Kaśka, odkąd się znamy, była we wszystkim lepsza ode mnie. Miała fajniejsze ciuchy i większe powodzenie u chłopaków, lepiej się uczyła. Choć obie wybijałyśmy się na tle klasy, zawsze czułam, że podążam o krok za Kaśką. Ona dostawała piątkę, ja piątkę z minusem; ja przyszłam do szkoły w nowych dżinsach, następnego dnia moja przyjaciółka miała na sobie nie tylko nowe dżinsy, ale i najmodniejszą kurtkę.
Musiała być lepsza
Według mnie zawsze ze sobą rywalizowałyśmy, ale nigdy na ten temat z moją przyjaciółką otwarcie nie rozmawiałam, bo wtedy musiałabym przyznać się do kompleksu niższości. Wspólnie skończyłyśmy liceum, zdałyśmy maturę i zdawałyśmy na medycynę. Kaśka się dostała, mnie zabrakło jednego punktu. Jak zawsze znów okazałam się gorsza. Ten jeden jedyny punkt przekreślił moje szanse na sukces i szczęście. To ona dostała się na moją wymarzoną medycynę
Kasia oczywiście próbowała mnie pocieszać. Mówiła, że jestem dobra i na pewno za rok moje marzenie się spełni. Łatwo jej było mówić! Bo to nie ona przegrała swoje życie i zaprzepaściła szansę na karierę. Moi rodzice nie kryli rozczarowania. Liczyli na kolejnego lekarza w rodzinie.
– Taka zdolna jesteś, a nie poradziłaś sobie na egzaminie… Kaśka się dostała, ty nie. Szkoda, wielka szkoda – powtarzała mi moja matka. – I co teraz zrobisz?
Milczałam. Nie chcąc stracić roku, poszłam na biologię. Prestiż żaden, lecz przynajmniej byłam studentką. I nadal widywałam się z Kaśką, bo ta mimo wielu zajęć znajdowała dla mnie czas. Gdy pytała o moje studia, odpowiadałam monosylabami, wyczuwając w jej trosce o mnie fałsz. Oliwy do ognia dolewali moi rodzice.
Nie mogłam znieść ich „ochów” i „achów” nad Kaśką. Trzęsłam się ze złości, słysząc ich nieustające zachwyty nad nią i porównania ze mną, a jednak nie zakończyłam tej znajomości… Na razie. Z czasem Kaśka zaczęła osiągać świetne wyniki na medycynie, mnie wciągnęła biologia. Do tego stopnia, że postanowiłam nie zmieniać kierunku. Zawiedzionym rodzicom oznajmiłam, że najważniejsza w życiu jest pasja, a nie lukratywny zawód czy spełnianie czyichś oczekiwań. Jakoś to przeboleli, choć na szczęśliwych nie wyglądali.
Na drugim roku poznałam Jarka. Studiował zaocznie, bo musiał utrzymać zniedołężniałą matkę, a renta po ojcu wystarczała im na przeżycie tylko połowy miesiąca. Był wrażliwym chłopakiem, uwielbiał muzykę i był we mnie bardzo zakochany. Tak mi się wydawało.
No i znowu jej zdaniem coś zrobiłam źle!
Po dwóch miesiącach poznałam go z Kaśką. Wydawała się rozczarowana moim wyborem. Widziałam, jak powstrzymuje ziewanie, gdy Jarek opowiadał o koncercie Keitha Jarretta.
– Wystarczy, że na uczelni zajmuję się poważnymi sprawami, po godzinach wolę lżejsze klimaty – oznajmiła i zanuciła najnowszy przebój z radia.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie. Nawet nie musiałam pytać, jakie wrażenie zrobił na niej Jarek.
– Nudziarz – oceniła krótko. – I z urody jakiś taki bezbarwny. No, Aga, myślałam, że stać cię na więcej. On nawet normalnie nie studiuje. I ile w tej swojej firmie zarabia? Przecież grosze jakieś. Po co ci taki ktoś? Nie szkoda czasu?
Wkurzyłam się. Powiedziałam jej, że nie interesuje mnie ani portfel Jarka, ani jego rzeczony brak urody.
– Mnie się podoba, a tobie nie musi! – parsknęłam wściekła.
Miałam dość jej rad i tonu pełnego poczucia wyższości. Wiecznego krytykowania moich wyborów, i to nie tylko uczuciowych, lecz i zawodowych. To Kaśka wodziła prym w naciskach, abym zrezygnowała z biologii i próbowała raz jeszcze zdawać na medycynę. A teraz, niczym moi rodzice, przekonywała mnie, żebym zrezygnowała z Jarka!
