„Tuż przed ślubem zerwałam zaręczyny, bo mój ukochany pokazał prawdziwe oblicze. Nie chciałam żyć z damskim bokserem”

Załamana żona fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Siedziałam i milczałam, bo nie umiałam znaleźć odpowiednich słów. Ona już kochała Kubę jak syna, choć pobrać mieliśmy się dopiero za kilka dni. Nie chciałam go oskarżać ani sprawić, by mama zaczęła patrzeć na niego inaczej niż dotychczas. To przecież jeden błąd. To nadal mój kochany Kuba…”.
/ 15.03.2023 12:30
Załamana żona fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Siedziałam przy kuchennym stole i wpatrywałam się w bukiet czerwonych róż, który włożyłam do babcinego wazonu. Kwiaty były piękne, dostałam je od narzeczonego, a jednak daleko mi było do zachwytu.

– Klaudia, przepraszam cię. To przez te nerwy i stres, przecież wiesz, że ja cię kocham, że ja nigdy… – mówił Kuba ze łzami w oczach, a ja wierzyłam, kochałam, nawet go żałowałam. Tyle że na wspomnienie poprzedniego wieczoru nadal czułam ból, niedowierzanie i obezwładniający wstyd…

– Jakie śliczne róże – nawet nie zauważyłam, kiedy do kuchni weszła moja mama.

– Tak – uśmiechnęłam się nieco sztucznie. Nie dała się nabrać.

– Coś się stało? – zapytała z troską.

– Nic. Jakaś jestem zmęczona – skłamałam.

– A może dręczą cię przedślubne wątpliwości? – uśmiechnęła się.

To miał być zapewne żart, ale ja cała skuliłam się w środku.

– Nie, skądże. Kuba jest przecież ideałem – odpowiedziałam z ledwie wyczuwalną nutką sarkazmu.

– Nie ma ideałów – mama spoważniała. – Co się dzieje? – popatrzyła mi w oczy, a ja poczułam, że nie umiem jej okłamać, że muszę wyrzucić z siebie to, co się wczoraj wydarzyło…

Tylko jak? Siedziałam i milczałam, bo nie umiałam znaleźć odpowiednich słów. Ona już kochała Kubę jak syna, choć pobrać mieliśmy się dopiero za kilka dni. Nie chciałam go oskarżać ani sprawić, by mama zaczęła patrzeć na niego inaczej niż dotychczas. To przecież jeden błąd. To nadal mój kochany Kuba…Poza tym bałam się, że kiedy opowiem o tym na głos, to wszystko stanie się realniejsze, będę musiała się z tym sama zmierzyć, nazwać, przemyśleć…

On podzielał moje przekonania

Kubę poznałam na wyjeździe organizowanym przez naszego proboszcza. To był młodzieżowy, chrześcijański obóz nad morzem. Od razu się zaprzyjaźniliśmy i z czasem nasza znajomość zaczęła się rozwijać w innym kierunku. To było takie naturalne i oczywiste! Zawsze myślałam, że mam ogromne szczęście, bo trafiłam na mądrego, czułego i opiekuńczego chłopaka, który wyznawał te same wartości co ja. Oboje chcieliśmy założyć rodzinę i mieć co najmniej troje dzieci. Marzyliśmy o domu pod miastem i spokojnym życiu. To może dość banalne, ale tak właśnie było. Oboje też jesteśmy blisko Kościoła i to dla nas ważne. Regularnie chodzimy na msze, udzielamy się charytatywnie, o zamieszkaniu razem przed ślubem oczywiście nie było nawet mowy.

W dzisiejszych czasach nie jest to zbyt częste, jednak mnie udało się trafić na człowieka, który nie wyśmiał moich przekonań, ale je podzielał. Zdarzały się oczywiście jakieś drobne nieporozumienia, jak wtedy, gdy na naukach przedmałżeńskich Kuba oświadczył, że kiedy pojawią się dzieci, nie wrócę do pracy przez co najmniej dziesięć lat. Cóż, nie tak to widziałam… Pokłóciliśmy się wtedy, ale w końcu doszliśmy do porozumienia.

