Wystawna kolacja i piękna pani domu, prosto od fryzjera? Nic prostszego! Niektórym mężczyznom wydaje się, że żona to czarodziejka, która umie zrobić coś z niczego. Gdy odkrywają, że się mylą, przeżywają szok.
Jak ty ładne wyglądasz, Magdusiu – popatrzyłam z podziwem na wnuczkę. – I tak jakoś inaczej niż zwykle. Chyba włosy podcięłaś?
– Nie, ale zmieniłam kolor – roześmiała się. – Takie jasne bardziej podobają się Markowi. A wiesz, babuniu, trzeba się liczyć ze zdaniem męża.
– Pewnie – przytaknęłam. – W końcu, dla kogo masz być ładna, jak nie dla niego.
– A chociażby dla siebie samej – stwierdziła wnuczka z przekorą. – Wiesz, gdyby mi się też nie podobały takie blond włosy, nigdy bym ich nie przefarbowała. Ale masz rację, dla męża też się trzeba starać, bo inaczej źle to się może skończyć – puściła do mnie żartobliwie oczko.
A ja pomyślałam, że dużo w tym prawdy. Że kobieta powinna dbać o siebie, powinno jej zależeć na tym, żeby wyglądać ładnie, i to nie tylko wtedy, gdy gdzieś wychodzi, ale na co dzień. Teraz nie ma z tym żadnego problemu, kosmetyków tyle w sklepach, aż wybrać trudno. Nie to co kiedyś, gdy byłam młodą mężatką. Też chciałam, tak jak moja wnuczka, pięknie wyglądać, mieć ładne włosy, makijaż, ale nawet zwykłego szamponu czy mydła nie można było dostać, wszystko spod lady. Nie mówiąc już o dobrych kremach do twarzy, kosmetykach do makijażu czy farbach do włosów.
Pamiętam, jak z koleżankami rozjaśniałyśmy sobie włosy wodą utlenioną, a tusz do rzęs kupowało się na bazarze od handlarzy. Pewnie, za czasów mojej młodości też były salony fryzjerskie i kosmetyczne, ale ceny takie, że głowa bolała. My ledwie wiązaliśmy koniec z końcem, musiałam na wszystkim oszczędzać, żeby wystarczyło do pierwszego, chociaż i tak opędzało się tylko najpotrzebniejsze wydatki. A moje potrzeby to już zawsze były na szarym końcu, byleby dzieci i mąż mieli wszystko. Szyłam więc sama sobie sukienki, rozjaśniałam włosy wodą utlenioną, związywałam w kitkę na karku i wydawało mi się, że wyglądam całkiem dobrze.
Kochanie, zaprosiłem gości. Cieszysz się?
Niestety, Mirek był zupełnie innego zdania. Wciąż mi wyrzucał, że o siebie nie dbam, stawiał za wzór żony swoich kolegów, chwalił ich fryzury, sukienki. Miał trochę racji, bo wyglądałam przy nich jak taka szara myszka, gdy czasem bywaliśmy gdzieś razem. Jednak przy trojgu małych dzieci, przy tych Mirkowych niewielkich zarobkach naprawdę nie mogłam sobie pozwolić na nic więcej. Więc przełykałam tylko gorzkie łzy żalu, słuchając mężowskich wymówek, i miałam nadzieję, że to się kiedyś zmieni. Że może Mirek zacznie więcej zarabiać albo ja odchowam dzieciaki i pójdę do pracy, i będziemy mieć więcej pieniędzy.
Bo na zrozumienie męża, wiedziałam, że nie mam nawet co liczyć. Ale los chciał inaczej. Któregoś popołudnia Mirek wrócił z pracy w doskonałym humorze, widać to było od razu, gdy tylko wszedł do mieszkania.
– Słuchaj, Olka, spotkałem starego kumpla, jeszcze z wojska i zaprosiłem go z żoną do nas na wieczór – powiedział. – My sobie obejrzymy mecz przy piwku, wy pogadacie o babskich sprawach.
