„Ucieszyłam się, kiedy syn powiedział, że w końcu znalazł sobie dziewczynę. Zamarłam, kiedy zobaczyłam, kim ona jest”

smutna, załamana matka fot. Adobe Stock, ChayTee
„Tadek oznajmił, że dostał w pracy nagrodę i zamierza ją w całości przeznaczyć na edukację jedynaka. Na jego prośbę ustaliłam z panią Martą, że będzie przychodzić do naszego syna przez całe ferie, i to aż trzy razy w tygodniu. Przyznała, że to dobry pomysł, bo Dawid ma spore braki i dodatkowe lekcje na pewno mu się przydadzą”.
/ 15.07.2023 18:31
smutna, załamana matka fot. Adobe Stock, ChayTee

Boże! Jak to: jedynkę?! – z tym okrzykiem złapałam się za serce, kiedy syn poinformował mnie, co dostał z próbnej matury z matematyki. – Ale przecież w zeszłym roku miałeś czwórkę na koniec… Co się stało?

Dawid zaczął mi się tłumaczyć, że nie rozumie sporej części materiału. Dopiero teraz wyszły jego braki.

On się ogólniebardzo stara, ale nie daje rady z nauką

Zadzwoniłam do Tadka, ojca Dawida, który od lat z nami nie mieszkał, ale płacił alimenty i interesował się synem. Uciszył moje lamenty i od razu zaproponował rozwiązanie: korepetycje. On będzie płacił.

Syn musi mieć dobrą ocenę z matematyki na maturze, bo przecież zamierza iść na studia. Uznałam, że to dobre rozwiązanie i od razu zaczęłam przeglądać ogłoszenia.

Panią Martę wybrałam spośród czwórki innych korepetytorów, z którymi rozmawiałam przez telefon. Wydała mi się najsensowniejsza, miała też najlepsze przygotowanie. Trzydzieści dwa lata, absolwentka politechniki, obecnie żyjąca wyłącznie z prowadzenia prywatnych lekcji i kursów.

Pochwaliła mi się, że sto procent jej uczniów zdaje maturę, większość na czwórki i piątki, chociaż często podejmują naukę z jedynkami na koncie. Miałam więc nadzieję, że pomoże i mojemu synowi wygrzebać się z zaległości.

Kiedy przyszła, byłam nieco zaskoczona

Wyglądała bardzo młodo, miała jasny kucyk na czubku głowy, świetną figurę i modne, obcisłe dżinsy. Pachniała drogimi perfumami. Od razuteż zauważyłam, że mój osiemnastolatek nagle się wyprostował i poprawił koszulę.

Po trzech tygodniach okazało się, że pani Marta nie tylko doskonale wygląda, ale i świetnie uczy. Dawid przyniósł dwie czwórki z kartkówek i napisał test na osiemdziesiąt dwa procent. Nieźle!

– I jak tam matma? – zapytał syna Tadeusz, kiedy przyjechał się z nim zobaczyć. – Korepetycje ci pomagają?

Tak, nawet bardzo – przytaknął Dawid. – Przerobiliśmy już z Martą jeden duży dział i zabieramy się za kolejny.

– Z Martą? – spojrzałam na niego wymownie. – Chyba z panią Martą.

– No tak, jasne – poprawił się syn. – Przecież nie mówię do niej na „ty”.

Jeszcze tego by brakowało!

Pięćdziesiąt złotych za godzinę szło na to, żeby nauczycielka tłumaczyła mu całki i różniczki, a nie prowadziła poufałe pogawędki. Poza tym kobieta czternaście lat starsza z całą pewnością była dla nastolatka „panią”.

Tuż przed feriami syn załapał jednak jedynkę z dość ważnego sprawdzianu. To skłoniło jego ojca i mnie do podjęcia decyzji, że nici z wyjazdu z kolegami do Zakopanego.

Tadek oznajmił, że dostał w pracy nagrodę i zamierza ją w całości przeznaczyć na edukację jedynaka. Na jego prośbę ustaliłam z panią Martą, że będzie przychodzić do naszego syna przez całe ferie, i to aż trzy razy w tygodniu. Przyznała, że to dobry pomysł, bo Dawid ma spore braki i dodatkowe lekcje na pewno mu się przydadzą.

– Posprzątaj tu i wyrzuć te ogryzki, które leżą w kącie! – przypomniałam synowi w pierwszy poniedziałek ferii. – Pani Marta przychodzi o dziesiątej.