– Okej, jeśli będziesz chciała wrócić do pracy wcześniej, niech będzie. Zresztą, zobaczymy, jak to się po ślubie poukłada – powiedział ugodowo.

Po prostu ideał – myślałam.

Do wczoraj.

– Klaudia, powiedz coś, bo zaczynam się naprawdę martwić – z zamyślenia wyrwała mnie mama.

– Uderzył mnie – powiedziałam ledwie słyszalnym szeptem.

– Słucham? – ton mamy zmienił się momentalnie.

– Uderzył mnie. Wczoraj. Przyszedł po mnie do pracy i widział, jak rozmawiam z Maćkiem i się śmiejemy. Powiedział, że wyraźnie z nim flirtowałam. A tak nie było! – mimowolnie zaczęłam się bronić. – Po prostu opowiadałam mu o przygotowaniach do ślubu, tylko tyle. Dla Kuby to wyglądało inaczej i kiedy tylko znaleźliśmy się w mieszkaniu, zrobił mi karczemną awanturę, nie chcę nawet mówić, jak mnie nazwał – ukryłam twarz w dłoniach, a moja mama pobladła.

– I co było potem? – zapytała.

– Powiedziałam, że powinien się zastanowić nad sobą, że reaguje zbyt nerwowo, że Maciek to tylko kolega… Ale on nie słuchał. Najpierw mnie spoliczkował, a potem popchnął – zaczęłam płakać.

Mama przytuliła mnie i powiedziała:

– Kochanie. Przykro mi, tak bardzo mi przykro… Co zamierzasz?

– Nie wiem. To był jeden błąd. On żałuje, przeprosił. Kocha mnie przecież. Tylko nie wiem, co zrobić, by to się nie powtórzyło. Nie powinnam mu dawać powodów do zazdrości – stwierdziłam, a mama spojrzała na mnie z przyganą.

– Nie, moje dziecko. To on nigdy nie powinien podnieść na ciebie ręki. Cokolwiek by się działo. Jeśli zrobił to raz, zrobi to ponownie. Myślę, że to jasny znak, że nie powinnaś brać z nim ślubu! – powiedziała stanowczo, a ja spojrzałam na nią zszokowana.

– Przecież ty go uwielbiasz! Podobnie jak cała nasza rodzina. Jest mądry, zabawny, przystojny, opiekuńczy, czuły – zaczęłam wymieniać.

– I chorobliwie zazdrosny – dodała mama, a ja zamilkłam.

– Kocham go – szepnęłam. – Nie wiem, co robić. Nie mogę go zostawić przez jedną chwilę słabości, ale… – znów się rozpłakałam.

– Pamiętasz ciocię Zosię? Uwielbiałaś ją jako dziecko – zagaiła mama.

– Tak, ale co ma do tego ciotka, która zmarła, kiedy byłam dzieckiem? 

– Nie zmarła. Została zamordowana, a konkretnie pobita na śmierć przez wujka Staszka. Nie mówiliśmy ci tego, bo jak powiedzieć coś takiego dziecku? Długo nikt nie wiedział, co się u nich dzieje, aż któregoś dnia odwiedziłam ją bez zapowiedzi, bo długo się nie odzywała. Wiesz, co zobaczyłam? Podbite oko, spuchniętą wargę i przerażoną dziewczynę, która w niczym nie przypominała radosnej Zośki, którą znałam. Najpierw próbowała mi wmówić, że uderzyła się o szafkę, a później usłyszałam od niej dokładnie to samo co od ciebie teraz. Tłumaczyła, że Staszek miał chwilę słabości, ale bardzo tego żałuje, że ma teraz tyle stresów, ale to był ten ostatni raz. Słuchałam tego przerażona i namawiałam ją do tego, by go zostawiła, obiecywałam, że pomogę
– głos jej zaczął drżeć. – Powiedziała, że się zastanowi, a tydzień później już nie żyła. Staszek skatował ją tak, że doznała rozległych obrażeń wewnętrznych i nie udało się jej uratować. Do dzisiaj nie mogę sobie wybaczyć, że nie dałam rady jej uratować – mama zaczęła płakać.

