„Ukrywałam przed synem, że nadal się przyjaźnię z jego byłą żoną. Rodzina uważała mnie za zdrajczynię"

Teściowa zwaliła nam na głowę swoją siostrę fot. Adobe Stock, Monkey Business
„Gdy Karolina i Norbert stanęli przed ołtarzem, zdałam sobie sprawę, że czuję się bardziej jak matka panny młodej niż pana młodego. Przeżywałam ten dzień razem z Karoliną, co chwila sprawdzałam, czy nie odpruwa jej się tren i zabierałam od niej bukiety róż, na które miała alergię. Spełniła moje marzenie o córce, której nigdy nie miałam”.
/ 10.02.2023 11:15
Teściowa zwaliła nam na głowę swoją siostrę fot. Adobe Stock, Monkey Business

Gdybym mogła, wybrałabym sobie chociaż jedną córkę. Ale urodziłam czterech synów, do tego mam dwóch braci, a mój szanowny małżonek jest jedynakiem. Moje marzenia o tym, by wypuszczać się na babskie zakupy, gawędzić godzinami przez telefon i roztrząsać przy mrożonej kawie przywary mężów i kochanków, zderzyły się z brutalną rzeczywistością pełną meczów i testosteronu.

Wreszcie mój drugi z kolei syn postanowił się ożenić

Ucieszyłam się, bo najstarszy poszedł do seminarium, a dwaj młodsi na razie bardziej interesowali się robieniem karier niż zakładaniem rodziny. Wybranka Norberta, Karolina, od razu zdobyła moje serce. Potrafiła być jednocześnie wymagająca wobec siebie i wyrozumiała wobec innych, zwłaszcza mojego postrzelonego syna. Pasjonowała się modą i szybko została moją osobistą stylistką. Nareszcie miałam z kim po prostu poplotkować Gdy Karolina i Norbert stanęli przed ołtarzem, zdałam sobie sprawę, że czuję się bardziej jak matka panny młodej niż pana młodego. Przeżywałam ten dzień razem z Karoliną, co chwila sprawdzałam, czy nie odpruwa jej się tren i zabierałam od niej bukiety róż, na które miała alergię.

Jej mama umarła, kiedy Karola miała dziesięć lat – poinformował mnie syn jeszcze na początku tej znajomości. – Fajnie, że się dogadujecie.

W naszym wypadku dowcipy o wojujących teściowych i synowych nie miały racji bytu; my stanowiłyśmy prawdziwy żeński front w rodzinie, dając odpór hordzie facetów dominujących każdą imprezę tematami futbolowo-motoryzacyjnymi.

– A ty, Szymon, kiedy nam przedstawisz swoją dziewczynę? – pytałam najmłodszego syna, a Karolcia świdrowała go wzrokiem.

Wozicie się ze sobą już chyba z rok.

– Oj, mamo… to na razie tylko dobra znajoma – syn zaczynał wiercić się na krześle. – Nie naciskaj tak!

– Dobra znajoma? – Karolina podświadomie wchodziła w rolę starszej siostry. – Oj, Szymek! Żadna kobieta by nie chciała, żeby po roku związku jej facet nazywał ją „dobrą znajomą”! Żebyś takim gadaniem „dobrej znajomej” nie zamienił w „nieznajomą”.

Szymon pokazał jej język, bracia zaczęli go poszturchiwać, a ja puściłam oko do synowej. Rozumiałyśmy się bez słów.

Chłopcy też ją lubili

Byłam wdzięczna losowi, że wreszcie mam kogoś, z kim mogę pogadać wieczorem przez telefon dłużej niż trzy minuty i kto nie dzwoni tylko po to, by zapytać, na ile stopni nastawić pranie pościeli albo czy gołąbki da się zrobić z kapustą pekińską. Aż pewnego dnia…

Jak to się rozwodzicie?! – wyszeptałam. – Przecież jesteście szczęśliwi.

– Tak uważasz? – Norbert skrzywił się z niesmakiem. – Bo ja jakoś nie. Karolina chyba też nie podziela twojego zdania. Nie wszystko w życiu się układa, jak byśmy chcieli…

– Ale to pewnie tylko kryzys piątego roku – próbowałam ratować sytuację. – Może terapia małżeńska…

– Ten kryzys zaczął się już w pierwszym roku, mamo – syn był poważny jak śmierć. – I naprawdę walczyliśmy o ten związek. Byliśmy i na terapii, i u mediatora. Ale to po prostu nie działa. Tylko my działamy sobie na nerwy. Ona jest perfekcjonistką, ma wysokie wymagania, a ja lubię żyć na luzie… To się nie mogło udać.

Pierwsze, co zrobiłam po jego wyjściu, to zadzwoniłam do Karoliny.

– Już ci powiedział? – szepnęła. – Przepraszam, że cię nie uprzedziłam, ale wymusił to na mnie przysięgą… Krysia, nie masz pojęcia, jak ciężko mi było udawać, że jest okej.

