- Misiaczku... Znamy się już tyle czasu, byłaś na urodzinach mojej mamy i rocznicy moich rodziców, a ja nie miałem jeszcze okazji poznać twoich – Czarek przysiadł obok mnie na kanapie. – Chciałbym... No wiesz... Prosić twojego tatę o rękę mojej ukochanej...
– Aleś ty staromodny. Moja zgoda ci nie wystarczy? Nie żyjemy w średniowieczu. – udając wzburzenie, wyzwoliłam się szybko z jego objęć i wstałam z kanapy.
– Zawsze zmieniasz temat, kiedy o nich pytam. Dlaczego? Wstydzisz się im pokazać swojego chłopaka? Może mój ojciec nie jest profesorem, a mama lekarką, ale nie uważam, żeby byli od nich gorsi...
– Dobrze, poznasz moich rodziców. Jeszcze dzisiaj umówię nas na niedzielny obiad – rzuciłam pospiesznie i pod pozorem zrobienia jakichś pilnych sprawunków natychmiast uciekłam z mieszkania.
„Głupia, jeśli się nie wygadasz, nie rozczulisz, to on niczego się nie domyśli – powtarzałam sobie, krążąc bez celu między sklepowymi półkami. – Tylko trzeba się przełamać i zadzwonić do mamy... Powiedzieć jej o Czarku. Z pewnością się ucieszy, że poznałam kogoś wartościowego, kto mnie kocha i mi ufa... Jezu Chryste. Przecież on wierzy w każde moje słowo...”. Wyszłam ze sklepu z pustą torbą. Moknąc w deszczu, wystukałam w telefonie numer mamy. Jak przypuszczałam, ucieszyła się, że mam chłopaka i chcę go im przedstawić. Już zaczęła się zastanawiać nad niedzielnym menu i nawet słowem nie zająknęła się o Alinie.
– Mamo, a co my powiemy, jeśli Czarek zapyta o... No wiesz... – zawahałam się.
Łzy napłynęły mi do oczu, jak zawsze, kiedy miałam głośno wypowiedzieć jej imię. W głębi duszy to wszystko mnie przerastało.
– Jesteś jedynaczką, kochanie – mama od razu wyczuła, z czym mam problem. Znała mnie dobrze. Zawsze powtarzała, że jestem za miękka i musi mnie chronić.
– Ale... – westchnęłam.
– Nie ma żadnego „ale” i nie powinnaś mieć w tym względzie żadnych wątpliwości. Nie chcesz chyba zniszczyć sobie życia?
Nie chciałam.
Nie musiałam kłamać. Mama tak poprowadziła rozmowę, że Czarek nawet nie pomyślał, że mam rodzeństwo. Zresztą oglądał mój album z dzieciństwa. Zdjęcia z chrztu, komunii, szkoły... Bez Aliny. Rodzice wymazali ją z naszej historii. Czarek wracał zachwycony moim rodzicami. Ich obyciem, wiedzą i wielkim szacunkiem, z jakim się do siebie odnosili.
– Są wspaniali. Nie wiem, czemu tak długo ukrywałaś ich przede mną. Myślałem, że to jakieś potwory, a oni tak się o ciebie troszczą, i o siebie nawzajem też. Możesz być dumna, że masz takich rodziców.
– Tak, mogę być dumna... – przytaknęłam, starając się powstrzymać łzy. „Czy i moje życie ma się opierać na kłamstwie? A co by się stało, gdybym mu teraz powiedziała?” – spojrzałam na Czarka. Nie, nie mogłam mu tego zrobić. Już wyobrażał nas sobie z dwójką ślicznych dzieci u boku… Żartował, że nie obraziłby się także na bliźnięta, bo każde dziecko to dar. Naprawdę każde? Dlaczego więc Alina nim nie była? Dlaczego nie dano jej szansy na dom i kochającą rodzinę? Wcześniej nie myślałam o niej tak intensywnie, ale im bardziej zbliżała się data mojego ślubu, tym częściej pojawiała się w moich snach wyklęta siostra bliźniaczka.
Pierwsze wspomnienie? To raczej odczucie niż konkretna sytuacja. Bezpieczeństwo i myśl, że nie jestem na tym świecie sama, bo mam ją. Moje lustrzane odbicie. Jej oczy: ogromne, orzechowe, jakby nieobecne. Jej rączki sięgające po moją zabawkę – i mama, która chwyta ją wpół i zabiera z pokoju. Płaczę, chcę podać jej to, co trzymam w dłoni, ale jej już nie ma. Budzę się, spoglądam w bok – ona znów śpi koło mnie. Zasypiam szczęśliwa i spokojna. Idę do przedszkola. W pięknej różowej sukience, z kokardami we włosach. Rozglądam się, szukam Aliny, ale jej nie ma.
– Zostanie w domu, tak będzie lepiej – słyszę mamę i jest mi smutno, bo bardzo tęsknię za moją siostrzyczką.
Kolejne wspomnienie – setki badań, zastrzyków, pomiarów, prześwietleń i czujnych spojrzeń lekarzy. Płaczę, bo widzę strach w oczach mamy i zdenerwowanie taty.
– Asia jest zdrowa, przynajmniej teraz nic nie znamionuje choroby – mam chyba z 7 lat, a na zawsze zapamiętam to zdanie. Jestem zdrowa, rokuję, Alinka już nie. Pamiętam jej przeraźliwe krzyki, wycie, trzaskanie drzwiami, siłę, z jaką rzucała zabawki. Raz trafiła mnie drewnianym klockiem w skroń. Niewiele brakowało, a straciłabym oko. Wciąż jednak ją kocham i tęsknię, bo rodzice coraz częściej gdzieś z nią znikają. Zostaję sama z babciami, wujostwem, przyjaciółkami mamy, a oni podróżują od lekarza do lekarza, od znachora do bioenergoterapeuty... Nikt nie może jej pomóc.
Agresja Aliny narasta. Mam 9 lat, kiedy siostra bierze nóż od zastawy i rysuje nim krwawe linie na swojej dłoni. Ma podwyższony próg bólu – nie cierpi, kiedy się oparzy czy zrani. Krzyczy jedynie wówczas, gdy wpadnie w dziką złość. A to dzieje się niestety coraz częściej. Ktoś mówi o zaburzeniach psychicznych, chorobie dwubiegunowej, ktoś inny rozpoznaje cechy autyzmu i Bóg wie jeszcze czego. Nie wiadomo, co jej jest, ale pewnego dnia Alina znika z mojego życia na zawsze.
– Umarła? – pytam.
– Tak, dla nas umarła – odpowiada tata, jednak nie mówi mi, gdzie jest jej grób i czy mogę ją kiedyś odwiedzić. Mama tuli mnie, tłumacząc, że tak będzie lepiej dla niej i dla mnie. Czy ja wiem?
Nie pamiętam, kiedy z rodzinnego albumu znikają jej zdjęcia, z teczek historia choroby, a z naszego pokoju jej szafki i łóżko. Wyjeżdżamy z rodzinnej miejscowości, tata przyjmuje posadę na innej uczelni. Mama otwiera prywatną praktykę, a ja w nowym otoczeniu funkcjonuję już jako jedynaczka.
Rzadko widuję rodzinę, zresztą oni nie pytają o Alinę. Jakby nigdy nie istniała. Jedynym dowodem pozostaje wypis mamy ze szpitala. który mówi, że urodziłyśmy się dwie, zdrowe, ważąc po 2,5 kg każda. Tęsknię za nią, śnię o niej nocami, czuję obecność siostry bliźniaczki. Gdy mam 16 lat i zaczynam się buntować, mama wreszcie wyjaśnia mi, że oddała Alinę do prywatnego domu pomocy społecznej.
– Przerosła mnie jej choroba – wyznaje. Żądam podania adresu, chcę jechać do Aliny, więc rodzice mnie zawożą. Pragnę spotkać się z siostrą, a widzę stwora. Dziewczynę, z którą nie ma kontaktu. Siedzi na krześle, nie reaguje na mnie, na rodziców, na słowa. Pracownicy mówią o postępach, a ja nie chcę i nie mogę na to patrzeć. Uciekam i przystaję na zmowę milczenia.
Aż do teraz. Zadzwoniłam do domu opieki, zapytałam o Alinę. Miała się dobrze.
– Czy to, na co cierpi moja siostra, jest dziedziczne? – spytałam jej lekarza.
– A czy ktoś w pani rodzinie miał jeszcze takie schorzenie? – odpowiedział pytaniem. Nie wiedziałam. O takich rzeczach się u nas nie rozmawiało. Zapytałam babcie, które stawiły się dzień przed uroczystością.
– Dziecko, po co rozgrzebywać takie rzeczy – stwierdziła babcia Halina, mama taty.
– Co chcesz zrobić, moja panno? – spytała babcia Janina. – Zastanów się, czego szukasz. Rodzice zrobili, co było w ich mocy: wybrali najlepszy zakład, co miesiąc płacą na utrzymanie, nie powinnaś mieć ani im, ani sobie nic do zarzucenia. Zresztą zrozumiesz, kiedy sama zostaniesz matką.
– A co, jeśli urodzę chore dziecko?
– A co, jeśli będzie zdrowe, a mąż cię zostawi? Milczenie jest złotem, kochanie.
Nie powiedziałam Czarkowi. Przysięgę złożyłam ze ściśniętym gardłem. Miesiąc po ślubie zaszłam w ciążę. Za dwa zostanę matką bliźniąt – chłopca i dziewczynki. Podobno oboje są zdrowi, ale bać się nie przestałam. Ta tajemnica ciąży mi jak kamień u szyi i nie pozwala o sobie zapomnieć, bo przecież Alinka też urodziła się zdrowa...
Więcej listów do redakcji: „Mój synek zmarł, gdy miał niecały roczek. Teraz o mały włos nie straciłam drugiego dziecka”„Urodziłam syna, gdy miałam 19 lat. Jego ojciec powiedział, że ma inne plany na życie i nas zostawił”„Moja siostra to pasożyt. Rodzice wychowali lenia, któremu nie chce się iść do pracy, bo... mało płacą”