– Mówiliście, że ona zachorowała i zmarła, a wujek wyjechał… 

– Dziecko, nikt nie umiał ci tego powiedzieć. Wiedz jednak, że nie pozwolę ci wyjść za Kubę, choćbym miała cię zatrzymać siłą przed pójściem do ołtarza! – powiedziała stanowczo, a ja poczułam, że głowa mi pęka, że nie udźwignę więcej.

– Chcę zostać sama, muszę się położyć – powiedziałam i nie czekając na odpowiedź mamy, poszłam do swojego pokoju.

Bałam się jego reakcji

Tamtej nocy nie zmrużyłam oka. Przypomniałam sobie dobre spojrzenie Kuby, jego troskę i oddanie, na przykład kiedy chorowałam, a on się mną opiekował, albo kiedy zniósł mnie z samego Giewontu, bo na górze skręciłam kostkę… Jak obiecywał, że stworzymy razem wspaniały dom… Uśmiechnęłam się do siebie, gdy przypomniałam sobie jego oświadczyny podczas wigilii dla bezdomnych w naszej salce parafialnej, kiedy przy tylu ludziach powiedział mi, że zawsze będzie mnie kochał i nie wyobraża sobie życia beze mnie.

Czy ktoś taki może być zły? Jednak zaraz potem przypomniałam sobie, jak trzy dni się do mnie nie odzywał, bo jego zdaniem kolega zbyt długo i „znacząco” ściskał moją dłoń przy powitaniu, albo jak robił mi awantury o każdego chłopaka, który na imprezie poprosił mnie do tańca. W końcu przestałam tańczyć z kimkolwiek innym… Nie wspominając już o Maćku, koledze z pracy, który był mu ością w gardle od zawsze.

To właśnie on przyczynił się do wczorajszego zdarzenia. Przed oczami stanęła mi wykrzywiona złością twarz Kuby i ta nienawiść w oczach, które w ułamku sekundy stały się zimne jak lód. Na samą myśl o tym, że mogłabym poczuć na sobie ten wzrok jeszcze raz, poczułam ucisk w mostku. Policzek znów zapiekł mnie żywym ogniem, znów poczułam dojmujące upokorzenie. W dodatku ta historia cioci Zosi… Wzięłam głęboki oddech, zamknęłam oczy i już wiedziałam, co muszę zrobić.

Nazajutrz z samego rana zadzwoniłam do Kuby, nie miałam odwagi do niego jechać, bałam się jego reakcji. Odwołałam ślub. Prosił, błagał, w końcu nawet groził, że skrzywdzi mnie albo Maćka, bo to pewnie jego sprawka, ale ja tylko nabrałam pewności, że dobrze robię. Oczywiście wybuchł skandal i pół miasteczka odsądziło mnie od czci i wiary, że skrzywdziłam takiego dobrego chłopaka. Na szczęście mama bardzo mnie wspierała i pomogła przetrwać ten czas. Bolało, ale nie żałuję.

Wierzę, że jeszcze znajdę kogoś, kto mnie szczerze pokocha i kogo nigdy nie będę się bała.

Czytaj także:
„Mój narzeczony zdradził mnie i zostawił. Zabolało podwójnie, bo odszedł do mojej bliskiej przyjaciółki”
„Tydzień przed ślubem zerwałam zaręczyny. Napadło mnie 4 mężczyzn, a mój narzeczony tylko stał i się patrzył”
„Mój narzeczony ukrywał przede mną chorobę brata. Obawiał się, że go zostawię”

Redakcja poleca

REKLAMA