Marudził, że ferie są po to, żeby odpocząć od nauki

Ale fuknęłam na niego, że owszem, lecz wyłącznie dla tych, którzy nie oblali próbnej matury. Zostawiłam go w ponurym nastroju. Trochę się bałam, że przez ten bunt będzie olewał naukę, może nawet zrobi coś niemiłego przy korepetytorce.

Koło południa zadzwoniłam więc do pani Marty, żeby zapytać, jak poszła lekcja z moim synem. Odebrała dopiero za trzecim razem. W tle grało radio.

– Tak, wszystko w porządku – zapewniła. – Dawidowi dobrze dziś poszło, przygotowuję go do poprawy tego testu.

Ulżyło mi, kiedy to usłyszałam. Od razu zadzwoniłam do syna i miałam nieco dziwne uczucie, kiedy usłyszałam tę samą piosenkę w tle. Pewnie przez przypadek on i pani Marta słuchali jednej rockowej stacji radiowej. „Zabawne, dzieli ich czternaście lat różnicy, a mnie z nią tylko siedem, a jednak ona jest bardziej z jego pokolenia niż z mojego” – westchnęłam w duchu.

– Co, mamo?! – wydawał się być zniecierpliwiony już na wstępie, jakbym przeszkodziła mu w czymś ważnym. – Dobra, odgrzeję sobie zupę. Muszę lecieć, pa!

Przez całe ferie nie spotkałam pani Marty

Lekcje prowadziła przed południem. Potem, kiedy wracałam z pracy, syn miał wolne, więc i z nim niewiele rozmawiałam. Znikał gdzieś na całe wieczory.

Na szczęście okazało się, że pani Marta skutecznie przygotowała go do poprawy, bo pod koniec lutego Dawid dostał piątkę z testu. Tak się ucieszyłam, że zgodziłam się, żeby syn w weekendy wracał do domu nieco później. Uznałam, że można już znieść szlaban po oblanej maturze próbnej.

Chyba wtedy pierwszy raz dotarło do mnie, że coś się zmieniło w życiu Dawida. Nagle przestał grać na laptopie, za to ciągle gdzieś go wywiewało. Prawie każdy wieczór spędzał poza domem. Przynosił jednak ze szkoły tak dobre oceny, że nie miałam powodu mu tego zabraniać. Co nie znaczyło, że nie ciekawiło mnie, co porabia poza domem mój osiemnastoletni syn.

– No dobra… – przyznał w końcu z ociąganiem. – Mam dziewczynę. Nazywa się Ania, jest rok młodsza i to z nią się spotykam. Chodzimy do kina i w ogóle.

Cóż, to nie była pierwsza dziewczyna Dawida. Poznałam już Andżelikę, Polę, Nikę i Asię. Tyle że tamte przesiadywały głównie u nas, w pokoju Dawida. Nigdy z żadną nie spotykał się na mieście.

– No bo jej rodzice… – zająknął się syn – no… nie chcą, żeby ona przychodziła do mnie. Tacy są, wiesz, no… konserwatywni.

Cóż, trzeba to uszanować

Dowiedziałam się, że Dawid czasami odwiedza Anię w jej domu, ale rzadko. Ogólnie syn robił się dziwnie małomówny, kiedy o nią pytałam. Zniecierpliwił się, kiedy chciałam się dowiedzieć, gdzie ona chodzi do szkoły. Sygnał był jasny: miałam nie wypytywać.

Powiedziałam o tej Ani Tadkowi, a on skomentował to tak, że dopóki młody ma dobre oceny, może się spotykać, z kim chce. Ale pierwsza jedynka albo dwója – i szlaban na wyjścia. Zgodziłam się z nim.

Matura zbliżała się wielkimi krokami, ale byłam spokojna o oceny syna. Pani Marta została moją osobistą bohaterką, tak skutecznie wyciągnęła go z zaległości.

– Cieszę się, że na panią trafiliśmy – powiedziałam raz, gdy wyszła z pokoju syna.

Zwróciłam wtedy uwagę, że korepetytorka miała silne rumieńce na twarzy. „Muszę powiedzieć Dawidowi, żeby przykręcał ogrzewanie przed lekcją” – pomyślałam.

– Dokonała pani istnego cudu z moim synem – dodałam z uśmiechem.

– Dawid jest bardzo zdolny – odpowiedziała pani Marta, patrząc na niego przez ramię. – Naprawdę szybko się uczy. Jestem z niego bardzo zadowolona.

W przedpokoju było dość ciemno, ale jestem niemal pewna, że po tych jej słowach Dawid spłonął rumieńcem, a nauczycielka puściła do niego oko. Jej głos brzmiał niżej niż zazwyczaj, jakby miała lekką chrypkę.

