„Zakochałam się w zajętym mężczyźnie. Walczyłam o niego 10 lat, aż w końcu rozwiódł się i związał ze mną”

Kobieta z żonatym mężczyzną fot. Adobe Stock, sanchos303
Łukasz nie chciał się ze mną wiązać. To było jasne jak słońce. Ja jednak nie potrafiłam wyrzucić go ze swojego serca.
/ 03.01.2022 09:27
Kobieta z żonatym mężczyzną fot. Adobe Stock, sanchos303

Jestem plastyczką. W 2001 roku razem z przyjaciółką otworzyłyśmy pracownię biżuterii w stylu eko. Miałyśmy sporo pięknych rzeczy z nieoszlifowanych półszlachetnych kamieni – wisiory, broszki, bransolety ze skóry. Fantastyczną okazję do zaprezentowania naszych prac stwarzał coroczny festyn organizowany z okazji Dnia Ziemi.

W słoneczny dzień pod koniec kwietnia na warszawskim Polu Mokotowskim ustawiłyśmy straganik pomiędzy stoiskami ze zdrową żywnością. W pewnym momencie Kasia poszła się rozejrzeć. No i właśnie wtedy nasze stoisko zaczęły oblegać klientki. Nerwowo wypatrywałam koleżanki, a kiedy wreszcie dostrzegłam ją w tłumie, przywołałam ruchem ręki. O dziwo, zamiast niej ruszył w moją stronę przystojny mężczyzna.

Zaczęło się burzliwie 

Stał blisko Kaśki i zapewne myślał, że macham do niego.
– Wzywała mnie pani? Piękna biżuteria, ale raczej nie jestem zainteresowany kupnem kolczyków – uśmiechnął się.
Zaczęłam tłumaczyć nieporozumienie i wtedy wreszcie przyszła Kasia.
– Skoro ma już pani zastępstwo, zapraszam na herbatę – stwierdził nieznajomy.

Miał tyle wdzięku… Nie potrafiłam odmówić. Jak się okazało, Łukasz był dziennikarzem i robił reportaż o Dniu Ziemi i festynie. Obiecał, że napisze także o naszym stoisku. Uzgodniliśmy, że spotkamy się po zamknięciu imprezy i wtedy porozmawiamy. Nie mogłam się doczekać. Kasia zgodziła się sama zawieźć nasze rzeczy do pracowni, bo stwierdziła, że reklama w prasie jest na wagę złota, więc nie wolno mi zaprzepaścić takiej okazji. No i dziennikarz wart jest grzechu!

Łukasz zaproponował kolację na mieście. Bardzo chciałam spędzić z nim wieczór, ale miałam dosyć ludzi, hałasu i muzyki. Zaprosiłam go więc do siebie. Od samego początku czułam, że to nie będzie zwykła znajomość.

Znaliśmy się zaledwie jeden dzień, a ja miałam wrażenie, że jesteśmy ze sobą od dawna. Nigdy nie czułam się przy mężczyźnie tak swobodnie. Żadnego też od razu nie zapraszałam do siebie! Dla niego złamałam moje żelazne zasady – wszystkie, bo Łukasz został do rana.
Nazajutrz obudziłam się szczęśliwa. Miałam przy sobie niezwykłego mężczyznę. „Zakochałam się!” – pomyślałam uradowana i poszłam zrobić kawę.

Lecz gdy zapytałam go, kiedy się zobaczymy, on ni z tego, ni z owego powiedział, że... ma narzeczoną i nie chce nikomu komplikować życia! Ucałował mnie z czułością na pożegnanie i wyszedł. Przez chwilę stałam w przedpokoju jak słup soli, po czym zaniosłam się płaczem. Czułam się upokorzona, a mimo to pragnęłam Łukasza. Ale co miałam zrobić? Nie znałam nawet jego adresu! Dał mi tylko numer telefonu do swojej mamy,
u której podobno często bywał.

Lata mijały, a on był z nią

Poprzedniego dnia podczas rozmowy okazało się, że mamy wspólnego znajomego. Zadzwoniłam więc do niego i dowiedziałam się, że rzeczywiście Łukasz ma od lat narzeczoną. Czyli mówił prawdę… Pomyślałam, że powinnam poczekać jakiś czas, może się odezwie. Dni i tygodnie mijały, ale on się nie pojawiał. Po miesiącu z głupia frant zadzwoniłam do jego mamy. Nie trafiłam na niego, przekazałam więc tylko pozdrowienia. Nie odezwał się.

