Na trzecim roku studiów rozpoczęłam intensywne poszukiwanie męża. A wszystko za sprawą znajomego internisty, do którego prowadzali mnie rodzice, ilekroć miałam anginę. Przechodziłam ją często, toteż spotkania ze starszym siwym panem obywały się niemal co kilka tygodni, nawet kiedy byłam dorosła. Pan ten brał drewniany patyczek, nawijał na niego watkę, maczał w jodynie i „pędzlował mi gardło”.
– Chłopaka ma? – pytał znienacka.
– Niestety nie… – odpowiadałam, zawsze zawstydzona.
– To na co panna czeka? – kontynuował przesłuchanie. – Na pierwszym roku studiów to trzeba się uczyć, a potem należy szybko łapać męża, bo później wszystko jest już przebrane.
„Fakt, męża mieć trzeba – myślałam rezolutnie. – Bez męża nie mam po co wracać do swojego miasteczka. Samotna kobieta po studiach nie jest tam dobrze widziana”. Wzięłam się więc czym prędzej do szukania, a że, jakby powiedział starszy pan internista, sroce spod ogona nie wypadłam, szybko znalazłam.
Zawsze mogłam na niego liczyć
Był to bardzo miły chłopak, który mieszkał w akademiku obok. Ale nie sam. W pokoju z moim narzeczonym (bo szybko ustaliliśmy, co i jak), urzędował Michał. Pochodził, podobnie jak my, z małej miejscowości. Podobnie jak my nie był zamożny. Ciężko pracował, aby utrzymać się na studiach.
Zbierał nocami kufle ze stołów w jednym ze studenckich klubów, dawał korepetycje z matematyki, a za dnia studiował, podobnie jak mój chłopak – administrację. Miał mnóstwo zainteresowań, jednak jego najważniejszą pasją było… paralotniarstwo. Bardzo się we trójkę zaprzyjaźniliśmy. Ciągle się martwiłam o Michała. Czy coś zjadł? Czy bezpiecznie wrócił z nocnej pracy? I wreszcie czy nie rozwalił sobie łba, latając na tych swoich paralotniach.
Michał odwdzięczał mi się za troskę całym sercem. Dzielił ze mną i z moim narzeczonym, Krzyśkiem, jedzeniem, które przywoził z domu od mamy. A kiedy miałam jakiś problem, zawsze mogłam mu się zwierzyć. Wysłuchał, zrobił herbatę, pocieszył.
Był niezwykłym oryginałem. Oszczędzał na wszystkim: garderobie, jedzeniu i kobietach. Za uciułane grosze kupował za to nowe, coraz lepsze paralotnie. Jadał w mlecznych barach i ubierał się, jak to się mówi, „po taniości”. Miał na przykład niecodzienny sweter. Długi do kolan, zmechacony, szary... Ale to jeszcze nie wszystko! Otóż przez całą jego długość ciągnął się wielki turkusowy... orzeł.
Bóg jeden raczy wiedzieć, co skłoniło Michała do zakupu tak dziwacznej konfekcji. Być może przeceniono go w lumpeksie albo mu się ten orzeł kojarzył z lataniem. Rozpoznawali Michała po tym elemencie garderoby wszyscy. Naśmiewali się i komentowali: „A, to ten szalony koleś w swetrze z orłem”.
Bolało mnie przez to serce. Któregoś razu poprosiłam więc Michasia:
– Michał, a możesz mi podarować swój sweter z orłem? Podoba mi się, mogłabym go nosić jako sukienkę…
I jak myślicie, co zrobił Michał? Oczywiście sprezentował mi ten cudaczny element swojej mizernej garderoby. Nie byłam na tyle szalona, aby go nosić. Jednak sympatia do Michała sprawiła, że i wyrzucić go było mi jakoś niezręcznie. Przeżył ze mną kilka przeprowadzek, wylądował w jakimś worku.
Poczułam ukłucie zazdrości
Gdy skończyliśmy studia, w Polsce panowała recesja. Michał, podobnie jak wielu Polaków, wyjechał na Wyspy szukać lepszego losu. Wrócił po pięciu latach, przywożąc z Anglii żonę, Polkę. Ja byłam już w tym czasie młodą rozwódką. Moje małżeństwo z Krzysztofem okazało się porażką. Zaprosiłam młodą parę na obiad. Chciałam się przekonać, co to za kobieta, która usidliła mojego przyjaciela. Przy lampce wina opowiedziałam Ani (bo tak miała na imię żona Michała) o swetrze z orłem.
– Ale historia! – Ania sprawiała wrażenie bardzo przejętej i wzruszonej. – Gdybym wiedziała, jak ten sweter wyglądał, wydziergałabym mu podobny na drutach! – Co o tym sądzisz? – jej oczy aż błyszczały. – Zrobiłabym mu niespodziankę! Bo, wiesz, ja go tak bardzo kocham…
Poczułam w sercu lekkie ukłucie zazdrości. I pomyślałam, że chyba przegapiłam w życiu sensownego faceta. Jednak kiedy spojrzałam na Anię, nie mogłam nie dostrzec, że Michał chyba naprawdę trafił na wartościową kobietę, taką, która potrafiła go docenić. Cóż, pozostało mi tylko życzyć im szczęścia.
Czytaj także:
„Mąż codziennie wracał do domu pijany. Miarka się przebrała, gdy próbowałam wyciągnąć pieniądze z bankomatu. Nie było ani grosza”
„Sąsiadka była pewna, że mój mąż mnie zdradza, ale prawda była inna. Przechodził przez piekło i nie pisnął ani słowa”
„Umówiłam się na randkę w ciemno, ale nie miałam odwagi się pokazać. Bałam się, że na mój widok facet ucieknie z krzykiem”