Kiedy Norbert wrócił do domu, zastał żonę wypłakującą się w słuchawkę teściowej. Słyszałam, jak rzuca na ten temat jakąś złośliwą uwagę, a potem Karolina rozkleiła się jeszcze bardziej. Od tamtego dnia aż do rozprawy rozwodowej nie dzwoniłam do niej na numer domowy. Kontaktowałyśmy się tylko przez komórki, czasem spotykałyśmy się w mieście.

– Nie mogę uwierzyć, że w środę będzie po wszystkim – powiedziała któregoś dnia Karolina. – Najgorsze jest jednak to, że przestanę być częścią waszej rodziny… Ot tak: wyrok sądu, i już! – zadrżała. – Ale my… będziemy się dalej widywać, prawda?

Oczywiście, że będziemy! – zapewniłam i przytuliłam ją mocno.

„Przecież to mój syn się z nią rozwodzi, a nie ja” – pomyślałam.

To jednak okazało się wcale nie takie proste

Choć Norbert i Karolina rozwiedli się bez orzekania o winie, mój syn czuł żal do byłej żony. Uważał, że to jej perfekcjonizm zniszczył ich małżeństwo. Im więcej czasu mijało od rozwodu, tym większą goryczą były zabarwione jego wspomnienia. 

Chyba przesadzasz – kiedyś próbowałam stanąć w jej obronie. – Przymykała oko na twoje wyprawy na motorze i rzucenie pracy, bo cię nudziła. Naprawdę nie wymagała aż tak dużo, tylko tyle, żebyś…

– Mamo! – Szymon spojrzał na mnie zgorszony. – Jak możesz brać jej stronę? Przecież Norbert to twój syn!

Po minach męża i pozostałych synów, może z wyjątkiem najstarszego, który jako ksiądz starał się zawsze na wszystkich patrzeć z miłosierdziem, zorientowałam się, że palnęłam coś, ich zdaniem, niewybaczalnego. Oto „zdradziłam” swoją rodzinę i stanęłam po stronie „obcej”. Po tamtej scysji przy stole nie komentowałam więcej związku syna. Nie pozwoliłam mu tylko w moim domu mówić źle o Karolinie. Ale nie przyznałam się, że wciąż mam z nią kontakt. Nie chciałam znowu narażać się na pełne potępienia spojrzenia rodziny. Uczciwość wobec własnej krwi przede wszystkim – tak brzmi męska definicja lojalności. A to, że Karolina i ja stałyśmy się sobie bliskie i chciałyśmy utrzymać tę znajomość? To nie miało znaczenia.

– Gdzie spędzasz Wielkanoc? – zapytałam ją tej wiosny, która nadeszła po ich rozwodzie.

– U taty?

Tata ma nową partnerkę, mówiłam ci, pamiętasz? – odwróciła wzrok. – Jadą do Grecji. Ja zostaję sama.

Zagryzłam wargi, bo poczułam straszny żal. Do męża, syna i jego braci. Karolina wyraźnie pragnęła spędzić święta z kimś, kogo uważała za prawie matkę, ja chciałam podzielić się z nią jajkiem, ale nie mogłyśmy, bo moja rodzina nie akceptowała byłej żony jednego z nich. Tamtej Wielkanocy nie chciało mi się nawet upiec mazurków. Synowie wyczuli mój smutek, ale nie dopytywali, o co chodzi. Humoru nie poprawił mi nawet fakt, że Szymon przyprowadził dziewczynę.

Jestem Anita – powiedziała młodziutka, mocno umalowana dziewczyna i już wiedziałam, że nigdy nie zdoła zająć miejsca Karoliny ani w naszej rodzinie, ani w moim sercu.

A potem przyszły wakacje

Najstarszy syn pojechał do Rzymu, do rodziny kolegi z seminarium, i zabrał ze sobą Norberta. Szymon i jego Anita wybrali się na żagle. Mąż z naszym najmłodszym zostali w mieście i codziennie oglądali mundial, puchar świata czy co to tam wtedy leciało. Ja siedziałam w domu i czułam coraz większe zmęczenie i przygnębienie. Z Karoliną kontakt miałam coraz rzadszy – trudno jest utrzymać przyjaźń, gdy wszyscy dookoła są jej przeciwni. Ona zresztą miała nowego partnera i nie chciałam im przeszkadzać. Po co niby matka jej eksmęża miałaby do niej dzwonić wieczorami? Tylko po to, żeby omówić ostatni odcinek „Chirurgów” albo zapytać, czy na pewno ścinać włosy? Nawet ja czułam, że to niestosowne. Nie dzwoniłam więc, poprzestając na odpisywaniu na jej SMS-y i odbieraniu sporadycznych telefonów. I coraz bardziej za nią tęskniłam.

