„Urodziłam dzieci i mąż zapędził mnie do garów. Padałam na twarz ze zmęczenia, ale to umęczony tatuś zasługiwał na urlop”

Przemęczona kobieta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Musiałam radzić sobie sama. To ja wstawałam w nocy, gdy dzieci płakały, to ja woziłam je do lekarza, przytulałam, bawiłam się z nimi. A do tego prałam, sprzątałam, robiłam zakupy, gotowałam. Często byłam tak wykończona, że przysypiałam na stojąco”.
/ 23.06.2022 19:30
Przemęczona kobieta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Niektórzy mężowie to dziwne istoty. Potrzebują bardzo silnego wstrząsu, żeby uświadomić sobie, ile robimy dla rodziny. Ja swojemu taki wstrząs zafundowałam i… dobrze na tym wyszłam.

Myślę, że każda kobieta marzy o tym, by spotkać w swoim życiu księcia z bajki. Ja byłam pewna, że takiego spotkałam. Rafał był zastępcą szefa w firmie, w której dostałam pierwszą po studiach pracę. Sporo starszy ode mnie, inteligentny, dowcipny. A do tego pioruńsko przystojny.

Zakochałam się w nim do szaleństwa. I postanowiłam go zdobyć. Dziewczyny z działu twierdziły co prawda, że to zatwardziały kawaler, który nigdy nie da się usidlić, ale mnie to nie zniechęciło. Chodziłam koło niego, chodziłam i w końcu wychodziłam.

Gdy po trzech latach randkowania braliśmy ślub, byłam najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Z tego szczęścia wkrótce pojawiły się na świecie bliźniaki: Staś i Ania. I wtedy w naszym małżeństwie coś zaczęło się psuć.

Od początku było wiadomo, że po porodzie zrezygnuję z pracy i poświęcę się wychowywaniu dzieci. Nie ukrywam, było mi trochę smutno, bo marzyłam o karierze, ale szybko odgoniłam złe myśli.

Miałam nadzieję, że odnajdę się w roli matki i żony. Zwłaszcza że Rafał obiecał mi uroczyście, że nie zostawi mnie z tym wszystkim samej, że także będzie opiekował się maluszkami, żebym miała trochę czasu dla siebie, mogła odpocząć, spotkać się z koleżankami.

No tak, to on się zaharowuje…

Wierzyłam w każde jego słowo. Nie był przecież nieodpowiedzialnym nastolatkiem, któremu tylko rozrywki w głowie, ale blisko czterdziestoletnim, statecznym mężczyzną. Niestety, wkrótce się przekonałam, że to były tylko puste obietnice.

Rafał błyskawicznie znudził się rolą ojca. Owszem, bardzo kochał Stasia i Anię, chwalił się nimi na lewo i prawo, ale na tym jego starania się kończyły.

Całe dnie spędzał poza domem. Tłumaczył, że ma mnóstwo zajęć, ale tak naprawdę uciekał przed nowymi obowiązkami. Nie przyjmował do wiadomości, że jak się zostaje rodzicem, to życie się zmienia. Gdy więc ja siedziałam z maluchami, on jak dawniej spotykał się z kumplami, realizował swoje pasje.

Najgorsze było to, że nie widział w tym niczego złego. Uważał, że skoro nas utrzymuje, to może robić, co chce. Musiałam radzić sobie sama. To ja wstawałam w nocy, gdy dzieci płakały, to ja woziłam je do lekarza, przytulałam, bawiłam się z nimi. A do tego prałam, sprzątałam, robiłam zakupy, gotowałam. Często byłam tak wykończona, że przysypiałam na stojąco.

Żeby chociaż Rafał doceniał moje starania, powiedział czasem dobre słowo, pochwalił… Ale nie. Wiecznie mnie krytykował, wiecznie się dąsał. A to że jego ulubionej koszuli nie uprasowałam, a to że nie poskładałam prania, nie odkurzyłam. Gdy próbowałam tłumaczyć, że nie zdążyłam, bo byłam zmęczona i zaganiana, natychmiast mi przerywał.

– Zmęczona? Chyba sobie kpisz! Co ty masz do roboty… Trochę sprzątania i dzieci! Wielkie mi halo! To ja zaharowuję się od świtu do nocy, żebyście mieli wszystko! – prychał.

