„Upierdliwa ciotka zamęczała rodzinę krzyżówkami. Gdy ktoś nie znał odpowiedzi, wyzywała go od imbecyli”

Na emeryturze całymi dniami siedziałam przy komputerze fot. Adobe Stock, di_media
„Jakie to ma znaczenie? Bogdan zdawał się rozumieć moje pytające spojrzenie. – Nie patrz tak na mnie! Wiem, co mówię. Zawsze byłem jej ulubionym, najmądrzejszym siostrzeńcem i głupio byłoby zniszczyć ten wizerunek w oczach cioci. Dlatego nie mam innego wyjścia, jak stanąć na wysokości zadania. I się dokształcam”.
/ 17.02.2023 17:15
Na emeryturze całymi dniami siedziałam przy komputerze fot. Adobe Stock, di_media

Kumpel dzwonił kilka razy dziennie i zadawał mi różne pytania. Czułem się jak w szkole. Spotkałem się z Bogdanem po zaledwie tygodniu przerwy i zastałem go – ku mojemu zdziwieniu – w kiepskim humorze. Od razu zapytałem o przyczynę tego stanu rzeczy.

– Ach, szkoda gadać… Odwiedziła nas dawno niewidziana ciocia. I zamierza zostać u nas jeszcze parę dni.

– Ciocia? I to z tego powodu jesteś taki skwaszony? To jakaś zołza? – wyraziłem zdziwienie.

– Właściwie to nie. Dosyć sympatyczna starsza pani.

– No więc, o co chodzi? Wtrąca się do was czy co?

– Nie, nic takiego. Tylko ona ma jedną przypadłość, która zaczyna mnie powoli wkurzać…

– A mianowicie?

– Mianowicie ciocia namiętnie, na okrągło rozwiązuje krzyżówki.

Popatrzyłem podejrzliwie na przyjaciela

Co ma piernik do wiatraka? Jakie krzyżówki?

– A co to za problem? W czym ci to przeszkadza? Ołówek skrzypi?

– O, kochany! – Bogdan westchnął. – Wbrew pozorom to wielki problem. Po pierwsze, ciocia przytaszczyła całą stertę różnych czasopism, które rozrzuca po wszystkich kątach i robi straszny bałagan, ale to jeszcze nic. Bez przerwy gubi ołówki i gumki, i ciągle pożycza nowe ode mnie…

– Nie bądź taki chytrus – wtrąciłem.

– To jeszcze nic. Najgorsze, że bez przerwy pyta mnie o coś, o jakieś hasło. Jeżeli czegoś nie wiem, to wprawdzie specjalnie tego nie komentuje, ale patrzy się na mnie, jakbym jej wyrządził jakąś krzywdę. A jak już któryś raz z kolei czegoś nie wiem, mruczy pod nosem coś o ”imbecylach”... A mnie też w końcu zaczyna to irytować, więc grzebię w tych przeklętych encyklopediach i słownikach, od sąsiadów je pożyczam, żeby jakoś jej pomóc.

– No co ty, stary, masz przecież internet! – wtrąciłem znowu.

– Chwilowo nie. Jesteśmy w trakcie wymiany sieci i zmiany operatora.

To ciocia nie może sama poszukać?

Bogdan spojrzał na mnie z politowaniem i pokiwał tylko głową.

– Człowieku! Nie mogę się ciągle przyznawać do niewiedzy, bo wzięłaby mnie za głupka.

Teraz ja popatrzyłem na niego zdziwiony. Jakie to ma znaczenie? Bogdan zdawał się rozumieć moje pytające spojrzenie.

– Nie patrz tak na mnie! Wiem, co mówię. Zawsze byłem jej ulubionym, najmądrzejszym siostrzeńcem i głupio byłoby zniszczyć ten wizerunek w oczach cioci. Dlatego nie mam innego wyjścia, jak stanąć na wysokości zadania. I się dokształcam.

Rzeczywiście, to argument nie do zbicia

Dlatego, żeby pocieszyć kolegę, zamówiłem jeszcze dodatkowe piwo, i pogrążyliśmy się w milczeniu. Następnego dnia Bogdan zadzwonił do mnie do pracy, co mu się rzadko zdarzało. Zdziwiłem się.

– Słuchaj, mam jedno pytanie: nie pamiętasz może nazwy tradycyjnego angielskiego piwa?

– Zaraz, zaraz – zastanawiałem się gorączkowo. – Może guiness?

Nie, jakoś tak krócej, a zresztą guiness jest irlandzki…

– „Ale”!

– Co „ale”?

– Piwo „ale”! Piwo tak się nazywa, angielskie, ciemnoto!

– A, rzeczywiście. Wielkie dzięki! – i przerwał połączenie.

W następnych dniach jeszcze niejeden raz Bogdan wydzwaniał do mnie z różnymi pytaniami i słyszałem po głosie, że jest już mocno umęczony. W końcu i na mnie zaczęło to działać stresująco. Pierwszy raz od dawna zacząłem z obawą – o stan swojej wiedzy – z nim rozmawiać. Dlatego z prawdziwą ulgą odebrałem wreszcie telefon, na który czekałem.

– Nareszcie – usłyszałem w słuchawce! – Ciocia wyjechała.

– Wspaniale! To znaczy, nie zrozum mnie źle, nie mam nic do cioci, ale może już wystarczy tej „krzyżówkowej indoktrynacji”?

– W porządku. Też tak sobie myślę. To może wyskoczylibyśmy do pubu?

Oczywiście umówiliśmy się na małe piwko. Szedłem z nadzieją na spotkanie z dawnym Bogdanem, bez tych wszystkich krzyżówkowych obciążeń. Przyjaciel siedział już przy stoliku, ale na mój widok wykonał dziwny ruch, gwałtownie coś chowając.

– Co tam masz? – zagadnąłem go.

Z pewnym ociąganiem wyjął spod blatu… gazetę z krzyżówką. Spojrzałem na niego z przerażeniem.

– Bogdan, no co ty? Rozwiązujesz krzyżówkę? – nie mogłem wyjść ze zdumienia. – Przecież ty nienawidzisz krzyżówek!

– Eee… tak jakoś – tłumaczył się nieskładnie. – W sumie nawet to polubiłem, a poza tym, wiesz, w końcu człowiek się przy tym rozwija.

Westchnąłem ciężko. Pasja cioteczki okazała się jakaś zaraźliwa. Pomyślałem, że trzeba będzie to przewalczyć. Na początek zamówiłem dwa duże piwa. 

Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”

Redakcja poleca

REKLAMA