No ale w sumie nie było to nic tak ważnego, żeby zaprzątać sobie tym głowę. Koło Wielkanocy zaproponowałam, żeby syn koniecznie przyprowadził do domu Anię. Poprosiłam, by przekazał jej rodzicom, że to oficjalne zaproszenie od jego matki, na obiad.

Ku mojemu zdumieniu odparł sucho, że zerwał już z tą dziewczyną. Zdziwiona odruchowo zapytałam, gdzie zatem się podziewa co wieczór. Odpowiedział mi ze wściekłością, że go kontroluję i nie pozwalam mieć własnego życia.

Wycofałam się, lekko urażona

Od kilku tygodni Dawid nie miał już zajęć w szkole, teoretycznie musiał tylko uczyć się w domu do matury. Ja z kolei bardzo dużo pracowałam, więc najczęściej syn przebywał w domu sam. Któregoś dnia jednak zrobiło mi się go żal, że je tylko odgrzewane obiady i nie ma do kogo ust otworzyć.

Spontanicznie wzięłam pół dnia wolnego, zrobiłam po drodze zakupy i podjechałam pod dom z zamiarem ugotowania synowi czegoś pysznego i spędzenia z nim trochę czasu. Nie miałam pojęcia, co zastanę…

– Mama?! – kiedy weszłam, wybiegł ze swojego pokoju przestraszony, rozczochrany, spocony i w koszulce na lewą stronę. – Co ty tu robisz o tej porze?!

Chciałam odpowiedzieć, ale poczułam znajomy zapach

Perfumy pani Marty. Jak na zwolnionym filmie rozejrzałam się po przedpokoju i… zobaczyłam obcy damski płaszczyk z przerzuconą przez ramię apaszką. To ona tak mocno pachniała.

– Kto tu jest? – zapytałam, chociaż zaczynało to do mnie docierać, bo głęboki rumieniec na twarzy Dawida mówił wszystko. – Twoja pani od matematyki…?

Syn próbował mnie powstrzymać, kiedy ruszyłam w kierunku jego pokoju, ale szłam jak automat. Tak, była tam. Korepetytorka mojego nastoletniego syna stała ze spanikowaną miną przy łóżku, siłując się z rozporkiem swoich obcisłych dżinsów. Była tak samo zgrzana jak Dawid…

Przez moment jeszcze miałam nadzieję, że jakoś to wytłumaczą, ale mój wzrok padł na pudełko prezerwatyw na dywaniku.

Próbowałam nie krzyczeć, czując, że nie tędy droga, ale niestety mi się nie udało.

Dostałam szału

Zaczęłam wydzierać się na kobietę i szarpać się z synem, który usiłował wypchnąć mnie z pokoju, żeby pani Marta mogła przecisnąć się do drzwi wyjściowych.

Nie pamiętam dokładnie, jak ją nazwałam, ale na pewno zachowałam się niezbyt kulturalnie. Natomiast ona była straszliwie zażenowana i wystraszona. Nawet nie próbowała się tłumaczyć ani dyskutować, po prostu chwyciła płaszcz i uciekła.

Coś ty sobie wyobrażał?! – naskoczyłam na syna, kiedy zostaliśmy sami. – Ona ma trzydzieści dwa lata! Jest od ciebie czternaście lat starsza! I jest twoją nauczycielką!

Nagle wszystko stało się jasne. Te ich rumieńce, kiedy wychodzili z pokoju, te dwuznaczne pochwały, jak to ona jest z niego zadowolona, ta sama stacja radiowa w tle…

– To z nią się spotykałeś, a nie z Anią, prawda? – miałam nadzieję, że zaprzeczy.

Niestety, nie zaprzeczył. Przyznał się do wszystkiego, bo – jak topatetycznie ujął mój osiemnastolatek – „kocha tę kobietę i zamierza kontynuować ten związek”.

– Jaki związek, odbiło ci?! – wrzasnęłam, tracąc do reszty nerwy. – Co za związek może mieć trzydziestodwulatka z osiemnastolatkiem?! Co ty jej możesz zaoferować poza… tym? – z obrzydzeniem wskazałam na pudełko z prezerwatywami. – Ona ma swoje dorosłe życie, a ty masz zdać maturę! Jesteś w liceum, na miłość boską! Dawid też krzyczał.

Że traktuję go jak dziecko, a on jest dorosłym mężczyzną

Ja się roześmiałam, bo osiemnaste urodziny obchodził w grudniu. Wielka mi dorosłość! On na to, że może już legalnie głosować i wchodzić w związki, z kim zechce. I tak krzyczeliśmy do siebie przez drzwi.