Gdy tego słuchałam, zbierało mi się na płacz

Nie rozumiałam, jak może być tak niesprawiedliwy. Przecież nawet nie wiedział, jak wygląda mój dzień, ile to wszystko kosztuje wysiłku. Mijały kolejne miesiące, a ja byłam coraz bardziej rozżalona, przybita i samotna. Chciałam to zmienić, ale nie wiedziałam jak.

Na pomoc i radę mamy nie mogłam liczyć. Raz, że mieszkała bardzo daleko, a dwa, zawsze uważała, że kobieta powinna poświęcić się dla rodziny. Pewnie by więc nawet nie zrozumiała, dlaczego narzekam.

Spotkania z dawnymi koleżankami z pracy też odpadały, bo Rafał nie chciał zostać z dziećmi nawet na godzinkę, a na ławkach przy placu zabaw siedziały kobiety w takiej samej sytuacji jak ja. Owszem, czasem sobie ponarzekałyśmy na swój los, powzdychałyśmy, ale potem grzecznie wracałyśmy do obowiązków i codziennego kieratu. Bo zaraz wróci mąż, bo w sypialni na łóżku leży góra prasowania, bo trzeba położyć dzieci… I tak codziennie…

Z wesołej, pełnej życia, ambitnej kobiety zamieniałam się powoli w sfrustrowaną, umordowaną i rozczarowaną życiem kurę domową. I nie wiadomo, czym by się to wszystko skończyło, gdyby nie moja najlepsza przyjaciółka z liceum. 

Wpadłam na nią na ulicy. Właśnie szłam ze Stasiem i Anią do parku, gdy jakaś kobieta zawołała mnie po imieniu. Spojrzałam na nią i zdębiałam. Ewa! Nie widziałyśmy się od dobrych kilku lat. Od razu po maturze wyjechała do rodziny do Francji i tam już została. Nasze kontakty najpierw się rozluźniły, a potem zupełnie ustały.

– Ewka, to naprawdę ty? – nie dowierzałam.

– Ja, ja! Przyjechałam odwiedzić stare kąty. Masz chwilę na plotki? – spytała.

– Nie bardzo… – wskazałam na dzieci. – Właśnie idziemy na plac zabaw.

– To może tam pogadamy? Bo coś mi się wydaje, że potrzebujesz rozmowy – wpatrywała się we mnie uważnie.

– Naprawdę aż tak to widać? – jęknęłam.

– Uhm. Nie obraź się, ale wyglądasz, jakby cię czołg przejechał. Albo nawet cała brygada czołgów.

– Bo tak jest… – spuściłam głowę

– W takim idę z wami!

A gdyby tak wyjechać na kilka dni?

Przez następne dwie godziny Ania i Staś bawili się w piaskownicy, a ja opowiadałam przyjaciółce o tej brygadzie czołgów, która po mnie przejeżdża od prawie trzech lat. Wyrzuciłam z siebie wszystkie żale.
Gdy skończyłam, Ewa była poruszona i oburzona.

– I ty się na to wszystko godzisz? Nie wierzę – kręciła głową.

– A co mam zrobić? Rafał jest niereformowalny. Może gdybym uciekła na tydzień lub dwa, zostawiła go samego z dziećmi, toby zrozumiał, jaka to ciężka praca. Inaczej nie ma szans – westchnęłam.

– To na co czekasz? Uciekaj!

– Chyba w marzeniach…

– Wcale nie! Mam nawet pomysł gdzie. Ze mną, do Francji. Wyjeżdżam dziś późnym wieczorem i chętnie cię ze sobą zabiorę. Zobaczysz, jak mieszkam, poznasz moją rodzinę. Odsapniesz, rozerwiesz się, pozwiedzasz, napijesz się dobrego winka… Prowansja jest naprawdę piękna.

– Oszalałaś? Mój ukochany małżonek nigdy w życiu nie pozwoli mi na taką wycieczkę – powiedziałam.

– A musisz pytać o zgodę? Jesteś przecież dorosła. Spakuj się po cichutku, zostaw kartkę, że wyjeżdżasz na trochę, i ulotnij się jak sen złoty – wzruszyła ramionami.

