ciebie dzwonię. Beata chodzi teraz po wsi i chwali się, że złapała frajerkę, która za darmo da jej mieszkanie na następne lata! Nie wiem, czy wiesz, że kiedy się podpisuje umowę o wynajem, to lokator może się tam zameldować i potem bardzo trudno się go pozbyć. Praktycznie jest to niemożliwe, trzeba mu zapewnić lokal zastępczy. Zwłaszcza, kiedy ma małe dziecko…
– Beata nie ma dzieci! – wszystko, co mówiła, wydało mi się niedorzeczne.
– Ale jest w ciąży! W trzecim miesiącu! – zastrzeliła mnie informacją Ilona. – Martwiła się ostatnio, czy nie za bardzo widać jej brzuszek, bo ma dostać stały etat. A z ciężarną pewnie nie podpiszecie umowy. Poza tym jak tylko dostanie tę pracę, chce pójść na zwolnienie lekarskie, a potem na długi urlop wychowawczy.
Nie wiedziałam, czy mam wierzyć tej dziewczynie. W końcu znałam Beatę i nie była taka, jak mi ją opisała. Fałszywa i wyrachowana. W każdym razie tak mi się wydawało…
Muszę jednak przyznać, że przestraszyłam się trochę podpisania z nią umowy na wynajem mieszkania. W końcu nie chciałam robić problemów rodzicom Marcina. Następnego dnia w biurze powiedziałam jej więc, że umowy jednak nie będzie.
Miałam do pogadania z szefową...
– Rozumiem, że nie chcesz podpisywać… – Beata przyjęła moją decyzję ze spokojem. Ale tylko pozornym!
Miałam dużo szczęścia, bo pół godziny później podsłuchałam jej rozmowę z mężem, w której bez ogródek nazwała mnie „głupią pindą”. Była pewna, że wyszłam z pokoju, podczas gdy ja stałam przy drzwiach, we wnęce na ksero i wszystko słyszałam.
– Znajdziemy inny sposób, aby ją wyrolować – zapewniła Tomka.
„No cóż, nie sądzę…” – pomyślałam zdruzgotana zdradą „przyjaciółki”.
I kiedy wybrałyśmy się razem na obiad, a Beata nakładała sobie sporą górę jedzenia na tacę, popatrzyłam na nią z udawaną życzliwością.
– Solidna porcja, no ale teraz powinnaś jeść za dwoje – powiedziałam.
– Prawda? – uśmiechnęła się zadowolona, ale zaraz się zreflektowała.
– O czym ty mówisz?
– No, jak to? – udałam zdziwienie.
– O twojej ciąży, oczywiście. Sądząc po brzuszku, to jakiś trzeci miesiąc. Gratulacje! – nadal udawałam życzliwość, ciesząc się, że ją wzięłam z zaskoczenia i sama się wkopała.
– Miałam ci powiedzieć…
– Kiedy? – popatrzyłam jej głęboko w oczy, a ona odwróciła wzrok.
„A więc to tak… Ilona miała w stu procentach rację!” – pomyślałam.
– Jesteś taka odważna! – westchnęłam. – Dziecko to przecież ryzykowny krok, gdy się nie ma ani stałej pracy, ani mieszkania! – po czym wzięłam na swoją tacę jakąś sałatkę, odwróciłam się na pięcie i poszłam do stolika, przy którym siedziała moja szefowa. Miałam z nią do pogadania…
Miesiąc później Beacie skończyła się umowa i zniknęła z naszej firmy oraz z mojego życia na zawsze. I dobrze. Takich przyjaciółek mi nie trzeba!
Czytaj także:
„Moja przyjaciółka okazała się podłą żmiją. Przez kłamliwe plotki na mój temat, mój ojciec wstydzi się patrzeć ludziom w oczy”
„Nowa przyjaciółka okazała się zwykłą złodziejką. Ukradła mi wszystko, łącznie z ubraniami i bielizną”
„Miałam ją za przyjaciółkę, a ona posunęła się do czegoś takiego. Niewiele brakowało i zniszczyłaby moje małżeństwo”