W końcu poszłam zadzwonić do jego ojca, żeby przyjechał i przeprowadził z nim męską rozmowę. Zanim jednak Tadek przybył na odsiecz, Dawid stanął w drzwiach ze swoją sportową torbą i laptopem pod pachą. Na pytanie, dokąd się wybiera, oznajmił mi z godnością, że do swojej – uwaga, bo to dobre! – partnerki życiowej.

Nastolatek w żółtych adidasach i bluzie z komiksowymi postaciami, wyprowadzający się od mamy do „życiowej partnerki” to obrazek mocno komiczny, ale mnie nie było do śmiechu. Ja niemal płakałam z bezradności, bo niestety nastolatkowie są w swojej głupocie śmiertelnie poważni.

– Gdzie ten idiota? – zapytał mnie Tadek pół godziny później.

Wyprowadził się! – jęknęłam. – Chyba pojechał do niej… To jakiś absurd, Tadeusz! Najgorsze, że on jest formalnie dorosły i kompletnie nic nie możemy zrobić…

Były mąż usiadł przy stole i zaczęliśmy rozważać opcje

Zadzwoniłam pod numer pani Marty, ale telefon był wyłączony. Dawid oczywiście nie odbierał. Mogliśmy jedynie pogodzić się z biegiem spraw i mieć nadzieję, że mimo tego całego zamieszania syn za miesiąc zda maturę.

Tadek był zdania, że Marta nie wytrzyma długo, niańcząc młokosa, nawet jeśli sama trochę się nim zauroczyła. Z tego, co wiedziałam, to wynajmowała mieszkanie i miała nieregularne dochody. Nie przypuszczaliśmy, żeby do tego planowała życie ze studencikiem, żyjącym na jej koszt.

– Oby tylko zdał maturę – westchnął Tadek. – Tyle kasy wyrzuciłem na te lekcje! Chociaż trzeba przyznać, że kobieta wywiązała się z umowy, przygotowała go nieźle.

Fuknęłam, że pewnie i do innych rzeczy go przygotowywała, ale po chwili dałam sobie spokój. Należało spokojnie i bez pretensji z nią porozmawiać. Niestety, jej numer wciąż był niedostępny…

Tadek zbierał się do wyjścia, kiedy ktoś zadzwonił

– To on! – szepnął. – Dobra, podjadę po ciebie – westchnął, kiedy wysłuchał Dawida. – Idę – rzucił do mnie. – Ten matołek siedzi w barze. Wyobraź sobie, nie wpuściła go nawet do domu. Czekał na schodach trzy godziny, a jak przyszła z kursu, to kazała mu spadać z powrotem do mamy.

Mieszka z koleżanką, ma swoje życie i nie zamierza go u siebie nocować. Tak mu powiedziała. Oczywiście on jest załamany i wypił kilka piw, dureń! – Tadek pokręcił głową, ale widziałam w jego oczach rozczulenie. – No nic, zabiorę go do siebie i przypilnuję, żeby nie zawalił tej matury.

Zdaje się, że jego męska duma nie pozwoli mu wrócić...

Zgodziłam się, choć niechętnie. Tadek dotrzymał słowa. Dopilnował, żeby Dawid poszedł na egzamin maturalny przygotowany i w wyprasowanej koszuli. Przeprowadził z nim też serię męskich rozmów. Nie wiem, co mu powiedział, ale po pierwszych egzaminach syn przyszedł do mnie z kwiatami. Przeprosił za swoje zachowanie i zapytał, czy może wrócić do domu.

Oczywiście powitałam go z otwartymi ramionami. Do drażliwego tematu od tamtego czasu nie wracamy, zupełnie jakby pani Marta nigdy nie stanęła w progu naszego mieszkania. Mam nadzieję, że syn wkrótce znajdzie sobie nową dziewczynę. Może teraz, na studiach? Oby tylko była to studentka, a nie wykładowczyni!

Czytaj także:
„Romansuję z żonatymi facetami. Sama kiedyś zostałam zdradzona, więc to moja zemsta za to, ile przecierpiałam”
„Rodzice chcieli zrobić ze mnie frajera pod krawatem. Nie dałem się. Dziś odbieram wypłatę i śmieję im się w twarz”
„Wredny lekarz bez serca zmusił mnie do oddania psów. Moja córka się załamała, a ja cierpiałam razem z nią”
 

Redakcja poleca

REKLAMA