– Mowy nie ma. A co ze Stasiem i Anią? Rafał nie umie się nimi zająć – zaprotestowałam.

– No to czas najwyższy, żeby się wreszcie nauczył. Krzywdy im przecież nie zrobi. A skoro twierdzi, że masz w domu takie spokojne i cudowne życie, to niech go zakosztuje! Nie chcesz dać mu nauczki?

– Pewnie, że chcę. Ale nie mogę. To byłoby szaleństwo…

– Wiesz co, zupełnie cię nie rozumiem! Płaczesz i narzekasz, że jest ci źle, a nie robisz nic, by to zmienić. Przestań jęczeć i zacznij działać! Tu masz mój numer telefonu. Jak się zdecydujesz, zadzwoń – wcisnęła mi do ręki wizytówkę i się ze mną pożegnała. 

Choć propozycja przyjaciółki była bardzo kusząca, nie zamierzałam z niej skorzystać. Wydawało mi się, że mimo wszystko nie mogę tak po prostu zostawić męża i dzieci. Nawet na tydzień lub dwa.

Kochająca, oddana matka i żona tak nie robi!

Oczami wyobraźni widziałam, jak Rafał dzwoni ze skargą do mojej mamy i teściowej. Jak ta pierwsza zastanawia się zrozpaczona, co mi strzeliło do głowy, a druga wrzeszczy, że jestem nieodpowiedzialną egoistką.

Gdy się rozstawałyśmy z Ewą, pomyślałam ze smutkiem, że kiedy ona będzie siedzieć sobie na leżaczku i delektować się pysznym francuskim winem, ja będę wrzucać do pralki kolejną porcję brudów.

Wróciłam do domu w podłym nastroju. Włączyłam dzieciom bajkę i zrezygnowana poszłam do garów. Gdy Rafał wrócił z pracy, kolacja była już gotowa. Od razu zabrał się do jedzenia.

– Jutro rano wyjeżdżam – odezwał się nagle między kęsami.

– Gdzie? W delegację?

– Nie, z kumplami na Mazury. Dostałem niespodziewanie kilka dni urlopu i zamierzam je dobrze wykorzystać.

– Słucham? A co ze mną?

– Jak to co z tobą? Zostajesz! Dzieci są jeszcze za małe na takie wyprawy. A poza tym tylko by przeszkadzały.

– W czym?

– W odpoczynku! Nie rozumiesz, że jestem zmęczony? Muszę wreszcie oderwać się od tej cholernej szarej rzeczywistości podniósł głos.

Poczułam, jak z wściekłości krew mi napływa do twarzy. Nie wybuchłam. Nie wiem, jakim cudem, ale się opanowałam.

Powiedziałam, że idę tylko po mleko

Spokojnie zaczekałam, aż Rafał skończy kolację, i wyniosłam naczynia do kuchni. Gdy wstawiłam je do zmywarki, zobaczyłam, że otworzył sobie piwo i rozwalił się na kanapie przed telewizorem.

Położyłam dzieci spać, a potem poszłam do sypialni i wyciągnęłam z szafy torbę podróżną. „No to teraz zobaczysz, co to naprawdę jest szara rzeczywistość ” – myślałam, wrzucając do niej ubrania. Na poduszce położyłam kartkę z informacją, że wyjeżdżam na jakiś czas odpocząć, i cicho przemknęłam do przedpokoju.

– Idę na chwilę do sklepu, bo nie ma na jutro mleka do kawy – krzyknęłam. Rafał nawet nie spojrzał w moją stronę.

Schowałam się za blokiem i zadzwoniłam do Ewy. Zjawiła się po kwadransie.

– Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam z twojego telefonu. Po spotkaniu nie wierzyłam, że się odważysz! – krzyknęła.

– Prawdę mówiąc, ja też! Jedź już, bo jeszcze się rozmyślę – poganiałam ją.

Gdy samochód ruszył, wyjęłam baterię z telefonu. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam się wolna! Spędziłam we Francji dwa tygodnie. Mimo, że przyjaciółka i jej bliscy wspaniale się mną zajęli, to nie były łatwe i spokojne dni. Potwornie tęskniłam za dziećmi! 