Zawzięłam się. „Udowodnię ci, że będę szczęśliwa. I to zarówno pracując jako biolog, jak i wiążąc się z „nieciekawym” chłopakiem” – obiecałam sobie. Coraz częściej jednak patrzyłam na niego oczami Kaśki. Czy naprawdę był nudziarzem? Może trochę.
Nie ciągnęło go w stronę żadnych rozrywek, o wspólnym kinie mogłam tylko pomarzyć. Kiedyś udało mi się zaciągnąć go na romantyczną komedię. Po pół godzinie wstał i nakazał, byśmy wyszli. A na zewnątrz złajał mnie za kiepski wybór repertuaru. Rzeczywiście, nie był przystojny, ja jednak wciąż wierzyłam w jego mądrość, wiedzę, osłuchanie muzyczne. Tym wciąż jeszcze mi imponował, chociaż coraz częściej łapałam się na myśli, że trochę bezproduktywnie spędzam z nim czas…
Ale zamiast odejść, brnęłam w ów związek z impetem samobójcy. Paradoksalnie, im częściej czułam zniechęcenie, tym mocniej się z nim wiązałam. No i stało się. Pod koniec trzeciego roku studiów – wpadłam. Ani myślałam o usunięciu ciąży, do czego namawiała mnie Kaśka.
– Przecież ty go nie kochasz – stwierdziła autorytatywnie. – Zmarnujesz sobie przy nim życie, dziewczyno!
Nie chciałam słuchać. Już sobie wyobrażałam, jak Jarek tańczy ze szczęścia na wieść, że zostanie ojcem… Przeliczyłam się. Gdy usłyszał o ciąży, zamilkł, a potem powiedział cicho, że w naszej sytuacji dziecko to nie jest dobry pomysł.
– Pomysł? W jakiej sytuacji? Co ty mówisz?! – wybuchłam.
– Przecież wiesz, że z jednej pensji dwóch dodatkowych osób nie utrzymam – odparł.
– Chyba że…
– Że co? – zapytałam.
– Że zrezygnujesz ze studiów i pójdziesz do pracy. Wtedy moglibyśmy pomyśleć o wspólnym mieszkaniu – odparł spokojnie, jakby proponował mi kino. Rozpłakałam się.
– To tak mnie kochasz? – zapytałam zdławionym głosem, jednak nie doczekałam się odpowiedzi.
No to zostawiłam go na środku ulicy i pobiegłam przed siebie. Nie wołał za mną, nie gonił mnie. A ja? Popędziłam prosto do mojej przyjaciółki.
– Miałaś rację, miałaś rację – powtarzałam bez przerwy, dygocząc w jej ramionach. – Jaka ja byłam głupia!
– Spokojnie, Aga, ciąża to nie koniec świata. Na pewno chcesz urodzić to dziecko i sama je wychowywać? Jeszcze możesz zmienić zdanie.
– Tak, chcę urodzić! I nie dlatego, żeby zrobić na złość całemu światu, tylko dlatego, że naprawdę pragnę tego dziecka
– Dobrze. Od Jarka wywalczymy alimenty. Mam kilka zleceń, podzielę się z tobą na początek, a potem pomyślimy co dalej. Mówiłaś już rodzicom? Zaprzeczyłam.
– To powiedz. Po prostu im powiedz, jak jest naprawdę. Nie chroń tchórza. Tak nie postępuje kochający mężczyzna. Mam iść z tobą do nich? – spytała, przytulając mnie mocno.
– Nie, Kasia, dziękuję, powiem im sama. Ale wiesz co? Wytarłam głośno nos raz i drugi.
– Co?
Sięgnęłam po czystą chusteczkę.
– Nie sądziłam, że jesteś taka...
– Jaka? – zdziwiła się.
– Że jesteś moją prawdziwą przyjaciółką – oznajmiłam jej przez łzy.
Nie miała pojęcia, że tak o niej myślę
Kaśkę chyba zabolały moje słowa. Zwłaszcza gdy jej wyznałam, co czułam przez te wszystkie lata.
– Nie wiedziałam, że tak to widzisz. Myślałam, że lubisz, a nasza szkolna rywalizacja? Myślałam, że to nas tylko do siebie zbliża. Nigdy nie chciałam być lepsza od ciebie. Zresztą, nie jestem...
– Jesteś.
– Nie jestem. A wiesz dlaczego? Na przykład dlatego, że na twoim miejscu nie zdecydowałabym się na dziecko. Taki ze mnie egoistyczny tchórz…
Czytaj także:
Nie dawałam sobie rady z jednym dzieckiem, a gdy urodziłam drugie, zaczął się obóz przetrwania
Zazdrościłem Jackowi, że jest kawalerem - u mnie tylko kupki i zupki...
Podczas pandemii najgorsza jest samotność. Chciałabym wyjść do ludzi. Ale może wcześniej umrę