Minął rok, a ja nie mogłam o Łukaszu zapomnieć. Śnił mi się, marzyłam o nim, tęskniłam. W w jego imieniny znowu zadzwoniłam. Tym razem zastałam go. Pamiętał mnie, zamieniliśmy kilka zdań i tyle. Minął kolejny rok. 22 kwietnia jak zwykle zadzwoniłam z życzeniami i znów usłyszałam uprzejme: dziękuję. Wydawało mi się, że już pogodziłam się z takim stanem rzeczy i moje uczucie przygasło.

Pewnego dnia spotkałam na ulicy wspólnego znajomego i oczywiście zapytałam, co u Łukasza. Usłyszałam, że właśnie się ożenił z ową narzeczoną. Z wrażenia przysiadłam na pobliskim murku i rozpłakałam się jak dziecko. Mimo to nadal co roku o tej samej porze dzwoniłam z życzeniami. Z przyzwyczajenia, a może czekałam na cud?

Minęło kilka lat. Związałam się z innym mężczyzną, lecz nic z tego nie wyszło. Nie umiałam go tak do końca pokochać. Ciągle pamiętałam głęboki, pełen erotyzmu głos Łukasza i iskierki w jego oczach. Pewnego dnia Kasia namówiła mnie na wizytę u wróżki. Ta spojrzała w karty, porobiła jakieś wyliczenia numerologiczne i stwierdziła, że dokładnie za cztery lata, w kwietniu, spotkam miłość mojego życia.

Potem nic szczególnego się ze mną nie działo. Wciąż co roku dzwoniłam do Łukasza z życzeniami i nadal otrzymywałam jedynie zdawkowe podziękowania, a czasem nic, bo nie było go w domu. Kiedy nadszedł czas wyznaczony przez wróżkę, nabrałam nadziei. Miałam przecież spotkać miłość życia!

Wszystko zaczęło się układać

Tym razem Łukasz sam odebrał telefon. Mówił, że ma za sobą trudne chwile. Zmarła jego mama, rozwiódł się... Zapytał, czy zechcę się z nim spotkać! Nie potrafię opisać, jak wielka była moja radość! Wierzyłam, że oto nadszedł wreszcie mój czas, że moje marzenia się spełnią. Zaprosiłam Łukasza do siebie. Czekałam na to 10 lat!

Rano mój ukochany zapisał numer swojej komórki i powiedział, że będzie czekał na telefon. Zadzwoniłam następnego dnia. Nie odbierał, więc nagrałam się na pocztę, ale próżno czekałam na odzew. „Nie pozwolę więcej się upokarzać – pomyślałam. – Muszę wybić go sobie z głowy”.

Cierpiałam bardziej niż dawniej, bo tym razem miałam wielką nadzieję. Był wolny, widziałam w jego oczach uczucie. Czyżbym się myliła? Przez miesiąc chodziłam jak struta. Wreszcie przyjaciółka wzięła mnie na poważną rozmowę.
– Tyle czasu na niego czekałaś – powiedziała. – Daj mu ostatnią szansę. Może to jakiś splot złych okoliczności?
Wcisnęła mi do ręki komórkę i stała nade mną, aż wystukałam numer. Łukasz odebrał natychmiast, a mnie z wrażenia odebrało mowę. Wyjąkałam tylko: „To ja”.
– Dlaczego tak długo się nie odzywałaś? – zapytał niepewnie. – Czekałem jak wariat. Chciałaś mnie ukarać za te 10 lat?

Okazało się, że moja wiadomość do niego nie dotarła, bo miał zablokowaną pocztę głosową! A potem Łukasz powiedział, że żałuje wszystkich dni spędzonych z dala ode mnie, że był kompletnym idiotą, skoro nie zwracał na mnie uwagi… Pobraliśmy się kilka miesięcy później.

Historia mojej miłości zakończyła się więc szczęśliwie. Choć na to zakończenie czekałam aż 10 lat, nie uważam ich za zmarnowane. Nauczyły mnie cierpliwości i nieustępliwości w dążeniu do celu. Bo jeśli się czegoś pragnie, nie wolno się poddawać, nawet gdy piętrzą się trudności.

Więcej prawdziwych historii:
„Anoreksja prawie zabrała mi córkę, a ja nic nawet nie zauważyłam...”
„Przy mężu nieudaczniku wciąż marzyłam o życiu na poziomie u boku Marka. Spotkałam go lata później”
„Siostra mojego męża to zazdrosna jędza. Postanowiła zatruwać mi życie, bo jej zdaniem nie jestem wystarczająco dobra”
„Całe życie wstydziłam się niepełnosprawnej matki. Dziś oddałabym wszystko, by wyjść z nią na chociaż jeden spacer”

Redakcja poleca

REKLAMA