Codziennie zastanawiałam się, co się z nimi dzieje, czy Rafał je nakarmił, ubrał, wykąpał, przeczytał bajkę na dobranoc. Nieraz chciałam włożyć baterię do telefonu i zadzwonić, dowiedzieć się, czy wszystko gra. Ale Ewa to odradzała.

Z każdą wiadomością zmieniał ton

– Wytrzymaj jeszcze trochę. Faceci wolno się uczą. Potrzebują czasu, by dobrze wszystko zrozumieć. Uwierz mi, wiem, co mówię – powiedziała.

A potem przyznała w sekrecie, że ze swoim Vincentem też nie miała na początku łatwego życia. Ale wykręciła mu podobny numer, no i się zmienił. Byłam zdziwiona, bo mąż Ewy wydawał mi się ideałem. Czyżby mój też miał się takim stać? Ta myśl dodawała mi otuchy.

Pękłam trzynastego dnia wieczorem. Siedzieliśmy na tarasie, Vincent nalał mi wina. Ale nawet nie podniosłam kieliszka.

– Ewa, wybacz, ale dłużej nie wytrzymam – jęknęłam, wkładając baterię do telefonu.

Spojrzałam na wyświetlacz. Ze sto nieodebranych połączeń i równie tyle wiadomości na poczcie głosowej. Wszystkie od Rafała! Zaczęłam je odsłuchiwać. Pierwsza: „Co ty, do cholery, wyprawiasz? Odbiło ci czy co? Jak zaraz nie wrócisz, to pożałujesz!”.

Druga, piąta, dwudziesta – w podobnym tonie… Same groźby i pretensje. „Przez ciebie urlop musiałem przedłużyć!”, „Mam dość twoich fanaberii”, „Zbieraj dupę w troki i wracaj”. Ale potem – zmiana.

W głosie męża nie było już tyle złości. Za to pojawił się niepokój, następnie żal. „Czy wszystko u ciebie w porządku? Nie tęsknisz za nami?”, „Dzieci pytają, kiedy wrócisz”, a wreszcie…

„Kochanie, sporo myślałem i chyba już wiem, o co ci chodzi. Nie doceniałem cię! Masz rację! Poprawię się, przysięgam! I nie będę ci robił wymówek. Tylko przerwij już to milczenie i wracaj do domu, bo bez ciebie oszaleję”.

Wstydził się. Lekcja była więc bolesna

– Oj, coś mi się wydaje, że to nasz ostatni wspólny wieczór – domyśliła się.

– Tak, wracam jutro, tym lotem o piętnastej. Ale jak Rafał zalezie mi za skórę, to znowu cię odwiedzę – uśmiechnęłam się.

Od mojego powrotu minęły dwa tygodnie. Wreszcie udało mi się doprowadzić do porządku mieszkanie, bo wyglądało tak, jakby tajfun przez nie przeszedł. Okazało się, że Rafał nikomu się nie przyznał do mojej ucieczki.

Zgodnie z obietnicą nie robił mi wyrzutów. Ze skruchą przyznał, że nie ma pojęcia, jak ja ze wszystkim daję sobie radę. Ale skłamałabym, mówiąc, że jest idealnie.

Może Francuzi potrafią się tak diametralnie zmieniać, ale Polacy nie. Nie oznacza to jednak, że żałuję tego, co zrobiłam. Wręcz przeciwnie. Wiele osiągnęłam. Porozmawialiśmy sobie szczerze, wyjaśniliśmy wiele spraw…

Rafał bardzo się stara. Wziął na siebie część obowiązków. Nadal dużo pracuje, ale większość wieczorów spędza w domu. I jeśli trzeba, zostaje sam z dziećmi. Wreszcie mam czas spotkać się z koleżankami, pójść do fryzjera… Sukces? Moim zdaniem olbrzymi!

Czytaj także:
„Teść prowadził mnie do ołtarza, a po roku sam stanął na ślubnym kobiercu z... moją mamą. Na nowo poczuli starą miłość”
„Mąż zdradzał mnie z tabunem panienek, które rodziły mu dzieci, a ja nie potrafiłam odejść. Byłam chora z miłości”
„Po 15 latach posuchy umówiłam się na randkę. Byłam pewna, że facet wystawił mnie do wiatru, jednak los dał mi szansę”

Redakcja poleca

REKLAMA