Wujka Stefana prawie nie znałem. Przeprowadził się na południe Polski, gdy byłem jeszcze dzieckiem, tuż po tym, jak trafił główną wygraną w totka. Aż tu nagle, po latach, niespodzianka. Ileśmy sobie po tym obiecywali!
No niestety, na pustych obietnicach się skończyło
Pech to pech... Stuk puk. 3 miesiące temu do moich drzwi zapukał listonosz i wręczył mi list z kancelarii notarialnej z południa Polski. Gdy go przeczytałem, to omal nie padłem z wrażenia.
– Rany boskie, jesteś biały jak ściana? Stało się coś? – zaniepokoiła się żona.
– Wujek Stefan nie żyje – wykrztusiłem.
– Tak? A kto to taki? Nie pamiętam go – zmarszczyła czoło. – Masz prawo, bo nigdy go nie widziałaś. Ale opowiadałem ci o nim. To ten, który wygrał w totka i uciekł przed rodziną.
– Aha, już wiem. No i co?
– Notariusz pisze, że zapisał mi i braciom w spadku swoją posiadłość.
– Naprawdę? – nie dowierzała.
– Zobacz – podsunąłem jej list pod nos.
– Faktycznie… – oczy jej się zaświeciły – Ciekawe, ile ta posiadłość jest warta?
– Nie wiem, bo nigdy tam nie byłem. Ale myślę, że wujek byle chałupy nie kupił. No i jest jeszcze ziemia. Ponoć dużo ziemi.
– Poważnie? W takim razie jesteśmy bogaci! Wreszcie skończą się nasze kłopoty! – aż podskoczyła.
– Spokojnie… To nie Warszawa, tylko jakaś wioska w górach. Ceny gruntów i nieruchomości są inne. I nie dziedziczę sam.
– A tam, jak zwykle szukasz dziury w całym. Dom to dom. Ziemia to ziemia. Nigdzie nie jest tania. A z braćmi na pewno się dogadasz. Sprzedacie to wszystko, podzielicie się kasą po równo i wreszcie zaczniemy żyć jak ludzie – rozmarzyła się.
Nie ukrywam, udzielił mi się jej optymizm
Uwierzyłem, że w moim życiu rozpoczyna się właśnie wspaniały rozdział. 2 dni później pojechaliśmy z braćmi na południe Polski, by załatwić wszelkie formalności. Przez całą drogę zastanawialiśmy się, ile pieniędzy dostaniemy za posiadłość wujka Stefana. Nawet zrobiliśmy zakłady. Ja obstawiłem 3 miliony, Igor 4, a Piotrek 4,5. Gdy wchodziliśmy do kancelarii, byliśmy w znakomitych humorach. Oczami wyobraźni już wiedzieliśmy, jak to z szaraczków stajemy się milionerami. Notariusz uroczyście odczytał testament. Wynikało z niego, że oprócz domu, wujek zapisał nam pięć hektarów ziemi.
– No, Piotrek chyba wygrałeś zakład – uścisnąłem brata.
Igor też rzucił się do niego z gratulacjami.
– Wiecie, panowie, że jak przyjmiecie spadek, to będziecie musieli zapłacić dziesięć procent podatku i uregulować długi pana Stefana? Macie taką świadomość? – przerwał nam świętowanie adwokat.
– To wujek miał długi? – zdziwiłem się.
– 15 tysięcy. W ostatnich latach potrzebował pieniędzy na leczenie.
– Ale dom i ziemia nie są zadłużone? – wtrącił się Igor.
– Nie. Hipoteka jest wolna.
– W takim razie nie ma o czym mówić. Zapłacimy i długi, i podatek. Stać nas będzie – machnął ręką.
– Czyli przyjmujecie panowie spadek?
– Pewnie, że przyjmujemy – zakrzyknęli zgodnych chórkiem bracia.
Chciałem do nich dołączyć, ale...
Nagle ogarnęły mnie jakieś dziwne wątpliwości
– Słuchajcie, chłopaki, a może najpierw pojedziemy obejrzeć dom i ziemię? Przecież nawet nawet nie wiemy, jak to wszystko wygląda – spojrzałem na nich.
– Zwariowałeś? Nie ma na to czasu! – zdenerwował się Igor.
– No właśnie! Po co robisz problemy? Sprawa jest jasna! – zawtórował mu Piotr.
Ja jednak byłem nieugięty. Nie chciałem podpisywać niczego w ciemno. Do dziś dziękuję sobie za to, że byłem tak uparty. Pojechaliśmy obejrzeć posiadłość wujka. Ledwie tam dotarliśmy, bo okazało się, że stoi na kompletnym odludziu i prowadzi do niej tylko wąska, nieutwardzona droga. Jakby tego było mało, dom okazał się kompletną ruiną. Widać było, że wuj nie miał ani siły, ani pieniędzy, by o niego zadbać.
– O Boże, tu trzeba zrobić generalny remont. Inaczej nikt tego nie kupi – jęknąłem.
– Nie przesadzaj… Dom może nie prezentuje się najlepiej, ale kupiec na pewno się znajdzie. No i jest jeszcze ziemia – zaczął pocieszać mnie Piotrek.
– No właśnie. W razie czego podzieli się ją na działki i sprzeda. Wielu ludzi chce uciec teraz od cywilizacji – dodał Igor.
Zazdrościłem im tego optymizmu. Przez skórę czułem, że czekają nas kolejne przykre niespodzianki. Moje przypuszczenia niestety się sprawdziły. Gdy odwiedziliśmy agentów nieruchomości, okazało się, że ze sprzedażą mogą być kłopoty.
– Za tę ruinę dostaniecie nie więcej niż 200-300 tysięcy. I to jak wam się poszczęści – tłumaczył jeden z nich.
– Pan żartuje! – zdenerwował się Igor.
– Niestety, nie. To teren chroniony. Nie można tam budować – rozłożył ręce.
– No i co panowie? Zamiast wielkiego bogactwa mamy wielkie nic? – zwróciłem się do braci, gdy wyszliśmy z agencji.
– E tam, zaraz nic. Parę złotych każdemu z nas przypadnie – powiedział Igor.
– No właśnie. Musimy tylko wszystko przemyśleć i policzyć – dodał Piotr.
Tamtego dnia nie wróciliśmy już do notariusza, by oficjalnie przyjąć spadek. Ustaliliśmy, że damy sobie na to liczenie i przemyślenia przewidziane prawem sześć miesięcy. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym coraz mocniej kiełkuje mi w głowie myśl, żeby odrzucić spadek.
Bracia podobno chcą zaryzykować
A ja? Ciągle się waham. Zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli sprzedaż domu i ziemi się powiedzie, to stracę kilkadziesiąt tysięcy złotych. Tyle przypadło by na każdego z nas po spłacie długu wujka i opłaceniu podatku. Ale co będzie, jeśli się nie powiedzie? Agenci gwarancji przecież nie dawali. Z czego wtedy spłacę dług i podatek? Skarbówki nie obchodzi, że mam w kieszeni pustki, a żaden bank kolejnej pożyczki nam już nie da, bo nie mamy z żoną zdolności kredytowej. Zamiast się wzbogacić, możemy więc tylko wpędzić się w poważne kłopoty. Na samą myśl o tym ciarki przechodzą mi po plecach. Szlag by trafił tego wujka. Po cholerę umieścił mnie w testamencie…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”