„Ufaliśmy Mirkowi, więc powierzyliśmy mu pod opiekę domek w górach. Okazało się, że nieźle nas wyrolował. Straciliśmy miliony”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Pan Mirek jest wnukiem dawnej właścicielki domku i ma zagrodę po sąsiedzku. Zgodził się więc trzymać nasze klucze i doglądać dobytku, kiedy nas tam nie ma. Wydawał mi się w porządku i uważałam, że domek pod jego opieką jest bezpieczny. Co ważne, jego brat był policjantem, więc okoliczne łobuzy automatycznie czuły respekt przed całą rodziną”.
/ 13.07.2023 21:30
smutna kobieta fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Nasz domek w górach był naprawdę wychuchany i wydmuchany. Urządzaliśmy go z mężem przez ostatnie pięć lat z prawdziwym oddaniem. Jeździliśmy po okolicznych wsiach, zbierając stare sprzęty, które wyglądały tak, jakby za moment miały się rozpaść. A potem z poświęceniem je odnawialiśmy.

Z każdego urlopu wracałam z rękoma zniszczonymi przez rozmaite środki do konserwacji drewna, ługi, pasty, woski... Ale mimo połamanych paznokci i szorstkiej skóry byłam naprawdę szczęśliwa.

Teściowa zawsze pięknie haftowała i pewnego dnia sprawiła nam niespodziankę w postaci dwóch imponujących, własnoręcznie wyhaftowanych obrusów. Za to mama wyszukała na bazarkach pośród staroci firanki, które idealnie komponowały się z wystrojem domku.

– Uwielbiam do was przyjeżdżać! Tu jest niesamowity klimat! – mawiała moja siostra. – Coś między polską wsią a Prowansją. Nie wiem, jak uzyskaliście taki efekt, ale właśnie tak czuję – zachwycała się.

Byliśmy dumni z tego domku i uważaliśmy, że jest naszą najlepszą inwestycją. Kupiliśmy go za spadek po dziadku męża, który, notabene, był dla nas sporym zaskoczeniem. Niespodziewanie okazało się, że odziedziczyliśmy ponad 200 tysięcy złotych za ugory, które na szczęście postanowił wykupić deweloper pod budowę osiedla. Tym sposobem cała rodzina dostała całkiem niezły grosz za ziemię, nie wartą dotąd funta kłaków.

W mieszkanie nie musieliśmy inwestować, bo już je mieliśmy. Marzył nam się natomiast dobry samochód i wycieczka w jakieś egzotyczne miejsce, ale... ostatecznie zwyciężył w nas zdrowy rozsądek.

– Kupimy działkę! – postanowiliśmy. – Najlepiej w górach, bo tam można jeździć na wakacje przez cały rok.

Przez pół roku intensywnie przeglądaliśmy ogłoszenia i w końcu wybór padł na okolice Bielska-Białej, Szczyrku.

– Świeże powietrze, idealne warunki narciarskie, można też chodzić po górach... Dobry dojazd także pociągiem – wyliczał mąż, a ja się z nim zgodziłam.

Pan Mirek obiecał doglądać chałupy

Stara chałupa na jednym ze stoków okazała się strzałem w dziesiątkę! Pierwsze, co zrobiliśmy po jej zakupieniu, to zmieniliśmy auto na takie z napędem na cztery koła, a potem zakasaliśmy rękawy.

Z każdym rokiem byliśmy coraz bardziej dumni, a i rodzina nam przyklaskiwała.

– Włożyliście w ten domek tyle pieniędzy! Nie chcecie go wynajmować? – zapytała mnie kiedyś siostra. – Moim zdaniem w sezonie moglibyście ściągać niezłą kasę.

– Nigdy w życiu! – obruszyłam się. – Ja wiem, że może z ekonomicznego punktu widzenia to nie jest dobra decyzja, ale nie wyobrażam sobie, aby ktoś obcy w nim mieszkał. Za bardzo jest mi drogie to miejsce, za bardzo dopieszczone.

– Jak uważacie – Jagoda wzruszyła ramionami. – Ale mnie czasem dacie klucze?

– Nie wygłupiaj się! – przytuliłam ją. 

– Tobie zawsze! Komu zawdzięczam te śliczne witraże, które wiszą w oknach?

– Oj, takie tam bohomazy... – uśmiechnęła się Jagoda, a ja w dowód mojego zaufania dałam jej drugie klucze.

– Nie musisz mi się spowiadać, jeśli będziesz chciała tam wyskoczyć na weekend, ale koniecznie zawiadom wcześniej pana Mirka, żeby nagrzał domek. W zimę mamy wprawdzie włączony piec, ale jest ustawiony tylko na opcję „antyzamarzanie” – uprzedziłam ją.

Pan Mirek jest wnukiem dawnej właścicielki domku i ma zagrodę po sąsiedzku. Zgodził się więc trzymać nasze klucze i doglądać dobytku, kiedy nas tam nie ma.

– Nawet nie wiesz, jakie to ważne, kiedy cała wieś wie, że ktoś tego pilnuje. Przedtem zdarzały się libacje na naszym ganku. Raz rozpalili ognisko w ogrodzie i zniszczyli rabatki – tłumaczyłam siostrze.

Pan Mirek wydawał mi się w porządku i uważałam, że domek pod jego opieką jest bezpieczny. Co ważne, jego brat był policjantem, więc okoliczne łobuzy automatycznie czuły respekt przed całą rodziną.

– Wasza sprawa, że nie wynajmujecie, ale nie wiem, czy dobrze robicie – nie dawała za wygraną moja siostra, kilka razy wracając potem do tego tematu. – W końcu skoro facet jest na miejscu i macie do niego zaufanie, to za niewielką opłatą pewnie zgodzi się także dopilnować gości. A wynajęcie takiego domku kosztuje najmarniej 400 złotych za dobę! Wiem, bo pytałam ostatnio znajomych, którzy śmigają na nartach. Pojechali dwoma rodzinami i wrócili zachwyceni. Byli w górach dwa tygodnie, więc łatwo możesz sobie policzyć! Zostawili właścicielowi prawie sześć tysięcy! To twoja dwumiesięczna pensja. Nawet po odliczeniu opłat za wodę, gaz czy energię i tak by ci się opłacało.

– Nie można wszystkiego mierzyć pieniędzmi – oznajmiłam stanowczo, ale...

– Po ostatnich podwyżkach za elektryczność i gaz ten domek coraz więcej nas kosztuje – stwierdził pewnego dnia mąż, patrząc na rachunki. – Ostatnia zima nieźle nas strzeliła po kieszeni, zobacz sama.

– Faktycznie, sam rachunek za gaz opiewał na prawie 700 złotych, podczas kiedy z zasady zamykaliśmy się w 400.

– Ja się w tym wszystkim nie mogę połapać! – bezradnie patrzyłam na wydruk. – Jakieś VAT-y i inne pozycje. 

Jestem bibliotekarką, a nie księgową i na sam widok rzędów drobnych cyfr zwyczajnie wyłącza mi się mózg.

Mąż zresztą także nie jest dobry w rachunkach. Pracuje jako kierowca w bazie transportowej i na szczęście zarabia ze trzy razy więcej ode mnie, więc do tej pory było nas stać na ten domek, lecz...

Postawiliśmy na wynajem. Zawsze to jakiś pieniądz…

– Może faktycznie zacząć go wynajmować? – zaczęliśmy się łamać. – Trzeba go będzie tylko do tego przystosować, pochować co ładniejsze i cenniejsze bibeloty i jakoś to pójdzie. Grunt to pogodzić się z tym, że ktoś obcy będzie spał w naszym łóżku i gotował w naszych garnkach.

Od kiedy myśl o wynajmie zagościła w naszych głowach, zaczęliśmy się zastanawiać nad realizacją tego planu. Było mnóstwo rzeczy do przemyślenia.

– Robić to legalnie, z zarejestrowaniem działalności gospodarczej, czy na pałę, licząc na to, że nas fiskus nie dorwie? – zastanawiał się Krzysiek.

– Na pałę to bym nie ryzykowała – stwierdziłam po przemyśleniu sprawy. – Wiesz, jacy są górale. Niby przyjaźni i sympatyczni, a jednak zazdrośni. Zaraz na nas któryś doniesie, bo mu będziemy robić konkurencję. A jak jeszcze się okaże, że jakaś jego ciotka pracuje w urzędzie skarbowym, to mamy przechlapane.

Stanęło więc na tym, że robimy wszystko legalnie. Ustaliliśmy, że zanim pójdziemy do urzędu, to popytamy znajomą gaździnę, jak realnie taki interes wygląda. Nie byliśmy dla niej żadną konkurencją, gdyż mieszała tuż przy wyciągu krzesełkowym, więc gości zawsze miała w bród, zarówno latem jak i zimą. A poza tym była nam naprawdę życzliwa, bo Krzysiek znalazł pracę w swoje bazie dla jej wnuka, więc miała wobec nas dług wdzięczności.

– Jak dobrze pójdzie, to ruszymy z interesem już w wakacje – planował mąż. – Latem dużo osób przyjeżdża w góry…

Krzysiek bardzo zapalił się do tego pomysłu, a i ja powoli się przełamywałam.

Pojechaliśmy więc w góry i zapowiedzieliśmy się u pani Magdy z wizytą. Przy kawce i domowym cieście wyłożyliśmy jej, co i jak. Sądziliśmy, że to będzie zwykła rozmowa, tymczasem ona wykrzyknęła:

– To wy jeszcze tej chałupy nie wynajmujecie? A ja byłam święcie przekonana, że tak, bo u was ciągle zimą ktoś siedział!

– Ciągle to raczej nie... – zdziwiłam się. 

– Moja siostra była ze dwa razy, przyjechała z dzieciakami na narty. No i my tylko raz, bo mąż nie dostał urlopu...

– Siostrę to przecież znam. A nie byli jacyś znajomi? Bo z komina to się tak dymiło wściekle! I odśnieżone było stale, i Kalicka z tego sklepu poniżej mówiła, że ciągle ktoś do niej po chleb wpadał.

Zrobiło nam się dziwnie... Dopiliśmy kawę i podziękowaliśmy za gościnę. A potem poszliśmy do Kalickiej.

– Pani Kaziu, jak tam nasi goście? – zagadał przyjaźnie Krzysiek. – Nie naprzykrzali się pani za bardzo?

– Ani trochę! Miłe ludziska przyjeżdżali! – uśmiechnęła się, po czym dodała poufale. – Jakby co, to ja nikomu nie powiem, że wy tak na lewo wynajmujecie. Mirek mi mówił, że na razie tak po cichu to robicie, bo podatki wysokie.

No tak, Mirek! Stało się jasne, że kiedy myśleliśmy, że dogląda naszego domku, on znalazł sposób na dorobienie na boku.

– A co? Miało stać takie puste? Toż to nieekonomicznie! – nawet się nie wypierał. – Ja za ten gaz to wam zwrócę.

Pewnie sobie myślał, że skoro głupie miastowe mają za dużo kasy i nie chcą zarobić, to przynajmniej on skorzysta.

– Nic mu nie zrobimy, zresztą lepiej z nim nie zadzierać – westchnął mąż. – Przynajmniej teraz wiemy, że skoro nawet nie zauważyliśmy, że wpuszcza obcych do domku, to wynajem nie jest taki straszny.

Czytaj dalej:
„W spadku po ojcu dostałam figę z makiem, a siostra zgarnęła fortunę. Zżerała mnie zazdrość, więc urządziłam jej piekło”
„Miałem być milionerem a wpadłem w poważne długi. Zamiast fortuny, wujek zostawił mi w spadku problem”
„Inni dostali w spadku pieniądze, ja stary obraz i skrzynkę. Myślałem, że dziadek ze mnie zadrwił, ale on o mnie zadbał”

Redakcja poleca

REKLAMA