– Jak ty to sobie wyobrażasz? – pokręciłam głową. – Jest koniec miesiąca, mam kilka złotych w portmonetce, a przecież coś na stół trzeba podać, chociażby do tego piwa – rzuciłam z przekąsem.
– A właśnie – mąż sięgnął do portfela i wyciągnął z niego kilka banknotów. – Ja dostałem taką niewielką premię, właściwie nagrodę za eksport… Kup coś lepszego na kolację, jakieś wino dla was i może ciasto upiekłabyś – położył pieniądze na stół i przyjrzał mi się krytycznym wzrokiem. – No i pomyśl o sobie, idź do fryzjera, nie wiem, może paznokcie sobie zrób, bo żona tego kumpla to bardzo elegancka babka, nie chcę, żebyś gorzej wyglądała.
– Ale to jest za mało, żeby na wszystko wystarczyło! – potrząsnęłam głową. – Jak ma być to wino i ciasto w dodatku…
– Zawsze szukasz dziury w całym, zawsze ci mało – zniecierpliwił się Mirek. – Zrób tak, żeby było dobrze – wyszedł z kuchni, uznając rozmowę za skończoną. Nie powiem, wkurzył mnie strasznie.
Przeliczyłam jeszcze raz pieniądze, które mi łaskawie zostawił, i stwierdziłam, że naprawdę musiałabym być prawdziwą czarodziejką, żeby przygotować za to kolację dla gości i iść do fryzjera, i jeszcze do manikiurzystki. Ale mój chłop był zbyt tępy, żeby to zrozumieć, chociaż widziałam, jak bardzo mu zależy na tym, żeby dobrze przed kumplem wypaść.
W pierwszej chwili nawet chciałam iść do rodziców i pożyczyć parę złotych, na pewno by mi nie odmówili. Ale potem sobie pomyślałam, że przez wszystkie lata naszego małżeństwa nigdy nie chodziłam do nikogo na pożyczki, najcięższe chwile udało mi się przetrwać, nawet gdy tylko na chleb ze smalcem starczało, to i teraz nigdzie nie pójdę. Tylko dlatego, że mój Mirek chciał się pokazać. Siebie, nasz dom i mnie oczywiście… Nie! I aż się sama roześmiałam do siebie. Chciał się pochwalić, jaką to ma elegancką żonę, no to się pochwali.
Sam chciałeś, żebym zrobiła się na bóstwo
W dniu, w którym mieli przyjść do nas goście, wysprzątałam pięknie mieszkanie, a po południu poszłam do salonu piękności na zamówioną wcześniej wizytę u fryzjerki i manikiurzystki. Zrobiłam się naprawę na bóstwo, niczego sobie, a właściwie mojej urodzie, nie odmawiając. I gdy wychodziłam stamtąd, nie poznawałam sama siebie, tak się zmieniłam przez te ufarbowane na kasztanowo włosy, przez makijaż, no i w ogóle… Ale w mojej portmonetce nie zostało już prawie nic z tej Mirka premii, dno świeciło pustkami. Jednak nie przejęłam się tym zbytnio, w końcu tak świetnie się czułam w swojej nowej, ładnej skórze!
Nie mogłam się oprzeć i co chwila zerkałam na swoje odbicie w lustrze, wyobrażając sobie, co powie Mirek, jak mnie zobaczy. Nie wyglądałam tak pięknie chyba od dnia naszego ślubu. I rzeczywiście, oczy męża rozbłysły zachwytem, gdy tylko na mnie spojrzał.
– Ale jesteś piękna – pokręcił głową i pocałował mnie; ale zaraz dodał coś, co zaraz zepsuło mi nastrój. – Nie mogłabyś tak wyglądać na co dzień, a nie tylko wtedy, gdy goście mają przyjść? Naburmuszyłam się od razu, bo co on sobie wyobrażał! Ledwie nam starczało na powszednie, skromne życie, a on myśli, że ja codziennie będę latać do fryzjera i tracić pieniądze? Nic się więc nie odezwałam, tylko obrażona, odwróciłam się do niego plecami.
– A co z kolacją? – zapytał mąż, zupełnie nie zauważając, że popsuł mi humor. – Co przygotowałaś? Upiekłaś ciasto?
Nie zamierzałam tak się zachować ani tego mówić. Ale wkurzył mnie strasznie i przestałam nad sobą panować. Odwróciłam się więc w stronę Mirka i uśmiechnęłam słodko.
– Pytasz o kolację? – zaświergoliłam, po czym dotknęłam palcami swojej dopracowanej przez fryzjerkę koafiury. – To właśnie ta kolacja – stanęłam przed nim i wyciągnęłam przed siebie dłonie z wymanikiurowanymi i pociągniętymi czerwoną emalią paznokciami.
– A to jest ciasto, które miałam upiec – dodałam zjadliwie. Mój małżonek aż się cofnął, tak napastliwie na niego patrzyłam.
– Zwariowałaś, Olka? – spytał zdumiony. – Co ty wygadujesz?
– To, co słyszysz – parsknęłam gniewnie. – Jak to sobie wyobrażasz? Za te parę złotych chciałbyś mieć wypięknioną żonę i proszoną kolację na stole? – pokręciłam głową. – O nie, kochany, na te dwie rzeczy absolutnie mi nie wystarczyło – znowu uśmiechnęłam się zjadliwie. – Ale wiesz, zastanowiłam się, co ty byś wybrał… I wyszło mi, że zamiast tej kolacji wolałbyś piękną żonę, prawda? – podeszłam do niego i czule go ucałowałam.
Roześmiałam się głośno, opowiadając tę historię wnuczce
A ona patrzyła na mnie szeroko otwartymi ze zdumienia oczami i kręciła głową.
– Naprawdę to zrobiłaś, babciu? – spytała. – Dziadek zaprosił tych gości, a ty nic nie przygotowałaś do jedzenia?
– Była herbata i jakieś sucharki – powiedziałam poważnym tonem, ale zaraz roześmiałam się, widząc minę Magdy. – No co ty, żartuję! Upiekłam przecież ciasto. Wiesz, w domu zawsze mąka i jajka są…
– Wszystko jedno, ale i tak nieźle sobie pograłaś z dziadkiem – westchnęła. – Mnie mój Marek zabiłby chyba, jakbym mu taki numer wycięła!
– Nie pograłam, tylko uświadomiłam mężowi, że uroda kobiety kosztuje, i to sporo – powiedziałam z powagą. – I chyba dobrze pojął tę moją lekcję, bo w późniejszych latach nie musiałam już wybierać, fryzjer czy kolacja dla gości, jakoś kasa się zawsze znajdowała i na to, i na to.
– Żebym to ja była taka mądra jak ty, babciu – westchnęła Magda i zamilkła, bo w tym momencie do kuchni wszedł Marek, jej świeżo upieczony mąż.
– Wcale nie musisz być taka mądra – pokręcił głową. – Słyszałem koniec tej waszej rozmowy i powiem ci, że ja doskonale rozumiem, że wszystko ma swoją cenę, a zwłaszcza twoja uroda, kochanie – pochylił się nad Magdą i ucałował ją. – I jak dotąd chyba nie uskarżasz się, że ci na nią żałuję kasy, co? Śmialiśmy się wtedy razem przez dłuższą chwilę. A gdy młodzi poszli już do siebie, pomyślałam, jak to dobrze, że moja wnuczka nie musi już kupować szamponu do włosów spod lady jak ja niegdyś…
Czytaj także:
„Pomagam wszystkim kobietom, które nie mogą liczyć na swoich mężów. Swój biznes nazwałem… mąż do wynajęcia”
„Starzy ludzie ciągle tylko narzekają. Obiecałam sobie, że taka nie będę. I słowa dotrzymam!”
„Wstydzę się pokazywać ze swoimi wnukami. Moja córka źle je wychowała”