Płakać mi się chciało na myśl, że kiedyś miałam „córkę”, a teraz znowu jej nie mam. Znowu nie było koło mnie żadnej bliskiej kobiety i znowu tonęłam w testosteronie i oparach piwa…

Krysia, czemu się nie odzywałaś? Dzwoniłam do ciebie sześć razy – któregoś razu Karolina wreszcie złapała mnie w domu. – Słuchaj, mam nowinę! Pójdziemy na kawę?

Próbowałam ukryć entuzjazm, ale marnie mi to wychodziło. Cieszyłam się jak nastolatka! Znowu spotkałyśmy się przy mrożonej kawie, znowu gadałyśmy o babskich sprawach! Nagle coś sobie przypomniałam.

– Miałaś jakąś nowinę…

– Tak – uśmiechnęła się promiennie. – Jestem w ciąży!

Oczywiście jej pogratulowałam, ale tak naprawdę wiedziałam, że to oznacza jedno: absolutny koniec naszej przyjaźni. W jej nowej rodzinie nie będzie dla mnie miejsca.

– I biorę ślub! – dorzuciła, jakby słyszała moje myśli. – Przyjdziesz sama czy z mężem?

Zamrugałam oczami.

– Zapraszasz mnie? – wyszeptałam. – Ale przecież masz teraz nową teściową… nową rodzinę.

– Moja przyszła teściowa to hetera, która wszystko wie najlepiej – wzdrygnęła się. – Sorry, muszę ją znosić, ale nie dam rady jej polubić. A ty… ty jesteś moją przyjaciółką!

Niemal się popłakałam ze wzruszenia

Ale potem uznałam, że skoro Karolina potrafi zaprosić na własny ślub matkę eksmęża, to i ja potrafię zmusić chłopaków do zaakceptowania mojej przyjaźni z eks-synową. 

– Owszem, pójdziesz – oznajmiłam, mężowi, który stwierdził, że „pójście na ten ślub to poroniony pomysł”. – Mam gdzieś, że Norbertowi będzie przykro! Jest dorosły i niech sobie sam radzi ze swoimi emocjami. Ja idę na ślub przyjaciółki, a ty jesteś moim mężem, więc będziesz mi towarzyszył… Mam iść z jakimś znajomym?

Poszedł i nawet zachowywał się z klasą. Karolinie pogratulował i wręczył bukiet chińskich róż.

– Pamiętam, że na te nie masz alergii – mruknął, lekko zakłopotany, gdy pocałowała go w policzek.

Na weselu siedzieliśmy przy stole dla najbliższej rodziny. Tak, tu także Karolina zdołała postawić na swoim. Nie wiem, co myśleli o tym jej nowi teściowie, ale najwyraźniej się tym nie przejmowała. Za to mile zaskoczył mnie jej mąż.

– To Paweł – przedstawiła go jeszcze przed kościołem. – A to moja przyjaciółka, Krysia, i jej mąż, Jan.

– Miło mi poznać – Paweł uśmiechnął się ciepło. – Karola dużo mi o pani opowiadała. Cieszę się, że ma w pani taką dobrą przyjaciółkę.

Ta deklaracja zaskoczyła nie tylko mnie, ale i Janka. Przez całe wesele wyraźnie coś sobie obracał w myślach. Poprosił też Karolinę do tańca. Za to Norbert nie zamierzał być wyrozumiały. Chociaż we Włoszech poznał niejaką Giovannę, z którą ponoć mile spędzał całe dnie, to nie odpuścił byłej żonie.

– Byliście na jej ślubie?! To jakieś nienormalne. Jesteście zdrajcami! – żachnął się. – Przecież ona się ze mną rozwiodła! Z waszym synem! A rodzina jest najważniejsza!

Nie miałam ochoty tego znosić

– Wybacz, synku – zaczęłam bardzo spokojnie. – Bardzo cię kocham i poświęciłam ci wiele lat życia. Tak, wiem, że jesteśmy rodziną, i że rodziny się nie wybiera. Ale wiesz co?– nabrałam tchu. – Wybiera się przyjaciół! A moją przyjaciółką jest Karolina, czy ci się to podoba, czy nie! Więc lepiej to zaakceptuj, bo nie zamierzam zrywać tej znajomości w imię twoich fochów!

Cóż, mina mojego syna była bezcenna. Ta chwilę później, kiedy poparł mnie jego ojciec, również. W końcu skapitulował i, zachowując resztki godności, powiedział, żebym przekazała Karolinie gratulacje z okazji ślubu i ciąży.

Serio? Naprawdę tak powiedział? – Karolina była rozbawiona, kiedy jej to powtórzyłam.

– Serio. Ale ja zrozumiałam, że nie potrzebuję pozwolenia na spotkania z przyjaciółką! – dodałam.

– To dobrze, bo chciałabym, żebyś mi trochę opowiedziała o obsłudze niemowląt – roześmiała się Karolina. – Jesteś wykwalifikowaną mamą. 

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA